Montanha siedział w swoim biurze, gdy otrzymał wezwanie do sali przesłuchań. Miał się zająć niejakim Erwinem Knucklesem, który był podejrzany o napad na kasetkę. Cicho przeklął nieporadność swoich podwładnych, nie mogących sobie poradzić bez pomocy szefa policji ze zwykłym złodziejem. Miał do uzupełnienia mnóstwo papierów, parę formularzy i wiele podpisów, które tylko on mógł załatwić. Gdy wreszcie zdecydował się za to zabrać, to oczywiście musiał zająć się czymś innym. W progu drzwi do sali przesłuchań, szatyn minął się z 05, Dante Capelą, któremu widocznie gdzieś się spieszyło. - Nie mam psychy do niego, za każdym razem to samo - cicho jęknął i szybko się ulotnił. Montanha westchnął, widząc zachowanie siwowłosego policjanta, lecz nie skomentował tego, tylko wszedł do środka. Natychmiast zamarł w bezruchu, widząc kim jest podejrzany. Pastor. O. Chuj. //Najbardziej klasyczny morwin jaki istnieje... ale dobrze napisany. Dziękuję @alemqa za edit. Kocham cię, mega doceniam wszystko peepoLove//