Szansa Na Naprawę

27 6 9
                                    

23 stycznia, godzina 20:21, dom państwa Raspberry 

Adam wrócił do domu godzinę wcześniej, zaniepokojony stanem zdrowia Liv. Od Evy wiedział, że dziewczyna nie chorowała zbyt często, więc martwił się o pasierbicę. 

Olivia czuła się jak w szpitalu, Adam zrobił chyba wszystko, co mógł, zmierzył jej temperaturę, ciśnienie, saturację i miliard innych rzeczy. 

– Wiesz, że przeziębienie można stwierdzić w łatwiejszy sposób? – zaśmiała się cicho, po czym zakaszlała. Nie chciała się do tego przyznać, ale naprawdę czuła się słabo. 

– Dobrze, że jest piątek – przyznał mężczyzna. – Posiedzisz w domu. W niedzielę zobaczymy co i jak, w razie czego nie pójdziesz jeszcze do szkoły. 

– Jest naprawdę okej – skłamała. – Jutro będę jak nowo narodzona. – Oczy same się jej zamykały. 

– Zdrzemnij się, później cię obudzę, abyś wzięła lekarstwa – powiedział miło Adam. 

Olivia, nic nie mówiąc, przykryła się kołdrą i ułożyła wygodnie na boku. Lekarz ostrożnie wstał i ruszył w stronę wyjścia. Delikatnie zamknął za sobą drzwi i zszedł na dół. 

– Jak Livie? – spytał Chris, widząc Adam'a. 

Wraz z Harry'm siedzieli u państwa Raspberry odkąd przyprowadzili tu Olivię. Uznali, że nie wrócą do domów, dopóki Adam nie stwierdzi, co jej jest. 

– Spokojnie, chłopcy. To tylko przeziębienie. Do poniedziałku powinno jej przejść – odparł pocieszająco. – Nie martwcie się tak. 

– To wszystko dlatego, że Liv nie choruje – wyjaśnił Haz. – Dziwnie ją widzieć w takim stanie. Baliśmy się, że to coś poważniejszego, skoro ją wzięło – dodał, patrząc na Chris'a, a ten pokiwał głową. 

– Dobrze, że to nic takiego – przyznał Thirlwall. 

– Tak czy siak, lepiej wróćcie już do siebie i weźcie jakieś witaminy – zalecił lekarz. – Nawet jeśli to nic takiego, to nie ma co ryzykować, że was też weźmie. 

– Jasne – przytaknął Chris. – Będziemy się zbierać w takim razie? – Spojrzał pytająco na Harry'ego. 

– Tak, późno już – potwierdził chłopak. 

– Dziękuję, że przyprowadziliście ją do domu – powiedziała pani Raspberry, wchodząc do salonu. – Wiem, że sama na pewno zostałaby jeszcze na treningu i tylko pogorszyła sprawę. Dobrze, że o nią dbacie. 

– To nasz obowiązek – przyznał nieśmiało Harry. 

– Zbierajcie się już i mam nadzieję, że nie zobaczę was tutaj przez weekend – dodała żartobliwie Eva. – Nie obraźcie się, ale wolę nie ryzykować, że w szkole rozpanoszy się jakaś epidemia grypy. 

– Jasna sprawa, zadzwonimy jutro, żeby sprawdzić, co u niej – powiedział Harry. 

Chłopcy wyszli z domu państwa Raspberry w trochę lepszym humorze. Spędzili razem prawie pięć godzin i nawet przez chwilę nie było dziwnie. 

Chris był naprawdę szczęśliwy z tego powodu, Harry również. Obaj zaczęli odzyskiwać wiarę w to, że jeszcze uda im się dogadać. Haz dalej czuł się trochę niezręcznie, jednak były chwile, w których kompletnie zapominał o wszystkich swoich zmartwieniach. Chris odprowadził go pod same drzwi, przez co Haz ponownie poczuł się, jak za starych czasów. 

– Dzisiaj było naprawdę fajnie – powiedział Thirlwall. – No wiesz, tak normalnie... 

– Było fajnie – przytaknął Harry. – Szkoda tylko, że w takich, a nie innych okolicznościach – dodał smutniej. – Słuchaj... – Nie był przekonany, czy powinni teraz o tym rozmawiać, ale Haz miał wrażenie, że nie będzie lepszej okazji. – Rachel chciałaby, żebyś zaczął z nami grać... No wiesz... Tak na poważnie. 

Angel's Quest: An Angel CriedWo Geschichten leben. Entdecke jetzt