Rozdział 8

1.3K 131 31
                                    

             Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa

    Co się z nim stało? Gdzie mój delikatny, kruchy, wiecznie onieśmielony Loczek? Gdzie zniknął ten trochę wystający brzuszek? I loki zaczesane do tyłu? Nie uśmiechał się, był poważny, stał nieruchomo i przyglądał się mi z stoickim spokojem. Przełknąłem ślinę. Harry wydawał się być wyższy, niż ostatnio. I bardziej muskularny. Wcześniej było na odwrót, to ja byłem tym lepiej zbudowanym. Teraz czułem się przy nim tak mizernie, bezbronnie... Spojrzałem po sobie. Ubrania nadal były na mnie za duże, nikłem w oczach. Ciekawe, czy to zauważył? Czy się mną przejmował? Ale skoro nie odwiedził mnie ani raz... Zobaczyłem, że jego włosy są dłuższe. I to zdecydowanie, sięgały prawie do ramion. Były bardziej falowane, niż kręcone. Ubrany w białą koszulę, zapiętą prawie pod samą szyję, a na to szary płaszcz. W końcu był październik, prawda? Na nogach zwyczajowe czarne rurki. Unikał mojego spojrzenia, jakby się bał. Tylko czego mógł się bać? Oprócz krzyżyka i łańcuszka w kształcie papierowego samolociku, na jego klatce spoczywały jeszcze dwa nieśmiertelniki. Bardzo się zmienił. Wyglądał... no właśnie jak? Doroślej, dojrzalej, poważniej? Bardziej ekstrawagancko? Czyżby kariera fotografa na niego wpłynęła?

    Nagle poczułem drobne ramiona Vivienne. Przytuliłem ją, ale nawet nie zwracałem na nią uwagi. Wpatrywałem się w mojego Loczka (czy mogę nadal go tak nazywać, skoro tych loków jakby nie miał?), a w moim sercu narastała ochota, aby mu coś powiedzieć, wyrzucić wszelkie emocje targające moim umysłem, wypomnieć mu te niecałe 3 miesiące nieobecności. Jednak jego wygląd sprawiał, że zapominałem słów, stałem jak ten słup soli i wlepiałem w niego oczy, mając nadzieję, że to on odezwie się pierwszy. Marzenia - prychnąłem w myślach.

      - Harry, weźmiesz te walizki?- powiedziała Viv. Zadrżałem, gdy chłopak przeszedł obok mnie bez słowa. Wziął moje rzeczy i ruszył w stronę bramy. Stałem, jakby ktoś przybił mnie do ziemi. Spuściłem wzrok i z trudem powstrzymywałem łzy. Dziewczyna złapała mnie za dłoń i pociągnęła za sobą.- Lou, nie martw się. Będzie ok.- powiedziała ciepłym tonem. Odwróciłem się w stronę budynku. Pani Fenty stała przy drzwiach, oparta o framugę. Pomachałem jej i złapałem mocniej Viv. Proszę, niech wszystko będzie w porządku...

    Wyszliśmy za bramę i skierowaliśmy się do samochodu Viv. BMW stało zaparkowane przed bramą wjazdową zamiast na parkingu. Harry siedział już w środku, silnik był odpalony, jakby się gdzieś spieszył. Przerażało mnie jego zachowanie. Ale przynajmniej był cały. Rocky nie zrobił mu krzywdy. Odetchnąłem z ulgą, przypominając sobie słowa byłego prześladowcy. A może teraźniejszego też? Nikt nie wie jak z nim będzie.

    Wsiadłem na tylne siedzenie samochodu i opatuliłem się swoją kurtką. Oczywiście dziewczyna usiadła z przodu, pozostawiając mnie samego na wielkich siedzeniach. Czułem się jeszcze bardziej zagubiony, nie wiedziałem co myśleć o zaistniałem sytuacji. Zapiąłem pasy, usadawiając się po środku, położyłem złączone dłonie na kolanach i wlepiłem w nie spojrzenie, unikając jakiegokolwiek kontaktu z pozostałymi pasażerami. Czułem się niezręcznie, przebywając w pobliżu Harry'ego. Myślałem... właściwie, o czym myślałem? Że rzuci się na mnie, przytuli, pocałuje i będzie dobrze? Nie, to byłoby głupie. Obaj siebie zraniliśmy, wykorzystaliśmy, więc ot tak nic nie wróciłoby do normy. Musimy porozmawiać, poznać się na nowo. Może wtedy się ułoży.

    Harry ruszył spod budynku trochę zbyt nerwowo. Zacisnąłem mocniej dłonie, nie mogąc pozbyć się napięcia, które jest między nami. Obserwowałem swoje ręce, bądź spoglądałam przez okna. Nie chciałem się im narzucać, czy opowiadać o problemach. Pewnie dawno bym już płakał z bezsilności, jednak przy nich chciałem zachować resztki godności, poczucia własnej wartości. Uniosłem wreszcie wzrok i zauważyłem, że Harry wpatruje się we mnie w lusterku. Natychmiast odwróciłem głowę, a moje policzki pokrył róż.

Shelter Where stories live. Discover now