Rozdział 9: Cute, don't cut

Comenzar desde el principio
                                    

Zachmurzone niebo, trawa pachnąca porannym deszczem i grupka ludzi stojąca przed świeżo postawionym grobem. Nicholas nie był jednym z nich, jego rodziny też tam nie było, a mimo wszystko w tłumie były same znajome twarze.
-Zarezerwuj dla nas miejsce w niebie Nick, będziemy tęsknić ale wierzę że jeszcze się spotkamy - powiedział Alex patrząc na nagrobek.
-Samobójcy nie trafiają do nieba - przypomniał mu George.
-Zamknij pizdę - warknął meksykanin praktycznie rzucając się na Brytyjczyka z pięściami.
Jednak powstrzymał go Karl. Alex spojrzał na zapłakaną twarz przyjaciela i przytulił go do siebie, również ulegając emocją i po prostu płacząc. Luke patrzył przed siebie na grób swojego przyjaciela jakby ciągle nie wierzył w to że tamten nie żyje. Clay padł na kolana, wpadając niemal że w histerię. Obwiniał się o wszystko, o nie odbieranie telefonu, o nie byciu przy przyjacielu kiedy ten go potrzebował. Czuł po prostu że gdyby odebrał wtedy, to Nick wciąż by żył. Nicholas patrzył na to wszystko z oddali i nie czuł niczego poza odrazą do samego siebie. Śmierć, która stała zaraz przy nim westchnęła.
-Zadowolony jesteś? - spytał czarnowłosy typ o bladej cerze, szpetnej mordzie i czarnych kocich oczach z białymi źrenicami.
Nicholas spojrzał na wysokiego chłopaka, który miał być uosobieniem śmierci. Jednak nie do końca wiedział o co ten pytał. Czarnowłosy westchnął.
-Przez twoja samolubną śmierć ehh... teraz psychika tych dzieciaków będzie skrzywiona na zawsze.
-Oh... - Nick spojrzał na swoich znajomych.
-Myślałeś tylko o sobie, o swoim bólu i teraz co? Umarłeś gratulacje, ale o z nimi, hmm? - parę czarnych kłaków przysłoniło twarz kosiarza.
-Żałosne - wyszeptał Nick.
-Tak, doprawdy żałosne - zgodziła się śmierć - Jedna śmierć, która pociągnie za sobą szereg innych.
-Co? - spytał Nick patrząc na śmierć - jak szereg innych..?
-Znam przyszłość Nicholasie. W ciągu następnych dwóch latach cała ta piątka umrze. W mediach nazwą to "Łańcuchem śmierci NA", powstanie nowy termin o tej samej nazwie, który będzie określał zjawisko kiedy śmierć jednej osoby prowadzi do śmierci kolejnych to powiązanych z nią osób. Dwa lata po tym jak umrze Alex, jako ostatni z nich, Norwegowie nagrają film bazujący na waszej historii, który obejdzie cały świat, a pieniądze z niego pójdą na leczenie osób chorych psychicznie.
-Łańcuch śmierci NA - powtórzył Nick - czemu 'NA'?
-To twoje inicjały Nicholasie Armstrong. Twoja śmierć to zapoczątkowała. Twoja samolubna, bezsensowna śmierć.
Nagle było słychać miałczenie kota dochodzące z bliżej nie określonej strony. Nick rozejrzał się, ale nie zobaczył nigdzie żadnego kota. Miałczenie przybrało na sile, aż stało się nie do zniesienia. 

Otworzył oczy. Pierwszym co zobaczył był rudy kot siedzący przed jego twarzą. Chciał się podnieść z łóżka i kiedy przeniósł ciężar ciała na poranioną rękę wrócił w pełni do świadomości. Usiadł na łóżku powoli, zaczęło mu się kręcić w głowie i zbierać na wymioty. Czuł się bardzo, bardzo słaby. Chciał się poddać i po prostu umrzeć, ale wspomnienia wizji własnego pogrzebu zwracały mu trzeźwość umysłu. Jego telefon zaczął dzwonić. Nicholas odebrał połączenie i powoli idąc przy ścianie oparty o nią, udał się w stronę łazienki.
-Halo..? - spytał zachrypniętym, słabym głosem.
-Nick? Co się stało? Brzmisz jakbyś płakał - usłyszał słodki głos Karla.
-Nic mi nie jest, skaleczyłem się tylko.. - to nie było do końca kłamstwo.
-Pokaż - powiedział stanowczo Karl.
-Co..? 
-Ranę.
-A-ale to nic, małe zacięcie - próbował go zbyć Nick.
-W takim razie pokaż mi je - Karl był nieugięty.
-Wolę nie - wyszeptał Nicholas totalnie nie gotowy by powiedzieć Karlowi o tym że się tnie.
-Będę u ciebie za 10 minut - oznajmił chłopak po czym się rozłączył.
Dotarł do łazienki, usiadł na krawędzi wanny, ledwo kontaktując ze światem. Udało mu się sięgnąć apteczki i opatrzyć rany. Zrobił to tak automatycznie, że sam nawet nie wiedział kiedy skończył. 
-Jakim cudem ja wciąż żyję - wyszeptał chłopak i zerknął w lustro na swoje odbicie - Karl zaraz tu będzie...
Spojrzał na swój telefon. Karl dzwonił do niego jakieś 20 razy w ciągu ostatnich 15 minut. Trochę pożałował, że mówił tyle o sobie Karlowi i że pokazał mu gdzie mieszka. Może gdyby nie to, to chłopak by nie wiedział jak płytki sen ma Nick i jak łatwo go obudzić nawet zwykłym otworzeniem drzwi. Jego przyjaciel musiał się domyślać że coś jest nie tak jeśli ten nie odbiera. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. Wstał ostrożnie i powoli udał się na dół. Schodząc po schodach prawie spadł kiedy jego noga się ześlizgnęła ze stopnia. Dotarł na szczęście cały do drzwi wejściowych i otworzył je. Karl od razu ujrzał bandaże i ubrania ubrudzone we krwi.
-Nick - wyszeptał zmartwiony i wszedł do środka.
Nicholas nawet nie umiał spojrzeć mu w oczy, był zbyt zawstydzony na to. Przyjaciel pomógł mu usiąść na kanapę w salonie, samemu siadając zaraz obok. Karl delikatnie przytulił chłopaka do siebie, Nick nawet z nim nie walczył.
-Czemu Nickuś, czemu? - spytał łamiącym się głosem, głaszcząc delikatnie chłopaka po głowie.
-Przepraszam - odpowiedział szeptem brunet.
-Nie rób tego więcej, błagam..
-Yhym.. - wyszeptał Nick powoli zasypiając.
Karl położył  się na kanapie wraz z Nickiem na nim. Patrzył jak chłopak zasypia, czuwał nad nim, a czując bicie jego serca i oddech był spokojniejszy. Leżał tak godzinami zadając sobie samemu wiele pytań i myśląc jak najlepiej zacząć rozmowę z brunetem rano.

