II

5.8K 478 299
                                    

~*Childe*~


Świetnie. Jeśli Signora chciała mnie wkurzyć, właśnie jej się to udało. Nie dość że mam sporo swoich spraw na głowie, Tsaritsa kazała nam zdobyć Gnosis, to jeszcze ona zleca mi pilnowanie jakiegoś dziwnego typka, który chyba pół swojego życia spędził w bibliotece. Siedziałem przy stoliku w salonie i już drugą godzinę wysłuchiwałem o tym, jakie mam świetne rzeczy w domu. A to kamień który ma ponad dwa tysiące lat, a to krzesło z którym wiąże się jakaś super ważna historia, a to zegar od babci okazał się być magicznym przedmiotem. Ludzie, ile można gadać? Z trudem powstrzymywałem się od zaśnięcia na blacie, jedynie przyglądałem się temu dziwakowi, jak spokojnie popijał herbatę. Byłem tak skupiony na obserwowaniu, jak podnosi filiżankę do ust, że nie zwróciłem uwagi na ciszę, jaka między nami zapanowała.

Childe. Zhongli odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie moja uwagę.

Hm..?

Zaprowadź mnie do tutejszej szwaczki.

Szwa... Co? - Zaśmiałem się, choć on wydawał się być zupełnie poważny.

Potrzebuję ubrań, nie mogę chodzić w stroju Fatui, nie będąc jednym z was, czyż nie?

Słuchaj, zabiorę cię po prostu na targ, wybierzesz sobie coś ładnego. Nie mam czasu ani ochoty załatwiać ci ubrania szytego na miarę.

W takim razie sam to załatwię.

Wstał od stołu. Tak po prostu wstał i wyszedł. Zapomniał jednak o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Wybiegłem za nim, nie wiedząc czy mam się śmiać, czy lepiej płakać nad swoim marnym losem. Nie odszedł zbyt daleko więc zdążyłem go złapać i wręczyłem mu woreczek z morą.

Przy okazji, twoja "szwaczka" jest w drugą stronę.

Dziękuję Childe.


Mogłem wreszcie zająć się sobą. Miałem kilka zleceń które planowałem wykonać tego dnia, ale Signora skutecznie mi to uniemożliwiła. Nie życzę nikomu źle, ale w tej chwili miałem ochotę rzucić na nią najgorszą istniejącą klątwę. Załatwiłem parę papierkowych spraw w Northland Banku i skierowałem się w stronę obrzeży miasta, gdzie czekali na mnie nowi rekruci. Miałem wygłosić im mowę zachęcającą czy coś w tym stylu, podobno jestem w tym dobry. Lubiłem to robić, a ludzie o dziwo lubili mnie słuchać. Jednak mój dobry humor skończył się równie szybko, jak się zaczął. Przy jednym z kolorowych straganów na głównej ulicy stał nikt inny, jak szanowny pan Zhongli. Co gorsza, trzymany przez straże i wysłuchujący krzyków jakiejś kobiety. Od początku wiedziałem, że puszczanie tego dziwaka samego w środek miasta, nie jest dobrym pomysłem.

Coś się stało? Podszedłem bliżej, przyglądając się sytuacji.

Ten facet nie dość że podważa jakość moich produktów, to jeszcze za nie nie zapłacił!

Przecież dałem ci pieniądze... Potarłem palcami skronie, wzdychając głośno.

A ja przekazałem je tej kobiecie. Nie rozumiem, gdzie leży przyczyna problemu.

Brunet stał trzymany przez dwóch strażników, ale wciąż był niesamowicie spokojny. Skąd ten człowiek się urwał?

Za mało! Brakuje jakieś dwadzieścia tysięcy mory!

Dwadzieścia ty... Co takiego?!

Nie masz tyle pieniędzy? Zhongli odwrócił głowę w moją stronę.

Oczywiście, że mam, nie patrz tak na mnie! Dobrze, zapłacę brakującą sumę. Zacisnąłem mocno zęby. Signora sporo mi za to zapłaci. Dorzucę jakąś prowizję czy coś, za niańczenie tego idioty. Wręczyłem kobiecie brakującą sumę i spojrzałem wymownym wzrokiem w stronę strażników, którzy puścili wreszcie Zhongliego.

A teraz bądź tak dobry i wracaj do domu, jestem już spóźniony. Zacząłem, kiedy oddaliliśmy się nieco. Ku mojej radości, nawet nie protestował. Miał ze sobą stertę nowych ubrań i pewnie tylko to uratowało mnie przed pytaniem "czy mogę iść z tobą".


Wyszedłem za mury miasta, grupka mężczyzn w maskach siedziała na placu, żywo o czymś dyskutując. Signora stała tuż obok, ze spokojem przyglądając się tafli jeziora.

Jestem! Uśmiechnąłem się do niej i pomachałem dłonią.

Childe, spóźniłeś się. Poziom twojej odpowiedzialności wynosi okrągłe zero, jak się z tym czujesz?

Cholera, zabiję cię Zhongli.

Song of Freedom - Childe x Zhongli || Genshin Impact ||Where stories live. Discover now