Weszłam więc do tego lasu i od razu poczułam klimat marcowego wieczoru. Rozglądałam się wokół drzew i w końcu czułam się jakby wolna, mimo iż nadal miałam świadomość, że pod presją potrafię zabić. Nagle zauważyłam między drzewami dość znaną sylwetkę; mężczyzny - chociaż raczej nastolatka, wyższego ode mnie o jakieś 3/4 głowy - naciągającego łuk i strzelającego w tarczę na wielkim, starym dębie. Początkowo chciałam przejść obok obojętnie i spróbować skupić się na swojej sprawie, w której tu przyszłam... ale, bez konkretnego powodu powodu, po prostu podeszłam do Bartona.

- Nie przygotowujecie internatu do tej całej waszej imprezy?

Chłopak opuścił łuk i odwrócił głowę trochę rozstrzęsiony w moją stronę.

- Jeśli to wypali, zrobimy ją dopiero za kilka weekendów

- Myślałam, że strasznie wam się spieszy. I że zależy Tobie jako pierwotnemu pomysłodawcy.

- Ciężko się dogadać, kiedy każdy chce w niej jak najwięcej po swojemu... A Ty co tu robisz?

- Ja... chciałam się przejść - spuściłam wzrok na swoje dłonie, między którymi pojawił się czerwony, magiczny strumień trudno powiedzieć czego.

Clint powoli się odsunął.

- Nie bój się, póki jestem spokojna, panuję nad tym...

- Chwila... - spojrzał na mnie podejrzliwie spod swojej dziwacznej czupryny, aż nawet odrobinę przerażająco. - Czy ty...

Poczułam, jak momentalnie moje serce przyspieszyło i po sekundach już waliło tak, jakby chciało się wydostać. Mimo to chciałam, żeby dokończył. Musiałam wiedzieć, czy faktycznie zna najgorsze.

- Czy Ty i Pietro jesteście dziećmi kosmitów?

W tym momencie kamień spadł mi z serca, a nawet zaczęłam się śmiać cicho, mimo że ten żart był w istocie żałosny.

- Nie jesteśmy kosmitami, głupku - prędko uspokoiłam swój mało poważny wyraz twarzy. - To dłuższa historia... której po części sami nie znamy.

Ale on nadal się we mnie niepokojąco wpatrywał, a ja czułam się przez to dość niezręcznie. Palce odruchowo zaczeły bawić się pierścionkami, a rzęsy trzepotać co półtorej sekundy. I w pewnym momencie zadał retoryczne, ale mrożące moją krew pytanie, które wystarczyło, żebym zamarła jak podczas pojedynku na spojrzenia z Bazyliszkiem.

- Ale Ty nie zrobiłaś nic Barnesowi w łazience?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć i próbowałam sobie szybko przypomnieć, jak się oddycha. Ledwo położyłam swoje trzęsące się ręce na biodrach, żeby tylko przestały "świecić" i aby nie doszło do żadnej nieszczęśliwej sytuacji ze stresu. Jednak chłopak nadal czekał na odpowiedź w dziwnym opanowaniu.
Nie mogłam tego uniknąć. W końcu, jak najciszszym szeptem, jakby las był pewien podsłuchiwaczy, mimo że było w nim ciszej niż na lekcjach zdalnych (nie wiemy skąd Wandzia znała to porównanie, ale musicie przyznać że jest idealne), wyznałam:

- Nie specjalnie. Przysięgam. Ja się dopiero uczę... kontrolować swój strach...

Wystarczyła chwilka niepokoju i... już znalazłam się w jego ramionach. Tylko teraz zostało pytanie - czy ci, którzy zaczęli dowiadywać się o moich problemach, wpierali mnie ze współczucia czy z obawy o swój własny tyłek?

────

Wyjaśniłam mu jeszcze wtedy w tym lesie to i owo, po czym myślę, mam nadzieję, że mnie zrozumiał. Wróciliśmy do internatu po kolacji i potem do końca dnia siedziałam w pokoju, notując różne rzeczy i przeżycia wewnętrzne w pamiętniku. Natasha - jak zwykle - siedziała w salonie z chłopakami do późna, a więc byłam sama.
Wpatrywałam się w kratkowane kartk papieru, szukając w głowie odpowiednich słów, mimo że i tak nikt by tego pamiętnika nigdy nie przeczytał, ale pisanie go wymaga zaangażowania. Na ręce nałożyłam rękawiczki od razu po powrocie z lasu, i właśnie zerknęłam na nie kolejny raz, analizując, czy nic się nie dzieje w nich z moimi rękami, kiedy zaskoczył mnie znajomy głos zza moich pleców:

- Oh, Wando. Wierzę, że Clint to dobry, choć irytujący przyjaciel, godny wychwalania w sekretnym dzienniku. Ale ciekawi mnie bardzo, na jakich podstawach tak zaczynasz obdarzać zaufaniem tych Midgardczyków...

cdn
nikt się tego rozdziału dziś nie spodziewał, co nie? hahahahah
przepraszam was strasznie że nie było nic od chyba marca/kwietnia, i na razie nie obiecuję, że zaczne systematycznie wstawiać rozdziały, ale mam trochę pomysłów i od wczoraj wieczora miałam jakiś cudem tyle sił, że zedytowałam poprzednie rozdziały, okładkę, opis i jeśli chcecie, możecie przeczytać na nowo od początku, a ja postaram się w wolnym czasie pisać dalej
JEDNAK ZMIENIŁAM PLANY i na finalną imprezkę poczekacie jeszcze kilka rozdziałów, w których chcę nawiązać do nowych wątków

Drama House - Avengers Highschool ✨Where stories live. Discover now