22. Szum

471 6 3
                                    



Czy chce być jak ojciec? Czy chce być kimś ważnym? Czy chce być postrachem miasta? Czy chce być po prostu Ronnie?

Od kilku dni te pytania nie opuszczają mojej głowy. Codziennie siedziałam i rozmyślam wszystkie za i przeciw. Wszystkie wady i zalety. Tylko najgorsze jest to, że nie daje sobie z tym rady. Ode mnie zależy życie innych ludzi. Ode mnie zależy życie przyjaciół.

Nie mam głowy do tego wszystkiego, a dodatkowo jestem z tym sama. Alex z Victorem są u cioci w Miami, a reszta moich przyjaciół się nie odzywa. W sumie ja sama pierwsza nigdy nie pisze i nie dam znaku życia, ale fajnie byłoby, żeby się trochę zainteresowali.

Cała ta sytuacja wywróciła moje życie do góry nogami. Dziadek tak jak ja chodził na szpilkach, obserwując pół nocy pustą ulicę. To weszło chyba w jego obsesje. Jest mi go żal, że tak strasznie to przeżywa, a jest już człowiekiem w podeszłym wieku i nie powinien się denerwować. Dopiero poznałam te wszystkie tajemnice, a on już dostaje na głowę, że jego małej dziewczynce może stać się krzywda.

Gdy nie wiedziałam, mogła stać się gorsza, dziadku.

Właśnie leżałam na łóżku, obserwując w ciemności sufit. Do końca nie wiedziałam, a może nie miałam, co ze sobą robić. To takie pogmatwane. Oddychałam głęboko, kontrolując oddech, tak, żeby mieć pewność, że żyje, a nie jestem tylko częścią czyjeś książki, o bardzo zwariowanej historii. Przecież to wszystko jest takie irracjonalne.

Nagle usłyszałam ciche puknięcie w szybę, które zignorowałam. Jednak jedno zmieniło się w pięć. Więc powoli wstałam z łóżka, ruszając do okna. Przy okazji prawie wywróciłam się przez pluszowe kapcie rozwalone na podłodze. Otworzyłam okno, zerkając w dół.

-Cześć Ruda. - uśmiechnął się Patrick. - Ciężko było się przedrzeć. Twój dziadek jest jakimś agentem specjalnym? Siedzi na werandzie z latarką.

-Wiem, przesadza. - odpowiedziałam ze śmiechem. - Co tutaj robisz?

-Przyszedłem, bo musisz mi pomóc.

Powoli odwróciłam się w stronę pokoju, zerkając na zegarek. Serio o tej godzinie?

-Jest druga w nocy.

-To nie ma znaczenia, młoda. Potrzebujemy cię.

-Do czego.

-William... - nie musiał kończyć, bo to był wystarczający powód. -Co ty robisz? Chcesz się połamać? - powiedział, gdy przełożyłam jedną nogę poza pokój. Zerknęłam na niego gniewnie i powtórzyłam czynność z drugą nogą. Gdy już całkiem siedziałam na parapecie, chwyciłam się rynny i zjechałam po niej, jak strażak.

-Widzisz, nic mi nie jest - powiedziałam dumnie. Wiedziałam, że dziadek mnie zabije, nie dlatego, że uciekłam, tylko że skoczyłam na jego sadzonki.

Dla niego skoczyłabym nawet w pokrzywy.

-Gdzie masz auto?

-Czy ja powiedziałem, że przyjechałem autem? - powiedział, przeskakując płot sąsiadów.

-Nie będę tędy szła. Patrick do cholery! - warknęłam, a on obserwował mnie z drugiej strony.

-Albo to, albo tłumaczenie się dziadkowi.

-Dobra idę.

Z trudem wspięłam się na drewniany płot, pokonując przeszkodę. Serce waliło mi tak, jakby zaraz miało ze mnie wylecieć. Państwo Collen już pewnie spali, ale światła frontowe oświetlało podwórko. Zwykle nie bawiłam się w sporty wyczynowe, dlatego moja kondycja i stan równowagi sprawiły, że poleciałam prosto na twarz.

-Żyjesz?

-Nie. - westchnęłam z ziemią na wargach. - Jestem w piekle?

-Nie, ale zaraz będziesz, jak ten wielki puszek tu przybiegnie.

O kurwa, zapomniałam, że mają tutaj owczarki niemieckie.

-Biegiem. - krzyknęłam, wstając i biegnąc w stronę patio. Tuż za nami biegł pies, mimo że znał mnie, wiedziałam, że w nocy może uznać mnie za wroga. W bardzo szybkim czasie przeskoczyłam ogrodzenie, starając się nie spaść ponownie na twarz. Chłopak, po chwili znalazł się obok, w akompaniamencie szczekania.

-Było blisko. Puszek tak zawsze?

-Oh skończ żeś. - warknęłam, zirytowana całą tą mała przygodą. - Gdzie masz auto?

-Auto?

-No auto.

-Ale ja nie jestem autem. - dodał, a moim oczom ukazał się czarny, lśniący motocykl.

