Rozdział 24

944 95 6
                                    

Szybciej. Szybciej. Cholera jasna, szybciej! Nienawidzę korków. Nienawidzę korków w Nowym Jorku. W końcu zrezygnowany zawróciłem gwałtownie, prawie zderzając się z jakimś samochodem, jednak w ostatniej chwili mężczyzna wyhamował, rzucając we mnie sporą wiązkę przekleństw. Oops, jest zima, może mi się zdarzyć poślizg. Pojechałem okrężną drogą, wyjeżdżając na chwilę poza granice tego cholernego miasta i po 40 minutach znalazłem się przed naszym domkiem. N a s z y m. Moim i Louisa. Jednak teraz Lou nie był tylko dla mnie, bo ta pieprzona kopia Vodemorta weszła nam z butami w życie. Ugh. Podszedłem do drzwi i nie wiedziałem, co dokładnie mam zrobić. Spojrzałem po budynku i westchnąłem. Mam zapukać? Wejść po prostu? W końcu to był również mój dom. Jednak, czy mój chłopak się nie wystraszy, jak ktoś wejdzie? A może się mnie spodziewa?
Mój problem został zażegnany już po chwili. Louis otworzył na oścież drzwi i pociągnął mnie do środka. Otworzyłem szerzej oczy, stojąc jak słup soli, a on po kolei zdejmował moją czapkę, szalik, rozpiął płaszcz i rzucił to wszystko gdzieś na bok. Nie mogłem się odezwać nawet słowem, bo jego ruchy były szybkie, niespokojne i spragnione. Gdy pierwsza warstwa odzieży leżała gdzieś na podłodze, on wpił się w moje usta namiętnie i zachłannie, co odwzajemniłem. Wplątał dłonie w moje włosy i przycisnął się do mnie mocniej. Boże, jak ja za tym tęskniłem. Po chwili się oderwał i zaczął rozpinać guziki mojej ulubionej koszuli.
- Mieliśmy rozmawiać...- szepnąłem, na co on znowu mnie pocałował.- Z niąrozmawiam codziennie i moje uszy aż krwawią. Teraz pozwól, chociaż przez chwilę, abym mógł poczuć się kochany.- powiedział zmarnowany. Westchnąłem i wróciłem do całowania, ściskając jeden z jego pośladków.
Taak, zdecydowanie rozmowa może poczekać.
~*~ - Najdłuższe dwa tygodnie w życiu.- westchnął, przekręcając się na plecy. Opierałem się na łokciu, leżąc bokiem i wpatrywałem się na jego piękne, gładkie ciało. Jego tatuaż był cudowny, delikatny i sentymentalny. W duchu skarciłem się za to, ile różnych wzorów pokrywa moje ciało, przez co tracą na uroku. Pogładziłem dłonią jego nagą klatkę piersiową i poprawiłem prześcieradło, którym byliśmy przykryci.
- Powiesz mi, czemu kochaliśmy się na dywanie w salonie, zamiast jak normalna para w łóżku, czy na sofie?- spytałem z uśmiechem na twarzy. Mój głos był lekko zachrypnięty, przez co ciało Lou przeszły dreszcze. Spojrzał się na mnie z troską w oczach.
- Bo nie czas, aby ochrzcić to mieszkanie.- wzruszył ramionami.- Niedługo tu zamieszkamy. Obiecuję ci to.- powiedział, łamiącym się głosem. Pochyliłem się, aby pocałować go w czoło.
- Wierzę ci, Boo.- zachichotałem, a on gwałtownie się odwrócił w moją stronę.- Twoja mama bardzo lubi opowiadać o twoim dzieciństwie.- Zacząłem się śmiać, a on ukrył twarz w dłoniach i mogę przysiąc, że jego policzki pokryły się rumieńcami.- Zamieszkamy tu razem jako mężowie, czy jako jeszcze para?- spytałem. Lou rozszczepił palce i spojrzał się na mnie, tak jak patrzy się na straszny film. No, ale hej! - ja nie jestem taki przerażający.
- To też dowiedziałeś się od mojej mamy?- spytał przytłumionym głosem. Pokręciłem głową, a on podniósł się i spojrzał na mnie z góry. Tym razem ja położyłem się na plecach.- Vivienne powiedziała ci mój cały plan?- spytał, krzywiąc się. Przytaknąłem mu, a on jęknął i oparł głowę o mój brzuch.
- A teraz opowiadaj, czemu ta popleczniczka Voldemorta zmusiła się do zamieszkania ze sobą? Bo mam nadzieję, że tylko do tego.- oboje wzdrygnęliśmy się na tą myśl.
- Oauh... popleczniczka Czarnego Pana...podoba mi się to.- stwierdził z uśmiechem na twarzy.- Sprzymierzyła się z Tristanem... tak z tym Tristanem, czyli jej bratem.- zrobił krótką pauzę, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze, jednak się nie odezwałem, aby mógł kontynuować.- Szantażowała mnie, oczywiście. Mówiła, że jej braciszek zrobi ci krzywdę, a ja zapłacę za jej cierpienia. Tylko o jakich cierpieniach ona mówiła, to nie mam pojęcia.- wzruszył ramionami. Widziałem jak zaciska dłonie w pięści, a w jego oczach wzbierają się łzy. Ojoj, coś jeszcze się dzieje. Lou westchnął i spojrzał się na mnie. Pogładziłem go po policzku i dostrzegłem coś, czego wcześniej nie zauważyłem, bo byłem zbyt przejęty całowaniem go. Blizna. A nawet więcej. Jakby ktoś wbił mu widelec... nie bardziej nóż. Przełknąłem ślinę i zjechałem opuszkami palców do jego ręki. Łzy spłynęły po jego policzkach.
Co ta diablica mu zrobiła?!
Wtedy wystawił drugą rękę i pokazał kolejne ślady. W tym momencie miałem ochotę zrobić jej krzywdę. Mocno. Najlepiej ją popychając. Oczywiście, gdybyśmy stali na moście. Hmm... ciekawe czy wujek Bob nadal pracuje dla wojska i pożyczyłby mi jakąś broń? Jednak myślami musiałem wrócić do Louisa, bo teraz on najbardziej nie potrzebował.
- Jak robię coś nie po jej myśli, to coś mi robi. Ona lub on. Oni są chorzy psychicznie.- powiedział z bólem w głosie. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Co teraz mam mu powiedzieć?
- Kochanie... znajdziemy na to sposób, dobrze?- szepnąłem, przyciągając go bliżej siebie. Pocałowałem go delikatnie w usta, a on pogłębił pocałunek. Nagle telefon któregoś z nas zadźwięczał. Lou odsunął się ode mnie i sięgnął po telefon. Odczytał jakąś wiadomość i gwałtownie się podniósł, zbierając swoje ciuchy. Spojrzałem na niego pytająco, jednak nie zwracał na mnie uwagi. Wziąłem jego komórkę i odczytałem SMSa:
"Powiedzieli mi, że jednak wyjechałeś na J E D EN dzień i wrócisz dziś wieczorem. Będę za godzinkę u ciebie w pracy. Porozmawiamy o ślubie. Twoja Eleanor"
O kurwa.
***
a/n: no i nie udało mi się dodać 3 rozdziałów. Głupia jestem, wiem. wiem, że mnie nienawidzicie. Ale to dlatego, ze zgubiłam mój zeszyt od shelter i tam miałam wszystko zapisane - fakty o każdym bohaterze, jaki jest dzień w danym rozdziale, co muszę opisać, jak wygląda ich domek, miałem nawet plany budynku T^T Zginęło. Kaput. Nie ma.A teraz - jutro jadę nad morze, wracam w poniedziałek i postaram się coś wymyślić, jednak nie obiecuję, bo wiadomo jak to ze mną jest, a potem w środę jadę w góry.I wiecie co? DOSTAŁAM SIĘ DO WYMARZONEJ SZKOŁY ♥Wasza Lucy 

Shelter Where stories live. Discover now