9. Tego jeszcze nie grali.

Depuis le début
                                    

     — Mam nadzieję, że przynajmniej ty nie będziesz kulą u nogi — szepnął do mnie Ethan i popatrzył bezsilnie na Masona, który średnio radził sobie z utrzymaniem broni. Zaśmiałam się cierpko, bo sama miałam taką nadzieję.

     Ostatni raz wszyscy po sobie spojrzeliśmy, a następnie rozbiegliśmy się na swoje miejsca. Naszej drużynie przewodził Ethan, który zdawał się mieć największe doświadczenie w rozgrywkach z farbą w roli głównej. Całą piątką ustawiliśmy się w okręgu i uważnie słuchaliśmy spostrzeżeń bruneta. Nikt się nie sprzeciwiał, gdy tłumaczył nam, co i jak mamy zrobić, by wygrać.

     Przetarłam dłonią twarz, po czym w skupieniu założyłam maskę i pobiegłam na swoją pozycję, którą była kryjówka za wysokim stogiem siana. Potem wszystko działo się szybko. Ktoś wykrzyknął, że zaczynamy i zapoczątkowało to prawdziwe wariactwo. Ze strony na stronę biegały obie drużyny, przed oczami fruwały kulki z kolorową farbą, roznosiły się okrzyki. Nim się obejrzałam, zarobiłam pierwszy cios. Fioletowa ciecz rozprysła się na moim kombinezonie, zostawiając po sobie ogromny ślad.

     Warknęłam pod nosem, natychmiast obróciłam się za siebie i wpakowałam pocisk w biegnącą fioletowowłosą, która zaklęła siarczyście, po czym zniknęła za jedną z przeszkód. Pokręciłam głową z politowaniem na zachowanie Nory. Przykucnęłam za kamiennym murem, rozglądając się wokoło. Uśmiech sam wpełznął na moją twarz, gdy ujrzałam męską sylwetkę skrywającą się w trawie. Najprawdopodobniej był to Max. Pociągnęłam za spust, po czym powróciłam do wcześniejszej pozycji, a żółta farba rozbiła się w zetknięciu z jego kombinezonem, powodując krzyk zaskoczenia. Byłam w tym lepsza, niż myślałam.

     Gra powoli zbliżała się do końca. Ogromny zegar cyfrowy, który wisiał na dachu głównej bazy, informował nas, że zostało piętnaście minut. W międzyczasie zdążyłam zostać trafiona jakieś siedem razy, ale i sama straciłam trochę amunicji, w miarę celnie strzelając do przeciwników. W pewnym momencie zwinęłam się ze śmiechu i zmuszona podparłam ręce na kolanach, by ochłonąć. Nieustraszony, niezwyciężony Ethan Pierce dostał kulkę prosto w środek swojej maski, idealnie na linii oczu. Ktokolwiek był autorem strzału, skradł moje złośliwe serce. Mało obchodziło mnie, że Pierce i ja byliśmy w jednej drużynie. Takich strzałów nie zostawia się bez aplauzów.

     Brunet otarł rękawem farbę, nie przestając kląć, a mój donośny śmiech ociekający kpiną zapewne tylko podjudzał jego frustrację. No proszę, a przedstawił się jako taki nieugięty. Powoli obrócił się w moim kierunku i zmrużył ślepia, uważnie mi się przyglądając. Upewniwszy się, że nikt nie był w pobliżu, aby nas obserwować, wyrzuciłam z siebie kąśliwy komentarz, który chyba uraził ethanowate ego. Przykro mi.

     Zaczęłam biec do najbliższej bazy, bo niedaleko niej usłyszałam charakterystyczny głos Masona. Zamierzałam pomóc mu w odpieraniu ataku wroga, bo chłopaczyna radził sobie najgorzej z nas wszystkich. Niestety, coś zmusiło mnie, bym się zatrzymała. Nie minęła chwila, a poczułam farbę rozpływającą się po moich plecach. Obróciłam się za siebie i rozchyliłam wargi.

— Do cholery, Pierce, to przecież ja — wysyczałam, pukając się palcem po twardej powierzchni kasku i dla udowodnienia swoich słów podniosłam na moment przezroczystą część maski zakrywającą twarz. Kretyn.

     Uniósł kciuk do góry i zaczął iść w moim kierunku. Pokręciłam głową i wypuściłam z ust powietrze, niedowierzając, że musiałam być w drużynie z kimś takim. Lekceważąco machnęłam na niego ręką i powróciłam do zmierzania ku Masonowi, który, swoją drogą, przestał już krzyczeć. Może całkowicie poległ. Przyczaiłam się za drzewem, mając doskonały widok na Masona i okrążających go Sawyera oraz Lizzie. Powoli starałam się idealnie wycelować, ale po raz kolejny zostałam trafiona. Wyrzuciłam z siebie wiązankę przekleństw i z rozczarowanym tchnieniem odwróciłam się przez ramię. Zaraz szlag mnie strzeli.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Où les histoires vivent. Découvrez maintenant