9. Stanowczość

507 18 9
                                    


Przedstawiam tysiąc pięćset, sto dziewięćset odklejek Sandersa. 


***


- Zostawcie go patafiany zasrane!

Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. W środku też byłam zdziwiona, że odezwałam się, mimo że o wiele lepszym pomysłem byłoby na pewno przymknięcie mordy. Nastała cisza, która nie trwała jednak za długo, bo po chwili usłyszałam obleśny śmiech, jednego z bandytów.

- Dziewczynko nie wtrącaj się w sprawy dorosłych.

- Dorosłego ty nie masz nawet kutasa, więc z zasranej swojej łaski zamknij gębę. - wyrzuciłam na jednym wydechu.

- Ta dziwka, prosi się o lekcje pokory. - spojrzał na swojego kompana, który z całej siły trzymał Williama.

Sanders w tym samym momencie, gdy spojrzałam na niego, podniósł głowę i przyjrzał się mi się w taki sposób, jakby chciał mi coś przekazać. Tylko problem w tym, że nic z tego nie rozumiałam. Czułam się, jak w jakimś filmie science fiction, w którym wszystko jest możliwe, a nawet niewiarygodne i nieprawdziwe.

- A ty prosisz się o amputacje, tego przestarzałego mózgu, ale jakoś ci tego nie wypominam. - uśmiechnęłam się złośliwie, widząc, jak bardzo irytowałam tego człowieka. - A może jednak powinnam?

- Kochanie wiesz, co robimy z takimi, jak ty? - westchnął teatralnie, przesuwając się krok w moją stronę. - Tresujemy, je by zamknęły się raz na zawsze, więcej nie szczekając. Mam wrażenie, że ty również tego potrzebujesz. A dodatkowo, zyskasz najlepsze lekcje od najlepszego nauczyciela.

- Nawet kijem przez szmatę w rękawiczkach, bym cię nie dotknęła.

- Ty nie musisz, ja za to z chęcią to zrobię. - zaśmiał się w taki sposób, że moja mina powoli stawała się coraz bardziej niepewna.

- Po moim trupie obrzydliwy spermobilu.

- Przekonamy się dziwko? - rzucił, ściągając dziwne rękawiczki, kierując się w moją stronę. W tym samym momencie się cofnęłam. - No co? Boisz się?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo niedaleko usłyszałam strzał. Spojrzałam spanikowana w tamtą stronę, a moim oczom ukazała się scena, w której grupka chłopaków, pomaga podnieść się Williamowi, który trzymał się za zakrwawiony brzuch. Jeden z nich obserwował, jak mężczyzna zbliża się do mnie z zadziwiająco szybkim tempie.

Nic nie zrobił. Czarno włosy obserwował, jak ten oblech był coraz bliżej. A ja usilnie wierzyłam, że ktoś mi pomoże. Tylko że pomoc nie nadchodziła, a ja sama ledwo trzeźwo myślałam. Działając intuicyjnie, ruszyłam do ucieczki, nie poświęcając nikomu uwagi, biegłam tylko po to, by przeżyć. Biegłam tak szybko, że nawet nie zauważyłam pnia, o który się potknęłam i jak długa runęłam na ziemię.

Wiedziałam, że mężczyzna mnie dogonił, bo czułam jego obecność. Leżałam policzkiem do ziemi, bojąc się ruszyć. Byłam pewna, że moje wcześniejsze słowa bardziej go zmobilizowały do działania. Czułam gule w gardle, ręce mi zdrętwiały, a tlen jakby się kończył. Zaczęłam głęboko oddychać i drżeć. Poczułam mocne uderzenie w pośladek, a potem na dole pleców, które piekło, w taki sam sposób, jakby mnie obdzierali ze skóry.

- No i co dziwko... - nie zdążył dokończyć, bo przede mną usłyszałam głęboki wdech.

- Zrobiłeś 2 błędy. - usłyszałam, przez mgłę. - Dotknąłeś jej... - wyrzucił wkurwiony. - Oraz nazwałeś ją dziwką o trzy razy za dużo.

Cloud [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz