6. Ten Jeden W Którym Liam Nie Może Spać

83 57 23
                                    

Dzień 1
Denise

Tak jak myślałam, wróciliśmy bardzo późno. Ktoś powiedział coś o maratonie filmowym, ale teraz marzyłam tylko o tym, żeby rzucić się na łóżko i zakopać pod kołdrą. Z bólem pokonałam schody prowadzące na piętro, taszcząc za sobą walizkę, podczas gdy każdy stopień skrzypiał pod moim ciężarem, ale nie w ten nieprzyjemny, drażliwy sposób, aż wreszcie dotarłam do drzwi pokoju gościnnego. To był bardzo długi dzień.

Wymacałam włącznik na ścianie i zapaliłam światło i uśmiechnęłam się lekko. Jak niemal wszystko w tym miejscu, ten pokój też uwielbiałam. Nie był duży, ale absolutnie... prześliczny. Nie potrafiłam tego inaczej ująć. Ściany pomalowane błękitną farbą, białe, delikatne zasłony nad oknami i przeszklonymi drzwiami na balkon, i bliźniacze łóżka z jasnego drewna z szafkami nocnymi do kompletu. Nie bardzo wiedziałam, kogo rodzina Richards mogła tutaj gościć — zakładałam, że w ich kręgach miało się po prostu domki letniskowe, a w nich pokoje gościnne — ale nie zamierzałam narzekać; chociaż zrobiłabym to, gdybym była Sophie, skazaną na ciemną, fioletową "Sypialnię Na Parterze", w której czasem coś rzeczywiście poskrzypywało.

Zastanawiałam się, ile czasu minie, zanim Margo i Shawn zrezygnują ze spania w niej.

Jak miałam się przekonać, mniej niż sądziłam.

Nie miałam siły się rozpakować, więc po prostu przebrałam się w piżamę (ta była bladozielona, w chaotyczny wzorek z kiwi), resztę rzeczy porzucając w walizce. Usiadłam na łóżku i znowu sięgnęłam po telefon. Minęła północ, było więc zdecydowanie zbyt późno, by zadzwonić do Petera. Przygryzłam wargę, bijąc się z myślami przez kilka chwil, aż w końcu kilkoma szybkimi kliknięciami, zanim znów zdążyłam się rozmyślić, wybrałam jego numer. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. W końcu usłyszałam charakterystyczny odgłos.

— Cześć, tu poczta głosowa Petera Blake'a. Jeśli słyszysz ten komunikat któryś raz z rzędu, proszę, zrozum aluzję...

*pip*

— Hej. Tu Denise. Chciałam ci tylko powiedzieć, że dotarliśmy nad Loe Lake... — Opuściłam wzrok na puszysty dywan pod stopami. — Chociaż właściwie chciałam powiedzieć ci też kilka innych rzeczy, ale zrobię to rano. Mam nadzieję, że Bruce ma się dobrze... i ty też. Pozdrów ode mnie Louisa jeśli możesz. Zadzwonię później. Cześć. — Ta wiadomość była tak nieskładna, że aż zrobiło mi się głupio. Domyślałam się jednak, że dla niego nie miało to znaczenia.

Westchnęłam, rozłączyłam się, zastanawiając się, czy Peter wróci z Londynu, zanim znów zjawimy się w Doncaster. Rozstaliśmy się.. trudno było w to uwierzyć, ale prawie pół roku temu. Choć właściwie, może trudniej było dać wiarę, że byliśmy razem przez dwa miesiące. Osiem tygodni chodzenia do kina, spotykania się u niego w domu, wizyt u babci Christiny, trzymania się za ręce... Mogłoby się wydawać, że skoro przez tyle czasu żadne z nas nie kwapiło się, by pocałowąć to drugie, ktoś odkryje, że coś tu nie gra, jednak mi zajęło to szokująco dużo czasu.

Tamten dzień był... dziwny. Kiedy Peter po mnie przyjechał, nie planowałam jeszcze tego zakończyć. Przegadaliśmy całą drogę, tak jak mieliśmy w zwyczaju, a potem przez kilka godzin siedzieliśmy u niego w piwnicy i wtedy też tego nie planowałam. Ale nagle zaczęłam myśleć o swoich urodzinach, o tym, ile dla mnie zrobił, o tym, że Peter jest świetnym przyjacielem i świetnym chłopakiem, który zmarnował ze mną mnóstwo czasu, chociaż mógłby go marnować ze swoją dziewczyną. Dopiero wtedy uderzyło we mnie, że to ja nią jestem, ale wcale się tak nie czuję.

— Peter... — zaczęłam ostrożnie, nie wiedząc właściwie, co chcę powiedzieć.

— Hm?

How Did We End Up Here? ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin