★8★

116 7 1
                                    

Rose

Leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Mogłam się nie odzywać, ale w sumeie to on zaczął prawda ? Nie będę się przejmować dupkiem, który uważa się za lepszego od wszystkich.

Kiedy stał koło mnie przeszedł mnie dreszcz. Nie mogę powiedzieć, że się bałam, ale może faktycznie przez ułamek sekundy poczułam strach. Jest w nim coś nie określonego. Jego postawa jest tak zimna,że gdy koło mnie stanął poczułam jakby na korytarzu temperatura zniżyła się o przynajmniej jeden stopień.

Nie jest on rodzajem ,,niegrzecznego chłopca,, który udaje nie wiadomo kogo, ale nie jest również typem agresywnego chłopaka, któremu lepiej nie podpaść.

Brunet jest tym, który wystarczy, że na niego spojrzysz i wiesz, że masz kłopoty. To najgorszy rodzaj, ponieważ jest inteligenty i jeśli będzie chciał cię zniszczyć zrobi to psychicznie.

Fakt, jest on ,,niebezpieczny,, na swój sposób i raczej  powinnam się już nie wtrącać, ale ja też nie jestem święta. Potrafię o siebie zadbać i nie dam sobą pomiatać temu idiocie.

Usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku otwierając oczy.

- Hej, idziemy wszyscy do pączkarni  za rogiem,chcesz się wybrać z nami ?- zapytała z uśmiechem mulatka.

-Pewnie, już idę tylko wezmę bluzę

- Okej czekamy w holu na dole- rzuciła wychodząc z pokoju.

Wzięłam bluzę z krzesła i przez moje ciało przeszła fala dziwnego uczucia. Zaczęłam się stresować. To mój pierwszy tydzień w tym domu. Nie rozmawiałam jeszcze z połową domowników, którzy rzekomo są moim rodzeństwem. Ale kogo ja chcę okłamać ? Nie znam ich wogole. Usiadłam gwałtownie na krześle. Mieszkam w domu z całkowicie obcymi ludźmi.

Potrząsnęłam głową, tak jakby to coś dało. Chciałam wyrzucić te myśli z głowy. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam kierować się do drzwi. Fakt nie znam ich, ale poznam. Muszę się na tym teraz skupić. Szłam po schodach i ubierałam bluzę. Wszyscy czekali  już na mnie na dole.

- Witamy królewnę- odezwał się loczek - wyglądasz zniewalająco- uśmiechnął się do mnie.

- Dziękuję bardzo- podeszłam do chłopaka, a on chwycił mnie pod ramię.

- Okej, a więc skoro wszyscy są możemy iść. Tylko pamiętajcie, że mamy czas do 12.- powiedziała Allison.

- Dlaczego ? - spytałam szeptem Klausa.

- Ojciec pojechał z Pogo załatwiać jakieś dokumenty czy coś, dlatego możemy iść, a wróci na obiad, który  bedzie o 13, więc musimy wrócić wcześniej, żeby nie ryzykować, że nas przyłapie.- wyjaśnił

- Często coś takiego robicie ?- spytałam a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.

- Zawsze, gdy starego nie ma.

Wychodziliśmy właśnie z akademii. Ja i Kalus szliśmy na końcu. Postanowiłam poprzyglądać się reszcie. Na samym przodzie szła Allison cała w skowronkach i rozmawiała z Lutherem, który również śmiał się co jakiś czas.

Chwilkę za nim szedł Diego, Ben i Vanya, którzy zaciekle o czymś dyskutowali.

Natomiast nieco dalej od Bena na samym skraju szedł Five. Trzymał ręce w kieszeni, a jego mina nie wyrażała żadnych emocji. Patrzył sie na przejeżdżające pojazdy.

- Przyzwyczaisz się- powiedział mój towarzysz, gdy byliśmy już na miejscu.

- Do czego ?- spytałam, nie za bardzo  wiedząc o co mu chodzi.

- Do tego - zrobił ruch rękom pokazując wszystkich- To znaczy do nas, wiem, że nie jest ci łatwo to pojąć.

Popatrzyłam na niego i uniosłam  lekko brew- Skąd taki wniosek?

- Widzę jak nas obserwujesz, zdałaś sobie sprawę, że nie wiesz kto jakie pączki lubi i czujesz się z tym głupio, ale nie martw się odnajdziesz się.

- Co mają do tego smaki pączków?- zapytałam z wyraźnym rozbawieniem.

- Dla mnie wszystko.- uśmiechnął się i wprowadził  nas do środka.

Polubiłam Klausa, chodź często to co do mnie mówił nie miało żadnego sensu.

Usiedliśmy wszyscy przy dużym stole. Ja koło loczka i Allison , koło niej  siedział  Luther, Diego, Ben,Vanya i Five.

- Dobra ja idę zamówić- odezwała się Allison.

- Może Ci pomogę - odezwałam się spoglądając na nią.

- Pewnie, dzęki

Wstałyśmy i skierowałyśmy  się do lady. Oparłam się o nią i czekając w kolejce przyglądałam się ,, rodzeństwu,,. Wszyscy byli w niebo wzięci tym wyjściem, oprócz niego. Brunet siedział i jego twarz wyrażała obojętność.

- Współczuję wam - odezwałam się zwracając uwagę Allison.

- Czego ?- zapytała

-Życia przez 16 lat z nim- zrobiłam ledwo zauważalny ruch rękom w stronę Fiva.

-Oh, on nie zawsze taki był- odpowiedziała.

- Nie ? To kiedy zaczął się tak zachowywać ?

Popatrzyła na mnie tak, jakby zastanawiała się czy może mi powiedzieć.

- Tata robi nam różne treningi- zaczęła bardo spokojnym tonem- nie zawsze wyglądają tak jak , wtedy kiedy do nas przyszłaś. - zobaczyłam w jej oczach, że zaczyna się lekko denerwować.

- Inny sposób to znaczy jaki ?

Odetchnęła i spojrzała na Klausa, który rozmawiał z Benem, a potem z powrotem na mnie.

-Tak jak wiesz Klaus potrafi rozmawiać ze zmarłymi. Tata zamykał go w trumnie w piwnicy na cały dzień, żeby.. się przyzwyczaił.

Otworzyłam szeroko oczy i przeniosłam wzrok na loczka. Było mi go tak bardzo szkoda.

- Ojciec uważa, również, że najzdolniejszy z nas jest numer pięć. Pokłada w nim wielkie plany ze względu na to, że jego moc pozwala podróżować w czasie. - przerwała na chwilę, aby mi się przyjrzeć.

- Trzy lata temu, gdy mieliśmy po 13 lat, tata powiedział, że fiva czeka specjalne zadanie. Myśleliśmy, że wyślę go na jakąś misje,ale.... On zniknął.

- Jak to zniknął ?- zapytałam nie bardzo wiedząc o co jej chodzi ...

★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★

Witajcie! Zmieniłam okładkę i muszę przyznać, że mi osobiście bardzo się podoba. A wam jak ? Tak smao jeśli chodzi o rozdziały, będą się pojawiały co jakiś czas. Nie umiem określić dokładnie czasu, ponieważ pisze kiedy mam wenę. Dajcie znać jak podoba wam się rozdział!

Miłego dnia / nocy ❤️

M.W

★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★

Ocalona // Five HargreevesWhere stories live. Discover now