Stan O'War II

By SilverWindDragon

561 42 32

Fanfiction do kreskówki "Wodogrzmoty Małe". UWAGA: spoilery! Każdy, kto nie obejrzał całego serialu, robi w t... More

Ahoj, przygodo!
Uśmiech, proszę!
Zabawa w kotka i myszkę
Kopę lat!
Nie ze mną te numery!
Nie ma to jak podchody
Nie ma dymu bez ognia
Pines! Pines! Pines!

Na rodzinie zawsze można polegać

45 4 4
By SilverWindDragon

Dwaj mężczyźni zamarli, jeden naprzeciw drugiego, celując w siebie nawzajem pistoletami. Obu okrywały ciemne, nieco przybrudzone i postrzępione płaszcze. Twarz pierwszego zakrywały szerokie gogle, głowę drugiego zdobiły liczne, świeże siniaki i drobne rany. 

Potrzebowali chwili, by zrozumieć, że patrzą na dobrze znajomą sobie twarz. Równocześnie opuścili broń o parę centymetrów, nie wierząc własnym oczom.

- Szóstak?

- Stanley?

- Co ty tu robisz!? - zawołali jednocześnie. Zamrugali równie zaskoczeni. Opuścili razem broń, postępując krok do przodu.

- Ratuję ci skórę! - krzyknęli, celując w siebie nawzajem palcami. W tym momencie do rozmowy postanowił się włączyć syk kul. Stan schylił się w ostatniej chwili, pocisk świstał tuż nad jego głową. Drugi przeszył czarny płaszcz Forda, o centymetry mijając jego nogę.

Bracia zgodnie rzucili się w głąb labiryntu. Kolejne kule przemknęły tuż obok. 

- Szturmowcy uczyli cię strzelać, że nie potrafisz trafić z takiej odległości? - usłyszeli jeszcze wściekły głos. Natychmiast odpowiedział mu drugi: 

- Zamknij się! Sam nie jesteś lepszy! 

- Stulić japy i za nimi! - z wyraźną złością przerwał im trzeci.

Strzały umilkły, zastąpiły je okrzyki pośpiesznie wydawanych rozkazów. Pinsowie w pędzie mijali kolejne skrzyżowania. Z czasem nawoływania ucichły. Dopiero wtedy bracia zatrzymali się, by złapać oddech.

- Świetnie ci idzie - burknęli do siebie nawzajem. Wymienili niezbyt zadowolone spojrzenia. Obaj zastanawiali się, czy drugi zamierza powiedzieć to samo, co pierwszy. Ford szybciej znalazł sposób na wyłamanie się z tej sytuacji. Wyciągnął z kieszeni namierzacz i zaczął modulować jego przyciskami.

- No jasne. Bez kujońskich zabawek ani rusz - Stan nie byłby sobą, gdyby tego nie skomentował. Bez okularów nie widział znaczków na ekranie, ale na ten moment i tak niespecjalnie go interesowały.

- Bez tej "zabawki" bym cię nie znalazł! - przypomniał gniewnie Ford.

- Mnie znalazł?! To ja ciebie znalazłem! Wpadłbyś prosto w ich pułapkę!

- Już w nią wpadliśmy!

Jak na zawołanie, gdzieś za kilkom zakrętami rozległy się nawołania. Dryblasy rozdzielały między sobą kolejne części labiryntu do przeszukania.

- Dokończymy to później - zaproponował Ford.

- Stoi - odparł Stan, ostrożnie wyglądając za róg. Póki co, nie było widać żadnych osiłków. W tym czasie jego brat skończył modulować przyciskami namierzacza. Na ekranie wyświetliła się plątanina kresek, odzwierciedlająca ściany żywopłotów.

- Są tylko cztery wyjścia. Pewnie już wszystkie obstawili - stwierdził z niesmakiem Ford, przeanalizowawszy plan labiryntu.

Rodzina Pinesów siedziała przy stole w salonie Tajemniczej Chaty, pijąc kolejne puszki Pitt Coli. A przynajmniej jej męska część siedziała. Mabel stała na krześle, opierając się dłońmi o blat.

- I wtedy wpadliśmy w ślepą uliczkę! Ale wtedy wzięłam od Dippera latarkę i powiększyłam sobie pięść, bo zawsze powtarzasz, że:

- Jeśli jedne drzwi się zamkną, wybierz najbliższą ścianę i zrób sobie nowe siłą - powtórzył Stan słowa własne i bratanicy, uśmiechając się przebiegle. Ford jeszcze raz spojrzał na ekran. Przejechał palcem od czerwonej kropki do najbliższej krawędzi labiryntu. Następnie oklepał się po kieszeniach, upewniając się, że cały jego ekwipunek znajduje się na swoim miejscu.

- To może się udać - oznajmił, prostując się jak struna. Z czarnego płaszcza wydobył czerwoną latarkę z przymocowanym do żarówki kryształem. Stan uśmiechnął się jeszcze szerzej, przypominając sobie pierwowzór tego urządzenia.

- Nie obijałeś się przez ostatnie dni w Wodogrzmotach - stwierdził z rozbawieniem. - Dipper nie oddał ci swojej?

- Nie było takiej potrzeby, kryształów jest dość na setkę takich latarek - odparł Ford, machnąwszy dłonią. - Chodź! Nie ma czasu do stracenia! - zawołał. Już miał zerwać się do biegu, ale nagle zamarł w pół kroku. Znów sięgnął do kieszeni, by wydobyć z niej  niewielki przedmiot. Podał go bratu. - Będziesz ich potrzebować.

W ciemności Stan ledwo widział wyciągniętą dłoń brata. Musiał podejść bliżej, by zobaczyć na niej okulary. I to nie byle jakie okulary. 

- Zabrałeś je? - spytał, z trudem powstrzymując emocje. Odebrał okulary drżącymi rękoma i założył na nos.

- Ty dbałeś o moje przez trzydzieści lat - przypomniał Ford, wzruszając ramionami, jakby to jedno zdanie tłumaczyło wszystko. Stan jednak nie wytrzymał i mocno przytulił bliźniaka. Brat odwzajemnił jego uścisk. Przez chwilę tak stali, ignorując coraz głośniejsze odgłosy pogoni. 

- To też proponuję dokończyć później - wreszcie zaproponował Ford, delikatnie klepiąc brata po ramieniu.

- Stoi - oparł Stan, puścił bliźniaka i pociągnął nosem. 

- Czy ty płaczesz? - zapytał Ford, usiłując w ciemności dojrzeć twarz Stana.

- Liść wpadł mi do oka - odparł tamten. Podniósł na chwilę okulary i przetarł oko. Ford uśmiechnął się i wywrócił oczami.

- Ruszajmy wreszcie - zaproponował dobrodusznie. Stan kiwnął głową i obaj bracia ramię w ramię ruszyli przez labirynt.

Ford sprawnie poprowadził ich przez liczne zakręty, kierując się odczytami namierzacza. Ostrożnie mijali liczne skrzyżowania, spodziewając się ujrzeć za nimi czyhające dryblasy. Parokrotnie musieli zmienić trasę, by oddalić się od narastających głosów pościgu. Wreszcie dotarli do długiej alejki. Co parę metrów z lewej wychodziły kolejne odnogi, ale po prawej ciągnęła się długa, gładka ściana żywopłotu.

- To tutaj - oznajmił Ford, podchodząc do liściastej bariery. Po drugiej stronie panowała cisza, zmącona jedynie delikatnym szumem drzew. Oby osiłki uznały za istotniejsze przeszukanie labiryntu i pilnowanie wejść zamiast patrolowania każdego odcinka zewnętrznych ścian.

Odsunął się o parę kroków i włączył latarkę. W różowym świetle fragment żywopłotu z wysokości dwóch metrów natychmiast zmalał do rozmiarów kilkunastu centymetrów.

- Mogliśmy powiększyć sobie pięści - jęknął Stan, wyraźnie niezadowolony takim obrotem spraw. Ford wywrócił oczami.

- Nie chcemy tu ściągać całej okolicy - przypomniał i ostrożnie wyjrzał za normalnej wielkości żywopłot. Nie widział nigdzie żadnych oprychów. Dalej uważnie się rozglądając, przeszedł nad malutkimi krzewami.

- Nie takie rzeczy się robiło po cichu - burknął Stan, podążając za bratem. Zaraz znów się uśmiechnął, patrząc na miniaturową ścianę labiryntu. - Chciałbym widzieć ich miny, jak to zobaczą.

Ford wywrócił oczami i powiększył żywopłot do normalnych rozmiarów.

- Wolałbym w ogóle nie zobaczyć ich min - stwierdził, chowając latarkę do kieszeni.

- I przyszedł pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy i dziecięcych uśmiechów - wymamrotał pod nosem jego brat, z wyraźnym niezadowoleniem patrząc na najzwyklejszy w świecie żywopłot.

- Dobre pół wieku nie jesteś dzieckiem - przypomniał Ford, obdarzywszy bliźniaka politowanym spojrzeniem. Tamten wzniósł oczy do nieba.

- Masz jeszcze wiele do nadrobienia, mózgu - westchnął jedynie Stan. Nagle wyprostował się, mierząc brata wzrokiem od stóp do głów.

- Byłeś niższy.

- Wydaje ci się - zapewnił go Ford. Już oddalał się od ściany labiryntu, wypatrując potencjalnych zagrożeń. - Chodź, mogli zobaczyć światła.

- Przyznaj się, użyłeś tych kryształów, by być wyższym! - naciskał na niego Stan, depcząc mu po piętach.

- Stanley, nie mamy na to teraz czasu! - warknął Ford. Przyspieszył kroku, by brat nie mógł kontynuować rozmowy.

Naukowiec pewnie poprowadził ich przez ogród, raz po raz zerkając na ekran namierzacza. Po cichu przemykali się z jednej kryjówki do drugiej, za każdym razem uprzednio sprawdzając, czy w pobliżu nie kręci się jakiś osiłek. Odgłosy poszukiwań w labiryncie stopniowo milkły. Parę razy usłyszeli jakiś zbliżający się patrol. Chowali się wtedy za większymi krzewami lub cokołami rzeźb i cierpliwie czekali, aż dryblasy się oddalą. 

Wreszcie w ciemności zamajaczały kontury ogrodzenia. Bracia przycupnęli za drzewem. Został im ostatni fragment trawnika do pokonania. Rozejrzeli się uważnie, czy w pobliżu nie kręci się żaden strażnik, ale nie dostrzegli nikogo. 

- Płot też zamierzasz zmniejszyć? - zapytał Stan półżartem, już gotując się do przekradnięcia się przez ostatni odcinek ogrodu. W tym momencie poczuł delikatny uścisk ręki na swoim ramieniu. Jednocześnie w jego dłoń zostały wsunięte jakieś przedmioty. Zaskoczony spuścił na nie wzrok. Łupina orzecha, drewniany patyczek długości paru centymetrów i czerwona latarka z przymocowanym kryształem. Z jeszcze większym zdziwieniem spojrzał na brata. - A ty co znowu odstawiasz?

- W zatoce za tym wzgórzem zacumowałem Stan O'Wara. Jak powiększysz łupinę i wiosło, z łatwością dostaniesz się na jego pokład - wyjaśnił Ford, ignorując pytanie bliźniaka. Zacisnął jego palce na przedmiotach.

- A ty co? Nie możesz tu zostać! - niemalże krzyknął Stan, w ostatniej chwili przypominając sobie, że muszą zachować ciszę.

- Nie zamierzam długo tu siedzieć - odparł Ford, zbywszy uwagę brata machnięciem dłoni. - Tylko odzyskam namierzacz.

- Do reszty poprzewracało ci się w tym przemądrzałym łbie!? - wrzasnął Stan, już zupełnie zapominając o dyskrecji.

- Stanley, uspokój się! Usłyszą cię! - syknął Ford. Chciał popchnąć brata w stronę płotu, ale tamten jednym ruchem zrzucił dłoń bliźniaka ze swojego ramienia.

- Czy ty naprawdę nie widzisz, że to pułapka!? Oni na ciebie czekają! - syknął Stan, kładąc nacisk na ostatnie słowo każdego zdania.

- Poradzę sobie z nimi. To tylko zgraja osiłków.

- Ach tak? W porcie świetnie sobie poradziłeś z tą "tylko zgrają osiłków"!

- Teraz jestem przygotowany!

- Na walkę z tym trójkątnym demonem też byłeś przygotowany, co!?

Naukowiec odwrócił się, krzyżując ramiona za plecami, jednak Stan zdołał jeszcze zauważyć liczne emocje przemykające przez jego twarz. Rozpoznał w nich gniew i frustrację, ale też zawód i poczucie klęski. 

- Muszę odzyskać namierzacz - warknął Ford, kładąc nacisk na pierwsze słowo. Zacisnął palce w pięści tak mocno, że aż zatrząsały mu się ramiona. - Ta technologia w niepowołanych rękach stanowi zbyt duże zagrożenie.

- Jakbym mówił do ściany - jęknął Stan, pocierając palcami czoło.

- Wszystko przemyślałem. Dzięki temu, że będziesz już czekał na Stan O'Warze z pracującymi silnikami, uciekniemy, zanim tamci zdążą zorganizować pościg - tłumaczył dalej Ford, ignorując uwagi brata. Poczuł się dużo pewniej, znów mówiąc o szczegółach swojego planu.

- Więc jak ja będę umierać z nudów na Stan O'Warze, to ty będziesz robić za ruchomą tarczę strzelniczą dla przydupasów Rico? - warknął Stan, zastanawiając się, czy bratu w ogóle zależy na wysłuchaniu jego opinii.

- Nie takie rzeczy robiłem - zapewnił go Ford, zbywając wypowiedź bliźniaka machnięciem dłoni. - Na Stan O'Warze będziesz...

- Bo co, w terenie tylko bym ci się plątał pod nogami, co, panie bohaterze?! - wcisnął mu się w słowo Stan, nie potrafiąc już dłużej słuchać tych wywodów.

- Nie to miałem na myśli - odparł Ford, zaskoczony wybuchem brata.

