Rozdział 5b

645 11 2
                                    

Claudia

Stałam właśnie przed dużym lustrem w swoim pokoju, próbując już chyba po raz trzydziesty zrobić jakieś sensowne zdjęcie na story kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.

- Można przeszkodzić w sesji zdjęciowej? - usłyszałam ciepły głos mamy, która uśmiechała się do mnie niepewnie, wychylając głowę zza drzwi. 

- Jasne. - Odpowiedziałam, siadając zrezygnowana na posłane łóżko. - Chyba nic dziś z tego nie będzie. 

- Może Ci pomogę? - Wzruszyłam tylko ramionami w odpowiedzi, nie mając już nadziei na poprawę nastroju. - Hej, co jest Claudy? 

- Sama nie wiem... - Odpowiedziałam wymijająco.

- Coś w szkole czy z chłopakami? - Zapytała, jak zawsze trafiając w sedno. 

- W sumie i jedno i drugie. - Odpowiedziałam, wiedząc że mama i tak by się domyśliła. 

- No to opowiadaj. - Dodała moja rodzicielka, siadając na moim łóżku. Chwyciła jedną z kolorowych poduszek, podciągnęła nogi pod brodę i patrzyła na mnie wyczekująco ale jednocześnie cierpliwie. 

Miałyśmy swoje lepsze i gorsze chwile, jak każda matka i córka, ale koniec końców zawsze mogłam na moją rodzicielkę liczyć. Rozumiałyśmy się tak dobrze chyba dlatego, że ja byłam jej wierną kopią. Patrząc na jej pogodną twarz wiedziałam już nawet jak będę wyglądała za dwadzieścia lat. W zasadzie moja mama wyglądała jak ja, a różniło nas jedynie kilka delikatnych zmarszczek i pieprzyków.

Patrzyłam chwilę w te czarne sarnie oczy, zastanawiając się co powiedzieć, aż w końcu westchnęłam ciężko i zwiesiłam głowę. 

- No bo tak strasznie irytuje mnie, że wszystkie tępe niunie ze szkoły wypytują mnie o Adama... - Wyrzuciłam z siebie jednym tchem, padając jednocześnie bezwiednie na łóżko. - Ciągle tylko "a Adam jest dziś wieczorem wolny?", "a Adam przyjdzie na imprezę?", "a Adam lubi jasne czy ciemne włosy?". Czy ja jestem jego cholerną matką, że mnie o to pytają? - Dodałam zrezygnowana. 

- Po pierwsze uważaj na język Kochanie. - Rzuciła Lisa, na co wywróciłam oczami. - Po drugie, czy mi się tylko wydaje czy nadal jesteś o niego zazdrosna?

- Ja? Zazdrosna? - Zerwałam się znów do siadu. - W życiu nie byłam zazdrosna o tego frajera! 

- Nie? - Poczułam na sobie lekko rozbawione spojrzenie. - To dlaczego tak ci przeszkadzają te pytania?

- No bo... - Zaczęłam, chcąc zarzucić ją logicznymi argumentami, które jednak nijak nie chciały się zgromadzić w mojej głowie. - No bo... - No cholera jasna...

- Wiesz Claudy, w zazdrości nie ma nic złego i nie musisz się tego wypierać. 

- Ale kiedy ja nie jestem zazdrosna! - Żachnęłam się. 

- Nie ważne jak to nazwiesz. Masz po mnie dużo cech i jedną z nich jest na pewno niepoprawny romantyzm, którego nieodłączną częścią jest zazdrość. I musisz się nauczyć akceptować to jak się czujesz. 

- Ale ja nie chcę się tak czuć... Nie jestem już z Adamem i nie chcę z nim być ale nie chcę też żeby on był z kimkolwiek innym. - Zamknęłam oczy żeby poskromić nieco swoją irytację. - Jeju, jakie to głupie... 

- To wcale nie jest głupie. Powinnaś porozmawiać z Adamem.

- I co ja mam mu powiedzieć? Żeby się zamknął w domu i nie patrzył nawet na inne dziewczyny bo jestem zazdrosna?

- Absolutnie. Po prostu powiedz mu co czujesz. Na pewno poczujesz się lepiej. 

- Nie wydaje mi się. Adam jest idiotą i zacznie się ze mnie nabijać. 

- Adam jest inteligentnym i wrażliwym chłopcem, w którym podkochiwałaś się przez dobre pięć lat, zresztą ze wzajemnością. Na pewno Cię zrozumie. - Powiedziała, przysuwają się do mnie i przytulając mnie czule. - Poza tym zawsze możesz najpierw przegadać temat z Jake'iem. 

Na te słowa w mojej głowie od razu pojawiło się jasne światełko. 

- Masz rację, idę do Jake'a. - Powiedziałam, wstając natychmiast z miejsca i ruszając do wyjścia. 

- Teraz? 

- Nie będzie mnie tylko chwilę. - Krzyknęłam, zakładając już trampki w korytarzu. 

Kiedy chwyciłam za klamkę usłyszałam za sobą ciche "no na pewno", na które zaśmiałam się pod nosem. 

Zeskakiwałam po schodach w dół, zmierzając do mieszkania chłopaka, który mieszkał na pierwszym piętrze tego samego budynku. Zostało mi już pół piętra kiedy usłyszałam podniesione znajome głosy.

- Wracam zmęczony po pracy i chyba mogę oczekiwać chwili świętego spokoju co?!

- A myślisz, że ja przez cały dzień tylko leżę i pachnę?! Teresa się sama sobą nie zajmie, obiad też się sam nie ugotował, twoja zasrane gacie też tylko ja tu piorę!

Zaraz po ostatnim słowie do moich uszu dobiegł głośny trzask więc z duszą na ramieniu pokonałam ostatnie stopnie, spodziewając się spotkać znajomą postać.

Serce waliło mi jak młotem, kiedy tuż przed moją tworzą zobaczyłam Jake'a, niemal purpurowego ze złości. 

Staliśmy chwilę na przeciw siebie, aż w końcu złapałam go za rękę i pociągnęłam z powrotem w głąb klatki schodowej, z której i tak nikt nie korzystał. Gdy tylko znaleźliśmy się w naszym miejscu, zarzuciłam mu ramiona na szyję i z całą mocą przytuliłam do siebie. 

Staliśmy tak kilka długich chwil, podczas których wsłuchiwałam się w ciężki, drżący oddech chłopaka. 

Nie umiem nawet policzyć ile razy byliśmy już w takiej sytuacji. Awantury w domu Williamsów były normą. W zasadzie nie było tygodnia, w którym rodzice chłopaka się nie kłócili. I można było to usprawiedliwiać trudną sytuacją ale jeżeli komuś w życiu jest źle to próbuje coś zmienić, a oni nie robili nic żeby zaczęło układać się lepiej, a źródła problemów upatrywali w swoim starszym synu, który i tak starał się jako jedyny...

Cierpliwie czekałam, aż blondyn zdecyduje się wyrzucić z siebie co się stało, choć i tak wiedziałam jak przebiegał dzisiejszy wieczór. Ojciec Jake'a wracał do domu po wielu godzinach ciężkiej pracy, zawsze zmęczony i zły. Czepiał się nawet drobiazgów, a mamie chłopaka od dawna brakowało cierpliwości żeby z pokorą słuchać pretensji...

Wreszcie usłyszałam jak chłopak wypuszcza głośno powietrze, po czym odsunął się ode mnie nieznacznie.

- Mam dość CJ... Serio... Czasem sobie myślę, że chyba też wolałbym być niepełnosprawny... Gdybym jeździł na wózku to rodzice może poświęciliby mi choć trochę uwagi, a tak jestem ich workiem treningowym. Wyrzucają we mnie wszystkie swoje frustracje, a nawet przez chwilę się nie zastanawiają jak ja się mogę w tym wszystkim czuć.

Powiedział rozemocjonowany, a ja tylko patrzyłam na niego zaszklonymi oczami. I jak ja miałabym mu teraz powiedzieć, że jest mi smutno bo bywam zazdrosna o Adama? Czułam się taka żałośnie z tymi moimi śmiesznymi problemami, że kilka przykrych łez potoczyło się po moim policzku. 

- Hej, CJ... Ale Ty nie płacz. - Powiedział blondyn, ścierając swoją dłonią łzę z mojej twarzy. - To nic takiego. Ja jestem silny chłop, takie rzeczy mnie nie łamią. - Dodał, uśmiechając się do mnie ciepło.

Patrzyłam na niego i czułam jak moje serce ściska dziwne uczucie, którego nijak nie mogłam opisać. Czułam na swojej twarzy jak chłopak uspokajająco gładzi mnie swoją dłużą dłonią po czym pokręcił głową jak zatroskana ciotka na co nie mogłam nie parsknąć śmiechem. 

- No i na ten śliczny uśmiech liczyłem. - Powiedział, również szeroko się uśmiechając. - Moja ty mała bekso. - Dodał po czym nachylił się i złożył całusa na moim policzku, zaraz przy kąciku moich ust.

Moje serce znów wybuchło milionem kolejnych, nieznanych mi emocji. 

TrioWhere stories live. Discover now