Rozdział 4

3 0 0
                                    


...

Dwudziestolatkowie nie mieli żadnego pomysłu na to jak uciec z strefy. Ich pomysły ograniczały się do zniszczenia muru lub przejścia nad nim. Nic z tych rzeczy nie było wykonalne. Kreatywność w tym wypadku nie działała.

Zostało im już tylko kilka minut do godziny policyjnej. Wiele ryzykowali, mimo to dalej szli szukając choćby najmniejszej wady betonowej ściany. Połączyło ich wspólne marzenie, które teraz starali się przekształcić w cel.

- Godzina policyjna! Kim jesteście?! - zaskoczył ich głos strażnika - Macie pozwolenie?!

- Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi - Brian starał się zyskać na czasie, by Jeff z Jasonem mogli znaleźć rozwiązanie sytuacji - Nie mamy pozwolenia, ale mamy bardzo, bardzo, bardzo ważny powód. Otóż widzi pan, ciotka mojej matki miała psa, ten pies zwymiotował na suknię ślubną siostrzenicy, która miała wyjść za mąż za hydraulika, który miał już trójkę dzieci...

- Dosyć tego! - krzyknął strażnik, był wkurzony, choć może trafniejszym określeniem byłoby: znużony życiem i swoją pracą.

- Co się dzieje?! - po chwili przybyli inni panowie ubrani w mundury. Chłopacy wpadli w poważne tarapaty, więc pozostało im tylko jedno desperackie rozwiązanie.

- W nogi! - zawołał Brian.

Cała trójka pobiegła jak najszybciej, próbując uciec przed strażnikami nadciągającymi niemal z każdej strony. Było to niemożliwe, by uniknąć złapania, ale jakaś siła kazała im biegnąć dalej.

- Mój miś... - Jason nagle zatrzymał się gwałtownie i odwrócił za siebie. Szkarada Jasona leżała na zimnej, mokrej i brudnej ulicy. Chłopakowi w głowie przeleciał obraz klauna porozrzucanego w błocie.

- Nie mamy na to teraz czasu! - Jeff próbował pociągnąć czerwonowłosego, by ten znowu zaczął biec, ale Jason stał prosto patrząc na misia i zbliżających się do niego strażników.

- Mój miś! - dwudziestolatek nie zważał na nic innego. Pobiegł w stronę pluszaka.

Brian i Jeff mieli wybór, albo pomóc Jasonowi, albo uratować własne tyłki. Pewnie kilka godzin wcześniej, by uciekli, ale teraz poczuli, że muszą pomóc nowemu przyjacielowi. Chłopacy dobiegli do Jasona i jego misia. Strażnicy byli coraz bliżej, Jeff mógłby przysiąc, że czuje na swoim karku ich zimny, bezduszny oddech.

Czerwonowłosy nie wstał i nie ruszył do biegu. Robił coś co zasłaniał własnym ciałem.

- Jason, nie chcemy przez ciebie zginąć! - Brian był wystraszony, ale czekał cierpliwie na przyjaciół.


Hoodie

Gdy strażnicy byli zaledwie trzy metry dalej Jason otworzył wpust uliczny. Następnie wskoczył do dziury trzymając mocno w ręku przemoczonego misia. Jeff poszedł w jego ślady i też wskoczył do dziury.

Brian się mocno wahał. Nie wiedział co jest gorsze, zginięcie w wyroku rządu czy w nieznanej dziurze. Strażnicy byli już coraz bliżej. Dwa metry, metr, pół metra...

Chłopak skoczył upadając na twardej podłodze, która zdawała się być czymś więcej niż tylko betonem. Na dole panowała całkowita ciemność. Do nozdrzy docierał ostry zapach, ale Brian nie był w stanie określić co tak właściwie czuje.

- Ej, chłopaki, gdzie jesteście? Nie podoba mi się tu!

Brianowi odpowiedziało tylko echo. W całkowitej ciemności nie mógł zrobić nic innego jak tylko dotknąć ściany i iść na przód podpierając się o nią, by się nie zgubić.

Chłopak zrobił tak jak pomyślał, ale po chwili się o coś potknął upadając kolanami na twardą, mokrą podłogę. Dwudziestolatek rękami rozpoznał, że potknął się o ciało. Chciał jak najszybciej uciec od trupa, ale pomyślał, że może to być Jeff albo Jason. Starał się rozpoznać przez dotyk coś co świadczyłoby o tym, że to któryś z jego kumpli.

Brian tak bardzo zajął się ciałem, że nie zauważył dwóch promieni światła padających na niego.

- Brian, jak przestaniesz macać trupa to możesz do nas dołączyć - chłopak na dźwięk głosu Jeffa podskoczył.

Kiedy pierwszy szok minął, Brian odetchnął z ulgą, że wszyscy żyją i udało im się uciec od policjantów.

- Myślałem, że to któryś z was, idioci! Czemu na mnie nie zaczekaliście?!

- Też ciebie miło widzieć - odparł Jeff z uśmieszkiem na twarzy.


...

Chłopacy zaczęli iść prosto korytarzem, skręcali to w lewo, to w prawo. Im dalej szli tym było więcej wody w tunelach, nasilał się też ostry zapach.

Tunele wyglądały tak samo, łatwo było się w nich zgubić. Po wielu godzinach Jason, Jeff i Brian doszli do wielkich metalowych drzwi. Próbowali je otworzyć, po kilku próbach, drzwi się otworzyły.

Zobaczyli taki sam tunel jak przed drzwiami, szli jednak na przód. Byli zmęczeni, ale się nie poddawali. Nie mieli pojęcia nawet dokąd szli, po prostu to robili.

Na końcu tunelu była drabina, która ciągnęła się wysoko w górę.

- To co, idziemy? - zapytał Brian, cały podekscytowany, jak pięciolatek dostający lizaka.

Jason, Jeff i Brian zaczęli wchodzić na górę. Czarnowłosy otworzył wypust. Chłopaków oświetliło jasne światło słońca. Wyszli na zewnątrz i to zobaczyli było cudem, ch*lernym cudem.

- Udało się! - zawołał Brian radośnie, zobaczywszy drugą stronę muru, ale po chwili jego entuzjazm opadł.

Dwudziestolatkowie zobaczyli ogromną, ciągnącą się aż po sam horyzont pustynie, na której nie było nic innego prócz wysuszonej gleby.

- A więc to tak wygląda świat za murem, ale tu dziwnie! - skomentował Jason poprawiając guzik swojego misia.

Wyklęci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz