Rozdział 20

9.1K 242 15
                                    

Mary

Byłam wdzięczna Markowi, że zabrał mnie z tego nieudanego obiadu u wuja Josepha i ciotki Amandy. Naprawdę starałam się, żeby chociaż trochę mnie polubiła. Całe życie czułam, że ona mnie nienawidzi. Dzisiaj przekonałam się o tym. Nie rozumiałam jednej rzeczy – dlaczego? Co ja niby jej takiego zrobiłam. Przecież wuj nie dawał powód Patricii, żeby mogła uważać, że ją zaniedbuje moim kosztem. Wuja traktowałam jak drugiego tatę, ponieważ był moim chrzestnym. Będę musiała się dowiedzieć, co się wydarzyło, że zostałam znienawidzona przez ciotkę.

Brunet zabrał mnie do jednej z swoich wielu rezydencji, które twierdzi, że po ślubie będą należeć także do mnie. Naprawdę nie wiem, czy on poważnie mówi, że będzie chciał się ze mną ożenić. Zawsze marzyłam o ślubie, ale jestem na niego zdecydowanie za młoda. Po tym wszystkim co przeszłam naprawdę do ślubu mi się śpieszy. Chociaż prawdą jest, że Mark mnie odmienił. Dzięki niemu zrozumiałam czym jest miłość. Pojęcie miłości, które towarzyszyło mi w związku z Andrew było całkiem inne od tego, które mi teraz towarzyszy.

Siedziałam na tarasie jego domu letniskowego i patrzyłam na mojego chłopaka, który próbował rozpalić zwykłego grilla. Wyobraźcie sobie, że on robi to pierwszy raz w życiu. Nawet ja potrafię to zrobić. Często z dziewczynami chodziłyśmy na miejsca przeznaczone do grillowania. Rozpalałyśmy grilla i patrzyłyśmy na siebie z dumą, że faceci nie są nam do szczęścia potrzebni.

- Udało mi się!!! - pobiegł do mnie uradowany i pocałował mnie w czoło.

- Brawo, kochanie!

Wstałam i postanowiłam, że mu pomogę w grillowaniu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chciałam być z Markiem na sto procent. Już nie przerażała mnie wizja tych jego spotkań biznesowych. Zobaczymy jak mi pójdzie, gdy będę musiała mu towarzyszyć podczas tego balu charytatywnego, który jest coraz bliżej.

- Teraz siadamy do stołu i jemy pyszne kiełbaski z grilla.

- Powiem ci, że udało ci się upiec dobre kiełbaski z grilla -  powiedziałam pomiędzy kolejnymi kęsami. 

 - Starałem się zrobić wszystko, żeby poprawić ci humor. 

- Dziękuję. 

- Doskonale wiesz, że zrobię wszystko, żebyś nie musiała myśleć nad tym co powiedziała ci ta... osoba, która nazywa się bezczelnie twoją ciotką. 

- Mark, nie myśl o tym. Amanda od zawsze traktowała mnie jak osobę gorszej kategorii, więc nie dziwię się, że aż tak źle mi życzy. 

- Nie martw się tym co ci powiedziała. Masz mnie, swoich rodziców, Adama i dziewczyny. Nikogo innego nie potrzeba ci do tego, żeby być szczęśliwą. 

- Musimy wybrać się tym razem do Nowego Jorku. 

- Ja wolałabym lecieć raczej do Europy. Chociaż moim marzeniem jest polecieć do Japonii. 

- Obiecuję ci, że spełnię każde twoje marzenie. To duże jak i małe. 

- Opowiedz mi o swoich marzeniach -  posłałam mu nieśmiały uśmiech. 

- Dobrze, tylko usiądźmy w innym miejscu. Stół to nie jest dobre miejsce do rozmów o marzeniach. Rozpalę w kominku i napijemy się wina. 

- Masz tu wino? - pokiwał twierdząco głową. 

W zasadzie czego ja się spodziewałam. Mark Davidson ma zawsze i wszędzie wszystko czego potrzeba każdej osobie. Powinnam się do tego przyzwyczaić. 

- Kochanie, usiądź sobie spokojnie, a ja zajmę się wszystkim. 

Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do salonu. Wystrój domu był w stylu skandynawskim. Ściany były zrobione z drewna. Bardzo podobało mi się tutaj. Naprawdę gdybym mogła to nie opuściłabym tego cudownego miejsca. Najchętniej spędziłabym tutaj całe moje życie razem z Markiem. Niestety, ale tak sie nie da. Musimy przecież pracować i zarabiać na siebie.

To jednak miłość: Miłość do milioneraWhere stories live. Discover now