Rozdział 4

1.4K 131 63
                                    

    Po trzech dniach pobytu tutaj, mogę śmiało powiedzieć, że nawet lubię to miejsce.

    Zayn dotrzymuje mi towarzystwa, wszędzie chodzi ze mną, choć w tym czasie wypadł dzień, kiedy mógłby wyjść na miasto, pozostał ze mną i ciągle coś mówił. Bardzo lubiłem słuchać jego głosu, był przyjemny, delikatny, a zarazem charakterystyczny. Często podśpiewywał jakieś piosenki, czy opowiadał zabawne historie. Nie nudziłem się przy nim, ani nie narzekałem. Pomógł mi poznać niektóre osoby, powiedział kogo unikać, a z kim rozmawiać. Kazał mi unikać ludzi z białymi bransoletkami na nadgarstkach, osoby chore psychicznie, których przypadki były na prawdę ciężkie.   Ja miałem jasnoniebieską, czyli depresja, myśli samobójcze, a on czerwoną, co oznaczało uzależnienia. Zayn brał narkotyki, aż w końcu przedawkował tak, że przez miesiąc nie odróżniał rzeczywistości od fikcji. Prawie pobił swoją dziewczynę, teraz już byłą, po czym trafił tutaj. Długo nie mógł sobie z tym poradzić, chodził an głodzie narkotykowym, ale ostatnie kilka tygodni było spokojnych. Gdy zaczął malować, zapomniał o swoich problemach i zajął się rysunkami. Szkicował komiksy, portrety, a nawet pozwolono mu zrobić graffiti w poszczególnych salach. Dokupywali mu tylko spray'e oraz farby, a on mógł malować jak chciał, tam gdzie mu pozwolono. Nasz wspólny pokój wyglądał jak z obrazka. A dokładniej jedna ściana, ponieważ Mulat namalował na niej rożnych superbohaterów. Miał do tego talent. Pozostała część pokoju była biała, brązowe szafki przy starych, trochę zniszczonych, chociaż nadal wygodnych łóżkach, dwie duże szafy, wieszak, półka na podręczne rzeczy. Mieliśmy nawet lampki nocne. Nasz pokój mieścił się na pierwszym piętrze i mieliśmy widok na ogródek. Vivienne była u mnie wczoraj i przywiozła nową pościel na zmianę, trochę nie trafiła z kolorem, bo była ona zielona, ale nie marudziłem. Oddałem jej plany, bo dowiedziałem się, że były właściciel działki już wyburzył stary domek, a ja mogę stawiać fundamenty. Oczywiście nie obyło się, żeby Zayn i Viv nie wymienili nawet jednego słowa. Flirtowali ze sobą jak para nastolatków, co doprowadzało mnie do mdłości, bo mieli ponad 20 lat. Jednak cieszyłem się, bo widać, że coś ich do siebie ciągnie.

    Eleanor była miłą dziewczyną, chętną do pomocy. Jak mój współlokator chodził na swoje zajęcia, ona prowadziła mój wózek, gdzie tylko chciałem i opowiadała mi o sobie. Mówiła, że mieszkała tu przez jakieś 9 miesięcy, ale potem zaczęło się układać. Miała depresje, a innym razem była nadpobudliwa i chciała się mścić, na każdym, kto sprawił, że tu trafiła. Czasami mnie przerażała i musiała to zauważyć, bo mnie zapewniała, że wszystko jest dobrze, a teraz sama chce pomagać innym. Dlatego namówiła mnie na zajęcia muzyczne. Na razie będę tylko tam chodził i słuchał, jak grają, śpiewają, komponują, może potem sam do nich dołączę, jeszcze zobaczę. Chyba nie po to targaliśmy tu moją gitarę? Wolałem gadać z Zaynem, bo jego historie były zabawne, pełne wulgaryzmów i szczerości, ale cieszyłem się, że chce ze mną spędzać czas. Przynajmniej ona, bo Hazz nie chciał mnie odwiedzać.

    Właśnie Tristan wyprowadzał mnie z sali muzycznej. Obserwowałem ich, jak grali i śpiewali. El nawet dobrze grała na gitarze, choć nieskromnie mówiąc, grałem lepiej. Wcześniej byłem z nim, Zaynem i Eleanor na stołówce, a potem Mulat poszedł an swoje zajęcia, a my do muzycznej. Nudziło mi się tam, więc chciałem wrócić do pokoju. Podjechaliśmy do windy, która znajdywała się na holu, mijając uśmiechnięte pielęgniarki i ich trochę przygnębionych podopiecznych. Wsiedliśmy do windy i wcisnąłem guzik z cyfrą 1. Czułem się już lepiej, od wypadku minęły dwa tygodnie, żebra nie bolały mnie aż tak bardzo, niedługo mogę zacząć chodzić o kulach, zamiast na wózku, a i głowa wyglądała w porządku. Polubiłem to miejsce, chociaż zapach lawendy był trochę zbyt wyczuwalny. Było tu kolorowo, zabawnie, trochę jak wielka rodzina. Oczywiście jeśli rodzina, nie zapominajmy o mojej mamie. Każdego dnia "rozmawiamy" na skype. Ona mówi, ja jej słucham, czasem dołączają się bliźniacy. Wreszcie też zobaczyłem dziewczynę Maxa, którą okazała się znajoma Harry'ego, kiedy spotkałem ich w Londynie. Było mi trochę głupio, żadne z nas się nie odezwało, a jak później się dowiedziałem, była to młodsza siostra mojego Loczka. Gdy Hazz pokazywał mi jej zdjęcia, musiała być młodsza lub ... no coś ze sobą zrobiła. Narzeczona Jerry'ego też była niczego sobie, brunetka, o dużych, piwnych oczach, kręconych włosach. Pogodna, uprzejma, rok starsza od mojego brata. Wyglądali na prawdę uroczo.

Shelter Where stories live. Discover now