14. Adrien topi się w wannie

6.6K 643 321
                                    

- Okropne! - wydała z siebie pisk Marinette. - Na stos z nim! Albo do szopy najlepiej!

Cały salon był w popcornie, łącznie z kanapą, pod którą znajdował się niedawno przygotowany tost z dżemem. Gdyby jej matka Sabine zobaczyła co tu się właściwie stało, padłaby na zawał, bądź musiałaby wynająć paru ludzi by to posprzątali. Usuwanie śmieci zapewne zajęłoby im co najmniej jeden, ewentualnie dwa dni. 

Przez uczucia, których właśnie doznawała, zapomniała o nieobecności Kwami, która w tym samym czasie żywo rozmawiała ze swoim nieodpowiedzialnym przyjacielem. 

- Przerwałaś mi oglądanie bardzo ważnego meczu! - poskarżył się Plagg.

- Zapomniałeś o naszym zakładzie? - zmarszczyła czółko biedronka. - Ten ser cię kompletnie zepsuł. 

- Lepszy ser od kalorycznych ciastek z czekoladą  - zachichotał. - A tak poza tym ser musi być zepsuty, ja jestem zepsuty. Jesteśmy dla siebie stworzeni, skarbie. 

- W takim razie... - zamyśliła się. - Zrywam nasze zaręczyny!

- Co?! - podskoczył zszokowany. - To my byliśmy razem? Do MIAŁery jasnej! Musiałem mieć niezłego kaca po tym serze, skoro nic nie pamiętam.

- Nie ma to jak ,,facio", który żre camembert i nic poza tym. Nie interesuje się światem go otaczającym. Dziękuję za uwagę. Spie...

- Spokojnie - przyłożył jej łapkę do ust. - Już dobrze, skarbie. Csii...

- Czy mówiłam już, że jesteś romantyczny jak stolec?

- Wątpię.

- Zaraz cię zamorduję! Mówiłam! Ty nic nie pamiętasz. Jeśli natychmiast nie naprawisz swojego błędu, to zepsujesz nasz kochany ship! 

- Ale jak już wszystko wróci do lepszego stanu, to dostanę camembert?

- Co najwyżej możesz dostać kamień, żeby się nim ukamienować. 

Cała ich rozmowa przebiegła normalnie i szybko. Zaczęło się rodzić między nimi porozumienie, co zwiastowało dobrą współpracę. Oczywiście nie obyło się bez obsypywania komplementami, co tylko irytowało Tikki. Plagg poruszył nieznacznie brwiami i pochwalił się również swoją szeroką wiedzą tekstów na podryw.

Kwami mocno uderzyło w ramię swojego kompana i fuknęło słysząc jakże cudowne słowa płynące z jego ust, niczym płaszczki po kamieniach.

Opiekunka Marinette dostała wstrząsu, widząc ubrania walące się po podłodze i wszędzie porozstawiane poduszki, jakby naprawdę wprowadziła stan wyjątkowy i już zaraz miała rozpocząć się wojna domowa. Wywinęła koziołka i uderzyła w ścianę. Rozmasowywała bolące miejsce i gdy uświadomiła sobie, że na głowie wyrósł jej niemały guz, podleciała bliżej ciemnowłosej i zaczęła się jej bacznie przyglądać. 

- GOŚCIU, POCAŁUJ JĄ, NO! - krzyczała wniebogłosy. 

- Wróciłam! - zawtórowała istotka. 

- NO NIE! CO ZA BADZIEW! I TO NIBY JEST ROMANS?

- W-R-Ó-C-I-Ł-A-M. Co oglądasz?

- Rzut młotem.

- To się nie dziw, że nikt się ze sobą nie całuje. 

- Nie no, ja wychodzę. Nie wiem kiedy wrócę! - wstała wściekła i wytrzeszczyła nagle oczy. - Co to za kanapka z pasztetem? Nie przypominam sobie, żebym ją robiła. 

Znowu usiadła na kanapie, tyle, że niezgrabnie i spojrzała na swój trampek w kanapce. 

- No ja rozumiem, że pasztet, ale jego tu nie było! 

Grupa MIRACULOUS -CHAT- ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz