30.06.2016

67.2K 2.5K 3.2K
                                    

Culver City, Kalifornia, 30.06.2016, 01.15

Kurwa, nawet nie mogę w spokoju zasnąć. Znowu kręcę się z boku na bok, a to już mój trzeci wpis dzisiaj. Czasami czuję się tak, jakby to nie miało sensu. Moje myśli nie mają sensu. Przeglądam ten dziennik i widzę tu same zaprzeczenia. Dlaczego nie mogę mieć normalnej, zdrowej głowy? Dlaczego muszę wciąż o czymś myśleć? To mnie męczy. Chciałbym, aby chociaż na chwilę ktoś sprawił, że przez minutę nie pomyślę o niczym. Że będę sobie tak trwał i w końcu odetchnę z ulgą.

Wiem, że każdy o czymś myśli, ale dlaczego te myśli muszą być tak destruktywne? Dlaczego nie mogę zakładać dobrych scenariuszy tylko zawsze rozkładam daną sytuację na czynniki pierwsze i wybieram te najgorsze opcje? Często wytykam to Clark. Że cierpi na nadmierne myślenie, bo wtedy czuję się trochę lepiej. Czuję, że nie jestem w tym sam. Wpadam w spiralę, która ciągnie mnie na dno. Ciągle pierdolę o tym, że lubię zachowywać się logicznie, ale prawda jest taka, że moja głowa to najbardziej nielogiczne miejsce na ziemi. Ten dziennik jest na to żywym przykładem. Boję się co by się stało, gdyby ktoś go kiedyś przeczytał.

Na szczęście to się nigdy nie zdarzy.

Kiedyś Laura mi powiedziała, że to dlatego jestem taki zamknięty. Mało siedzi na zewnątrz mnie, więc wszystko jest w środku. Jak zwykle zrzuciłem to na zwykłe pieprzenie, ale może jednak miała rację? Chciałbym kiedyś przeżyć jeden dzień bez tego. Bez zaplanowania wszystkiego od obudzenia się do momentu, w którym znów położę się w łóżku. Niewiele osób o tym wie. Chyba tylko najbliżsi, ale to mi odpowiada. Chcę, aby ludzie wiedzieli o mnie jak najmniej i aby mieli moje mylne wyobrażenie. Wtedy czuję się bezpiecznie.

Boli mnie głowa. Z nudów zacząłem przeglądać telefon. Natrafiłem na zdjęcia urodzinowe z imprezy Matta. Średnio się na niej bawiłem. Matt mnie irytował. Wiem, że to jego święto i nie zachowywał się inaczej, niż zwykle, ale było w nim coś takiego, co spowodowało, że mało rozmawiałem z nim tej nocy.

Oczywiście kolejnym powodem mojego zdenerwowania musiała być też cholerna Victoria Clark i ten jej cholerny strój cholernej Mii Wallace. Nienawidzę tego filmu. Dlaczego musiała mieć akurat to przebranie? Wyglądała tak okropnie...

Panie, wyglądała tak dobrze.

To było tak proste, ale tak mocno do niej pasowało. Te krótkie nastroszone włosy, rozmazana szminka, rozpięta koszula i papieros za uchem. Na tej imprezie było przynajmniej dziesięć osób z lepszym i bardziej wymagającym kostiumem, a ona przyszła w czymś tak tandetnym i... i mnie rozbroiła. Ale czy to oznacza, że jestem słaby? Przyznanie, że wyglądała... ładnie? Mogę to stwierdzić. Tak, wyglądała ładnie. I nawet się z nią dogadywałem. Chyba byłem miły. Zachowywałem się dobrze. Nie wiem, ciężko stwierdzić, bo rzadko to robię.

Nawet nie byłem zły o to, że skrytykowała mój strój ucznia domu Hogwartu. Mam okropny sentyment do Harrego Pottera, była to pierwsza seria książek, jaką przeczytałem. Pochłonąłem ją w trzy tygodnie i od tego momentu zacząłem czytać książki. Robiłem to w tajemnicy przed ojcem. Uważał, że prawdziwi mężczyźni nie powinni tracić czasu na takie mało ważne rzeczy.

A potem Clark zaczęła tańczyć z Mattem. W sumie co się dziwić, przecież to były jego urodziny. A ja czułem, że potrzebuję alkoholu. I było mi lepiej. Bawiłem się naprawdę dobrze. Nawet wdałem się z Clark w dyskusję o Bogu, co nie zdarza mi się często, bo nie lubię poruszać tego tematu. Jestem wierzący, ale rozmowa o tym wprowadza mnie w zły nastrój. Clark jest ateistką. Uważa, że po śmierci będziemy bytować. Nie zgadzam się w tym z nią. Może dlatego, że ciężko mi uwierzyć w wizję, że nie ma niczego.

Naomi kiedyś powiedziała mi jedną trafną rzecz. Ludzie są zarozumiali i pyszni, popełniają grzechy dla własnej wygody, a potem udają skruchę, aby pierdolić o tym, że chcą pójść do nieba. Powiedziała mi, że wszyscy skończymy w piekle, bo piekło na nas czeka. Przemawia to do mnie bardziej, niż wizja latania na chmurze. Każdy zapłaci za swoje grzechy. Dlatego nie przepraszam. I tak kiedyś będę musiał to odpokutować, a słowo dalej jest tylko słowem. Nic nie znaczy. Czasami się tylko zastanawiam, czy będę tam sam. Po śmierci. Wiem, że na to zasługuję, na wieczną samotność, ale to trochę przykra wizja. Cóż, przyzwyczaiłem się do niej.

Pokłóciłem się na imprezie z Lukiem. Poszło o zwykłą pierdołę, bo zaczął mnie wkurwiać tym, że gdy tylko widział blondynę, stawał się nieprzyjemny i psuł atmosferę, ponieważ nie potrafi przyznać się do własnych uczuć. Ale dobrze wyszło. Przez to skończyłem z Clark grając w kosza i pijąc tanią wódkę, którą zabrałem z kuchni. Mimo że jest całkowitą kaleką, nawet dobrze spędziłem ten czas. Znów czułem się spokojnie. Tak jak wtedy w jej pokoju, gdy opatrywała moje rany.

Czasami mi się wydaje, że gdybyśmy oboje byli choć trochę mniej uparci, moglibyśmy nawet mądrze porozmawiać, a ta rozmowa sprawiłaby mi nawet przyjemność. Niestety, Clark jest zbyt rozchwiana emocjonalnie i się rzuca o byle co, a ja mam zbyt porytą głowę. Nawet jeśli bym chciał (a nie chcę) to i tak by to nie wyszło.

Ale znów straciłem kontrolę. Gdy wróciliśmy do domu z boiska wpadłem do łazienki na piętrze, bo zobaczyłem na horyzoncie Felicity. Chciała ze mną zatańczyć. Może zachowałem się jak tchórz tak przed nią uciekając, ale wolałem to, niż przez następne trzydzieści minut tłumaczyć jej, że to koniec. W łazience była Clark i zaczęliśmy rozmawiać, a to... to nie miało się tak skończyć.

Uciekam. Długi czas uciekam. Przed różnymi rzeczami. Przed ojcem, przed wspomnieniami, przed przeszłością, przed przyszłością. Całe życie uciekam przed myślami, które i tak mnie dopadają, bo nikt nie niszczy mnie tak, jak ja niszczę sam siebie. Nie pamiętam momentu, w którym zatrzymałbym się chociaż na chwilę. Mam dwadzieścia lat, a psychicznie czuję się, jakbym miał siedemdziesiąt. Czasami pojawiają się momenty, w których mam pełno energii i chcę coś zmienić, a potem nadchodzi rzeczywistość i przypominam sobie, że nie mogę, bo moje życie nie należy do mnie. Nigdy nie należało.

Na początku było w rękach mojego ojca, później w rękach Darcy, a teraz w rękach Venoma. Ucieczka to jedyny sposób na moje życie. Ale ile jeszcze to będzie trwało? Kiedy stracę siły? Kiedy zrozumiem, że brak snu, papierosy, alkohol, brak jedzenia i agresja już nie wystarczą? Wtedy gdy stracę wszystkich? Teraz ich jeszcze mam, bo ze mną wytrzymują. Ale nie mogę od nich wymagać tego, że zostaną ze mną na zawsze skoro bywają takie momenty, w których ja sam już ze sobą nie wytrzymuję. Ile razy będę uciekać, gdy stanie się coś złego, a potem znów pojawiać się w ich życiu?

Wtedy w łazience miałem w głowie tysiące myśli na temat tego, co zrobiłbym z Clark, jeśli tylko by mi na to pozwoliła. Każda inna i każda tak samo fascynująca.

Nie mogę tak myśleć. Nie o niej. Gdy wyszedłem, wpadła na mnie jakaś przypadkowa dziewczyna. Spędziłem z nią noc. Ale nawet wtedy ciągle uciekałem.

Chociaż nie. Na przestrzeni ostatnich tygodni był moment, w którym się zatrzymałem. Był to moment, gdy z zamkniętymi oczami zjeżdżałem wzdłuż ulicy na głupim sklepowym wózku. A po otworzeniu oczu zobaczyłem jej twarz.

Wtedy na kilka sekund przestałem biec.

***

kocham i do następnego xx


Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz