Rozdział 18

1K 98 27
                                    

 Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, gdy odstawiłem moją colę, założyłem kurtkę i szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia. Nie wiedziałem, co się dzieje. Słyszałem za sobą, że dziewczyna próbuje odejść od stolika, jednak przyspieszyłem kroku. Gdy znalazłem się na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz, a wzdłuż ramion przeszedł dreszcz. Dopiero teraz poczułem wszechobecny chłód listopadowej nocy. Włożyłem dłonie w kieszenie i zastanawiałem się, w którą stronę iść. Nagle usłyszałem, jak ktoś mnie woła. Zapominając o wcześniejszym wydarzeniu, odwróciłem się i spostrzegłem Eleanor, biegnącą w moją stronę. Jęknąłem, widząc, ze na swoje skąpe ubranie ma założony tylko długi płaszcz. Stanęła jakiś metr przede mną i świdrowała mnie swoim spojrzeniem. Była inna niż do tej pory, zmieniła się. Wcześniej miła, spokojna, delikatna i w warkoczyku. Teraz przede mną stała kobieta w pełnej okazałości, umalowana, zadziorna, piękna. Próbowałem wyczytać emocje z jej twarzy, jednak pozostawała ona obojętna.

 - Powiedz coś.- odezwała się pierwsza. Głos miała spokojny, jednak niepewny, jakby między nami była jakaś bariera. Westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią. Spojrzałem na nią i pokręciłem głową. Tylko co ja mogłem powiedzieć? Przecież była dorosła. A to, że myślałem, że jest inna to nie jej sprawa.

 - Nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie w czymś takim.- wskazałem na budynek.- Nie miałaś z nami kontaktu od kilku miesięcy, martwiłem się o ciebie.- prychnęła i założyła ramiona na piersi. Była zła? Ale na co? Czyżby na mnie?- A teraz co było z tymi gościami? Puszczasz się, czy jesteś panienką do towarzystwa?- powiedziałem trochę zbyt pewny siebie. Może trochę przegiąłem, ale tak tylko odrobinkę. No dobra, trochę więcej niż odrobinkę, ale należało jej się!

 - Ty masz prawo mnie umoralniać? Ty?!- powiedziała głośno z irytacją w głosie. Wiedziałem, że nie jestem idealnym przykładem na dobre zachowanie, jednak się zmieniłem i nie chciałem, aby popełniała te same błędy co ja. Albo chociaż podobne.

 - Mnie nie płacili za seks.- uznałem, nadal stąpając po cienkiej granicy wytrzymałości tej dziewczyny. Wiedziałem, że zaraz wybuchnie, jednak musiałem dać jej do zrozumienia, że źle robi. Może właśnie na przykładzie mojej osoby zrozumie, że takie coś prowadzi tylko na dno. Albo jeszcze gorzej.

Ads by BrowseStudioAd Options


 - Byłeś niczym ci dwaj faceci, którzy siedzieli obok mnie. Zdesperowany, sfrustrowany seksualnie, tylko ty nie musiałeś płacić, bo każda dziewczyna chciała ci się wepchnąć do łóżka. Chociaż nie tylko dziewczyna. Dla prostytutek zdobyczą jest kasa, albo ktoś znany. Gdybym mogła przespać się z Robertem Pattisonem, nie zrobiłabym tego?- powiedziała z nutką sarkazmu. Przymknąłem oczy i w duszy przyznałem jej rację. Miała na mnie haka, bo dokładnie zdawałem sobie sprawę, że moje pieniądze i wygląd były głównym czynnikiem posiadania tylu osób w swojej kolekcji. Spojrzałem się na nią i znowu wróciło to niezapomniane uczucie, że skądś ją znam.

 - Nie musisz popełniać moich błędów.- powiedziałem ostro, nadal utrzymując naszą odległość. Żadne z nas nie chciało się zbliżyć. Nie wiedziałem, co mogę jeszcze powiedzieć, aby ją przekonać. Widać, że była wściekła na mnie, a zarazem smutna. Wahała się nad czymś, widać, że chciała się odezwać, lecz coś ją blokowało. Ja tylko czekałem.

 - Największym twoim błędem było rozkochiwanie w sobie osób, które porzucałeś bez słowa i nigdy więcej się nie odezwałeś. Nie ważny czy w NYC, czy w Chicago, a może jeszcze gdzieś indziej.- odezwała się pełnym bólu głosem. Miałem wrażenie, że zaraz zacznie płakać, bo spuściła wzrok i nie wiedziała, co robić. Stała z opuszczonymi rękoma i głową, stąpając z nogi na nogę, bo robiło jej się trochę zimno.

Shelter Where stories live. Discover now