wedding

679 90 52
                                    

Nie był to ślub w wielkim kościele, jak niektórzy mogli sobie wyobrażać. Odbywał się w urzędzie. Był to biały, masywny budynek, z bogato zdobionymi filarami. Clay wchodząc do niego, czuł się jakby zaraz miał zemdleć. Nogi miał jak z galarety, co zupełnie nie pasowało do postaci na jaką chciał siebie kreować. Jak na ślub królewski, a przy tym jednoczesną koronację przystało było mnóstwo gości. Z wyrafinowanymi manierami, których George był uczony całe życie, a  Dream czuł się strasznie nieswojo, bojąc się, że popełni jakiś błąd. Będzie musiał odkryć przed George'm swoje nowe oblicze, bo doskonale wiedział, że brązowooki od razu wyczuje emocje jakie w tym momencie targały blondynem. 

Już doskonale wiedział, że George prędzej czy później dotrze do każdego zakamarka jego serca, wydrze z niego każdą najmniejszą myśl, jaka zawitała mu do głowy. Dream był tego pewny i wcale mu to nie przeszkadzało. 

Teraz jedynie chciał pokazać zgromadzonym, że jest on w miarę silny i na tyle poważny, by odpowiedzialnie rządzić, ale i ten plan spalił na panewce. Bowiem gdy zielonooki stał już przy marmurowej grubej płycie, która odgrywała rolę biurka, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje i ucieknie ze stresu. Ten odważny, niebaczący na konsekwencje chłopak, którym był wcześniej opuścił go w jednej chwili, ale nie dziwił się samemu sobie. Wcześniej nie miał nic do stracenia, a teraz miał. Miał Georga. Najpierw odbywała się ceremonia podjęcia małżeństwa, a zaraz za nią miał zostać ukoronowany. 

Wszędzie roiło się od wiązanek kwiatów, najróżniejszych. Dream nie miał kompletnej siły nad rozwodzeniem się nad pięknem miejsca w jakim się znajdował, ale ten jeden szczegół przykuł jego uwagę. Uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że to George osobiście wybierał te rośliny. 

Na chwilę zamarł, gdy usłyszał ciche skrzypnięcie wrot, a na sali rozbrzmiała głucha cisza. Do pomieszczenia wszedł George, a u jego boku stał Karl, trzymając w dłoniach największy bukiet niebieskich róż, jaki blondyn mógł sobie wyobrazić. 

Dream miał przez chwilę ochotę się zaśmiać, praktycznie ledwo to powstrzymując. To on się męczy, żeby zdobywać jakieś magiczne niebieskie kwiatki, a ci jak gdyby nigdy nic mieli je wcześniej?

 Bojąc się spojrzeć wprost na swojego przyszłego męża, przejechał skupionym spojrzeniem po gościach stojących w pierwszych rzędach. Praktycznie od razu spostrzegł pewnego czarokletę, Bad uśmiechnął się niewinnie w jego stronę, a Clay zrozumiał, że ten od początku  mógł dać mu zaczarowaną na niebiesko różę, bez żadnych zbędnych zabaw. Westchnął tylko, jednak w duszy wychwalając maga pod niebiosa, wiedząc do czego to doprowadziło.

Przełknął ślinę, gdy Nick stojący zaraz za jego plecami lekko  pociągnął go za czarny materiał jego marynarki. Clay w końcu się przyłamał i spojrzał w stronę, w której jeszcze chwilę temu stał George. Rozszerzył powieki w akcie zdziwienia, gdy spostrzegł, że księcia wcale już tam nie ma. Cichy śmiech dochodzący jego uszy od boku sprawił, że szybko odwrócił głowę napotykając uważne spojrzenie ciemnych, szklistych oczu. 

Urzędnik mówił jakieś formułki, o których słuchaniu zupełnie zapomniał, jedyne co w tej chwili hucznie rozbrzmiewało w jego podświadomości to myśl o tym, jakim cudem oczy George'a są tak absurdalnie śliczne. Odcień ciemnej, rozpuszczonej czekolady był tak hipnotyzujący, że Dream z tego wszystkiego myślał, że zaraz się udusi, gdyż momentami zapominał jak się oddycha. Chciał wyjść stąd jak najszybciej, móc w spokoju dotknąć George'a, bez obaw, że zrobi jakiś błąd. Przy nim nie musiał odczuwać tego rodzaju chronicznego strachu. Kiedy byli sami, zachowywali się zupełnie inaczej.

Gdy George schylił się delikatnie nad marmurem, Dream uważnie obserwował jego ruchy, w tym momencie pełne gracji. Zupełnie inne, niż te chaotyczne, które miał okazję obserwować podczas ich małego spaceru po ulicach Palermo. Zastanawiał się, ile jeszcze oblicz ma brunet. Spostrzegając, że George podje mu pióro, drżącą ręką złożył swój podpis na niemiłosiernie długim papierze. To będzie cud, jeżeli ktokolwiek się po nim odczyta, ale to nie jego wina, że skuwka pisadła była wykrzywiona.  Niewiele więc się nad tym rozwodząc na powrót obrócił się w stronę ukochanego. 

Blue Flower | DnfWhere stories live. Discover now