Ciepło. Przyjemne ciepło pochodzące od drugiego ciała. To było pierwsze co poczuł Nick kiedy jego umysł zaczął się budzić ze snu. Niechciał jeszcze otwierać oczu, było mu tak dobrze.
-Tak Jimmy, wszystko okej - powiedział lekko ściszonym głosem Karl - wrócę wieczorem, kocham cię, pa.
Nicholas otworzył oczy i spojrzał na Karla do którego przytulony leżał.  Obrazy z wczoraj wróciły do niego gwałtownie przypominając mu o tym co się stało. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, ale Nick tego nie wytrzymał i odwrócił wzrok czując jak rumieni się na policzkach.
-Dzień dobry - Jacobs uśmiechnął się i delikatnie odgarnął Nicholasowi włosy z twarzy.
-D-dobry.. - mruknął zawstydzony chłopak, czując jak jego serce szybko bije, a w brzuchu ma motylki.
-Jesteś cały czerwony - powiedział ledwo powstrzymując śmiech.
-Duszno tu - próbował jakoś z tego wybrnąć.
-W domu jest coś jak18 stopni, a na zewnątrz jakieś 9 lub 10 - Karl nie mógł nic poradzić na to, że zachowanie Nicka sprawiało że nie przestawał się uśmiechać.
-Ja lepiej.. - zaczął mówić Nick i chciał się już wstać z Karla, ale tamten przytulił go mocniej do siebie.
-Gdzie się wybierasz? - spytał Jacobs widząc jak twarz bruneta płonie.
-J-ja... - jęknął chłopak, który bardzo potrzebował uciec od dotyku drugiego chłopaka - m-muszę do to-toalety...
-Uh, no dobrze, ale najpierw coś z niej zabiorę, dobrze? - Karl patrzył na chłopaka uważnie.
Nick pokiwał głową, a lekki smutek wkradł się na jego twarz. Jacobs puścił chłopaka, odsunęli się od siebie i Karl poszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi i westchnął. Usiadł na krawędzi wanny i patrzył na bałagan panujący w łazience. Zaschnięta krew znajdowała się na posadzce, umywalce, tej przeklętej żyletce oraz wannie. Pudełko z opatrunkami leżało rozwalone na podłodze zaraz przy jego nogach. Przeczesał dłonią włosy i zamknął oczy, pozwalając pojedynczym łzą popłynąć.
-Czemu Nick..? - wyszeptał i spojrzał na żyletkę - Kiedy zaczęliśmy być tak blisko..  kiedy ja.. - zakrył ręką usta i nie wytrzymał.
Myśli o tym że Nicholas mógłby już być martwy gdyby nie przeczucie Jacobs'a, gdyby nie tamte telefony. Chłopak cały drżał i z sunął się z wanny na posadzkę. Klęczał na niej z ręką zasłaniającą jego usta, a druga dłoń zacisnęła się na krawędzi rękawa jego bluzy. Niechciał żeby Nicholas usłyszał że płacze, ale kiedy zobaczył ile brunet wczoraj stracił krwi w samej łazience, a widział jeszcze ścieżkę z plam krwi prowadzącą do jego sypialni, przeraził się i zrozumiał jak nie wiele brakowało by Teksańczyk zasnął na zawsze. Przez noc, kiedy nie mógł spać w obawie że serce Nicholasa stanie lub chłopak przestanie oddychać, myślał o tym, że ledwo co poznał tego bruneta, a już są tak blisko. Jest z nim bliżej niż z Alexem, mimo że to statystycznie z Meksykaninem spędza więcej czasu i rozmawia więcej. Nie potrafił sobie wyobrazić tego że już nigdy by nie poczuł zapachu perfum Nicka, że nie mógłby przytulić się do jego ramienia na pierwszej przerwie między lekcjami wciąż zaspany, że nigdy by już nie usłyszał słodkiego śmiechu chłopaka i że nigdy by się nie wiedział czy naprawdę go pokochał czy to tylko głupie zauroczenie. Z rozmyślań wyrwał go dotyk. Poczuł jak Nick go przytula. Spojrzał na bruneta, smutny i zapłakany, jego usta były rozchylone. Nicholas uśmiechnął się smutno do niego, miał lekko przymknięte oczy, a cała czerwień z jego policzków dawno znikła.
-Jestem tu, wczoraj zrobiłem coś głupiego, ale jestem tu - szepnął Nick.
Karl zetknął ich czoła ze sobą, ich usta dzieliły centymetry, a oczy wpatrywały się w siebie. Jacobs chwycił dłoń Teksańczyka, Nick przeniósł na chwilę na nią wzrok, ale wrócił do patrzenia na chłopaka jak tylko tamten się odezwał:
-Cute, don't cut...
A wszystkiemu przyglądał się rudy kot siedzący na najwyższej szafce, był świadkiem tego jak dwa serca tych zabłąkanych i skrzywdzonych chłopców zaczęły bić wspólnym rytmem po raz pierwszy.

Cute, don't cut! | KarlnapDonde viven las historias. Descúbrelo ahora