07.05.2016

114K 5.1K 5.1K
                                    

Culver City, Kalifornia, 07.05.2016, 1.45 nad ranem

I już wiem o co chodziło Luke'owi. W swoim życiu miał sporo dziewczyn, bo dość szybko się nudził. Albo to raczej one nudziły się nim. Nigdy nie był stały w uczuciach. Lubił eksperymentować, a jego zachowanie nie zawsze było... ładne. Myślałem, że widziałem go w każdym możliwym wydaniu i że nie może upaść już niżej, niż wtedy, gdy udawał przed jedną studentką, że sam jest studentem inżynierii. Przez tydzień uczyłem go analizy matematycznej, a ich znajomość i tak skończyła się po drugiej randce, bo nagle stwierdził, że to nie to.

Ale teraz wiem, że całkowicie się odkleił w momencie, w którym poznał Mię Roberts. Te jej blond kłaki całkowicie przesłoniły mu mózg. Gdy tylko wróciłem do Culver City, pojechałem do jego mieszkania. Od progu był do mnie wrogo nastawiony. Nie rozumiałem o co mu chodzi, aż w końcu powiedział o tym, że gadał z Clark. Ta nowina trochę mnie zdenerwowała. Nie chciałem, żeby miała kontakt z moimi bliskimi. Mamrotał coś o tym, że mam dać jej spokój, bo musi go polubić. I że nie mogę wiecznie się na niej mścić. W końcu była najlepszą przyjaciółką tej jego blondyneczki, z którą nawet nie wiem kiedy się pogodził. Ich relacja zmienia się jak w kalejdoskopie, bo przysięgam, że przed moim wyjazdem zarzekał się, że nigdy wcześniej nie widział kogoś bardziej pustego i sztucznego. Życie Luke'a jest moją prywatną telenowelą.

Wspomniał też coś o jakichś siniakach, ale mówił tak chaotycznie, że wtedy tego nie zrozumiałem. Pod koniec dwudziestominutowego wywodu prawie błagał mnie o to, żebym nie popsuł mu jego relacji z blondynką. Był na zmianę wściekły i zrozpaczony, co jest u niego mieszanką wybuchową. Mimo że ma dziewiętnaście lat, często zachowuje się jak trzynastolatek i sześćdziesięciolatek w jednym. Jestem nieco zdziwiony, że tak bardzo zależy mu na błogosławieństwie Clark, ale nie drążę. Skoro tego chcę, to mam zamiar się dostosować. Wiele razy zrobił coś dla mnie, więc czas, abym teraz ja zrobił coś dla niego.

Chcę, aby był szczęśliwy, ale wiem też, że ta cała szopka nie skończy się dobrze. Luke nie pasuje do tego świata. Ale chcę go wspierać, więc grzecznie podwiozłem go na miejsce, w którym się umówili na swoją randkę. Było to na obrzeżach miasta przy torach kolejowych, gdzie znajdowały się stare, opuszczone pociągi. Nawet nie pytałem. Zastanawiałem się, co mam ze sobą zrobić, więc postanowiłem pojechać do Jasmine. Dawno nie spędzałem z nią czasu. Ma mieszkanie niedaleko mojego. Po wejściu od razu przywitał mnie jej pies. Madison jest chyba jedynym zwierzęciem domowym, które toleruję. To nie tak, że ich nie lubię, ale drażni mnie ich sierść, która wala się dosłownie wszędzie i to, że się ślinią i brudzą meble. Wolę oglądać je z daleka. Jak dzieci.

Spędziliśmy kilka godzin razem. Na początku było miło, dopóki Jasmine nie zaczęła tematu Clark. Miałem ochotę wstać i wyjść, bo naprawdę nie chciałem o niej rozmawiać, a szczególnie z Jasmine. Przez ponad tydzień nie miałem z nią kontaktu i było mi z tym faktem dobrze, a po moim przyjeździe ktoś wciąż o niej mówił. To mnie sfrustrowało. Chciała wiedzieć, co zamierzam zrobić dalej, ale szybko uciąłem temat, bo prawda jest taka, że sam nie wiem.

Koło północy zadzwonił Luke, abym po niego przyjechał. Zapytał, czy podwiozę też jego blondyneczkę i chociaż wcale nie chciałem tego robić, zgodziłem się. Jasmine zdecydowała, że pojedzie ze mną. W pewnej chwili złapałem się na tym, że myślałem o tym, czy będzie tam Clark. Miałem ochotę przekląć samego siebie. Dalej mam.

Gdy dotarliśmy na miejsce, oni już czekali. Blondynka jest naprawdę ładna i w stu procentach w typie Luke'a. Była miła, ale rozdrażniła mnie tym, że zgubiła swoje klucze, więc zamiast pojechać do domu, musieliśmy zostać tam jeszcze dłużej. Ale nawet to nie zaprzepaściło mojego dobrego humoru. Wizyta u mamy naprawdę dobrze mi zrobiła, czułem się dużo lepiej. Ich trójka poszła ich szukać, a ja zdecydowałem, że zostanę przy samochodzie. Chciałem zapalić, ale jak na złość nie miałem zapalniczki, więc postanowiłem kogoś zapytać.

Wtedy ją zobaczyłem. Clark. Szła prosto w moją stronę, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, bo nerwowo patrzyła za siebie. Dopiero po chwili dostrzegłem powód jej zdenerwowania. Niedaleko niej stał średniego wzrostu blondyn, którego musiała się bać. Gdyby nie mój dobry humor, zapewne skręciłbym w inną stronę, ale wtedy przypomniały mi się słowa Luke'a. Mam być... miły.

Abstrahując od tego, że tego nie chcę, pojawia się tutaj również drugi problem. Ja chyba nie umiem być miły.

Wiem, że zastawienie jej drogi było niepotrzebne, ale i tak to zrobiłem. Gdy na mnie wpadła prawie od razu poczułem zapach jej perfum. Mam szczerą nadzieję, że w końcu je zmieni. Zdziwiło mnie to, że tak ufnie stanęła zaraz za mną, jak gdybym miał jej pomóc. Nieco mnie to zdezorientowało i w każdym innym wypadku zapewne bym się odsunął, jednak jej postawa sprawiła, że jej pomogłem. Powinna być za to wdzięczna. Tak wtedy myślałem. To kolejny raz, gdy ratowałem jej skórę. Chociaż nawet pomimo tego była zdenerwowana i wrogo nastawiona. Czy mam prawo się dziwić?

Wtedy też zrozumiałem, o co chodziło Luke'owi, gdy mówił o siniakach. Zrozumiałem to wtedy, gdy pokazała mi swój nadgarstek z żółtymi już śladami. Odbicia moich palców z wieczora, gdy mnie uderzyła. Poczułem, jak zaczęło robić mi się niedobrze. Przed oczami stanął mi obraz mamy, gdy leżała w swojej sypialni kilka lat wcześniej. Na jej bladej skórze również były takie siniaki, które zostawił mój ojciec. Na jej udach, ramionach, biodrach... Ledwo hamowałem odruch wymiotny. Jeszcze tego samego dnia widziałem się z nią. Co by powiedziała widząc to? Co by zrobiła? To co powinna. Patrzyłaby na mnie z obrzydzeniem.

Jestem śmieciem. Śmieciem, który nie potrafi się kontrolować.

Nie słuchałem już tego, co do mnie mówiła, choć wspominała o Brooklynie i o tym, że się z nim spotkała. Rozmawiałem z nią, ale nie rejestrowałem tego. Z całych sił starałem się pozostać przytomny, ale myśli w mojej głowie sypały się lawinowo. Patrzyłem na nią i nie potrafiłem wyrzucić z głowy widoku mamy. Nie potrafiłem wyrzucić myśli o tym, że jestem tak samo popierdolony jak mój ojciec, o ile nie gorzej. Patrzyłem w jej wielkie oczy i zastanawiałem się nad tym, jak mogę oddychać tym samym powietrzem. Nawet nieumyślnie wyrządzam ludziom krzywdę. I wciąż próbuje oszukać samego siebie.

Bo wyrządzam tę krzywdę umyślnie. Bo nie znam innego sposobu na to, aby poradzić sobie z myślami i nienawiścią do samego siebie. Bo chcę, aby inni też czuli to, co ja.

Już dawno nie dziękowałem nikomu tak bardzo, jak Jasmine, która zjawiła się w tamtym momencie. Musiałem stamtąd zniknąć, aby więcej nie patrzeć na Victorię. Bo prawda jest taka, że to wszystko zaczęło się przez nią. Te myśli, problemy ze snem, z jedzeniem i z koncentracją. Nienawidzę jej. Tak mocno jej nienawidzę.

Niedawno wróciłem do domu. Nie pamiętam nawet drogi powrotnej. Odwiozłem wszystkich. Od trzydziestu minut siedzę na podłodze w swojej łazience. Świeci się jedna lampka. Patrzę na moje siniaki, które pokrywają moje przedramiona. Obserwuję czerwono-fioletowe ślady po swoich własnych palcach, które zaciskałem na swoich rękach przez prawie pół godziny. Zastanawiam się, czy nie przesunąłem sobie żadnej kości. Bolało, ale nie bardziej, niż bym się tego spodziewał.

Ukarałem samego siebie za to, że pozostawiłem na jej skórze odbicia pięciu palców. Na swojej mam ich około pięćdziesięciu.

***

3/5, było pytanie odnośnie tego, jak będę prowadzić ten dziennik. wpisy będą się pojawiały również po skończeniu eth, więc na spokojnie :D

kocham i do następnego xx

Zmiana NarracjiWhere stories live. Discover now