Rozdział 28. Drwina z pijackiego stylu życia czarownika

533 83 11
                                    


Magnus nie znosił bezsilności. Poświęcił całe swoje dorosłe, świadome życie na budowaniu niezależności, która dawała mu poczucie władzy nad własnym bytem. Tymczasem w takich chwilach jak ta, nie potrafił zebrać myśli i zdobyć się nawet na gest.

Przez cały wieczór walczył z samym sobą, wmawiając sobie, że nieznośna potrzeba przytulenia dawnego kochanka to tylko kaprys, wywołany widokiem jego rozczochranych po spaniu włosów. Zawsze lubił takiego Aleca najbardziej. Tuż po tym jak otwierał oczy rano. Zaspanego, z opuchniętymi powiekami i umysłem ociężale próbującym nadążyć za rzeczywistością. Taki Alec sprawiał, że Magnus przeżywał te nieliczne momenty w ich związku, kiedy to on był tym silnym i odpowiedzialnym. Miał więc prawo czuć rozrzewnienie na myśl o tym. Nie miał tylko prawa znów sięgać po to uczucie dla chwilowej zachcianki.

Nie mogąc go jednak przytulić, Magnusowi niewiele pozostawało narzędzi, aby ukoić potrzebę pocieszenia Aleca. Czuł, że chłopak tego potrzebuje. Widział rozpacz w jego spojrzeniu, kiedy dotarło do niego, że Nathan tym razem mu nie pomoże. Coś musiało się stać jeszcze zanim przyszli...

Skłamałby twierdząc, ze nie miał nadziei, że ma to coś wspólnego z Edwardem. Sama myśl o tym wampirze powodowała w nim odruch wymiotny, wymieszany z chęcią natychmiastowego mordu. Magnus pierwszy raz w życiu, po czterystu latach, zrozumiał czym jest zazdrość. Był sobą zniesmaczony. Zarówno dlatego, że zazdrość była czymś z gruntu nieprzyjemnym i uwłaczającym, ale również dlatego, że w końcu zrozumiał co kierowało Aleciem, kiedy on miał napady chorobliwej zazdrości. Wtedy Magnusa to drażniło, ale jeżeli Alec czuł chociaż ułamek jego irytacji, to podziwiał go z całego serca za powściągliwość.

Dręczył go też widok Aleca na wpół zdziczałego. Siedem lat... Siedem lat to długo, nawet jak dla nieśmiertelnego, szczególnie u progu swojego długiego życia. Przez siedem lat może wydarzyć się wszystko, co Magnus rozumiał zapewne lepiej niż większość społeczeństwa. Alec w tym czasie musiał się władować w spore kłopoty. Znając jego umiejętności, tylko kwestią czasu było, kiedy z kłopotów na miarę pojedynczego wampira miały się stać kłopotami o kwestii kosmicznej.

Wyglądał na głodnego. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że głód ten przemówił do niego dopiero wtedy, kiedy Alec stracił nad sobą panowanie. Kiedy się wkurzył. Co, pomijając niosące za sobą niebezpieczeństwo rychłej śmierci, było naprawdę seksownym widokiem.

– Głupi wampir – mruknął pod nosem, wywracając oczami.

Co mogło spowodować, że Alec tak nagle zapałał głodem? Co mogło sprawić, że głód ten ukierunkował na wilkołaka, a nie na czarownika? Czy to nie Lily, wampirzyca, wspominała, że Magnus pachnie jak deser? Magnus wolałby zjeść deser niż błoto, a za takowe wampiry uważały krew wilkołaków.

To musiało być coś innego. I nie było mowy o tym, by Alec łączył jedzenie z pociągiem seksualnym, bo chociaż Magnus już wiedział o ich związku, nigdy nie wyczuł takowego ze strony samego Aleca. Nathan co chwila rzucał seksualnymi aluzjami w kierunku Lightwooda, ale ten nie odwdzięczał się w żaden sposób. Spływały po nim jak zwyczajne przytyki, całkowicie bez reakcji.

Magnus wstał ociężale i upewnił się, że Alec dalej stoi na balkonie, zanim przeszedł przez pokój i zajrzał do lodówki. Była pełna, co wykluczało też głód wywołany brakiem pożywienia.

Jeżeli nie to, to co? Zapytał bez sensu sam siebie i zerkał na Nathana. Jedyne co się zmieniło, to fakt, że wilkołak był naćpany.

Magnus nie dokończył tej myśli. Nathan się obudził.

Oczy wilkołaka otworzyły się gwałtownie. Usiadł na kanapie, dysząc wściekle.

– Co się stało? – zapytał bez zainteresowania Magnus, przywołując swój notatnik ze stolika. – Jakieś omamy? Paranoiczne myśli? – podsunął.

Mam krew na rękachWhere stories live. Discover now