II. Nieporozumienia

423 28 45
                                    

~Z punktu widzenia Steve'a Rogersa~

Następnego dnia

Był wczesny ranek. Poniedziałek. Wpół do siódmej. Kiedy wstałem, reszta pokoju jeszcze spała. Spojrzałem kątem zaspanego oka na chłopaków - Scott leżał w śmiesznej i oryginalnej pozycji jak zawsze, śpiący Barnes wyglądał po prostu uroczo, a co do Tony'ego - no dobra, przyznam, że też był w miarę słodki, ale nie warto kierować się pozorami. Kiedy mój rozsądek uświadomił mi iż wpatrywanie się w nich było trochę nie na miejscu, ogarnęłem się, ubrałem i zszedłem na dół do kuchni.

Peter i Wanda już nie spali - dziewczyna smażyła naleśniki, a Parker po prostu na nie czekał. Pomogłem jej trochę, bo kucharz ze mnie nienajgorszy, a potem tylko czekaliśmy na resztę.
Byłem pewien, że opiekunka internatu już wyszła i przyjdzie dopiero wieczorem na minutę, żeby sprawdzić, czy się nie pozabijaliśmy. Właściwie to ona powinna z nami mieszkać i nas pilnować, ale ma nas gdzieś, więc robimy co chcemy. Dla niektórych może i lepiej... nadzór osoby dorosłej zepsułby cały świetny klimat internatu.

Po siódmej w kuchni zrobił się tłok, więc się ze sobą przywitaliśmy i już każdy zabierał się za obkładanie naleśników różnymi nutellami, dżemami, bitą śmietaną i takimi cudami, a potem dziewczyny poszły jeść do siebie. My zaś siedliśmy przy "stole przypałów", przy którym po prostu się najczęściej jadło, ale po niektórych rzeczach, które tam miały miejsce, nie dziwiłem się Wandzi i Nat.

Odgłosy sztućców podczas jedzenia posiłku były chwilowo jedynym słyszalnym dźwiękiem, ale w tym momencie odezwał się Bruce, wyraźnie zapatrzony w wchodzącą na schody w holu Nat.

- Spojrzała na mnie - odezwał się jakby do siebie, nie wiadomo czemu, ale na tyle, że ja, mało zainteresowany czymkolwiek innym niż naleśnikiem Buck, Clint i Scott usłyszeliśmy, siedząc koło niego. Kiedy poczuł nasze spojrzenia, zaczął spontanicznie tłumaczyć się już trochę głośniej - Ma ładne spojrzenie, uśmiech, jest dobrą koleżanką.

- Że Natasha? - spytał Steph z drugiego końca stołu, nakładając dżem wiśniony na swojego naleśnika.

Clint parsknął drwiącym śmiechem.

- A całowałeś się z nią chociażby? Miałeś swój udział w butelkach i naszych integracjach?

Banner tylko się uśmiechnął słabo, co Clint przyjął zapewne jako "może raz poza głupimi grami i co wam do tego?" lub "chciałbym" i poczułem, że robi się ciekawie. Z przyzwyczajenia do tego, do czego jest zdolny nasz kolega, w tym samym czasie odsuneliśmy się z Bucky'm krzesłami pod ścianę, a Thor odszedł od stołu żeby podziwiać sytuację z bezpiecznej odległości, z salonu.
Barton wstał i włożył całą rękę do miski z bitą śmietaną, po czym... rzucił nią jak sypkim śniegiem w stronę Bruce'a. I niedość, że trafił go prosto w łeb, reszta śmietany rozleciała się po całej kuchni. Zakryłem usta dłonią, w odróżnieniu od mojego przyjaciela, który nawet się nie starał zachować dyskrecji i po prostu się śmiał głupio.
Zaatakowany chłop sięgnął po chusteczkę, żeby wytrzeć nią twarz, po czym próbował wydostać resztki śmietany ze swoich loczków. Clint nadal torturował go wzrokiem, a reszta gapiła się na nich, czekając na rozwój akcji.

- Codziennie w tym cyrku obrzucacie się jedzeniem? - Tony założył nogi na pustym krześle Thora.

- Bardzo często nam się to zdarza - Odpowiedział Barton. - Ale Banner nie ma psychy i nie lubi się bawić, tylko się focha jak dwulatek.

Drama House - Avengers Highschool ✨Where stories live. Discover now