Niezapominajka || Kakashi x OC

By ShinikaruSenpai-chan

1.3K 166 126

Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakocha... More

I || Żyjąc za dwie osoby
II || Świat pełen intryg
III | Przyjaciele i wrogowie
IV | Zwykła ciekawość
V || Depresja zza maski
VI || Sztuka udawania
VII || Coś o Panu Hatake

Nie zapomnij mnie

100 13 10
By ShinikaruSenpai-chan

"Nie zapomnij mnie" - Ernesto De Curtis

Polecam puszczać do czytania. Niestety trzeba odtwarzać ponownie, ponieważ utwór jest krótki.



Uważał się za kogoś wyjątkowego. Wtedy jeszcze nie w jakiś narcystyczny sposób, ale jednak. Dla niego wszyscy byli w głównej mierze tacy sami i z nikim nie potrafił odnaleźć wspólnego języka.

Każdy z jego rówieśników marzył o zostaniu geninem, przykładając się do nauki z wielkim zapałem, podczas kiedy on potrafił wiele rzecz ot tak. Przychodziły mu one w niezwykle łatwy sposób, co można nazwać talentem. Chociaż nie wykazywał się dobrą sprawnością fizyczną, to fenomenalnie mieszał czakrę, dlatego bez problemu wykonywał podstawowe techniki, zostawiając w tyle osoby ćwiczące to godzinami. Kiedy mieli czas, aby uczyć się ich  podczas zajęć, spał z głową na blacie ławki lub uczył się na pamięć nut z zeszytu, jaki wszędzie ze sobą nosił.

Ta postawa nie została zignorowana przez kolegów, którzy siedzieli z nim w jednej ławce. Nie mogli znieść tego, jaką był osobą. To nie tak, że zachowywał się w stosunku do nich jakoś nadzwyczajnie. Zazwyczaj obdarowywał identycznym, pustym uśmiechem każdego, z kim tylko rozmawiał, dlatego większość dziewcząt obierała go w zamian za cel swojego pierwszego w życiu zauroczenia. Dodatkowo nie dawał nikomu wejść w swoją strefę komfortu, co skutecznie rozbudzało młode serca. Jednak tym również nie wydawał się zainteresowany. 

Podczas rozmów odpływał myślami, nie lubiąc słuchać o tak przyziemnych i nieznaczących rzeczach, jakie przeżywały dzieci. Szukał czegoś ponad. Podczas seansów muzyki klasycznej, wyobrażał sobie prawdziwy smutek, przygnębienie, czy szaleńczą miłość, jaką można zawrzeć w niebanalnym ułożeniu nut. Według niego kompozytorzy nie tworzyli arcydzieł przez błahe rzeczy. Miał wrażenie, że wczuwając się w każdą emocję, jest w stanie musnąć fragmenty dusz muzyków, które zamknęli w utworach. Nigdy nie poznał czegoś, co mogłoby być źródłem podobnej inspiracji, nawet jeśli tego pragnął. Wiedział, że to nie takie proste, lecz chciał zasmakować czegoś odmiennego, będąc w stanie poświęcić za to swój spokojny do tej pory żywot.

Tę jego dziwność koledzy z klasy uznawali za niewdzięczność wobec losu, lubiąc podstawić mu nogę, czy popchnąć na korytarzu, gdy szedł z głową w chmurach. Przez stan zamyślenia nie reagował na to w żaden sposób, pozostając we własnym świecie. Dzieci nie lubią być ignorowane, więc kiedy po raz kolejny wygłosił w klasie, że nie zamierza zostać shinobi, zaczekali na niego na przerwie w cieniu drzew przy Akademii. Chłopiec prawie koło nich przeszedł, nie zwracając uwagi na zaczepne spojrzenia. Nie uważał, że robił im coś złego, dlatego, po co mieliby coś od niego chcieć. 

— Ej, myślisz, że bycie ninja to zabawa? — Z przemyśleń wyrwał go głos, który niezbyt kojarzył. Szatyn nazywał się chyba Hi... Hiroshi, a może Hiroki? Po kilku latach wspólnej nauki powinien znać imię osoby, obok której siedział, lecz nie przykładał do tego żadnej wagi. 

— Skoro nie chcesz nim być, to odejdź z akademii. — Dodał ten z imieniem na sylabę Dai. Władał śmiesznym, skrzeczącym głosem i blondyn wiedział o nim tylko tyle. — Mamy Cię dość. — Szarooki stwierdził za całą trójkę zebranych, a oni zgodnie pokiwali głową. Samotnik zastanawiał się, w jaki sposób na to odpowiedzieć. Byli bardzo roztrzęsieni, z czym on sam nie mógł się identyfikować. Nie czuł lęku, wierząc w dyplomacje oraz wyższość słowa nad siłą.

— Tata każe mi ją skończyć pomimo mojej niechęci. Gdyby to ode mnie zależało, to wolałbym spędzać swój czas w domu i ćwiczyć grę. — Dziesięciolatek sprawiał wrażenie osoby nieco starszej, mówiąc w ten sposób. Czytał dużo książek i lubił formować racjonalne argumenty, stanowiące suche fakty. Irytowało to innych, dla których brzmiał jak pozer.

— A tak. — Na te słowa Hiro spojrzał po przyjaciołach, a oni zaśmiali się pod nosem. — Boisz się o swoje palce, prawda? 

Przez to pytanie chłopak przycisnął do piersi zeszyt z nutami, jaki przeglądał na przerwie. Schował brodę w granatowy szalik owinięty dookoła jego szyi, analizując, czy może jednak trochę go to stwierdzenie zaniepokoiło.

— Możliwe. — Przyznał niepewnie i spuścił wzrok, widząc kątem oka pozostałych uczniów. Wchodzili do środka budynku, przez co został tu z tą trójką całkowicie sam. Wtedy pierwszy raz w życiu zasmakował tak intensywnego lęku.

— No, jeśli Ci się połamią, to miałbyś problemy z graniem. — Milczący do tej pory Akicośtam wypowiedział z wrednym uśmieszkiem coś, co stanowiło największą obawę odmieńca. Do tej pory blondyn nawet nie sądził, że ktoś zwrócił na to uwagę. Miał to za swoją tajemnicę, gdybyż nie chciał, żeby wykorzystano to przeciwko niemu właśnie w taki sposób.

— Dlatego nie chcę się narażać i wstępować do sił Konohy. Naprawdę nie chodzi mi o nic- — Podniósł głowę z lekkim uśmiechem, chcąc przekonać ich do swojej racji, jednak wtedy szatyn wymierzył mu cios w policzek, po którym upadł na ziemię. Opuszczał ćwiczenia fizyczne, nie zdając sobie sprawy, że jest przez to aż tak wątły. Nawet nie myślał o przyłożeniu dłoni do bolącego miejsca. Automatycznie przyciągnął je do klatki piersiowej, zaciskając palce w piąstkach.

— Jesteś facetem. Możesz więcej, a gówno z tym robisz. — Zarzucił agresor, opierając stopę na jego bark. Kiedy dwójka chłopców chwyciła blondyna za ramiona, chcąc dostać się do dłoni, on odpychał ich ramionami, zaczynając mimowolnie płakać. 

— Nie becz jak baba. — Hiro ponownie go kopnął, kiedy pozostała dwójka śmiała się w najlepsze. 

— Zostawcie moje palce... — Dziesięciolatek wycedził przez zaciśnięte usta, spotykając się po raz pierwszy z bezradnością. Jak do tego momentu wszystko akceptował, nie stawiając się nikomu w jakiś stanowczy sposób. Nawet z ojcem nie odbył nigdy poważnej rozmowy na temat Akademii. Wiedział, że mężczyźnie na tym zależało, dlatego nie chciał go zawieść.

Do tej pory nie czuł również odrzucenia. Samotność jak najbardziej, ale uważał, że urywa kontakt z rówieśnikami tylko ze swojej własnej woli. To, co działo się teraz, nie było dobrym materiałem do piosenki, jaką pragnął stworzyć. Nie chciał napisać czegoś o głupiej, w jego mniemaniu, brutalności dzieci. Nie o takie przeżycia prosił w myślach, słuchając Mozarta, czy Chopina. Jednak nagle przeciwnicy ustali, patrząc z przymrużonymi oczami na smukłą sylwetkę, zmierzającą do nich niczym pojazd bojowy.

— A wam to się gówniarze nudzi?! — Żeński, szorstki barwą głos wykrzyczał w kierunku uczniów akademii, a oni zastygli w miejscu z przerażonymi minami. — Już na lekcje jeden z drugim! — Po tych słowach rzucili się do szaleńczej ucieczki, zostawiając blondyna na ziemi. 

— Straszna Megutei! 

— Podobno zaraża! — Wykrzyczeli piskliwie, wbiegając do środka, a ich ofiara mogła w końcu odwrócić się do tyłu z obolałym wzrokiem, przeżywając szok związany z wyglądem swojego wybawcy.

— Co tam mówisz?! Czym zarażam?! — Dziewczyna o intensywnie rudych włosach podbiegła do drzwi, jednak chłopcy zdążyli je zamknąć. Na próżno uderzała w nie pięściami, ale chciała najprawdopodobniej wyładować swoją agresję. — Ej, weź powtórz bohaterze! — Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby złapała któregoś z nich, lecz teraz mogła patrzeć jedynie z bezdusznym wyrazem twarzy, jak biegli korytarzem. Głośno westchnęła, a dziesięciolatek zaczął otrzepywać się z kurzu, wciąż nie mogąc zamknąć ust z wrażenia. Znał ją jedynie z widzenia, więc nigdy nawet nie rozmawiali.

Tylko tym razem nie była przypadkową osobą z okolicy. Uratowała najcenniejszą rzecz, jaką posiadał. Czas mógłby stanąć dla niego w miejscu. 

— Dziękuję. — Nie mógł przestać się na nią patrzeć i wycedził nieśmiało, wstając lekko na swoje cienkie nogi. Gdy odwróciła się do niego z morderczym spojrzeniem, wzdrygnął się, ponownie przykładając zaciśnięte dłonie do piersi.

— Spoko. — Odburknęła z poważnym wyrazem twarzy, mając zamiar pójść do bramy. No i faktycznie poszła, lecz blondyn poprawił swój granatowy szalik sięgający prawie do ziemi, ruszając za nią z dziarską miną, więc przystanęła w miejscu. — Gdzie się wybierasz? — Ponownie obdarowała go odpychającym wzrokiem, czym wcale się nie zniechęcił. Nagle widział jej twarz o wiele bardziej pozytywnie niż kiedykolwiek.

— Jak wrócę, to na pewno pobiją mnie po zajęciach. — Wymyślił na poczekaniu, zapominając o wszelkim bólu przez dopiero zakończoną szarpaninę.

Nie przypominała innych dziewczyn, z jakimi utrzymywał jakikolwiek kontakt. Zawsze kiedy gdzieś szła, to wyglądała, jakby zupełnie nie czuła nic oprócz okazjonalnej złości. Miała podkrążone oczy, które często mrużyła oraz patrzyła się na wszystkich ze wzgardą, nie odpowiadając nigdy na żadne przywitanie. Każde wypowiedziane przez nią słowo brzmiało albo rygorystycznie, albo nijako. Słyszał, że była silna i jakoś nie mógł w to uwierzyć. Wyglądała na drobną, mogła mieć nawet niedowagę, ale za to przewyższała go o półtorej głowy, co sądząc po trzyletniej różnicy w wieku, nie robiło na nim żadnego wrażenia. Nosiła imię Yumi. Zapamiętał je, bo było miękkie i kojarzyło mu się z czymś uroczym. 

— Tak czy inaczej pobiją Cię jutro. Wyglądasz dość wątle, ale serio nie umiesz strzelić przynajmniej jednego po mordzie? — Akurat kiedy pomyślał o słodkości, zadała to wulgarne pytanie, przez co zrozumiał, dlaczego ludzie woleli nazwisko.

— Umiałbym, nie dosięgają do mojego poziomu... — Wypiął pierś w akcie dumy, chcąc wywrzeć wrażenie na starszej koleżance. Jednak ona skrzyżowała jedynie ręce na piersi, nieco się garbiąc, zostawiając to bez komentarza, więc czym prędzej spuścił speszony wzrok. — Tylko nie mogę połamać palców.

— A co jest z nimi nie tak? — Spytała od niechcenia i to było jej największym błędem, bo młodzieniec odebrał to pytanie jako chęć nawiązania kontaktu.

— Zostanę pianistą. Zobacz, podobno są idealne. Trenuje mnie nasza sąsiadka. — Wyprostował dłonie przed swoją twarzą, patrząc na nie z szerokim uśmiechem, a jego oczy błyszczały z zachwytu.

— Wiem. Od kilku lat nie dajesz mi się zdrzemnąć. — Skomentowała na odchodne, ponownie chcąc przekroczyć bramę Akademii — To ja będę-

— Nie! — Mocno zaprotestował, wybiegając przed nią z miną pełną determinacji. — Może chcesz, żebym nauczył Cię jakiegoś utworu? — Z radością i bez skrępowania złapał za dziewczęce ręce, dostając lekkich wypieków, jednak szybko spoważniał. Zdał sobie sprawę, że to, co przed chwilą powiedział, mogło ją zaboleć, a absolutnie tego nie chciał. Była dzielna oraz interesująca, więc dlaczego musiała dostać takie coś?

— Dlaczego znowu beczysz? — Zabrała dłonie z oburzeniem, kiedy po zaczerwienionych policzkach spłynęło kilka łez.

— Przykro mi, że są takie okropne. — Wydukał nieśmiało, na co czoło dziewczyny uległo natychmiastowemu zmarszczeniu.

— Co?! Nie są! — Wykrzyczała ze złością, przyglądając się swoim wykrzywionym dłoniom. Normalnie nie zwracała na to nawet uwagi, mimo trudów podczas treningów. Były takie i koniec. — Serio tak uważasz? No trudno. — Zaczęła rozważać i pierwszy raz w życiu zechciała je ukryć, splatając palce za plecami.

— Ale wcale się nie przejmuj. — Chłopak otarł łzy, wymyślając sposób, w jaki mógłby poprawić jej humor. Intrygowało go, czy to w ogóle wykonalne. — Chodźmy na oranżadę! — Zaproponował energicznie, unosząc rękę do góry.

— Ej, ej, masz lekcje gówniarzu. Niedługo mam egzamin na chunina i nie mogę pomagać Ci w ucieczce z lekcji. — Wypowiedziała monotonnie, chociaż trochę przerażająco. Blondyn doznawał takiego stanu pierwszy raz w życiu, więc był gotów sięgnąć po wszystkie możliwe opcje w drodze do celu.

— Proszę, chcę Ci się odwdzięczyć za ratunek. No i za to co powiedziałem o Twoich palcach. Kupię Ci, co tylko będziesz chciała. — Posunął się do wykorzystania faktu, że pochodziła z biednej rodziny. O dziwo podziałało.

— Skoro tak mówisz... Dzisiaj wieczorem festiwal. Liczę na współpracę. — Przy ostatnim zdaniu zmrużyła oczy jeszcze bardziej, a następnie pochyliła się nad nim z nieznacznym, złowieszczym uśmiechem. Złotooki zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc, czy to żart, czy nie. Nie na taki uśmiech liczył. Kiedy trzynastolatka wróciła do normalnej postawy, ruszyli wspólnie w kierunku ich dzielnicy. — Tylko komuś o tym powiesz, a Cię zamorduję. 

— Nikomu nie powiem ani słowa. — Przyłożył rękę do piersi, nie wiedząc, jak się teraz czuł. Po pierwsze miał wrażenie, że igra ze śmiercią, a po drugie nie mógł opanować bicia swojego serca i zadowolonej miny, jaka mimowolnie pojawiała się na jego twarzy. To wszystko nawiedziło go w zaledwie kilka chwil, przybierając na sile z każdym zdaniem, jakie wypowiadała. — A mogę powiedzieć w klasie, że jesteś moją dziewczyną? Wtedy przestaną się nade mną znęcać. — Nie miał hamulców, żeby zaproponować, na co tylko ociężale westchnęła.

— Może skończ najpierw jakieś siedemnaście-osiemnaście lat, dobra? — Ponownie zabrzmiała nijako, nie wyglądając na zainteresowaną.

— To siedemnaście! — Wybrał z entuzjazmem mniejszą liczbę, poważniejąc po chwili. Wygiął do góry swój długi palec wskazującym, unosząc podbródek. — Tylko nie możesz znaleźć chłopaka do tego czasu. 

— Ale to moja sprawa. — Warknęła przez zaciśnięte usta, bo takie beztroskie zachowanie i gadanie o czymś, co nigdy się nie wydarzy, wkurzało ją jak na dobrą sprawę bardzo wiele rzeczy. — Jak znajdę, to najwidoczniej nie rosłeś wystarczająco szybko. 

Gdy dotarli do domu chłopaka, użyła techniki podmiany, aby wykraść ze środka portfel chłopaka, nie zwracając uwagi jego rodziców. Blondyn śledził każdy ruch trzynastolatki z zachwytem, nawet jeśli nie robiła nic wyjątkowego. Powoli ją to drażniło, ale w dalszym ciągu zachowywała niezmienny wyraz twarzy.

