24.05.2016

75.5K 2.9K 3.4K
                                    

Culver City, Kalifornia, 24.05.2016, 22.15

Popełniłem dziś błąd. Duży błąd. Ale dzięki niemu jest mi lepiej.

Znów nie mogę spać. Mam koszmary. Dzisiaj obudziłem się o czwartej nad ranem zlany potem, bo miałem sen, w którym byłem w lesie. Było tam tak wiele drzew. Na początku nie wiedziałem, dlaczego tam jestem, więc zacząłem iść głębiej. Z każdym kolejnym krokiem las rozciągał się, a ilość drzew zaczęła się zmniejszać. Było ciemno. Wciąż szedłem szukając światła, aż w końcu z gałęzi zaczęły spadać liście. Nagle drzewa zaczęły się zmieniać i to zobaczyłem. Na każdym z nich na grubych sznurach, którym zazwyczaj opasany jest ring, na którym się biję, wisieli moi bliscy. Każdy z nich był siny i martwy. Zwisali tuż nade mną. Bałem się. Chciałem ich ściągnąć, ale nie mogłem. Im dalej szedłem, tym więcej twarzy widziałem. Mamę, Luke'a, Jasmine, Charliego, moich trenerów...

Ja sam zacząłem się dusić. Opadałem z sił, aż doszedłem do skraju lasu, gdzie znajdowało się jeszcze jedno drzewo. Do jego gałęzi również był przywiązany sznur, ale nikt na nim nie wisiał. Był pusty.

Potem się obudziłem. Nie mogłem już zasnąć. Wypiłem pół butelki wody, a moje dłonie tak okropnie się trzęsły. Znów wymiotowałem, ale tym razem było gorzej, bo przypomniałem sobie, że od dwóch dni nic nie jadłem. Już dawno nie czułem takiego bólu brzucha, gdy wyrzucałem z siebie żółć i ślinę. Spędziłem w łazience cały poranek, leżąc na zimnych płytkach. Kilka razy traciłem przytomność i miałem gorączkę, ale nie chciałem do nikogo dzwonić. Poradziłem sobie z tym sam.

Ledwo dowlokłem się na trening. Na szczęście nie było mojego trenera, więc nie musiałem wysłuchiwać kazań. Dawno nie czułem się tak źle, ale jakoś dałem radę.

Luke zaproponował, abyśmy wyszli do baru. Zgodziłem się, bo już od dłuższego czasu nie spędzaliśmy razem czasu. Pojechaliśmy tam gdzie zwykle. Nie miałem ochoty na rozmowy, ale Parker stale to nadrabiał. Chcę mi się rzygać na samą myśl o blond włosach, o których tyle ględzi. Ale było to dobre. Porozmawialiśmy trochę. Jako jedyny wie o całej sytuacji z Clark. Myślałem, że będzie zły, ale był nad wyraz wyrozumiały. Znowu zasugerował psychologa, ale nie chcę o tym słyszeć. Nikt nie będzie mieszał mi w głowie. Kazał zamówić mi coś do jedzenia.

I było dobrze. Naprawdę było dobrze. Zeszliśmy z ciężkich tematów na lżejsze, spędzaliśmy miło czas aż... aż przyszedł Louis.

Louis jest moim starym znajomym, z którym kiedyś sparowałem. Nie widzimy się za często, ponieważ wkurwia mnie jak mało kto. Często jest zazdrosny i mówi głupie rzeczy. Tak było i tym razem. Już po reakcji Luke'a wywnioskowałem, że on też nie cieszy się z tego, że się do nas dosiadł. Nigdy nie byłem zbyt miły, ale ze względu na naszą znajomość nie odezwałem się. Na początku było w porządku, trochę sztywno, ale do przeżycia.

Wszystko zaczęło się jebać, gdy wspomniał o Clark.

W pierwszej chwili byłem zszokowany, bo nie miałem pojęcia skąd o niej wiedział. Wiem, że w tym mieście plotki rozchodzą się z prędkością światła, ale wydawało mi się, że byłem ostrożny. Podejrzewałem, że mógł stać za tym Brooklyn. Zawsze miał długi język. Louis wspomniał o tym, że wie o tym, że ktoś wydał na mnie wyrok. Mruknął, że jest mu przykro, ale wiem, że kłamał.

A potem zaczął się temat Clark. Powiedział, że chodzą plotki na temat tego, że prowadzam się z córkami osób z rady miasta Culver City. Nie chciało mi się zaprzeczać, bo nie zależało mi na aprobacie kogoś tak żałosnego. Nie musiałem pokazywać swojej wartości. Myślałem, że odpuścimy temat, ale on zaczął drążyć. Wspomniał, że z ciekawości ją sprawdził i że już nie dziwi się dlaczego mi się spodobała. Luke milczał, ale widziałem, że bacznie mnie obserwował jakby bał się, że mogę coś zrobić.

A Louis wciąż mówił. W pierwszej chwili miałem to zignorować. A może coś nawet odpowiedzieć? W jakiś sposób obrazić Clark? Nie wiedzieć czemu ta druga myśl od razu opuściła moją głowę. Nie chciałem o niej rozmawiać, a na pewno nie z kimś tak obślizgłym jak Louis. Clark ma się trzymać od tego świata z daleka, bo wiem, że te harpie ją zagryzą. Więc milczałem. Wpatrywałem się w jego zadowolone oczy, kiedy kolejne słowa wypadały z jego parszywych ust. Przez moment zastanawiałem się nawet nad tym...

Nad tym jak ktoś taki jak on ma prawo do oddychania tym samym powietrzem co ona. Ale szybko wyrzuciłem to ze swojej głowy.

I dalej słuchałem. Luke zasugerował, abyśmy się zbierali, ale ja zamiast tego ciągle siedziałem, zaciskając palce na stołowym nożu, który przyniesiono mi do mojego zamówionego burgera. Miałem w głowie różne wizje tego co chciałbym zrobić z tym nożem. Wszystkie miały w sobie Louisa. Nie wiem o czym wtedy myślałem. Nie pamiętam tego.

Ale pamiętam moment, w którym powiedział, że chciałby i spróbuje ją zerżnąć.

Luke nawet nie zdążył zareagować, gdy jego szklanka z whisky rozbiła się w drobny mak na głowie Louisa. A raczej ja ją rozbiłem. Nawet się tego nie spodziewał. Szkło było ciężkie i grube, więc Louis poleciał jak kłoda i stracił przytomność. W barze zrobiło się zamieszanie, ale nie miałem zamiaru tego drążyć. Uregulowałem rachunek i wyszedłem. O dziwo, było mi dużo lepiej i powrócił mój dobry humor. Luke był tylko trochę naburmuszony, bo nie zdążył zjeść swojego steka, ale wiem, że jest zadowolony. Siedzi właśnie u mnie w mieszkaniu i ciągle szczerzy się sam do siebie. Wygląda jak kretyn.

Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Może dlatego, że wciąż jest mi głupio po zaistniałej sytuacji, a obrażanie lub słuchanie tego, jak ktoś ją obraża, byłoby już całkowicie skurwysyńskie i nieludzkie. I tylko dlatego to zrobiłem, poza tym irytowała mnie jego twarz. Mogę za to słono zapłacić, ponieważ plotki przybiorą na sile, ale nie mogłem się oprzeć.

Zerknąłem właśnie przez uchylone drzwi na swoje łóżko w sypialni. Na jasnej poduszce wciąż leży jej apaszka. Dopiero teraz do mnie dotarło, że śpię z nią już od dwóch dni.

***

a to taki z życia codziennego. mam nadzieję, że się podobał

kocham i do następnego xx

Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz