-->18<--

502 58 3
                                    

Siedział na fotelu, tyłem do drzwi. Po niespełna piętnastu minutach, usłyszałam otwierające się drzwi.

-Tak Harry, masz ją znaleźć.- powiedział zachrypnięty głos.

-Ale szefie...

-Żadne ale, a teraz zmykaj, chce zostać sam.- i drzwi się zamknęły.

-Witaj- Powiedziałam poważnym głosem, cały czas będąc odwrócona tyłem do wejścia.

-Kto tu jest?- nic mu nie odpowiedziałam.- Kim ty jesteś?!- prawie krzyknął.

-Nie poznajesz mnie...- odwróciłam się z krzesłem- tato.- ostatnie słowo wypowiedziałam patrząc na niego. Miał krótkie rude włosy, ładne ciało, czarne skrzydła i zdziwienie na twarzy.

-Skąd się tu wzięłaś?- spytał powoli.

-Przyszłam tutaj i szczerze powiedziawszy, masz kiepską ochronę, bo przeszła obok wszystkich.- zaśmiałam się.-Nie cieszysz się z mojej wizyty?

-Miło mi cię widzieć, ale skąd wiedziałaś jak mnie znaleźć?

-Mama mi powiedziała.

-Widzę że więcej genów masz po mnie.- złośliwie się uśmiechnął.

-Jak widzisz tak... Odpowiedź mi na jedno pytanie?

-Pytań śmiało córeczko.

-Dlaczego mnie zostawiliście i dopiero teraz próbowałeś mnie odnaleźć i czy tylko dlatego, że mam swoje moce?!- wydarłam się na niego.

-Ach córeczki, nie będę cię okłamywać. Od początku cię nie chciałem, ale kiedy raz idąc po ziemskim świecie ujrzałem cię, wiedziałem, że jesteś moją córką, było czuć od ciebie mocą, odziedziczoną po mnie, masz nadprzyrodzone moce, nikt nie ma takich jak ty! Jesteś najsilniejsza na całym świecie!- mówił spokojnie.- a teraz ty mi odpowiedz gdzie mieszkasz?

-U moich przyjaciół. A teraz żegnaj ojcze.- zniknęłam, a dokładniej teleportowałam się do swojego pokoju, bynajmniej chciałam, ale za mało się skupiłam i wylądowałam u Luke'a w pokoju. Zegarek pokazywał 4 w nocy, a go nie było. Po chwili do pokoju wszedł zaspany chłopak.

-Hej Isa.- przywitał się zasypany.- Isa?!- dostał nagłego olśnienia, podbiegł do mnie i przytulił mnie bardzo mocno.-Jezu Isa martwiłem się o ciebie. Nic ci nie jest?!- spojrzał mi w oczy.

-Luke nic mi nie jest.

-Masz siniaka na policzku, to tutaj cię skrzywdził?- spytał zatroskany, kiwnęłam jedynie głową. - Chodź spać, jest już późno.- dał mi swoją koszulkę, jako piżamę. Nie chciało mi się iść do łazienki, więc przebrałam się przy nim. Miałam gdzieś, że się gapi na moje ciało będące w samej bieliźnie, teraz liczył się dla mnie tylko sen...

*Rano*

Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam Lucasa bawiącego się moimi kosmykami włosów.

-Dzień Dobry księżniczko.- lekko się uśmiechnął.

-Dzień Dobry i mówiłam ci to tyle razy, nie nazywaj mnie księżniczką, bo nią nie jestem.- wywróciłam oczami.

-Skarbie, dla mnie zawsze będziesz księżniczką, moją księżniczką.- pocałował mnie w czubek głowy.

-Luke... proszę cię...

-Isa... ubieraj się, zabieram cię gdzieś.- nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo szybko wyskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju. Wstałam z łóżka, podeszłam do szafy, wyjęłam z niej jakąś koszulkę i czarne rurki. Poszłam do łazienki, aby się przebrać i przy okazji skorzystać z toalety. Na dole czekał na mnie Luke.

-Zakładaj buty i chodź.- szeroko się uśmiechnął.

-A śniadanie?- spojrzałam na niego jak na idiote.

-Śniadanie poczeka.- Wzruszyłam ramionami, zakładając buty. Już miałam wychodź gdy usłyszałam cichy głos za sobą:

-I-isa...?- był to Ashton. Spojrzałam na niego, wyglądał strasznie... Miał podbite oko, spuchnięte usta i wiele ran. Widziałam smutek w jego oczach, ale nie chciałam go już widzieć.- Isa... Proszę... Kocham Cię.- błagał mnie.

-A ja cię już nie... Z nami koniec Ash.- zamknęłam za nami drzwi i wsiadłam do Auta. Ruszyliśmy.

-Luke?- spytał po chwili ciszy.

-Tak słońce.- uśmiechnął się do mnie.

-Ty mu to zrobiłeś??

-Tak, musiał dostać za swoje.

-Ale nie musiałeś go...- nie zdążyłam dokończ, bo mi przerwał.

-Musiałem to zrobić... Skrzywdził ciebie, każdy kto chodź spróbuję cię skrzywdzić, najpierw zmierzy się ze mną. Nie pozwolę cię skrzywdzić.- Mówiąc to był absolutnie poważny.- Wysiadaj.

-Co?- najpierw mówi mi, że chce mnie chronić, a teraz każe mi wychodzić z samochodu w środku lasu... Pojebało go?!

-Wysiadaj, bo jesteśmy na miejscy- Really?! W środku lasu?? Tak jak mówił wysiadłam, po chwili on sam też wysiadł. Podszedł do mnie, splótł nasze ręce razem i pociągnął mnie w sam środek lasu. Potrzymał w niebo, było około 18, więc słonce już tak mocno nie świeciło. Luke mnie zatrzymał, zdezorientowana spojrzałam przed siebie, było tu pięknie. Była to polanka w lesie, na samym środku leżał koc i koszyk z jedzeniem, a obok stał szampan z kieliszkami. Brakowało mi słów, to było po prostu piękne!

Mamy kolejny rozdział! Który jest do dupy! JEJ! (wyczujcie ten sarkazm)

Po następnym rozdziale mnie zabijecie, gdy przeczytacie tytuł. (Który będzie niedługo)

Do następnego! ;3

✔ No! || L.H & H.S ✔Where stories live. Discover now