-Nie wsiądę na to.

-Vallen albo to, albo piechota. Wybieraj.

-Gadasz, jak Sanders, tatusiu. - powiedziałam w śmiechu. - Ja prowadzę!

-Zapomnij smarkaczu. Jeszcze wczoraj piłaś mleko z cyca. - zaśmiał się po czym usiadł na maszynie, poklepując miejsce z tyłu.

No dobrze, dla tych czarnych oczu zrobię wszystko.

-Ronnie?

-Tak?

-Dlaczego Sanders?

Dlaczego? Pytanie dość proste.

- Jest bałaganem, czystym zakazem, o którym marze. Nie jestem gotowa, by jego głos, zabrał każdy centymetr mojej duszy. Jednak tylko on da mi to życie, którego pragnę.

***


Dojechaliśmy do skrzyżowania i nagle maszyna zgasła. Było dosyć ciemno, ale uliczne latarnie dawały troszeczkę światła, mrugając, co chwile. Droga była prawie pusta, na jego uboczu zaparkowane było jedno auto.

Jego auto.

-Co my tu robimy?

-Nie wiem. Prosił, bym cię przywiózł i spieprzał. - odpowiedział, czekając, aż zejdę z motocykla.

-Typowe. No dobra. - zsiadłam szybko, przytulając go z całej siły.

-Pa, uważaj na siebie.

-Ty również, ruda.

Z uśmiechem odeszłam od niego, a ten z piskiem opon opuścił podjazd. Skrzyżowałam ręce, żeby troszeczkę się ogrzać. Był lekki wiaterek, a ja podążałem pod jego czarnego cacka. Liście łamały się pod moimi stopami, a lekka mżawka zakrapiała ubrania.

Wtedy go zobaczyłam takiego idealnego, a bardziej nieidealnego.

-Cześć.

-Cześć Vallen.

-Co się stało? Po co tu jesteśmy.

-Co się stało? Po co tu jesteśmy.

Nie wiedziałam, że to pytanie odmieni mnie na zawsze.

-To zaszło za daleko. Musimy to zakończyć.

-Już po wszystkim, tajemnice rozwiązane, może być inaczej. Wszystko będzie inne Will. Czy to niecudowne?

-Nie.

-Co, nie? - uśmiech zszedł mi z twarzy, a zastąpiła niezidentyfikowana mina.

-Powiedziałem, że musimy to zakończyć.

Nie tylko nie to, proszę. To nie może się tak skończyć.

-Nie mówisz tego na poważnie. Gdzie jest ukryta kamera?

-Czy ty kurwa słuchasz, co się do ciebie mówi? Aż tak tępa jesteś?

-Nie mów tak do mnie. Co w ciebie wstąpiło? Nachlałeś się i zgrywasz bohatera?

-Kopciuszek zgubił buta, a ty zrzuciła ciuchy i myślisz, że wciąż mamy o czym mówić? Nie jestem księciem, a ty księżniczką.

-O czym ty mówisz? - zapytałam, podczas burzy emocji, które buzowały we mnie, jak gówno w betoniarce.

-Że jesteś szmatą.

-Jak mnie nazwałeś, skurwielu?

-Dobrze słyszałaś. Nie masz szacunku do siebie. Rozłożyłaś przede mną nogi, tylko po to, żebym cię chronił. To tak nie działa. Miałaś plan. Wszystko zaplanowałaś. - mówił to tak spokojnie, tak bezuczuciowo.

-Nic do cholery nie zaplanowałam! Nie wiem, o czym mówisz! I nie rozłożyłam nóg dla tego! Tylko dlatego, że chciałam szmaciarzu!

-Nie kłam Vallen. Jesteś czystym kłamcą. Pewnie siedzisz i cieszysz się, jak głupia, że dałem się w to wciągnąć, ale koniec tego. Cokolwiek to jest. - nacisnął na ostatnie zdanie, które powoli rwało mnie na kawałeczki.

Nie wiedziałam, dlaczego tak myślał, przecież nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Może na początku, ale nie teraz. Teraz chciałam dla niego jak najlepiej. Łzy zebrały mi się w oczach. Nie umiałam już się kontrolować.

-Nigdy cię nie okłamałam. Nie rozumiem, co masz na myśli. Od zawsze wiedziałam, że mózg masz mniejszy niż wykałaczkę w gaciach.

-Znowu to robisz. To śmieszne Vallen. Udajesz dobrą dziewczynkę, a dobrze wiemy, kim jesteś. Córką zabójcy.

-Dlaczego? Dlaczego, pomagałeś mi przetrwać, a jak jestem silna, rozwalasz mnie bardziej?

-To ty wszystko zepsułaś, bo jesteś nic niewarta. To śmieszne. Co ja sobie myślałem?

-I vice, kurwa versa

-Wiesz co? Nie dziwie się, że ojciec cię zostawił.

***

Miłość to tylko puste słowa, a słowa nic dla mnie nie znaczą.

Moje życie właśnie się skończyło.

Jest tylko pustka.

Cloud [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz