Rozdział 21

572 36 6
                                    


Droga wydawała się być nieskończenie długa. Choć przejechaliśmy dopiero połowę trasy, miałam wrażenie, że za moment przekroczymy granice Szkocji. Starałam się nie dawać za wygraną i co jakiś czas wybierałam numer bruneta, modląc się przy okazji w duchu by w końcu odebrał i zakończył naszą szaloną wyprawę. Jared był skupiony na drodze i nie rozmawiał ze mną zbyt często. Po tym jak zapewnił mnie, że Thomas coś do mnie czuję, nie mogłam pozbyć się dziwnego stanu nieważkości w moich wnętrznościach.

Nie rób sobie nadziei, powtarzałam w myślach, ale to było silniejsze ode mnie.

Ulice były śliskie i niezbyt dobrze oświetlone. Collins był dobrym i rozważnym kierowcą, jednak mimo wszystko cieszyłam się, że większość ludzi ten wieczór spędza na zabawie sylwestrowej, minimalizując zagrożenie panujące na drogach. Gdzieś nad lasem, przez który obecnie przejeżdżaliśmy rozległy się głuche strzały. Przycisnęłam twarz do okna, by nacieszyć oczy rozlewającymi się po ciemnym niebie fajerwerkami. Czerwone i złote barwy skrzyły się na czarnym tle, przybierając przeróżne kształty. Tato znając moje zamiłowanie do tego typu materiałów wybuchowych co roku zaopatrywał mnie w pudełko zimnych ogni, a sam odpalał w ogródku dwie skromne rakiety, by sprawić mi w ten sposób przyjemność. Wtulona w mamę z patyczkiem tryskającym białym światłem w dłoni, obserwowałam niebo ozdobione barwnymi kleksami składającymi się z iskier powstałych na skutek wybuchu ładunku. A najpiękniejsze z nich wylatywały zawsze z naszego podwórka.

— Z tego co pokazuje mi GPS, za pół godziny powinniśmy być na miejscu. — Jared potarł twarz dłonią. Wyglądał na znużonego.

— Może chcesz się zamienić? — zapytałam. — Masz prawo na chwilę odpoczynku.

— Dzięki Jas, ale dam radę. Jestem trochę senny, ale to wszystko.

— W takim razie może pogłośnij radio, muzyka cię rozbudzi.

— Wręcz przeciwnie. — Pokręcił głową. — Przecież to jak kołysanka. Zanim się obejrzysz, będę chrapał jak suseł.

Spojrzałam na niego z rozbawiona. Postanowiłam jakoś wypełnić ciszę panująca w aucie i odrobinę go rozruszać. W końcu to noc sylwestrowa, przyda nam się trochę rozrywki. Oboje byliśmy spięci i martwiliśmy się o Thomasa.

— Uwierz mi, że przy tym nie da się zasnąć.

Złapałam palcami pokrętło odpowiedzialne za poziom głośności radia i przekręciłam je dwukrotnie. W samochodzie zaczęła rozbrzmiewać piosenka Allanah Myles — Black Velvet. Znałam ją na pamięć, ponieważ to jeden z ulubionych utworów mojej mamy. Jared uniósł znaczącą brew, a ja zaczęłam zawodzić niczym kot obdzierany ze skóry. Nim piosenka dobiegła końca, roześmiany szatyn ściszył radio błagając mnie o litość.

— Widzisz? Mówiłam, że nie dam ci zasnąć. To co następne? Słyszę pierwsze nuty Anoher day in paradise Collinsa.

— Proszę nie. — Skrzywił się teatralnie i wyłączył radio. — Zlituj się nad biednym kierowcą.

Dałam mu kuksańca w bok i ponownie wybrałam numer Thomasa. Dochodziła jedenasta, a ja coraz bardziej wątpiłam w powodzenie naszego planu.

Wiadomość od: Ana <3

I jak, wiadomo coś?

Wiadomość do: Ana <3

Niestety nie. Zapadł się pod ziemię i nie odbiera. Forest of Dean to jedyny trop.

Wiadomość od: Ana <3

Jak go znajdziecie, skop mu ode mnie dupę. Za to, że się martwisz. Za to, że ciebie tu nie ma i w zasadzie za wszystko. Nazbierało mu się.

Between words [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now