XIV

853 94 73
                                    

Jak tam pierwsza rozprawa? Sprzeciw happ

Art od aleksandra0555_

Edited by alemqa<3

Miłego czytania!

~~~~

Gregory wraz z dwoma innymi funkcjonariuszami szykował się na wejście do starej winiarni. Do podobnych akcji powinien być powołany SWAT, lecz owa jednostka nie była jeszcze gotowa. Ponieważ większość policjantów była na napadzie na bank, musieli sobie poradzić w trójkę. Dodatkowy radiowóz miał za niedługo dojechać i pomóc w ewentualnym pościgu, lecz ten wciąż był w drodze z okolic Little Seoul. Montanha, jako supervisor tej akcji, postanowił przeczesać winiarnię zanim dojedzie wsparcie, argumentując, że "nasi dadzą sobie radę, nie?". Niedługo miał się dowiedzieć czy założenie to było prawdziwe.

Gregory ostrożnie otworzył drzwi, natychmiast uskakując na bok. Okazało się być to dobrą decyzją, gdyż nabój pistoletu ledwo go ominął. Zamaskowany napastnik, odcięty od wyjścia schował się za jakimś drewnianym kabinetem. Wychylił się na chwilę, trafiając San Fou. Siwowłosa przeklnęła głośno. Kadet, widząc ranną funkcjonariuszkę, ruszył jej na pomoc, przez co sam został trafiony. Montanha przymknął na chwilę oczy, zastanawiając się, jak chłopak w ogóle dostał się do policji.

Napastnik, korzystając z chwilowego zamieszania, ominął funkcjonariuszy i rzucił się w kierunku wyjścia. Szatyn szybko wycelował z broni długiej i trafił mężczyznę w ramię. Ten syknął głośno, ale nie zwolnił i po chwili był już na dworze. Jednocześnie zgłaszając na radiu stan sytuacji, brązowooki zaczął biec za zamaskowanym, krzycząc swe słynne "STÓÓÓÓÓJ!!!" i "PODDAJ SIĘ!!!". Oczywiście, zamaskowany nie posłuchał.

Biegli tak od dobrych dziesięciu minut. Montanha dziękował sobie w duchu, że często chodził na siłownię. Widocznie przestępca, którego gonił, miał gorszą kondycję, gdyż Gregory powoli go doganiał.

Erwinowi brakowało tchu. Ramię pulsowało boleśnie, a ogarniające go coraz większe zmęczenie nie pomagało. Przed oczami pojawiały mu się mroczki, co nie było dobrym znakiem, a on sam czuł się, jakby zaraz miał zemdleć. Wbiegł w uliczki między luźno postawionymi budynkami, dziwiąc się, że tak daleko dobiegł. Przeklął, gdy zobaczył, że wbiegł w ślepu zaułek. Nie było z niego innego wyjścia, a jego doganiała policja. Schował się za jakimiś schodkami, modląc się, że nikt go nie zobaczy. Złudne nadzieje.

Montanha mimowoli delikatnie się uśmiechnął. Wiedział, że uciekający jest w potrzasku. Rozejrzał się uważnie i dość szybko go dostrzegł.

— PODDAJ SIĘ! — wydarł się, lecz od razu umilkł, gdy zobaczył stan napastnika. Ledwo przytomny mężczyzna opierał się o bok schodów, kurczowo ściskając obficie krwawiące ramię. Gdy dostrzegł policjanta, jego oczy się delikatnie zaświeciły.

— Grzesiu... — wyszeptał słabo, głośno oddychając.

Gregory zamarł. Nikt się tak do niego nie zwracał, no może parę osób z komendy, ale nie przestępcy... Nagle go olśniło. Mimo, że powinien zgłosić odpowiedni status, albo chociaż opatrzyć zamaskowanego, chciał się wpierw upewnić, kto to jest.

— Kurwa, Knuckles — mruknął, gdy przekonał się, do kogo należały złote tęczówki. Chwilę się zawahał, po czym podjął ryzykowną decyzję. — 10-82.

Knuckles wytrzeszczył oczy, słysząc komunikat. Może i nienawidził policji, lecz zdążył nauczyć się paru kodów. Wiedział, że ten akurat oznaczał pościg zakończony niepowodzeniem. Nie spodziewał się tego po szatynie, ale dla niego było to zbawienie. Znajdował się w najlepszej sytuacji, jakiej mógłby aktualnie być. Gregory od ostatnich paru dni jest jakiś bardziej uległy...Wiedział, że można by to było wykorzystać.

Undercover (Morwin) !CHWILOWO ZAWIESZONE! (będzie kontynuowane, nie wiem kiedy)Where stories live. Discover now