Starszy brat

1K 81 9
                                    


Isabelle Lightwood była pewna, w swoim życiu, tylko dwóch rzeczy. Pierwsza: atrakcyjność jej tyłka rosła wprost proporcjonalnie do wysokości noszonych przez nią szpilek. I druga: jej brat – Alec – zawsze będzie ją chronił. Przed wszystkim i wszystkimi. Od narodzin, aż po śmierć miała swojego prywatnego Anioła Stróża. Może trochę gburowatego, z wiecznie nadąsaną miną i zrzędzącego, jak stara ciotka, ale jednak Anioła Stróża. A dla kogoś, kto uwielbia adrenalinę i w dodatku zawodowo zajmuje się polowaniem na demony, taki anioł stróż to skarb. Izzy czasem chciała ten skarb zakopać. Głęboko. I zalać betonem, tak na wszelki wypadek. Zwłaszcza, kiedy Alecowi włączał się tryb marudy. Tak, jak dzisiaj.

- Mówiłem ci żebyś zaczekała! – Alec był wściekły. – Ten demon mógł cie zranić!

- Ale nie zranił. – Posłała bratu promienny uśmiech.

- Tak – zgodził się niechętnie. – Bo zdążyłem go trafić.

- A ja dobić! – Do rozmowy włączył się Jace, do tej pory zajęty czyszczeniem ostrza z posoki.

- A Jace dobić – potwierdził Alec, chociaż prawda była taka, że gdyby nie trafił demona strzałą, zarówno jego parabatai, jak i Izzy mogliby mieć kłopoty. Nie chciał się jednak kłócić. No przynajmniej nie o to. Bo o brak rozwagi Isabelle już tak.

- Widzisz? – Izzy podeszła do brata i nie przejmując się tym, że chłopak cały był w cuchnącej czarnej mazi, (jej udało się uniknąć latających resztek demona) przytuliła go mocno. – Nic mi nie groziło.. Nigdy nic mi nie grozi, bo mam ciebie.

Wiedziała, jak podejść brata. W jednej sekundzie cała złość Aleca wyparowała. Została tylko ulga, że brat i siostra wyszli z tej walki bez szwanku. Przygarnął dziewczynę mocniej do siebie.

- Zawsze będę cię chronił, Iz.

- Wiem.



Alec wiedział, że to nie będzie dobry dzień. Jak mógłby być skoro osoba, której ufał bardziej niż sobie samemu, którą kochał miłością szczerą i platoniczną, której powierzyłby własne życie, wbiła mu nóż w plecy? I przekręciła?

- Jace... Czy to była resztka kawy? – spytał widząc, jak brat upija łyk parującego napoju a z kosza wystaje, znane mu, opakowanie.

- Niestety – przytaknął chłopak. – Ktoś chyba nie ogarnął zakupów.

- Taaa... Ciekawe, kto... - Rzucił bratu urażone spojrzenie i zaczął przetrząsać szafki żywiąc próżną nadzieję, że gdzieś zawieruszyła się, choć jedna, zapomniana przez wszystkich, saszetka 3 w 1. I chociaż była to profanacja względem prawdziwej kawy, dzisiaj by się skusił. Nie potrafił egzystować bez kofeiny. Zwłaszcza po nocy spędzonej najpierw na zabijaniu demonów, a potem – wypełnianiu raportów.

Tymczasem, w głowie Jace'a, kilka trybików skoczyło na właściwe miejsce.

- Ups... Wybacz. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Chcesz trochę? – Wyciągnął kubek w stronę brata. Ten spojrzał na niego, jakby był przynajmniej radioaktywny.

- Posłodziłeś. – Bardziej stwierdził, niż spytał.

- Trzy łyżeczki. I dodałem mleka.

- Umrzyj.

Jace złapał się za serce, w teatralnym geście.

- Hej! Nie wolno życzyć śmierci swojemu parabatai! To niezgodne z wolą Anioła!

Starszy bratWhere stories live. Discover now