16

469 32 28
                                    


*KLAUS*

Postanowiłem dać Rem trochę czasu i wyszedłem z łazienki. Ułożyłem się na jej łóżku i zacząłem przeglądać gazetę, którą znalazłem gdzieś na podłodze.

- Coś ciekawego? - usłyszałem męski głos.

- Nie, tylko jakieś morderstwo - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na swojego rozmówcę.

Szeroko otworzyłem usta.

- Dave...

- Cześć, Klaus - uśmiechnął się łagodnie.

- Co ty tu robisz? To ja cię przywołałem? - zapytałem zaskoczony.

- Na to wygląda. Chyba w końcu udało ci się zachować względną trzeźwość. Jestem z ciebie dumny - dodał, a ja poczułem w środku miłe ciepło.

- Naprawdę? - spytałem jak dziecko, któremu mama obiecała nową zabawkę, a Dave się roześmiał.

- Widziałem cię z nią - wskazał na drzwi od łazienki. - Jak się nazywa?

- Rem - odparłem, uśmiechając się lekko na myśl o brunetce. - Co o niej myślisz?

- Sam wiesz najlepiej, że kobiety nie są w moim typie - zażartował, po czym stwierdził: - Cieszę się, że sobie kogoś znalazłeś.

- Nie jesteś zły? Albo smutny? - spytałem, drapiąc się po głowie.

- Nie - po raz kolejny się uśmiechnął. - Ona cię potrzebuje, a ty potrzebujesz jej.

Pokiwałem głową, wciąż wpatrując się w mężczyznę.

- Dave?

- Tak?

- Obiecaj mi, że jeszcze się kiedyś spotkamy - spojrzałem błagalnie w jego oczy.

- "Wspomnienia upiększają życie, ale tylko zdolność zapominania czyni je znośnymi" - odparł, posyłając mi ostatni uśmiech, po czym zniknął.

*REM*

- Klaus, wszystko w porządku? - podeszłam do szatyna. - Słyszałam, że z kimś rozmawiałeś...

- To tylko Ben - uśmiechnął się, kręcąc głową.

- Jasne - uniosłam kąciki ust do góry.

- Jak u ciebie? Lepiej? - zapytał, głaszcząc moją rękę.

- Tak. Potrzebowałam tylko chwili wytchnienia - odparłam, patrząc w jego błyszczące, zielone oczy.

- Rem...

- Tak?

- Dobrze, że jesteś - powiedział, składając pocałunek na moim czole.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo nagle usłyszeliśmy huk. Dobiegał z piwnicy i raczej nie zwiastował nic dobrego...

- Vanya - przypomniałam sobie i natychmiast wybiegłam na korytarz.

Wszystkie ściany zaczęły drżeć, jakby budynek miał się zaraz zawalić.

- Luther! - rzuciłam, a mężczyzna spojrzał na Poga.

- Musicie stąd uciekać - rozkazał. - Natychmiast! I zabierzcie ze sobą mamę...

Klaus skinął głową i pociągnął mnie za rękę. Po chwili dołączyli do nas Diego, Allison i Luther. Tynk coraz szybciej odpadał od sufitu, a szklane wazony z hukiem spadały na drewnianą podłogę.

- Mamo! Mamo!!! - przekrzykiwaliśmy się nawzajem, ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć blondynki.

Nagle kawałek stropu urwał się i prawie zmiażdżył Diega. Jakimś cudem udało mu się jednak uniknąć uderzenia i wyglądało na to, że Klaus miał z tym coś wspólnego.

- To ty? - spytałam, zbiegając za nim po schodach.

- Nie - pokręcił głową. - To chyba Ben... Później o tym porozmawiamy! - krzyknął, przyciągając mnie do siebie i ratując od przygniecenia przez spadający żyrandol.

Wybiegliśmy z budynku.

- Uratowałeś mi życie - rzucił Diego, klepiąc Klausa po plecach. - Gdzie mama?

Wtedy zobaczyliśmy, jak kobieta stoi przy oknie.

- Idę po nią! - krzyknął brunet, ale go powstrzymałam.

- Nie uratujesz jej, Diego - stwierdziłam cicho i poczułam w sercu ukłucie bólu.

Blondynka popatrzyła na nas z matczyną miłością i posłała nam buziaka. Szyba, przy której stała, rozleciała się na miliony szklanych odłamków.

Po chwili z naszego dotychczasowego domu została tylko kupa gruzu. Allison i Luther stali na uboczu, a Klaus próbował odciągnąć Diega od hałdy cegieł.

- Musimy ją...

- Przestań. Zginęła - oznajmił szatyn, a brunet zastygł bez ruchu.

- I zamierzasz po prostu stąd odejść? - zapytał z wściekłością w oczach.

- Nie...

- A co z Pogo?

- Nie przeżył - odezwał się Luther.

- Co? - miałam nadzieję, że coś źle zrozumiałam.

- Vanya go zabiła - odparł.

Razem z Klausem wymieniliśmy spojrzenia.

- Ona nie...

- Sam widziałem.

- Mama, a teraz Pogo... - westchnął Diego.

Usiadł na stercie kamieni i schował twarz w dłoniach.

- Ludzie. To jest to! - zawołał Pięć, który nagle się przed nami pojawił. - Apokalipsa trwa. Dzisiaj skończy się świat.

- Mówiłeś, że to koniec - zauważyłam.

- Myliłem się. Znalazłem tę gazetę w dniu, w którym utknąłem w przyszłości. Ten sam nagłówek! - pomachał nam przed oczami kawałkiem papieru.

- To nic nie znaczy - rzucił Diego. - Bieg zdarzeń mógł się zmienić, gazeta wyszła dziś rano.

- Nie słuchasz - powiedział zirytowany Pięć. - Gdy ją znalazłem, założyłem, że to miejsce runęło jak wszystko. A oto jesteśmy. Księżyc świeci, Ziemia jest cała. Akademia nie.

- Pogmatwane - Klaus wyrwał mu gazetę i zaczął ją oglądać.

- Posłuchaj mnie, durniu! - zdenerwował się. - Vanya niszczy Akademię przed apokalipsą. Jenkins był tylko zapalnikiem. To Vanya jest bombą. Ona wywołuje apokalipsę.

Luther otworzył szeroko oczy.

- Musimy ją znaleźć - stwierdził szybko.

Nagle usłyszeliśmy policyjne helikoptery, które zaczęły przeszukiwać teren.

- Musimy się zbierać, już. Spotykamy się w Super Star! - krzyknął Luther i rozproszyliśmy się.





___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Dzisiaj trochę dłuższy rozdział z dwoma perspektywami. Przepraszam za to, że musieliście na niego czekać tak długo, ale dopiero teraz udało mi się za niego zabrać... Bardzo dziękuję za sto gwiazdek, które do tej pory zostawiliście pod rozdziałami. Cieszę się, że wam się podobają i doceniam każde miłe słowa czy wasze komentarze.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz