1.

70 5 2
                                    

Gorące promienie słońca padały na rozgrzaną, piaszczystą ziemię, otaczającą żółtawe pomarszczone listki niewielkich roślin. Krzaczki rosły w równych półtorametrowych odstępach, po sześćdziesiąt pięć sztuk w każdej z trzydziestu grządek. Z polem sąsiadowała spora lepianka z utwardzonej gliny, idealnie komponująca się z pustynnym krajobrazem planety Dallenor.

Życie rolnika na tej planecie nie należało do najłatwiejszych. Dallenor był w głównej mierze pustynny, jednak mieszkańcy po kilkudziesięciominutowej podróży mogli natrafić na przyzwoite połacie lasów, gdzie słońce nie było tak surowe jak na pustyniach. Znajdował się w Środkowej Obręczy kosmosu, jednak nie był połączony żadnym z głównych szlaków handlowych, przez co planeta była nieco odseparowana i nie przyciągała do siebie wielu przybyszów. Z tego też powodu miejscowym zarządem nie było ani Galaktyczne Imperium ani Rebelia, tylko jeden z najstarszych i najbogatszych rodów jaki stąpał po tej ziemi.

Nagle zwiędnięte listki rozprostowały się, pnąc się ku górze. Po kilku chwilach żółć przechodziła w zgniłą zieleń, by wkrótce wejść w jasny, soczysty odcień. Liście stały się nieco grubsze, a ich skórka lekko przejrzysta, ukazując znajdujący się w środku pożywny miąższ. Przy płocie ogradzającym małe pole stała drobna postać owinięta w beżową szatę o szerokich bokach i rękawach, ochraniając noszącego przed upalnym słońcem. Jej cień padał na metalową budkę, w której znajdowało się kilka przełączników służących do kontrolowania domowego systemu nawadniania.


Postać poprawiła białą chustę na swojej głowie, ukrywając swoją twarz w cieniu. Pochyliła się w stronę panelu sterującego, chcąc zobaczyć stan nawodnienia na wyświetlaczu, który był ledwie widoczny przy wysokim nasłonecznieniu. Kiwnęła głową i pstryknęła przełącznikiem, wyłączając system nawadniający.


— Tyle rozy ci mówiłem — rozległ się zrzędliwy męski głos, a zaraz po tym z glinianej lepianki wyszła kolejna postać, ubrana w taką samą szatę. — Nie polegoj na wartościach na tym twoim urządzeniu, tylko ucz się jak prawdziwy rolnik. Westchnęła.


 — Tyle razy ci mówiłam, że moja maszyna bierze pod uwagę te same rzeczy, co ty. Widzę na liczniku jaka jest temperatura i wiem ile roślinkom wystarczy. 

 — Nie kuć się, ino leć sprawdzić korzonki.

 Kobieta popatrzyła jeszcze przez chwilę na mężczyznę, po czym odwróciła się na pięcie, podeszła do glinianego domku i zeszła po schodach, wchodzących głębiej w ziemię. Po przejściu przez zasuwany właz odetchnęła z ulgą, ściągając z głowy białą chustę. Stanęła w ciasnym korytarzu o ścianach z utwardzonego piasku, rozplątując swoje jasne włosy z warkocza. Tuż po tym zmierzwiła je i skręciła w wąski korytarz po lewej stronie, prowadzący nieco w górę. Minęła wbudowane w ścienną wnękę łóżko pościelone prostym prześcieradłem, poduszką i grubym kocem, dobrze grzejącym w chłodne pustynne noce. Po prawej stronie od wezgłowia wyciosano sporą dziurę o niskim sklepieniu, gdzie kobieta wsuwała swoje stopy, by nie kurczyć nóg w czasie snu. Rzuciła okiem na swoje posłanie, mijając je. Wyszła z klaustrofobicznego korytarzyka o niskim sklepieniu, wchodząc do większego pomieszczenia, zagraconego rozmaitymi stoliczkami i półkami, na których leżały sterty kabli oraz narzędzi. Choć wyglądało to dosyć chaotycznie, to po dłuższym przyjrzeniu się pozorny nieład zdawał się być uporządkowany. Narzędzia leżały pogrupowane swoimi rozmiarami lub końcówkami, kable kolorami i rodzajami, a mniejsze części: oporniki, kondensatory, tranzystory były odpowiednio oddzielone do osobnych pudełeczek, a każde z nich opatrzone było kombinacją dwóch liter oraz jednej lub dwóch cyfr.

MechanikWhere stories live. Discover now