Rozdział 7

772 40 15
                                    


Szkolenia w Future Tower były tak monotonne, a zarazem męczące, że po powrocie do domu, zamiast kołysać się do snu ulubionymi powieściami i filmami, zasypiałam zaraz po tym jak moja twarz dotykała miękkiej poduszki. Przez to wszystko nie wiedziałam nawet czy mamy wtorek, czy piątek, a gdy dzień po egzaminie weszłam z Aną do sali konferencyjnej, nie miałam pewności, czy przypadkiem, Gilbert Thorn, wykładowca Podstaw Finansowych nie jest bratem bliźniakiem Andrew.

Dodatkowo, moja przyjaciółka napędzana ambicjami i chęcią rychłego wzbogacenia się, na każdym wykładzie zaczynała wysnuwać teorie, w których to szturmem pnie się po szczeblach korporacyjnej kariery i z podrzędnego telemarketera, awansuje na kierownicze stanowisko.

- Oczywiście już w pierwszym tygodniu pozbyłabym się Karen - wyszeptała, kolorując co drugą kratkę w swoim zeszycie. - Komu ona jest tu w ogóle potrzebna?

- Myślę, że jej metody są dość brutalne, ale skuteczne.

- Ale czy musi od razu traktować nas tak przedmiotowo? Nawet gdy mijamy ją na korytarzu udaje, że nas nie widzi. Najchętniej zmięłaby nas wszystkich jak zaplamioną kartkę papieru i wyrzuciła do kosza. I to na niesegregowane odpady!

- Przesadzasz - odparłam, próbując jednym uchem wyłapać kolejne dyktowane przez Gilberta definicje. - Zgadzam się z tobą, jest niesympatyczna, ale wie co robi. Gdyby tak nie było, Walters już dawno by się jej pozbył.

- Obiecuję ci, że jeśli kiedyś zajmę jego miejsce, wyrzucę ją na zbity pysk.

- Trzymam cię za słowo - zachichotałam.

- Myślisz, że się rozpłacze? A w ogóle, czy z oczu takiej kreatury mogą płynąć łzy? Stawiam na to, że jeśli jej kanaliki łzowe wytwarzają jakąkolwiek substancje, to jest to przynajmniej kwas siarkowy.

Tym razem nie udało mi się stłumić chichotu i mimowolnie parsknęłam śmiechem. Ze wszystkich sił chciałam skupić się na treściach przekazywanych przez Thorna, ale teorie spiskowe Any rozkładały mnie na łopatki.

- Dwie panie z tyłu - dobiegł nas głos mężczyzny. - Gdy ja mówię, wy słuchacie.

- Przepraszamy! - krzyknęła blondynka, przytulając się policzkiem do blatu stolika.

Trzeciego dnia wykładów, gdy Gilbert ogłosił przerwę na lunch, jak zwykle ruszyłyśmy z Aną do biurowej kuchni. Devon zajął dla nas miejsce przy stole, a my ustawiłyśmy się w kolejce przed automatem. Zauważyłam, że Thomas od dłuższego czasu tkwi przy maszynie, grzebiąc gorączkowo w swoim skórzanym portfelu. Wyciągał z niego po kolei banknoty, przeklinając pod nosem.

- Co tam się do cholery dzieje? - jęknęła zniecierpliwiona Ana. - Potrzebuję kofeiny, najlepiej dożylnie!

- Thomas chyba nie ma drobnych, żeby zapłacić za kawę - odparłam, a moje przypuszczenia po chwili się potwierdziły.

Mężczyzna jeszcze raz obrzucił gniewnym spojrzeniem ekspres, po czym odszedł zrezygnowany, zajął miejsce przy stole i całą uwagę skupił na swoim najlepszym kumplu - smartfonie. Zdziwiło mnie, że nie poprosił nikogo o zamianę banknotu na bilon. Patrzyłam na niego jeszcze przez moment i pomimo jego odpychającego charakteru zrobiło mi się go odrobinę żal. Wyglądał na takiego samotnego... Zanim poznałam Roba, a potem Anę i Devona, byłam skazana na podobne wykluczenie co on. Kiedy doszłam do automatu, nie zastanawiając się ani chwili, napełniłam brązowym napojem dwa kubki i ruszyłam w kierunku bruneta. Postawiłam przed nim bez słowa papierowe naczynie i nim zdążył zareagować, wróciłam do moich przyjaciół.

- Jasmine, ma gorączkę - Ana dotknęła mojego czoła i zwróciła się do Devona poważnym tonem. - Nie, jednak jest jeszcze gorzej. Mamy tu przypadek beznadziejny. Jej temperatura jest w normie, a mimo to kupiła kawę największemu chamowi jaki stąpał po wykładzinie Future Tower. Oszalała.

Between words [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz