Rozdział 5

1.4K 124 56
                                    

     Nałożyłem okulary na nos i ścisnąłem mocniej kierownice. Pieprzone światła. Oczywiście, gdy się spieszyłem, musiałem trafiać na same czerwone. Jęknąłem i rzuciłem się na oparcie. Czemu wszystko szło nie po mojej myśli?! W końcu, gdy sygnalizacja zmieniła swój kolor, ruszyłem z piskiem opon, wyprzedzając samochody, jadące obok mnie. Przy najbliższym skrzyżowaniu skręciłem w lewo, wjeżdżając do nieciekawej dzielnicy. Ale, czego się spodziewać, skoro jechałem do takiego miejsca, a nie innego? Dwa tygodnie minęły odkąd Lou się obudził, dwa tygodnie odkąd muszę udawać obojętnego, jakby jego szczęście było dla mnie mało istotne. Tak jak to było na początku naszej znajomości, kiedy liczyły się pieniądze oraz pozostawienie w spokoju pana Dowsona. Wtedy ten 63-letni mężczyzna był dla mnie ważniejszy, a w głębi serca nie wiedziałem, że uczucie ze szkoły średniej nadal jest ogromne, choć trochę przykurzone.

    Podjechałem pod stary, szary budynek, na którym było od groma obraźliwego graffiti. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżałem, moje ciało przebiegały dreszcze. Śmierdziało tu alkoholem, moczem, czasem nawet marihuaną. Szare sportowe spodenki, bluza z kapturem oraz okulary - ostatnio mój ulubiony strój, gdy nie byłem w pracy. Nadal kochałem fotografię, nadal to było moim priorytetem. Jednak ostatnio zrobiło się o mnie głośno, po tej wystawie i sesji z Cher Lloyd, więc musiałem się ukrywać, zwłaszcza, gdy znajdowałem się w takiej dzielnicy. Nie mogłem jednak pozwolić, żeby być mięczakiem, tchórze słabeuszem. Musiałem pokonać swoje lęki, bo od teraz będę musiał chronić Louisa, nie ważne co ta kobieta mi powiedziała.

    Wysiadłem z samochodu, uprzednio go zamykając. Przerzuciłem moją torbę sportową przez ramię i wszedłem w ciemną uliczkę, obok której znajdował się bar, studio tatuażu i jakiś mizerny sklepik. Skierowałem się do tylnego wejścia, które również prowadziło na górną część budynku. Otworzyłem je zapasowym kluczem i wbiegłem po schodach, żeby jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu. Będąc na piętrze, obejrzałem się po sali. Znajdował tu się bar z napojami - zarówno energetykami, jak i alkoholem. Na środku stała mata, a po bokach worki. Pomieszczenie było stare, pachniało tu wilgocią, nawet grzyb pokrył już ścianę. Pewnie mało osób wiedziało o tym miejscu. Zwłaszcza z osób pokroju Louisa, czy Vivienne. Nawet mnie, jednak się dowiedziałem i teraz mogłem się wyżyć. Mężczyzna, niewiele starszy ode mnie, wreszcie zauważył moją obecność i z szerokim uśmiechem podszedł w moją stronę.

     - Znowu chcesz poćwiczyć?- zapytał. Kiwnąłem głową i zdjąłem okulary. Dłonie mi się trzęsły, jednak wiedziałem, że nawet jeśli to nie jest zbyt legalne, to da mi więcej siły, pewności siebie i odwagi, niż zwykła siłownia. Skierowałem swoje kroki do "szatni". Tak na prawdę był to zwykły kąt, zasłonięty kotarą, za którą były wieszaki. Ściągnąłem z siebie bluzę i obejrzałem swoje ciało. Tatuaże pokrywały moją skórę, a ja z czasem żałowałem, że mam ich tak dużo. Jednak szybko zarzuciłem na siebie białą bokserkę, a dłonie wsunąłem w rękawice. Związałem moje przydługie włosy i wróciłem do mężczyzny, który teraz stał na macie z jakimś facetem, wyglądającym na groźnego. Nie zwracałem na nich zbytnio uwagi i podszedłem do worka treningowego. aby wyżyć się na nim. Okrążyłem mojego "przeciwnika" i zacząłem uderzać. Raz. Drugi. Trzeci. Mocniej. Szybciej. Sprawniej. Chciałem pokazać, że jestem silny, ale z każdą sekundą pod moimi oczami zbierało się coraz więcej łez. Nie mogłem powstrzymać uczuć, które rozsadzały mnie od środka.

     - Louisowi na razie będzie bez ciebie lepiej Harry, zrozum to... - Vivienne powiedziała, zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej słów. Czy ona chciała, abym zerwał z nim kontakt? Nie! Nie, nie, nie! Ja nie mogę! Ja go kocham! Ja go tam nie zostawię!- Wiem, że będziecie tęsknić, ale on się musi oswoić z tamtym miejscem. A jeśli będzie wiedział, że na niego czekasz, to nie zechce tam zostać. Wiesz, że to mu pomoże.

Shelter Where stories live. Discover now