Gdy udali się w stronę straganów, korzystał z każdej okazji, żeby przyjrzeć się jej morskim oczom. Pomimo rzetelnego przykładu, nie mógł odnaleźć tam ani jednej iskierki szczęścia. Nieważne, czy kupił takoyaki lub dango. Nie ważne, czy grali w łowienie jabłek, czy strzelali w tarcze. Nawet kiedy wygrała pluszaka, którego nosił za nią z ogromnym wyszczerzem. To nic nie zmieniało. Były matowe i smutne, jakby nie potrafiła już odczuwać szczęścia. Ani razu się nie uśmiechnęła. Nie potrafił wyobrazić sobie, co wyprało ją z emocji do takiego stopnia. Czakra nastolatki była ciężka i złowieszcza, dlatego osoby, jakie na nią patrzyły, szybko odwracały swój wzrok. Chociaż hipotetycznie była to zasługa chłodnego spojrzenia, którym uraczyła każdego zainteresowanego. Blondyn cały czas próbował, nie zamierzając się poddawać. Znalazł właśnie drugi cel w swoim życiu - sprawić, aby była szczęśliwa.

Wspólnie poszli usiąść na huśtawkach w parku z powodu kolki, jaka go złapała. Z tłumu na ulicach wyłonił się zielonowłosy chłopak. Wyglądał na spokojnego i wycofanego, podchodząc do nich niepewnym krokiem, przez co Megutei zamarła.

— Yumi, widzę, że masz towarzy-

Próbował wypowiedzieć nieśmiało, ale nastolatka szybko poderwała się do góry, zderzając się z nim czołem.

— Powiesz o tym Etsuko, a będziesz umierał w męczarniach. — Zagroziła lodowatym tonem głosu, a on przykulił barki, wycofując się do tyłu.

— Nic nie powiem, przepraszam... — Wydukał, uciekając w popłochu. Nie chciał wiedzieć, co by się stało, jakby dowiedziała się, że szedł za nimi już od jakiegoś czasu, chcąc się dołączyć. Blondyna ta sytuacja bardzo rozbawiła i nagle polubił brutalną siłę, lecz tylko w wykonaniu rudowłosej znajomej. 

Te wspaniałe uczucia postanowił wyznać jeszcze tego samego dnia. Nie uważał tego za osobliwe, chociaż nikt normalny tak nie robił. Żył przez ten wieczór w całkowitym przekonaniu, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wyobrażał sobie, jak zagra dla niej jeden z romantycznych utworów, jakie do tej pory wykonywał bez adresata. "Dla Elizy" Beethovena, "Marzenie" Schumanna lub "Nie zapomnij mnie" Ernesta De Curtisa widział nuty tych wszystkich utworów przed oczami, wypowiadając z całkowitym przekonaniem, kiedy zaczęto puszczać fajerwerki:

— Zakochałem się w Tobie i kiedyś sprawię, że będziesz szczęśliwa. 

Rudowłosa przewróciła oczami, nie biorąc tego ani trochę na poważnie. Nie lubiła obietnic ani miłych rzeczy. Katowała się swoim własnym cierpieniem, z którym nauczyła się żyć. Patrzyła na niebo martwym dla świata wzrokiem, a kolorowe światła rozlewały się po gwiaździstym niebie. Im dłużej je podziwiała, tym przebierały coraz bardziej monochromatyczne barwy.

— Weź, zajmij się nauką, czy coś. — Odburknęła z powagą, czym tylko go podjudziła.

— Mówię prawdę. Kiedy skończę siedemnaście lat, a Ty dwadzieścia będziemy razem. — Zadeklarował z całkowitą pewnością, na co westchnęła, jęcząc przy tym ociężale. Pokaz powoli dobiegł końca, tak jak stanie się kiedyś z wszystkim innym. — Mogę odprowadzić Cię do domu? — Spytał niewinnie, łapiąc ją za rękę. Nawet nie drgnęła, ale wyglądała przez chwilę, jakby chciała powiedzieć coś ważnego.

— Nie wiem. — Wyszeptała w końcu, ciągle patrząc na błyszczące gwiazdy i dym po fajerwerkach. Wiedziała, że gdyby odpowiedziała głośno, to z pewnością popłakałaby się z tylko sobie znanego powodu.

Continue Reading

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
24.4K 1.6K 40
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
3.8K 202 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...
181K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...