Rozdział 1: Kultura puka do drzwi, patologia wchodzi oknem

46.6K 2K 1.8K
                                    

Nick nie wyróżniał się jakoś bardzo w grupie swoich znajomych. Nie był tym najprzystojniejszym czy najsilniejszym i gdyby nie to że przyjaźnił się z tym słynnym na całą szkołę Clay'em to nikt by go nie dostrzegł. Nick znany był tylko z trzech rzeczy: umiał przypierniczyć, ciągle oglądał jakieś anime na telefonie i był z Teksasu. Brunet nie miał za wiele przyjaciół, przyjaźnił się z Clay'em przez co ludzie uważali że jest w jego paczce oraz przyjaźnił się z Lukiem. W paczce znajomych Clay'a, Sapnap nie do końca umiał się odnaleźć. Żaden z nich nie oglądał anime, jedynie Clay czytał mangi. Gust muzyczny też miał zupełnie inny od pozostałych, więc na tej platformie też nie było o czym rozmawiać. Chłopaka przyzwyczaił się już do spędzania długich przerw w samotności, na jakiś prawie nieużywanych schodach i oglądaniu anime. To była jego rutyna, wolał nie jeść przez cały dzień niż pominąć codziennie oglądania japońskiej animacji. Teraz akurat zawzięło go do Haikyuu, więc wciągnął się całym sobą. Haikyuu to anime o siatkówce, więc jakby nie patrzeć chłopaka po prostu oglądał mecze tyle że animowane i z jakąś fabułą. Szybko znalazł swoją ulubioną postać tam, a szukając jej artów natrafił na bardzo miłych ludzi na różnych forach, więc można powiedzieć że poczuł się przyjęty do fandomu. Pewnego dnia oglądając jeden z ważniejszych odcinków, bo był to finał sezonu, usłyszał jak ktoś schodzi po schodach. Były to jakieś dwie dziewczyny które plotkowały i co chwile się chichrały z czegoś.
-Słyszałeś Nick? - zaczepiał go jedna z nich.
-Hmm? - chłopak zapałzował odcinek i wyjął jedną słuchawkę z uszu by ją lepiej słyszeć.
-Nowy uczeń ma do nas dołączyć - powiedziała podekscytowana - ponoć to przyjaciel z dzieciństwa Jimmy'ego!
-Oh.. Okey - brunet naprawdę nie przejmował się tym, teraz bardziej liczyło się dla niego to co miał na ekranie.
Dziewczyny sobie poszły, a Sapnap wrócił do tego co robił zanim się pojawiły. Odcinek się skończył, długa przerwa minęła, a trzy ostatnie lekcje zdawały się minąć chłopakowi aż nawet zbyt szybko. Kiedy zadzwonił ostatni dla Nicka dzwonek, chłopak wyszedł z klasy razem z innymi i ruszył ku swojej szafce. Spotkał tam dobrze sobie znanego blondyna.
-Hey Clay - mruknął witając się z przyjacielem.
-Oh, hey Nick! Słuchaj, moich rodziców nie ma dziś w domu, może wpadniesz do mnie? Będziemy mogli razem pograć- uśmiech wydawał się wręcz przyklejonym do twarzy Clay'a.
Nick pomyślał przez chwilę o swoich opcjach - mógł odmówić i spędzić kolejny dzień na próbach nie słuchania kłótni rodziców lub iść do Clay'a i spędzić świetnie czas. Czy wybór nie wydawał się oczywisty? Ależ oczywiście że się WYDAWAŁ, bo w rzeczywistości Nick nie miał wyboru, nie mógł iść do swojego przyjaciela na noc. Brunet spuścił wzrok.
-Nie mogę, przepraszam...
-Oh? Coś się stało? - Clay wydawał się zasmucony odpowiedziom.
-Nie, po prostu.. Rodzice mi nie pozwolą - brunet podrapał się po karku nerwowo.
-Oh.. Szkoda, ale może następnym razem? Ostatnio trochę mało ze sobą spędzamy czasu, tęsknię za twoim towarzystwem Sapnap~
-Przestań mnie tak nazywać - Nick poczuł jak się rumieni ze wstydu, tylko Clay i parę jego znajomych wiedzieli o tym przezwisku i lepiej żeby tak pozostało.
-Okey, okey - blondyn zaśmiał się i zamknął swoją szafkę - to do jutra stary, pisz jakbyś czegoś potrzebował lub zmienił zdanie.
Nick przytaknął i jego przyjaciel odszedł. Brunet westchnął nie wiedząc co ze sobą zrobić. Naprawdę chciał iść do Clay'a, spędzić całą noc na graniu i jutro wagarować jak robili już nie raz, ale teraz rodzice chłopaka zabronili mu iść gdziekolwiek, a zwłaszcza do Clay'a, póki nie poprawi stopni.

Sapnap nie mieszkał daleko od szkoły, ale zawsze kiedy wracał do domu szedł najdłuższą drogą jaką się dało, byle tylko wrócić jak najpóźniej. W połowie drogi mijał sierociniec. Wygląd budynku przyprawiał go o dreszcze za każdym razem jak na niego patrzył. Stara kamienna, powoli rozpadająca się budowla z wielkim podwórkiem, na którym było może w sumie z 7 drzew i jedna huśtawka. Dzieciaki wyglądały jakby ktoś się nad nimi znęcał i nie mówimy tu o tych dopiero co odebranych rodzicom - tylko o tych które są tu już od jakiegoś czasu. Jednak co miał zrobić Nick z tym? Był tylko 17 latkiem, który miał swoje małe piekło w domu i nie chciał mieszać się w problemy innych. W końcu nawet jakby to gdzieś zgłosił to czy to by pomogło? Placówek takich jak ta jest setki jednak czym było cierpienie tych paru dzieciaków w stosunku do problemów wielkiej i wspaniałej Ameryki? Niczym. Tym razem jednak coś się zmieniło. Na podwórku niedaleko płotu rosło drzewo, a na jego gałęzi wisiała huśtawka. Od kiedy Nick tylko pamiętał nikt na niej się nie bujał, aż do tego dnia. Na drewnianej belce siedział chłopak nie starszy od Nick'a. Miał brązowe włosy, które delikatnie przysłaniały mu szaro-zielone oczy. Chłopak uśmiechał się delikatnie, a zaczerwienione powieki zdradzały że musiał płakać. Jednak teraz naprawdę wydawał się szczęśliwy, jakby właśnie uwolnił się z piekła. Nick nawet nie zorientował się że staną żeby popatrzeć na niego.
-Karl! - krzyknął dobrze znany Nick'owi głos.
Teksańczyk obrócił się żeby spojrzeć na starszego od niego o rok, przewodniczącego samorządu - Jimmy'ego. Chłopak z huśtawki zeskoczył z niej i podbiegł do płotu.
-Jimmy..! Myślałem że już nie przyjdziesz - głos bruneta był delikatny i zachrypnięty z lekka, zupełnie jakby chłopak zdarł sobie gardło krzycząc.
-Wybacz, przeciągnęło mi się spotkanie z... - i po tym zdaniu Nick już nie słuchał.
Po prostu odszedł w kierunku domu. Jego serce biło trochę szybciej, czego chłopak w ogóle nie rozumiał w końcu nie biegł tylko szedł spokojnie, więc do czego ono tak goniło?

Chłód jaki bił z domu Nick'a był niewyobrażalnie duży. Czuć było na kilometr że w nim nikt nie jest szczęśliwy, że rodzice chłopaka są razem tylko dlatego że mają dziecko. Ich miłość umarła lata temu. 17-latek najciszej jak się dało otworzył drzwi wejściowe i wszedł do środka. Krzyk, wrzask kolejnej kłótni. O co tym razem walczą ci ludzie? Któż może wiedzieć jeśli nawet oni sami już nie pamiętaj o co zdzierają swoje głosy. Nick przemknął przez korytarz, dostał się na schody i zamknął się w swoim królestwie. Wziął swoje słuchawki i podłączając je do telefonu włączył playliste, którą dumnie nazwał „Fucking tired". Opadł na łóżko i wpatrywał się w sufit. Ciekawe czy ten chłopak zza płotu też przeżywał to co on? Czy też słuchał krzyku dzień w dzień, noc w noc? Może był tym "szczęściarzem" i jego rodzice zginęli tylko w wypadku, może nie wychowywał się w patologii. Po chwili to dopiero dotarło do Nick'a - to nie jego pierdolony interes. Czemu w ogóle pomyślał o tym dzieciaku? Wszak nigdy więcej już go pewnie nie zobaczy. Przecież nie raz widział już dzieci na podwórku przed sierocińcem. Westchnął cicho i zebrało mu się na płacz, jednak łzy nie płynęły. Bum! Coś, pewnie jakaś szklanka, właśnie uderzyło o ścianę i rozbiło się na milion kawałków. Nick drgnął niespokojnie i spojrzał na telefon. Może jednak powinien iść do Clay'a, nawet za cenę opierdolu potem. Teraz już nie miał takiej możliwości, już nie opuści murów tego domostwa do następnego ranka. Zamknął oczy i starał się nie myśleć o Karlu - czemu on w ogóle zapamiętał jego imię?! - jednak to nie pomagało. W ciemności łatwiej przychodził mu obraz sprzed paru minut. Co tam w ogóle robił Jimmy? Przewodniczący samorządu szkolnego pochodził z bogatej i szanowanej rodziny, więc czemu miałby się przejmować sprawą kogoś z sierocińca? Zwłaszcza że Jimmy nawet nie mieszkał w tej części miasta. Z tych wszystkich rozmyśleń wyrwał go dźwięk powiadomienia. Otworzył oczy i wziął telefon do ręki.

Cute, don't cut! | KarlnapWhere stories live. Discover now