Rozdział 16

1.1K 107 74
                                    

Harry's POV


- Louis, uspokój się.- szeptałem, gdy mój chłopak cicho łkał w moją koszulkę. Nie wiedziałem, co mam robić. On się tak bał, robił się smutny, gdy tylko wspominałem o koszmarach. Nie raz próbowałem zacząć tą rozmowę, jednak on za każdym razem mnie zbywał i zmieniał temat. Jednak świadomość, że on każdej nocy cierpi, nie dawała mi spokoju i sprawiała, że moje serce łamało się na miliony kawałeczków.

- Może pogadamy o tym rano? Teraz jest za późno...- uznał, wtulając się mocniej we mnie. Delikatnie dotknąłem jego policzków, ścierając łzy. Czasem czułem się jak ktoś starszy, dojrzalszy. Bałem się o niego, martwiłem i nie wyobrażałem sobie, żeby go teraz mogło zabraknąć. Nie mogłem mu pomóc, nie wiedziałem jak. Gdybym tylko mógł, dla niego przeniósłbym nawet góry.

Ads by BrowseStudioAd Options


- Teraz jest rano. Gdzieś koło 4.- odpowiedziałem i poczułem, że delikatnie się uśmiecha. Mimo iż, ledwo go widziałem, pocałowałem go w czoło i jeszcze raz potarłem policzki kciukami.- Poza tym kochanie, obaj wiemy, że nocy zostały stworzone głównie po to, by mówić rzeczy, których nie jesteś w stanie wypowiedzieć następnego dnia.- mruknąłem, przypominając sobie mądry cytat, który przeczytałem gdzieś w internecie. W takich chwilach warto być wrażliwcem, który kocha takie cnotliwe i pełne uczuć teksty.

- Serio, Hazz? Serio?- zachichotał, jednak po chwili przytulił mnie jeszcze mocniej. Zaczynało się robić trochę niewygodnie, ziemia była twarda i wilgotna, bo ostatnio tutaj padało, a leżenie w jednej pozycji przez jakiś czas, wcale nie pomagało.

- Lou, proszę powiedz mi. To przeze mnie masz te koszmary?- spytałem, a on zesztywniał i przestał płakać. Teraz to ja miałem ochotę szlochać. Poczucie winy męczyło mnie, odkąd zobaczyłem smutnego Lou w Londynie. A potem zobaczyłem jak spada z wieżowca, to było dla mnie cios poniżej pasa, muszę żyć z wyrzutami sumienia już 4 miesiące, a koszmary Louisa w tym nie pomagają. Obwiniam siebie i swoje zachowanie. Myślałem, że umieszczenie go w zakładzie pomoże, jednak brak kontaktu między nami był nie do zniesienia. Nie mogłem się odnaleźć w świecie, gdzie Lou był mi daleki, nie potrafiłem przestać o nim myśleć. Dlatego zapisałem się na boks, aby zagłuszyć swoje myśli, wyładować napięcie, zapomnieć o wyrzutach zjadających mnie każdego dnia. Uczucie, że mogę być przyczyną jego bólu, strachu, jego koszmarów... tego nie dało się zagłuszyć. Nic, ani nikt mi nie pomógł. Ale teraz mogę dowiedzieć się prawdy.

- Harry! Boże, nie! Absolutnie! Skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł?!Myślałem, że jesteś mądrzejszy!- zaczął szybko mówić, jednak nie przekonało mnie to. Westchnął i pokręcił z głową, łaskocząc mnie swoimi włosami po twarzy.- Hazz....- szepnął.- Dlaczego ty mnie kochasz? Nie jestem ani dobry, ani miły, czasem uparty i upierdliwy...

- Dlaczego cię kocham?- zaśmiałem się cichutko z odczuwalną ironią w głosie.- Po prostu nie potrafię zobaczyć w nikim innym tego, co widzę w tobie. - odpowiedziałem.- A teraz Lou... powiedz mi co się dzieję. Może zdołam ci pomóc, kocham cię.

Ads by BrowseStudioAd Options


- Ja siebie też kocham, ale...- zaciął się i mogę być pewien, że przygryzł wargę.- nie wiem czy dasz radę mi pomóc.- westchnął. Poczułem, że znowu płaczę, jednak nie chciałem już nic więcej mówić. Czekałem, aż wytłumaczy mi co się działo, co było powodem jego koszmarów, czemu nie chce ze mną rozmawiać.- Hazz... ja... ja przez cały pobyt tam... Ja myślałem, że mnie opuściłeś, że nie chciałeś już mnie znać, że mnie nienawidzisz za to, co ci zrobiłem... Ja ... Ja...

Shelter Where stories live. Discover now