- Więc, Lou...- Vivienne się w końcu odezwała, przerywając ciszę. Wywróciłem oczami. Jakby nie mogli włączyć radia.- Jak w ośrodku? Ludzie byli mili? Zaprzyjaźniłeś się z kimś?- zaczęła zadawać pytania, a ja wymusiłem uśmiech, odwracając się do niej. Spoglądała na mnie z troską w oczach, niepewna czy odpowiem. Mocniej zacisnąłem dłonie, nabrałem haust powietrza i przymknąłem oczy.

     - Było w porządku. Moja doktor była nadzwyczaj miła, czasem po spotkaniach nie mogłem się pozbierać, bo poruszała bardzo prywatne tematy. Ale pomogło.- zacząłem. Mój głos drżał. Zauważyłem, jak zielone tęczówki chłopaka spoglądają na mnie z ciekawością poprzez odbicie w lusterku. Jednak nie zwróciłem na to uwagi.- Ludzie byli mili, niektórzy dziwni, innych natomiast unikałem, bo ich przypadki były naprawdę dziwne oraz niepokojące.- zmarszczyłem czoło, przypominając sobie pojedyncze osoby, które za każdym razem mnie przerażały. Blade, wychudzone twarze, nieobecny wzrok, mysie włosy, zniszczone. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie ich sylwetek. To chyba będzie mnie prześladowało do końca życia.- Zaprzyjaźniłem się z Zaynem, świetny gość, co pewnie już zauważyłaś. Strasznie będę za nim tęsknił- zachichotałem, a tym razem to policzki Viv przybrały koloru czerwieni. Odwróciłem wzrok i spojrzałem się na Hazzę. Zaciskał palce na kierownicy tak mocno, że jego knykcie aż pobielały. Westchnąłem.

     - A Eleanor? Co u niej?- Vivienne zmieniła temat, bo widać było, że kwestia Malika bardzo ją peszy.

     - Dobrze. Nadal prowadzi zajęci muzyczne, dogadywałem się z nią i myślę, że jeszcze nie raz się spotkamy.- wytłumaczyłem zgodnie z prawdą. Trochę mi jej brakowało, jednak nie dawałem po sobie tego poznać. Wbiłem paznokcie w nogi, aby nie dodawać zbędnych informacji. Nie będę ich martwił, może kiedyś im to wytłumaczę... Albo i nie.

     - A dogadywałeś się z Tristanem?- spytała, a ja mocniej zacisnąłem dłonie, wokół drobnych nóg. Pewnie gdyby nie materiał spodni, już pewnie poleciałaby krew. Mój oddech stał się płytki, a pod powiekami zebrały się łzy. Louis, uspokój się! On był tylko twoim ochroniarzem! Ale jednak jego wspomnienie działało na mnie bardzo dziwnie. Jednak zebrałem w sobie siły i wysiliłem się na nikły uśmiech.

     -  Dobrze... Tak, dobrze.- odpowiedziałem krótko, starając się zbyć ją, aby nie pytała się więcej o ośrodek. Byłem bliski powiedzenia im, o tym wszystkim co działo się przez te miesiące, o moich koszmarach, które z każdym dniem były coraz dłuższe i bardziej przerażające. O tym jak przynajmniej 2 razy w tygodniu budziłem się w kałuży krwi. O tym, że gdyby nie Zayn to dawno zrobiłbym to samo, co na tym wieżowcu. Westchnąłem, gdy Viv wróciła do początkowej pozycji i nie wypytywała się już o nic.

     - Harry, zatrzymaj się  przy firmie.- powiedziała po kilku minutach, gdy mijaliśmy budynek T.T.I.C. Zmarszczyłem brwi, gdy chłopak podjechał do krawężnika, aby Vivienne mogła wysiąść. Odwróciła się na chwilę do mnie i pomachała, otwierając drzwi.- Wieczorem podjadę po auto do was, do zobaczenia Lou!- Nie! Nie zostawiaj mnie, proszę! Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, nastąpiła jeszcze bardziej niezręczna cisza. Odwróciłem się, aby ujrzeć dziewczynę w szarych spodniach i fioletowym żakiecie, która na swoich czarnych obcasach podążała do wejścia budynku. Każdy po drodze jej się kłaniał, jak to robił kiedyś przede mną. Widać, że spisywała się odpowiednio, muszę ją docenić wreszcie. Taka Vivienne to skarb. W końcu ruszyliśmy. Przełknąłem ślinę. Delikatnie pochyliłem się do przodu, wyciągając rękę, aby włączyć radio. Przez chwilę moja dłoń dotykała chłodnej skóry Harry'ego, a moje ciało przeszedł dreszcz. Przekręciłem włącznik i nastawiłem odpowiednią stację, po czym wróciłem do poprzedniej pozycji. Zachowywałem się jak małe dziecko, urwis czekający na wizytę w gabinecie dyrektora, który nie mógł nic robić, aby nie mieć większych kłopotów.

Shelter Where stories live. Discover now