Stan O'War II

By SilverWindDragon

561 42 32

Fanfiction do kreskówki "Wodogrzmoty Małe". UWAGA: spoilery! Każdy, kto nie obejrzał całego serialu, robi w t... More

Ahoj, przygodo!
Uśmiech, proszę!
Zabawa w kotka i myszkę
Kopę lat!
Nie ze mną te numery!
Nie ma to jak podchody
Na rodzinie zawsze można polegać
Nie ma dymu bez ognia

Pines! Pines! Pines!

57 4 4
By SilverWindDragon

- Ford! - krzyknął Stan z żywym przerażeniem w głosie. Odepchnął Rico na bok, porażony prądem mężczyzna wrzasnął z bólu. Pines nie poświęcił najmniejszej uwagi byłemu współwięźniowi. W słabym świetle odległych latarni widział, jak twarz brata wykrzywia się w grymasie bólu, kiedy ten chwycił się za bark.

Tuż nad głową Stana świsnęła kolejna kula. Nie miał czasu rozglądać się za strzelcem. Wiedział, że znajdowali się na otwartym terenie, gdzie nic nie chroniło ich przed następnymi pociskami. Do szopy było za daleko, by biec.

Niewiele myśląc, wyciągnął Hak Harak. Nie tracił czasu na celowanie. Wystrzelił kotwiczkę w drzewa tuż za ogrodzeniem. Chwycił Forda wolną ręką. Ułamek sekundy później stopy obu braci gwałtownie oderwały się od ziemi. Niezgrabnie przelecieli tuż nad płotem. Wylądowali po drugiej stronie i wpadli między drzewa, znikając z oczu oprychom.

- Musimy okrążyć posiadłość - stęknął Ford, starając się po sobie nie pokazywać, jak duży ból sprawiała mu rana. Przynajmniej w ciemności nie było widać, ile stracił krwi. Ruchem głowy wskazał kierunek. - Zacumowałem Stan O'War w zatoce za tym wzgórzem.

- Już mówiłeś - burknął Stan, ale w głębi duszy cieszył się z uwag brata. Skoro miał siły się wymądrzać, to nie wybierał się jeszcze na drugą stronę. - Masz jakiś bandaż?

Ford pokiwał głową, wyciągając rolkę białego materiału ze swojej kieszeni. Zaczął obwiązywać nią ranny bark.

- Daj mi to - polecił Stan, wyrywając bandaż z ręki brata. 

- Ale... - automatycznie sprzeciwił się Ford, ale bliźniak natychmiast mu przerwał, już obwiązując ramię naukowca materiałem.

- Chyba się śpieszymy, nie? - przypomniał bratu. Ostatni raz oplótł materiał. Tyle musiało wystarczyć. Na posiadłości już wrzało od wrzasków biegających wszędzie osiłków.

Stan chwycił brata pod zdrowe ramię. Ford z wdzięcznością wsparł się na bliźniaku i razem ruszyli przez rzadki las. Stale nerwowo oglądali się w stronę posiadłości, w każdej chwili spodziewając się pościgu. 

Nie musieli długo czekać. Przeszli ledwo kilkanaście metrów, kiedy na posiadłości znów rozległy się krzyki. Zobaczyli dwie grupy osiłków: jedna biegła do furtki, przez którą sami zamierzali chwilę wcześniej wyjść, druga pędziła do głównej bramy. 

- Na belgijskie wafle - zaklęli bracia zgodnie. Ford puścił Stana.

- Musimy dotrzeć na plażę, zanim odetną nam drogę - oznajmił pewnym siebie tonem, ale bliźniak zmierzył go powątpiewającym spojrzeniem.

- Nie pobiegniesz w takim stanie - sprzeciwił się. Nawet w ciemności widział, że siły opuszczają rannego.

- Bywałem w gorszych sytuacjach! - zaoponował Ford i nie dając bratu czasu na odpowiedź, pobiegł przed siebie. Stan, nie mając innego wyboru, popędził za nim. Przez dłuższą chwilę miał problem z dogonieniem bliźniaka, ale kiedy wreszcie się udało, bez trudu dotrzymywał go kroku. W pewnym momencie nawet musiał zwolnić, by nie zostawić rannego w tyle. Wreszcie dotarli do stóp wzgórza i zaczęli się przedzierać przez krzaczory na jego zboczu.

Hałasy za nimi nasiliły się. Osiłki wparowały między drzewa, rozdzielając się na mniejsze grupki. Ford obejrzał się na pościg, ale nie udało mu się go dostrzec. Tak samo jak zdradliwego korzenia, o który akurat zahaczył stopą. Poleciał do przodu, machając rękoma. Tylko dzięki szybkiej ingerencji Stana nie upadł na ziemię. Musieli się zatrzymać, by zdołał odzyskać równowagę.

- Biegnij beze mnie. Spowalniam cię tylko - stęknął ranny, dysząc ciężko. 

- Nie będziesz mi się tu poświęcał! - warknął Stan, chwytając brata za ramię. Pociągnął go dalej. - I przestań narzekać, bo zaraz cała posiadłość nas usłyszy!

Ford zamknął usta, ale zaraz i tak znowu je otworzył, by wskazać lepszą drogę. W końcu udało im się pokonać grzbiet wzniesienia, ale pogoń też nie próżnowała. Co chwila słyszeli gdzieś za sobą trzaski łamanych gałęzi i przekleństwa wpadających na różne przeszkody osiłków. Wreszcie drzewa zaczęły się przerzedzać. Między pniami dostrzegli znajomy maszt.

- Musiałeś zostawić go na samym środku zatoki, co? - Stan nie powstrzymał się przed skrytykowaniem decyzji brata. Nie było szans, by wpław dopłynęli na statek, zanim oprychy wybiegną z lasu. Wystrzelają ich jak kaczki. 

- Wyciąganie go na brzeg i spychanie do wody byłoby zbyt czasochłonne! - zaoponował Ford, ale jego myśli krążyły wokół tego samego, niewesołego scenariusza. - Użyj Hak Haraka. 

- Wpadłem na to - skłamał Stan, bo w całym zamieszaniu zupełnie zapomniał o ulubionym gadżecie bratanicy. Jak tylko wypadli na plażę, wyciągnął z kieszeni Hak Harak. Z wprawą wycelował w dolną część masztu Stan O'Wara - Trzymaj się!

Bracia po raz kolejny tej nocy rozstali się z ziemią. Po szybkim locie wylądowali na pokładzie swojego statku, a raczej na niego spadli, bo Stan nie zdołał utrzymać jedną dłonią uchwytu Hak Haraka. Niezgrabnie upadł na deski, amortyzując się rękoma. Ford nie zdołał powtórzyć tego wyczynu. Ranne ramię nie utrzymało ciężaru mężczyzny. Potoczył się po dachu nadbudówki i zatrzymał się tuż przy jego krawędzi.

- Ford! - krzyknął Stan, zrywając się na równe nogi. Przypadł do brata, by pomóc mu podnieść się do pozycji siedzącej.

- Nic mi nie będzie - stęknął ranny, ale grymas bólu na jego twarzy mówił coś innego. Szybko jednak zastąpił go wyraz zaskoczenia, kiedy spojrzał nad ramieniem brata. Na plażę właśnie wypadała trójka osiłków. - Zwijaj kotwicę! Musimy uciekać!

Stan obrócił się i wytrzeszczył oczy, widząc oprychów wypadających na plażę.

- Kryj się! - zawołał do brata i przypadł do znikającej pod wodą liny. Adrenalina dodała mu sił. Błyskawicznie wciągnął kotwicę na pokład. Nawet nie pomyślał o zwinięciu jej. Zaraz przypadł do steru. Warkot silnika w nocnej ciszy rozbrzmiał niczym ryk. Stan O'War II powoli ruszył do przodu. W tym czasie Ford ześlizgnął się z dachu nadbudówki i oparł plecami o jej ścianę, kryjąc się przed wzrokiem dryblasów.

- Szybciej, szybciej! - mruczał pod nosem Stan, jakby samymi słowami mógł zmusić statek do zwiększenia prędkości. Parę kul świsnęło w powietrzu, ale większość z nich wpadła do wody, nie czyniąc nikomu krzywdy. Jedynie część wbiła się w deski łodzi. Pines skrył się za burtą, nie puszczając z rąk steru. - Szóstak, żyjesz?!

- Nic mi nie będzie - zapewnił Ford po raz drugi, grzebiąc w swoich kieszeniach. Wydobył z nich kilka małych, metalowych tubek. - Jestem doskonale przygotowany na taką sytuację.

- Podziurawienia jak durszlak? - spytał z powątpiewaniem Stan. Zerknął na brata akurat, by zobaczyć, jak ten wysypuje sobie na dłoń kilka białych kulek i szybko je łyka, popijając z termosu. Sądząc po jego minie, raczej nie były to słodkie cukierki. - A to co? Tabletki przeciwbólowe?

Wypłynęli z małej zatoczki. Fale się wzmogły, a wiatr z większą siłą uderzył w burtę Stan O'Wara II. Stan szybko zerknął na przyrządy, by zorientować się w swoim położeniu, ale Ford i tak wskazał mu dalszy kierunek. Nie przeszkodziło mu to w rozpoczęciu wywodu:

- Blokowanie przepływu neuronów to tylko jeden z efektów tych substancji. Zdobyłem je od pewnych komandosów, idealne wyposażenie na każdą akcję w terenie. Niestety zmieszane razem szybko tracą swoje właściwości, zatem należy przechowywać je osobno i łączyć dopiero tuż przed spożyciem. Zmniejszają również tętno, ale nie poziom adrenaliny oraz zwiększają produkcję płytek kr... - Stan przestał słuchać już przy pierwszym zdaniu, ale nagłe urwanie się wywodu natychmiast go zaniepokoiło. Rzucił szybkie spojrzenie na brata, obawiając się najgorszego, ale tamten najwyraźniej jeszcze nie wybierał się na tamten świat. Wyglądał ponad tylną rufę, mrużąc oczy. - Mamy towarzystwo.

Stan szybko obejrzał się przez ramię. Za nimi podążały dwa punkty światła i rosły z każdą sekundą. Jeszcze chwilę temu ich tam nie było.

- Nic lepszego nie mają do roboty!? - warknął pod nosem. Spojrzał przed siebie na niewielką wyspę odstającą od linii lądu, znów się obejrzał na goniące ich motorówki i uśmiechnął się przebiegle. - Zaraz ich zgubię.

- Stanley, nie...

- Stanley tak! - przerwał bratu i gwałtownie zakręcił sterem. Stan O'War II raptownie skręcił w prawo, przechylając się niebezpiecznie. Ford chwycił się zdrową ręką za krawędź nadbudówki, pewien, że zaraz wyleci za burtę, lecz łódź szybko wróciła do pionu. Z rykiem silnika wparowali w naturalny kanał. Gałęzie drzew błyskawicznie przewijały się po obu stronach.

- Prowadzisz jeszcze gorzej niż czterdzieści lat temu!

- Na pewno lepiej niż ty, mądralo!

- Oddawaj ster!

- Nie ma mowy!

Stan znów gwałtownie skręcił i wypadli z powrotem na otwarte wody zatoki. Fale chlusnęły na pokład, obrzucając deszczem kropel obu mężczyzn, ale tamci mieli większe zmartwienia niż drobny prysznic.

- Ha! Zostali w ty... - zawołał Stan triumfalnie i obejrzał się przez ramię. Przerwał w pół zdania, a uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy. Teraz wyraźnie mógł zobaczyć dwie pędzące za nimi motorówki, na których kłębili się muskularni mężczyźni.

- Cholera, Stan! Wybrałeś dłuższą drogę!

- Od początku chciałeś mi to wyrzucić prosto w twarz, co?

Ford z trudem wstał z pokładu, usiłując znowu nie upaść na stale przechylający się to w jedną, to w drugą stronę pokład.

- A ty gdzie?! Nie powinieneś się w ogóle wstawać! - wrzasnął Stan, przerażony nie na żarty. Opatrzenie rany ledwo można było nazwać prowizorycznym, jeden nieostrożny ruch i jeszcze bardziej się pogorszy! Ford zignorował uwagę brata.

- Wymanewruj ich, aby znaleźli się względem nas w jednej linii! I nie wywróć nas! - polecił, starając się nie przewrócić na stale chyboczącym się pokładzie. Nie czekając na odpowiedź, zniknął w kajucie.

Stan obejrzał się przez ramię, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. "W jednej linii" - łatwo mówić! Przecież nie miał oczu z tyłu głowy! Nagle zatęsknił za swoim czerwono-białym, wyposażonym w lusterka, Stanmobilem. Że ze wszystkich ustrojstw, jakie Ford zamontował na Stan O'Warze II, nie znalazł się ani jeden przyrząd, który teraz pomógłby zgubić pościg.

Łódź osiągnęła maksymalną prędkość. Stan raz za razem skręcał to w jedną, to w drugą stronę, wymuszając na pościgu stałe zmienianie kursu. Wciskał się między wypływające z portu kutry. Niestety o tej porze w zatoce znajdowało się jeszcze niewiele innych jednostek, ograniczając liczbę potencjalnych przeszkód.

Po kolejnej serii szybkich skrętów znów obejrzał się przez ramię. Jedna z motorówek wyrwała się przed drugą, ale dalej pozostała im spora odległość od Stan O'Wara II. Może na pełnym morzu uda się zgubić pościg... mniejsze łodzie nie wyglądały na przystosowane do przedzierania się przez wysokie fale. 

Stan znów gwałtownie zakręcił kołem sterowym. Łódź zakręciła raptownie, dziób skierował się prosto na Golden Gate Bridge, górujący nad cieśniną oddzielającą ocean od zatoki San Francisco. W kajucie coś z hukiem spadło na ziemię.

- Stanley! - ze złością wrzasnął z środka Ford, jego głos ledwo przebijał się ponad ryk silnika.

- Ciągle płyniemy! - odkrzyknął mu brat, ale nawet jeśli drugi Pines usłyszał jego słowa, to i tak nie uraczył ich odpowiedzią. Golden Gate Bridge rósł w oczach, już dało się zauważyć mknące po nim samochody. Stan obejrzał się przez ramię akurat, by zobaczyć, jak goniące ich motorówki zakręcają, znów ustawiając dzioby na Stan O'Wara. Były dużo bliżej, niż się spodziewał. Zaklął pod nosem. Już kończyły mu się sztuczki. 

W tym momencie drzwi kajuty otworzyły się gwałtownie. W jego progu stanął Ford, przez zdrowe ramię przerzucił futurystyczny karabin. Ciemnymi goglami zasłonił oczy. Czarny, postrzępiony płaszcz trzepotał na wietrze, każdą dziurę w materiale podkreślało bijące z wnętrza kajuty światło. Miało żółtą barwę, a nie błękitną, ale Stan nagle znów się poczuł, jakby ponownie znalazł się w zniszczonym laboratorium głęboko pod Tajemniczą Chatą. 

Ford nie zwrócił uwagi na zaskoczoną minę brata. Szybkim krokiem przeszedł na rufę, ściągając Destabilizator Kwantowy z ramienia. Przyklęknął na jednym kolanie, oparł na zdrowym ramieniu potężną broń. Dwie grube osłony przedniej części lufy rozsunęły się w górę i w dół, ukazując błękitną, podłużną żarówkę. 

Mężczyzna przyłożył celownik do oka, trójkątną muszką znalazł dwie motorówki. Przez wmontowaną lornetkę dokładnie widział tłoczących się na pokładach oprychów. Niestety dwa statki mknęły w wyraźnej odległości od siebie, nie mógł ich zdjąć jednym strzałem. Co prawda śmierć Billa i koniec Dziwnogeddonu w pełni naładował ten niebezpieczny wynalazek, lecz przechowywana w jego wnętrzu energia dalej była ograniczona. Naukowiec nie chciał zużywać jej więcej, niż było absolutnie potrzeba. Nie przebyli jeszcze nawet połowy drogi na Morze Arktyczne, nie wiadomo, co ich spotka na drodze, a tym bardziej na miejscu. Cokolwiek to będzie, lepiej mieć w pogotowiu taką broń.

- Odbij o kąt trzydzieści stopni na południe - polecił bratu, dokonując w głowie szybkich obliczeń. Stan obejrzał się przez ramię na bliźniaka, chwilowo zapominając, że mają na ogonie dwie łodzie wyładowane po brzegi żądnymi zemsty oprychami.

- Że co?! Mów jak człowiek! - krzyknął, wściekły, że muszą teraz zajmować się takimi drobiazgami.

- Po prostu skręć w lewo! - odkrzyknął Ford. Stan burknął coś pod nosem, czego nawet on sam nie usłyszał wśród warkotu silnika, ale zakręcił sterem. Stan O'War raptownie skręcił w lewo, dwie motorówki mignęły w trójkątnej ramce celownika. Naukowiec zaklął. Teraz cele znajdowały się w jeszcze większej odległości od siebie. - Nie tak gwałtownie! 

- Nie podoba się!? To sam kieruj, a mi daj spluwę! - odparował Stan. Ford mocniej zacisnął palce na uchwycie Destabilizatora. Z kilkunastu różnych powodów postanowił, że w najbliższym czasie nikomu nie odda broni, a zwłaszcza Stanley'owi.

- Skręć w prawo! Bez gwałtownych manewrów! - polecił bratu, po raz kolejny pochylając się nad celownikiem Destabilizatora. Stan wywrócił oczami i ostrożniej niż wcześniej zakręcił kołem sterowym we wskazanym kierunku. Przez ryk silnika nie usłyszał, jak jego brat cicho mruczy pod nosem:

- Jeszcze nie... jeszcze nie... - Wodził celownikiem tuż za pierwszą łodzią, ale druga wciąż uparcie nie chciała wpłynąć na linię strzału.

- Trochę w prawo! - krzyknął Ford do brata, po czym jeszcze dodał na wszelki wypadek: - Ostrożnie!

Stan nieco przechylił koło steru, łódź zareagowała błyskawicznie. Dwie motorówki nie zdążyły zareagować na czas. Nieświadome zagrożenia, obie znalazły się dokładnie w trójkątnej ramce muszki Destabilizatora. Ford pociągnął za spust.

Wiązka błękitnego lasera z wściekłym sykiem przecięła powietrze. Pomknęła tuż nad falami zatoki. Przebiła się na wylot przez kadłub pierwszej motorówki i uderzyła w drugą. Kilka sylwetek wyskoczyło do wody. Ułamek sekundy później obie maszyny eksplodowały. Stan odwrócił się akurat, by zobaczyć efektowny wybuch. Szerokie uśmiechy zakwitły na twarzach obu braci.

- Pines! Pines! Pines! - zaskandowali jednogłośnie i wymienili radosne uśmiechy. Nad ich głowami przemknął Golden Gate Bridge. Opuścili zatokę San Francisco. 

- I co Jorge? I co Rico? Nie dacie rady Stankowi Pinesowi! - zawołał Stan, jeszcze odgrażając się pięścią w stronę miasta. Ford z uśmiechem wywrócił oczami i wyłączył swój Destabilizator.

- Czym sobie u nich nagrabiłeś? - zapytał. Właściwie, od kiedy zauważyli Jorge'a w sklepie, to pytanie gdzieś kręciło się gdzieś pod metalową płytką w czaszce naukowca, ale dopiero teraz znalazł chwilę, by ją zadać.

- Odku-Stanem - odparł niechętnie Stan, jakby to jedno słowo wyjaśniało wszystko.

- Twoim odkurzaczem? - upewnił się Ford, przypominając sobie, że widział gdzieś w kącie Tajemniczej Chaty jeden egzemplarz tego wątpliwej jakości urządzenia, kiedy w pośpiechu szukał jakichś materiałów do unieszkodliwienia między wymiarowej Szczeliny. Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że stary gruchot do niczego się nie nada, nawet rozmontowany na części pierwsze.

- Nooo... - Stan nie bardzo rwał się do odpowiedzi, przez jego twarz przemknęła się cała gama emocji, wśród których królowały wstyd i zażenowanie. Szybko jednak zastąpiła je pewna mina, którą Ford znał aż za dobrze.

- Bez żadnych kłamstw. Obaj omal przez to nie zginęliśmy. Mam prawo o tym wiedzieć, prawda? - zapytał brata, opierając się o burtę. Stan łypnął na niego spode łba.

- A mi już o tamtym trójkątnym potworze nie zamierzałeś powiedzieć ani trzydzieści lat temu, ani nawet ostatniego lata, co? - przypomniał kąśliwie, byle tylko odciągnąć uwagę od siebie. Tym razem to Ford odwrócił wzrok, wyraz poczucia winy na jego twarzy zaskoczył Stana.

 - Zbyt wiele problemów byśmy uniknęli, gdybym od początku był z tobą szczery - przyznał Ford, kiedy wreszcie podniósł wzrok, by spojrzeć bratu w oczy. Stan ubiegłej nocy otrzymał wiele ciosów, ale żaden z nich nie równał się z tym, co właśnie usłyszał. Przez chwilę po prostu gapił się na bliźniaka, przetwarzając jego słowa.

- Czy ty mnie... przepraszasz? - upewnił się z niedowierzaniem. Na jego twarzy zaraz zakwitł szeroki uśmiech. - Nieomylny Stanford Filbrick Pines przyznaje się do błędu?

- Dowiem się wreszcie, co się wydarzyło? - warknął Ford, żałując swoich słów szybciej, niż się spodziewał.

- Kto by pomyślał! Pan mądrala żałuje czegoś w swoim życiu! - zapiał Stan, jego ramiona trzęsły się ze śmiechu.

- Ciągle mam Pistolet Pamięci - przypomniał zimno Ford, dłonią poklepał się po kieszeni płaszcza. Mimo to Stan dalej potrzebował chwili, by uspokoić napad śmiechu. 

- Sam do końca nie wiem, nigdy mi tego nie wyjaśnili - oznajmił wreszcie i znów zachichotał. Uniósł okulary, by otrzeć łezkę spod oka. - Okazało się, że sprzedałem im jakiś trefny Odku-Stan...

- Jak każdy inny twój towar - nie powstrzymał się przed uwagą Ford. Stan spiorunował go wzrokiem. - Aż tak ich zdenerwował wadliwy odkurzacz?

- Nie do końca... chyba mieli jakąś balangę i nie zdążyli usunąć dowodów zbrodni, zanim wrócił szef. Coś gadali o potłuczonej ulubionej porcelanie. W każdym razie się wkurzył i ich sprał, więc dla wyrównania rachunków postanowili sprać mnie. W dużym skrócie - powiedział w końcu Stan. Znów zaległa cisza. Tym razem to Ford potrzebował chwili, by przeanalizować słowa brata. Nagle wybuchł gromkim śmiechem.

- Przemierzyłem setki wymiarów, w wielu z nich otarłem się o śmierć, ale ani razu z powodu odkurzacza - wydusił z siebie między kolejnymi atakami śmiechu. Stan nie wytrzymał i również się roześmiał.

Nagle naukowiec zachwiał się gwałtownie. W porę chwycił zdrową ręką burtę łodzi, ratując się przed upadkiem na pokład. Nie udało mu się powstrzymać przed syknięciem z bólu.

- Ford! - zawołał Stan ze zmartwieniem w głosie. Szybko zablokował ster i przypadł do brata. Ranny oplótł zdrowym ramieniem szyję bliźniaka, by tamten mógł go łatwiej chwycić i zaprowadzić do kajuty. 

Stan ostrożnie posadził Forda na krześle. Dopiero w świetle wiszącej pod niskim sufitem lampy wyraźnie zobaczył, że prowizoryczny opatrunek całkowicie przesiąknął krwią.

- Trzeba to zdjąć i porządnie opatrzyć - stwierdził z mieszanką niezadowolenia i niepokoju. 

- Podaj mi nóż, przetnę go, będzie szybciej - sapnął Ford, obawiając się najgorszego. Stan zadowolił się leżącymi na stole nożyczkami, ale nie zamierzał oddawać ich bratu. Nie zważając na coraz słabsze protesty, jednym ruchem przeciął bandaż. 

Opatrunek opadł na ziemię, ukazując paskudną ranę na barku naukowca. Kula bez problemu przebiła się przez czarny płaszcz i czerwony sweter, choć o ich kolorze Stan po prostu pamiętał, bo teraz tę część ciała Forda całkowicie zabarwiła krew. Pocisk nie utknął w ramieniu, tylko przeleciał na wylot, żłopiąc głęboką dziurę w barku.

- Na belgijskie wafle - sapnął. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział tak okropną ranę. Jeśli szybko się nią nie zajmą, Ford zaraz wykrwawi się na śmierć. Stan chwycił kołnierz płaszcza i ostrożnie zaczął oddzielać materiał od ciała. - Co miałeś w tych prochach, że biegasz z taką dziurą w plecach? 

- Oh, skład wcale nie jest taki skomplikowany. Piętnaście gram... - Ford nie powstrzymał cichego syknięcia bólu, kiedy dawniej czarny materiał został oderwany od nagiej rany. Nieco pochylił się do przodu, by Stan mógł ściągnąć płaszcz z jego pleców. - Podaj mi apteczkę i wracaj na pokład, musimy jak najszybciej oddalić się od San Francisco. Niewykluczone, że wyślą za nami kolejne łodzie.

- Ej! Może nie jestem najdelikatniejszy, ale ja przynajmniej mogę grzebać w twoich plecach! Prędzej się wykrwawisz, niż wyciągniesz sobie kulę z karku! - sprzeciwił się natychmiast Stan. Nie zamierzał zostawiać brata bez opieki, kiedy był w takim stanie. Dwoma krokami przemierzył małą przestrzeń kajuty, by wyciągnąć z szafki apteczkę i wrócił z nią do rannego, pilnując, by czerwona torba pozostała poza zasięgiem naukowca.

- Radziłem sobie w gorszych sytuacjach! - odparował Ford. Spróbował sięgnąć po apteczkę, ale zamiast tego nieomal spadł z krzesła. Stan złapał go i przytrzymał, dopóki nie odzyskał równowagi.

- Nigdzie się stąd nie ruszam, dopóki cię nie połatam! - deklaracja Stana zabrzmiała bardziej jak groźba, ale nie wystarczyła, by przestraszyć Forda. Naukowiec znów podjął próbę opuszczenia krzesła, ale brat mu na to nie pozwolił i siłą zaczął ściągać golf z bliźniaka. Po krótkiej, nierównej walce, wreszcie udało mu się przeciągnąć gruby sweter przez głowę rannego. Tym razem nie było mowy o delikatności, Ford krzyknął z bólu, kiedy materiał oderwał się od nagiej tkanki, zrywając powoli formujące się strupy.

- No i o co tyle krzy... - zaczął Stan, odrzucając golf na podłogę, ale urwał w pół zdania. Jego brat, wykręcając zdrową rękę, usiłował zakryć kolorowy fragment skóry na swoim karku. Stan przez chwilę myślał, że to Mabel w nocy zakradła się do pokoju Forda i permanentnym klejem przymocowała jedną ze swoich naklejek do szyi wujka. Jednak kiedy dokładniej przyjrzał się żółtej, szeroko uśmiechniętej gwiazdce z dwoma wyciągniętymi do góry kciukami, otoczoną napisem "HEY NOW I'M AN ALL STAR!", zrozumiał, że jest to prawdziwy tatuaż. 

