Rozdział 2a

864 8 0
                                    

Adam

Zawsze lubiłem spędzać czas we troje ale chwilę spędzone z Claudią miały w sobie zawsze trochę magii.

Lubiłem kiedy całą jej uwaga była skupiona tylko na mnie. Kiedy myślała tylko o mnie.

Jak co tydzień w czwartek siedzieliśmy w jej małym pokoju na poddaszu nad książkami i zeszytami z matematyki. Wśród wielu zalet Claudii było to że była bystra i naprawdę mądra ale jednocześnie wśród jej wad było to, że była totalnym głąbem z matmy. W przeciwieństwie do mnie.

Zawsze miałem ścisły analityczny umysł więc teraz siedzieliśmy i rozwiązywaliśmy wspólnie zadania aby Claudia miała w ogóle szanse zdać do następnej klasy.

Lubiłem te wspólne chwilę, a już najbardziej momenty kiedy tłumaczyłem jej część zadań, a ona w skupieniu próbowała je rozwiązać.

Lubiłem przyglądać się jej kiedy w zamyśleniu zagryzała długopis, obejmując go swoimi pełnymi, malinowymi ustami. Podobało mi się kiedy zagarniała za ucho swoje krótkie brązowe włosy i mrużyła lekko swoje wielkie zielone oczy.

Była piękna. Zawsze mi się podobała i naprawdę żałowałem naszego rozstania. Miałem świadomość, że to w największym stopniu moja wina więc nawet nie walczyłem kiedy postanowiła ze mną zerwać. 

Po kilku miesiącach związku oboje zaskoczeni stwierdziliśmy, że mimo ogromnej fizycznej chemii między nami, nie potrafimy być razem. Niemal każda nasza rozmowa kończyła się bezsensowną sprzeczką, a potem kilkoma cichymi dniami, po których nawet nie wiedzieliśmy o co była cała kłótnia. 

Całe szczęście, że przyjaźń wychodzi nam dużo lepiej. 

- Mój wynik to 24. - powiedziała w pewnym momencie, uśmiechając się dumnie. Naprawdę nie chciałem psuć tej radosnej chwili...

- Znów zrobiłaś ten sam błąd co wcześniej - powiedziałem trochę zły. - tutaj Delta jest ujemna... - dodałem, wskazując miejsce w jej notatkach.

- Ja przecież nigdy tego nie zdam. - powiedziała zrezygnowana, opierając swoją głowę o moje ramię. - dzwonimy po Jake'a? Potrzebuje dużej dawki endorfin.

- Jak chcesz. Ale nie przerobiliśmy nawet połowy. 

- Jak to mówią, matma nie zając. - Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową, uśmiechając się pod nosem. - Postanowione. Piszę do Jake'a.

- Okej. - powiedziałem szybko. Lubiłem Jake'a strasznie. Był najlepszym facetem jakiego znam ale... przy nim bardzo wyraźnie zaczynałem widzieć wszystkie swoje wady. Chciałbym mieć w sobie tyle luzu i takie poczucie humoru co on. Przy nim wychodzę na jeszcze większego ponuraka niż jestem. 

W oczekiwaniu na Jake'a  rozsiedliśmy się na łóżku dziewczyny. Oparłem plecy o chłodną ścianę, wyciągając nogi luźno przed siebie, podczas gdy brunetka położyła swoją głowę na moich udach i wyciągnęła telefon, wystukując najpierw wiadomość do naszego przyjaciela, a potem przeglądając Instagrama. 

Naprawdę nie byłem fanem czułości więc kiedy dziewczyna naruszyła moją strefę nietykalności, lekko się spiąłem. Mimo że kiedyś byliśmy w związku to ja naprawdę nie lubiłem kontaktu fizycznego. Nawet z nią. I mimo, że lubiłem dziewczynę bardzo, a jej delikatne loki aż prosiły się o pogłaskanie, ja siedziałem sztywno jak kołek, starając się nie poruszyć. 

Nigdy nie rozumiałem skąd u ludzi taka ogromna potrzeba ciągłej bliskości. Moja matka od maleńkości ściskała mnie i tarmosiła na każdym kroku więc to chyba moja trauma z dzieciństwa. 

- Wybierasz się na imprezę do Carlsona?

- Jaką imprezę? - Zapytałem, wyrywając się z zamyślenia.

- No u Carlsona... Zobacz. - Brunetka podała mi telefon, na którym wyświetliła wydarzenie utworzone na portalu społecznościowym.

- A, to. Nie, nie idę. 

- Dlaczego? - Dziewczyna podniosła się do siadu i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami. - Impreza bez naszej gwiazdy to nie impreza. - Zironizowała. 

- Spadaj, zołzo. Carlson to buc i mieszka w melinie. Nie zamierzam się tam pojawić. 

- Wiesz, nie każdy mieszka w willi, tak jak Ty? - Przewróciłem oczami na ten tekst. - Poza tym Carl jest słodki. - Z trudem powstrzymałem się aby przewrócić oczami po raz kolejny.

- Mówisz tak tylko po to żebym był zazdrosny. 

- Chyba śnisz. - Oburzyła się. - Ten etap mamy dawno za sobą. Ty nie bywasz zazdrosny. 

- A może tylko nie pokazuję tej zazdrości, co?

- Może czasami mógłbyś, co? 

O ho, zrobiło się poważnie. Zupełnie jakbyśmy cofnęli się w czasie kilka miesięcy i kłócili się jak para... Claudia już nabierała powietrza w płuca aby w typowy dla siebie sposób pociągnąć swoją pyskówkę gdy na szczęście usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. 

Dziewczyna wypuściła głośno powietrze z płuc, pokiwała przecząco głową i ruszyła do wyjścia z pokoju. Zanim wyszła rzuciła mi jeszcze wesoły uśmiech, który odwzajemniłem. Najpewniej sama zorientowała się do czego prowadziła ta nasza mała prawie-małżeństwa sprzeczka. 

TrioOù les histoires vivent. Découvrez maintenant