- W takim razie co!? - niemal wrzasnął Stan. Widząc, jak naukowiec znów ucieka w bok wzrokiem, jeszcze dorzucił: - Słucham!

- Spójrz na siebie! - odparował Ford, wskazując dłonią na brata. - Już zbili cię na kwaśne jabłko! Nie możesz znowu pakować się w tarapaty! Następnym razem skończy się na czymś dużo gorszym niż siniakach!

- Ooo.... ale jak zatłuką na śmierć pana nadopiekuńczego to nic się nie stanie! - zawołał Stan, zakładając ramiona na piersi. Usiał, oparty plecami o pień drzewa. Nie wyglądał, jakby zamierzał się gdziekolwiek wybierać. - Skoro ty nigdzie się nie ruszasz, to ja też nigdzie nie idę!

- Stanley, zachowujesz się dziecinnie!

- Kto to mówi!

- Jestem odpowiedzialny!

- Pchając się samemu w pułapkę! Tylko mi nie mów, że już bywałeś w gorszych sytuacjach! Też byłem już w gorszych sytuacjach!

- Ale ich nie pamiętasz! - wrzasnął Ford. Zamarł, dopiero po fakcie uświadomiwszy sobie, co powiedział. - Stanley, ja...

- Pamiętam więcej, niż ci się wydaję! - odwarknął wściekle Stan, zrywając się z ziemi. Zacisnął dłonie w pięści, wyraz jego twarzy nie wskazywał na pokojowe zamiary. - Poradzę sobie!

- A jeśli sobie nie poradzisz? Już teraz jesteś osłabiony! Będziesz łatwym celem! - W głosie Forda zabrzmiał szczery niepokój. Stan już otworzył usta, by zaprzeczyć, ale brat go uprzedził: - Stanley, co powiem dzieciakom, jeśli nie wrócisz?

- A co ja im powiem, jeśli cię zastrzelą, Stanford? - odpowiedział pytaniem drugi bliźniak. Obaj odwrócili wzrok.

- Nie mogę cię znowu stracić - wyszeptali jednocześnie. Znów spojrzeli na siebie, wytrzeszczając oczy.

- Musimy z tym skończyć - stwierdzili zgodnie i gniewnie zmarszczyli brwi. Zmierzyli się nawzajem wzrokiem, zastanawiając się, czy drugi zamierza powiedzieć to samo co pierwszy. Jednocześnie poprawili okulary. Wreszcie Stan znów usiadł na ziemi, opierając plecy o pień.

- Sam mówiłeś, że nie możemy się rozdzielać - przypomniał bratu. - Albo obaj wracamy na Stan O'Wara, albo razem idziemy odzyskać ten twój cholerny sprzęt. Samego cię nie puszczę.

- Sam... - zaczął Ford, ale Stan natychmiast mu przerwał:

- Szóstak, to jest twoja wyprawa czy nasza wyprawa?

- Nasza - odparł natychmiast Ford, ale nagle sam poczuł wątpliwości we własne słowa. Całe życie stawiał się na pierwszym miejscu. Najpierw odtrącił brata, potem zepchnął Fiddleforda na drugi plan i mało brakowało, by ściągnął Dippera na tę samą drogę. Spędził ostatnie trzydzieści lat, ufając jedynie wyłącznie sobie samemu. Najwyższa pora, by przestał być samotnym bohaterem. 

Tknięty tą myślą, ściągnął z prawej dłoni elektryczną rękawicę, drugą ręką wydobył z kieszeni parę złotych kastetów. 

- Miałem nadzieję, że będą potrzebne - przyznał, podając przedmioty bratu. Stan zgarnął dwie pary złotych pierścieni, ale rękawicy przyjrzał się już z większą podejrzliwością. 

- Wystarczą mi moje kastety - stwierdził, ostrożnie chwytając gadżet za krawędź.

- Nie jest trudna w użyciu, trzeba tylko pamiętać, by nie chwytać mocno rzeczy, na których ci zależy - zapewnił Ford. - Bardzo przydatna przy bezpośrednich starciach. Wystarczy przycisnąć wnętrze dłoni i wytwarza się ładunek elek...

- Tak, tak załapałem. Nie mamy całej nocy, mądralo - przerwał mu brat. Zdecydowanym ruchem naciągnął rękawiczkę na dłoń. Szósty palec opadł bezwładnie. Stan wzruszył ramionami. - Przyzwyczaiłem się już.

- Mam parę zapasową, zmodyfikuję ją na pięć palców - obiecał Ford. Bliźniak klepał go w ramię lewą dłonią.

- Najpierw odzyskamy ten twój kujoński wynalazek - oznajmił z szerokim uśmiechem na twarzy. - To jaki jest plan, mózgu?

Continue Reading

You'll Also Like

90.4K 8.3K 16
Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną...
62.8K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
134K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
71.8K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?