Stan zasłonił dłonią usta, usiłując zdusić chichot. Ford powoli odwrócił głowę, uszy i policzki płonęły mu żywym ogniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, jego brat już leżałby martwy na deskach. Jednak niestety naukowiec jeszcze nie opracował takiego wynalazku, więc uzyskał efekt odwrotny od zamierzonego. Stan wybuchnął gromkim śmiechem, a wszelkie próby samokontroli kończyły się jeszcze mocniejszymi napadami wesołości. Ford zgarbił się na krześle, czerwony jak jego własny golf i zaczynał coraz poważniej rozważać rzucenie się do oceanu.

Wreszcie Stan się nieco uspokoił, przypominając sobie, że siłą nie ściągał golfu z pleców Forda, tylko by podziwiać niesamowite dzieło sztuki na jego karku. Dalej chichocząc, zabrał się za opatrywanie rany brata. Całą swoją uwagę usiłował skupić na pracy, ale nie mógł przestać ciągle zerkać na kolorowy tatuaż. W końcu nie był w stanie dłużej się powstrzymywać i zanucił:

- Hey now, you're an all-star!

- Stanley! - warknął Ford, całą siłą woli zmuszając się, by pozostać w bezruchu. 

- Get your game on, go play! - kontynuował Stan, niemalże dusząc się ze śmiechu.

- Stan! 

- Hey now, you're a rock star!

- Pistolet Pamięci ciągle jest w pełni sprawny!

- Get the show on, get paid!

- Skończyłeś już!? 

- All that glitters is gold... dalej nie pamiętam. Gotowe! - zadeklarował Stan. Odsunął się o krok, by zmierzyć krytycznym spojrzeniem efekt swojej pracy. 

Ford odetchnął z ulgom. Spełzł z krzesła i wspierając się o ściany kajuty, podszedł do skrzyń ze swoimi ubraniami. Doskonale wiedział, że Stan podąża za nim wzrokiem, a konkretnie za tatuażem na jego karku.

Jeśli chcesz zobaczyć tatuaż, to musisz się bardziej postarać Stan przypomniał sobie swoje własne słowa, jakimi zaszczycił pewnego letniego popołudnia swojego siostrzeńca. Niedługo potem znamię w kształcie Wielkiego Wozu stało się najmniej rzucającą się w oczy ozdobą czoła dwunastolatka.

- Pochwaliłeś się Dipperowi? - zapytał zgryźliwie, nie mogąc sobie darować kolejnych docinków w stronę brata. 

- Ani. Słowa. Dzieciakom - wycedził Ford, piorunując bliźniaka wzrokiem. Groźba w jego głosie jedynie jeszcze bardziej rozbawiła Stana.

- Dipper będzie miał radochę! Tajemniczy tatuaż autora Dzienników! Ciekawe, jak daleko się posunie, by go zobaczyć? - Stan zarechotał okrutnie i klepnął się po udzie, szczerze rozbawiony tymi żartami. Może zrobi zdjęcie, żeby Dipper nie musiał się kłopotać? Już miał głośno wypowiedzieć tę myśl, rozglądając się za aparatem, lecz nagle zamarł, uderzony jedną myślą. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, kiedy wydusił z siebie drżącym głosem:

- Ford...

- Hm? - odmruknął bez większego zainteresowania zapytany, dalej zajęty poszukiwaniami czegoś w zastępstwie do zniszczonego golfa.

- Nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia.



KONIEC


Continue Reading

You'll Also Like

71.7K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
61K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
Na Sprzedaż By Azriaxx

Mystery / Thriller

273K 6.7K 26
Miałam być jedną z tych dziewczyn, które zostaną wystawione na sprzedaż. Krótko mówiąc miałam zarabiać własnym ciałem. Jednak nawet w tamtym czasie d...
Plaga By Wera Guzenda

Science Fiction

106K 6K 39
Kiedy Plaga spustoszyła Ziemię, każdy musiał zadbać o siebie. Rodzina, przyjaciele, szkoła - To wszystko, co kiedyś było twoją codziennością, dziś pr...