4

1.5K 110 16
                                    

- Mówię ci, Alec, to jakiś koszmar! – Jace przejechał dłonią po włosach. Złote kosmyki, nawet po tak brutalnym zabiegu, wyglądały olśniewająco. Alec trochę mu tego zazdrościł. On nieważnie, co by zrobił i tak wyglądał, jakby zamiast grzebienia użył poduszki. – Nie dość, że Clary jest na mnie ściekła za to, że mieszkam z Belcourt...

Alec zamrugał zaskoczony. Clary nie należała raczej do ludzi zazdrosnych, o cokolwiek lub kogokolwiek. A tym bardziej o Jace'a, który prędzej ogoliłby się na łyso, niż pomyślalby o zdradzie. Tego nie można było mu odmówić.

- Przecież mówiłeś jej, na czym polega zlecenie – przerwał bratu.

- No tak – przyznał Jace. – Trochę pomarudziła, ale w końcu się z tym pogodziła, mówiłem ci. Będę musiał pomalować salon. No i wszystko było załatwione. Do czasu. – W jego głosie słychać było rezygnację. – Aż nie zobaczyła Camille. – Pokręcił głową chcąc wyrzucić to wspomnienie z pamięci. – Przywiozła mi wieczorem ciuchy, a ta tutaj. – Wskazał na Camille zawzięcie pracującą ustami przy kroczu Bane'a. Znów dostali wspólną scenę, więc Jace i Alec mogli porozmawiać i powymieniać się wrażeniami, z pierwszego dnia pracy. To znaczy Jace mógł się wyżalić. Alec tylko słuchał, ze wszystkich sił starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na aktorów. Bo chybaby eksplodował. Zwłaszcza po tym, co stało się rano. – Wparowała do przedpokoju. – Jace, jak gdyby nigdy nic, kontynuował wątek. – W samych stringach! I to takich prześwitujących! Bez stanika! Wyobrażasz to sobie?!

W sumie mógłby spróbować, ale nie chciał. Jego zdrowie psychiczne, i tak, było ostatnio mocno nadszarpywane. A to dopiero początek.

- Kiedy Clary zobaczyła cycki Belcourt myślałem, że rozszarpie najpierw ją, a potem mnie! Ale jakoś się opanowała i tylko przywaliła mi torbą w brzuch.

To akurat Alec mógł sobie wyobrazić. I nawet się uśmiechnąć, choć akurat tego wołał nie robić. Ego brata prawdopodobnie by tego nie wytrzymało. Clary miała charakterek.

- Później zadzwoniła i zrobiła mi taką jazdę, że połowę z tego, co powiedziała można podciągnąć pod groźby karalne! Powiedziała, że za mnie wyjdzie tylko po to, żeby móc się rozwieść!

Tutaj Alec już nie wytrzymał. Parsknął śmiechem. Jace się naburmuszył.

- Ty się brachu nie śmiej, bo to dopiero początek! Zamiast uspokajać narzeczoną i mówić jej, że zdecydowanie kręci mnie miseczka A...

- Tego nie musiałem i nie chciałem wiedzieć.

Jace zgromił go wzrokiem.

- Za to ja musiałem obszukać trzech kolesi, którzy przyszli na „konsumpcję znajomości" – zrobił z palców z cudzysłów – z panną Belcourt! Trzech! Rozumiesz to?! JEDNEGO wieczoru! Pierwszy był oburzony i mało nie dał mi w zęby. Drugi chyba mnie podrywał. A trzeci uznał to za świetną grę wstępną i zapytał czy jestem wolny w przyszłym tygodniu bo, cytuję, „organizuje orgię i chciałby czymś zaskoczyć gości". Kurwa, Alec! Ci ludzie są chorzy! Nie dziwię się, że ktoś, w końcu, nie wytrzymał i chce ich kropnąć!

- Jace!

Blondyn uniósł dłonie w obronnym geście.

- Nie mówię, że popieram, tylko że rozumiem. A jak tam u ciebie?

Alec zarumienił się po same koniuszki uszu..

- Dobrze – bąknął. – Jedliśmy chińszczyznę. – Wrócił myślami do poprzedniego wieczoru.



Wyszedł z pokoju akurat, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Bane brał właśnie prysznic, więc Alec mógł, bez robienia z siebie debila, odebrać zamówione jedzenie. Trochę pokłócił się o nie z Magnusem. Mężczyzna chciał coś z jakiejś wykwintnej restauracji (Najlepiej tej francuskiej! Uwielbiam ją!) i Alec musiał mu, dość brutalnie, wytłumaczyć, (od czego jest internet i zdjęcia trupów), że w obecnej sytuacji musi bardzo uważać na to skąd zamawia jedzenie. A najlepiej gotować sam. Ta sugestia o mało nie doprowadziła Magnusa do zawału. Dlatego, już bez szemrania, zgodził się na chińszczyznę, z baru przyjaciela ojczyma Clary (wytłumaczenie tej zawiłości zabrało Alecowi pięć minut życia). Alec jadł w Jade Wolf kilka razy i musiał przyznać, że nie tylko było smacznie, ale ponadto człowiek miał komfort psychiczny, bo nie musiał się martwić niespodziewanymi dodatkami w jedzeniu. Typu arszenik. Albo ślina wkurzonego kucharza, czy kurz z podłogi (osobiście nie wierzył w regułę pięciu sekund).

Utracona niewinnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz