Gods & Monsters | Larry Styli...

Galing kay sweetcheekshazza

44.8K 3K 10.3K

Instrukcje były proste: uwiedź i zniszcz Harry'ego Stylesa. Ani razu nie rozmawiali o możliwości zakochania s... Higit pa

Rozdział 1: prologue
Rozdział 2: the boy who merely exists
Rozdział 3: baby carrots
Rozdział 4: socially awkward little diamond
Rozdział 5: I know who you are
Rozdział 6: compared to someone over thrice his age
Rozdział 7: just copies of one another
Rozdział 8: treasure box filled with all kinds of things
Rozdział 9: more laughter, more smiles, more stars
Rozdział 11: impossible to be mad at people with curly hair
Rozdział 12: someone else
Rozdział 13: can't hear the beating of his heart
Rozdział 14: are you holding my hand?
Rozdział 15: he likes me, too
Rozdział 16: pinkies linked together
Rozdział 17: we're purple
Rozdział 18: I still love you
Rozdział 19: more trouble than it's worth
Rozdział 20: really fucking terrified
Rozdział 21: this wasn't supposed to happen
Rozdział 22: vague misery
Rozdział 23: he feels alive
Rozdział 24: the universe just may be on our side

Rozdział 10: wolf drawn to a butterfly

2.2K 125 1K
Galing kay sweetcheekshazza

Once Upon A Dream - Lana del Rey

____________________

Niall Horan, everybody.

- Idealnie.

Louis uniósł brwi. 

- Idealnie? Wyglądam jak pieprzony kelner.

Brązowe oczy Liama spotkały się z wzrokiem Louisem, posyłając mu groźne spojrzenie w odbiciu lustra ustawionego w jego pokoju. Pochylił brodę, niemal ocierając się o linię ramienia Louisa - owiniętą cienkim, dopasowanym materiałem, który drapał i otarł swoje usta o gładką skórę pod płatkiem ucha Louisa. Przycisnął ręce do jego boków, mocno zaciskając palce i wypychając powietrze z ust Louisa.

- Wyglądasz czysto - poprawił cichym szeptem, ale irytacja w jego spojrzeniu szybko słabła z pożądania. - Wyglądasz zajebiście. Nie ma mowy, żebyś nie odniósł sukcesu.

Louis przełknął ślinę, patrząc na siebie w lustrze - na swoją marynarkę, przytulną białą koszulę, dobrze dopasowane czarne spodnie (które pożyczył od Zayna, ponieważ szafa Louisa składała się prawie z niczego, z powodu braku garderoby lub domu), zanim ponownie skierował oczy na Liama. Wolałby, żeby jego rysy się rozluźniły, żeby uśmiechnął się zadowolony z siebie, jednak spoglądał na Liama leniwie i z zaciśniętymi pięściami.

- Wiem - odpowiedział cicho, ale brzmiał bardziej chrapliwie, niż zamierzał, słowa ostro przeszły mu przez gardło. - Zawsze odnoszę sukces.

Dzisiaj szczególnie ważne było, aby Louis dobrze wyglądał.

Ponieważ Niall Horan był w drodze.

Mała irlandzka róża przybyła do miasta później niż się spodziewano. Oczywiście, trochę spieprzyło to wielkie plany Liama przewidujące Louisa posuwającego tego dzieciaka w materac jego matki, ale. To tylko detale. Jednak zdecydowanie dalej stanowiło to problem. Ponieważ Horan miał przybyć dzisiaj, a dzisiaj był także dzień słynnej Gali Charytatywnej Payne-Malik.

Co dodatkowo, teraz zamieniło się w pieprzoną maskaradę - dzięki, Liam.

On prawie wysrał jajo, gdy odkrył nowe plany Alice Horan dotyczące odroczenia przybycia jej syna (- Pewnie podejrzewa mnie o moje zamiary dotyczące jej syna, czy coś - odparł wkurzony Liam z czerwoną twarzą, rzucając gumową piłką o ścianę z imponującą intensywnością, gdy Zayn i Louis patrzyli na niego z uniesionymi brwiami. - Pewnie myśli, że jestem... - przerwał wściekły. Louis przewrócił oczami, a Zayn wyglądał na zaniepokojonego. - Ona mnie, kurwa, sabotuje. Zawsze! Nienawidzę tej głupiej krowy! - Kopnął stopą w czystą, wypolerowaną podłogę, przewracając kilka długopisów na pobliskim biurku, a Louis stłumił pragnienie, by po prostu uderzyć go w głowę jakimś przedmiotem). Tak więc w chwilowym przebłysku "błyskotliwości" Liam zaproponował rodzicom cały ten pomysł z maskami.

- To jest genialne - stwierdził Louisowi, gdy weszli na balkon tej nocy, jego oczy błyszczały się dymem i niebieskim światłem. Wykonał gwałtowny wdech, uśmiechając się. - W ten sposób możesz pieprzyć obojga jednocześnie, zjebać cały wieczór. Wtedy może rzeczywiście będziemy się dobrze bawić. - Wypuszczał dym z każdym słowem. - Stylesa i Horana. Możesz przelecieć Horana w samochodzie jego matki. Ona to pokocha. Ze Stylesem możesz zrobić, co chcesz. - Wziął kolejnego bucha. - Jeszcze lepiej, możesz później temu wszystkiemu zaprzeczyć. Będziesz miał na sobie pieprzoną maskę! Nie poznają niczego! - Zaśmiał się, jakby był sprytny.

Louis po prostu zaciągnął się papierosem, wpatrując się w zimne miasto, z jedną ręką w kieszeni kurtki. Zmrużył oczy przez chłodny powiew i piekący dym. Przez głupie, jebane przekonania Liama.

- Będą wiedzieć, że to byłem ja. Harry będzie wiedział, że to ja - powiedział, a dłuższe kosmyki jego włosów falowały na wietrze.

Liam tylko wzruszył ramionami, niewzruszony. 

- W porządku, więc nie rozmawiaj z nim. Po prostu to zrób. Nie będą mogli wtedy niczego udowodnić, prawda? 

Louis zacisnął zęby.

- On będzie wiedział - powtórzył stanowczo. - Poza tym - kontynuował, głośniej i szybciej, zanim Liam mógł coś powiedzieć. - On nie przyjdzie. Harry? Nie przyjdzie. Nie lubi takich społecznych rzeczy. Nie lubi imprezować ani nic takiego, nie tak jak ty. - Przełknął ślinę, przypominając sobie wydarzenia z wcześniejszego dnia - Harry'ego grzecznie uśmiechającego się do małej grupy, która przyszła z nim porozmawiać, prawdopodobnie, aby poprosić go o dołączenie do nich na zajęciach pozaszkolnych.

A potem przypomniał sobie o sposobie, w jaki Harry uprzejmie odmówił, minął ich z oczami utkwionymi w Louisie, który na niego czekał, stojąc przy drzewie jak bezdomny z papierosem w ustach, słuchawkami utkwionymi w tłustych uszach, drapiąc swoje uda niecierpliwymi dłońmi. 

Harry zawsze wybierał teraz spędzanie z nim czasu. Zawsze tak bezmyślnie wybierał Louisa.

- No cóż, to łatwe - odparł pewnym siebie głosem Liam. Louis spojrzał na niego, patrzył na jego zrelaksowane ramiona, kosztowną bluzę i świeżo przystrzyżone włosy. - Musisz tylko dać mu powód, aby przyszedł, prawda? - Uśmiechnął się.

Słowa były połączone z wystarczającą ilością insynuacji, by Louis mógł się nimi zadławić.

Wziął kolejnego bucha i nie powiedział ani słowa przez resztę nocy. Liam natomiast mówił, mówił i mówił - o swoich wielkich planach, o swojej udanej przyszłości na tym pierdolonym uniwersytecie, który rozpoczął to wszystko...

Ugh.

Tak czy siak. Powracając do teraźniejszości.

- Naprawdę chcesz, żebym dzisiaj przeleciał Horana oraz Stylesa? - zapytał Louis po chwili ciszy, wypełnionej jedynie Liamem wpatrującym się w jego ciało w lustrze. Zaczynało go to naprawdę irytować, ale nie wiedział dlaczego. Zwykle uwielbiał, gdy Liam płaszczył się dla niego, pożądał go jak prymitywny worek kości, którym był. Ugh. - Obu? Na tej samej pierdolonej imprezie?

Jego usta wykrzywiły się, gdy Liam obwąchiwał jego szyję, prawie mrucząc, kiwając głową i wreszcie zwalniając uścisk na jego talii. Gdzieś przez niego przepłynęła zamglona fala pożądania, coś nudnego, co wydawało się obecne, ale po prostu poza zasięgiem.

On chciał Liama. Naprawdę. Liam był solidnym wyborem. Miał mnóstwo pieniędzy. I właśnie dlatego Louis postanowił zrobić to całe gówno w pierwszej kolejności - chciał Liama. Zawsze tak było, odkąd obciągnął mu w tamtym zaułku, tyle czasu temu. (Jak romantycznie.)

Chodzi o to, że zawsze wiedział, gdzie stoi z Liamem. Nie było żadnych pozorów życzliwości i manier. Nie było kwiecistych bzdur. Oboje byli popieprzeni, samolubni, wściekli, hedonistyczni i prymitywni i nie mieli nic przeciwko wykorzystywaniu innych ludzi dla własnego szczęścia. Wszystko działało z Liamem. Wszystko było łatwe z Liamem. Z Liamem był wersją Louisa, który odnosił sukcesy. A kiedy się połączą, kiedy Liam w końcu mu się podda... Będzie prowadził dobre życie. 

Louis został przyciągnięty do Liama ​​ze względu na prostotę ich relacji. Ponieważ wiedział, że Liam go chce. Wiedział, jak Liam czuje się wobec niego. Co Liam o nim myśli. Czego Liam od niego oczekuje.

To było całkowicie przeciwne do Harry'ego. Nigdy nie wiedział, co do cholery myśli i czuje Harry. Nigdy nie wiedział, co Harry powie lub zrobi. Louis nie wiedział o nim dosłownie nic i nawet nie był pewien, czy Harry go chce. Myślał, że tak. Prawdopodobnie tak. Sposób, w jaki jego skóra się rumieniła i sposób, w jaki jego oczy cały czas go obserwowały... Sposób, w jaki teraz prawie nigdy nie dotykał swoich podręczników wokół Louisa, po prostu opierał brodę na dłoni i śmiał się z żartów Louisa, słuchał jego historii...

Louis powinien prawdopodobnie poinformować o tym Liama. Rozpraszał Harry'ego. Prawdopodobnie powinien mu o tym powiedzieć. Powinien też mu chyba powiedzieć, że pisali ze sobą. Trochę. Może dużo, zależy dla kogo. Ale Liam nie wspominał nic o pogorszeniu się statusu Harry'ego w szkole, więc.

Dlaczego więc o tym wspominać? To wyraźnie nie było ważne.

Pomrugał zaskoczony, gdy Liam odszedł ze zwycięskim uśmiechem. Patrzył w lustrze, jak się wycofywał.

A potem jego telefon zabrzęczał.

Zignorowanie tego wymagało od niego silnej koncentracji.

- Jeśli ktoś może to zrobić, to ty, Tommo - powiedział Liam, a Louis na chwilę zapomniał, że ​​nawet rozmawiali. - Ty i twoje usta. - Liam spojrzał na niego, uśmiechnął się, a potem znowu wrócił do przebierania stosów ubrań. Musiał wybrać swój własny ubiór na cały dzień. Musiał pokazać temu dzieciakowi Horanowi, kto jest szefem.

Louis zacisnął wargi, palcami śledząc zarys telefonu schowanego w jego obcisłych spodniach i obserwując ciało Liama, gdy ten przeglądał koszule. Czuł się roztrzęsiony i zaniedbany. Ubrania, które miał na sobie były źle dopasowane, obce i zbyt ciasne. Miał dość bycia lalką Liama.

Szarpnął za kołnierz koszuli i pasek od spodni.

- Wiesz, słyszałem, że Alice Horan zamierza dziś wieczorem zorganizować własne przyjęcie. Żeby przedstawić jej syna samemu - kontynuował Liam, nieświadomy łagodnego kryzysu Louisa, przerywając ciszę i wyglądając na wściekłego, gdy jedną ręką rzucał w powietrze koszulę za koszulą, drugą rozpinając dżinsy. - Tego wieczoru! Dasz wiarę? Tej samej pierdolonej nocy, co doroczna impreza moich rodziców. Doroczna, Tommo. Organizujemy ją co roku. 

No shit, Sherlock.

Louis obserwował go w lustrze ze swojego miejsca z zaciśniętymi ustami. Czuł się spięty. Dziwnie spięty. 

Chciał sprawdzić swój telefon.

Ale nie tutaj z Liamem.

- Głupia, pieprzona krowa - Liam przeklinał pod nosem, biorąc obfity łyk czegoś, co lśniło złotem. (Skąd on to w ogóle wziął?) Cała ta sprawa wyglądała jakoś bardzo złowieszczo - w czym Liam był zaskakująco dobry. Louis nie bał się go - jak mógł się bać dziecka? - ale nie był też głupi. Liam mógł być kompletnym palantem, ale...miał władzę i uwielbiał się mścić. Zabójcza kombinacja. - Wiesz, nic by się nie stało, gdybyś zaczął przedstawienie już teraz. - Uśmiechnął się, zerkając na Louisa i odstawiając szklankę.

Louis uniósł brew. 

- Chcesz, żebym zepsuł imprezę, którą organizuje twoja rodzina?

- Galę charytatywną - poprawił Liam.

- Nużąca informacja. - Westchnął Louis, przewracając oczami. - Myślałem, że ta cała maskarada była na cześć tego, że wykonałem kolejny ruch w sprawie Harry'ego? - skomentował sucho, pełen sarkazmu.

- Zaliczysz dwóch za jednych razem. - Uśmiechnął się Liam bez słowa.

- On nie przyjdzie - powiedział Louis po chwili, kiedy Liam wybrał koszulę. Była czarna, podszyta ładnymi, małymi, czarnymi guzikami. Była trochę pomarszczona. Prawdopodobnie jakaś pokojówka będzie musiała ją wyprasować.

- Przyjdzie - odpowiedział natychmiast Liam, podciągając teraz czarne spodnie. Jego oczy były skupione na wykonywanym zadaniu i oceniały materiał w świetle. Błyszczący srebrny zegarek na jego nadgarstku wyglądał niesamowicie.

Bez zastanowienia dłoń Louisa znów pojawia się na jego udzie. Uniósł brew, zanim skrzyżował ręce na piersi, wprawiając swoje ciało w rozdrażnioną obojętność. Ponieważ Harry prawdopodobnie nie przyjdzie. Nie rozmawiali o tym od tamtej nocy w sklepie muzycznym i szczerze mówiąc...Louis nie chciał, żeby przyszedł. Raczej. Trochę? Kurwa, on nawet nie wiedział.

- Liam. - Westchnął, wyłączając mózg. - Naprawdę nie sądzę...

- Och, on przyjedzie - zapewnił Liam, a jego uśmiech wydawał się tak obraźliwie przyjemny, że Louis chciał wbić paznokcie w skórę. - Na pewno dojdzie. Dla ciebie. - Położył wybrane ubrania na łóżku, oblizując wargi oraz obscenicznie poruszając brwiami i była to tak powszechna, dobrze praktykowana sytuacja między nimi, że tak naprawdę nie powinna wysyłać pędów irytacji przez kości Louisa, ale. To po prostu było cholernie niewygodne i niepokojące.

On po prostu nie... To po prostu...

Liam nie powinien tak mówić o Harrym. To niesprawiedliwe dla dziecka. Harry był nieszkodliwy.

- Wiesz, Liam - powiedział Louis, a jego ton zmienił się w coś bardzo ostrożnego, prawie tak, jakby rozmawiał z partnerem biznesowym lub wybuchowym dzieckiem (bez różnicy tak naprawdę). Zatrzymał się, pozwalając, by atmosfera między nimi nieco się uspokoiła i obserwując, jak samotna cząsteczka pyłu spadła na podłogę. - Być może Harry nie jest tak dużym zagrożeniem, jak go sobie wyobrażasz. - Zobaczył w lustrze, jak Liam zamarza. - Może on... Nie wiem. Może powinniśmy poddać się w tym przypadku. Po prostu zapomnieć. To dobry chłopak. Nie ma żadnych planów, żeby cię "wyrzucić" ze szkoły lub coś w tym rodzaju. Zaufaj mi. On po prostu...

- Nie chodzi o "wyrzucenie" - powiedział nagle Liam, odwracając się, aby spojrzeć na Louisa. Miał na sobie tylko spodnie i skarpetki - nic więcej. To było rozpraszające. Cała ta blada skóra, której Louis pragnął, a prawdopodobnie nie dostanie. Ta myśl jakoś go zmroziła. - Chodzi o to, że zajmuje moje miejsce... - uderzył kciukiem w klatkę piersiową jak rozpuszczone dziecko - na jednym pieprzonym uniwersytecie, do którego przygotowywałam się przez całe moje pierdolone życie. Chodzi o to, że odbiera mi moją przyszłość. Moi rodzice szkolili mnie do tego, odkąd się kurwa urodziłem, na miłość boską! 

- Tak ale-

- Boisz się, Louis? - Pytanie było nieoczekiwanie ciężkie dla Louisa, który po chwili podniósł głowę, by na niego spojrzeć. Oczy Liama ​​były surowe. Zimne. Może trochę spanikowane i czarno-brązowe. - Boisz się, że tym razem ci się nie uda? Że po raz pierwszy zawiedziesz?

Było coś w sposobie, w jakim powiedział "zawiedziesz", co wywołało u Louisa falę gorącej irytacji.

Liam podszedł bliżej, coś płonęło w jego oczach. Pewność siebie, władza i cała reszta tego gówna. Patrzył uważnie na Louisa, obserwując sposób, w jaki jego słowa obmywają go. 

- Nie umiesz go zdobyć? Nie umiesz tego zrobić, prawda?

Wyzwanie, wyzwanie, wyzwanie.

Podszedł jeszcze bliżej, oddychając ciepłym, miażdżącym oddechem na policzkach Louisa. 

- Nie umiesz wygrać mnie - wyszeptał.

Louis zacisnął szczękę i pięści. Nie patrzył Liamowi w oczy, głównie dlatego, że nie mógł. Ponieważ, jeśli spojrzałby, mógłby po prostu uderzyć tego pierdolonego kutasa, jego pełzające słowa i gównianą, przytłaczającą wodę kolońską, która kosztowała więcej, niż jest warta.

- Robisz się słabszy, Tomlinson?

- Nie - natychmiast odpowiedział, ostrzej niż zamierzał, ostrzej niż chciał. - Nie, kurwa, nie. Zdobędę go, tak? Horana też. Obu. Daj mi tylko jedną noc, a oboje będą moi.

Uśmiech Liama ​​wystarczył, by rozpalić krew Louisa. Ten znany uśmieszek, zwycięski uśmieszek, uśmieszek opowiadający historię chłopca, który zawsze dostaje to, czego chce. Louis go nienawidził, kurwa, nienawidził go za ten uśmieszek w tej chwili, ale jego usta były zamknięte, jego zęby zaciśnięte, a on mógł tylko gapić się w ziemię, gdy Liam przemknął obok niego, przesuwając nieprzyzwoitą dłoń, która nie widziała ani jednego dnia pracy po jego biodrze.

- Doskonale - to wszystko, co powiedział, zanim wyszedł z pokoju, pozostawiając Louisa stojącego pośrodku bez niczego.

____________________

Niall Horan przybył na chwilę przed obiadem, podczas gdy Liam wciąż szarpał za swoje włosy. Louis dyskretnie wyszedł na korytarz, kręcąc głową i wpatrując się w selfie Harry'ego. Miał na sobie rękawiczki ogrodowe, jedną ręką trzymał małą łopatkę, drugą podnosił kciuk do góry.

Co za głupi chłopak. On naprawdę uprawiał ogródek. Uprawiał ogródek. Miał różowe policzki ubrudzone ziemią, loki splątane jak korzenie i usta jak polne kwiaty.

Louis uśmiechnął się wbrew sobie.

Odpowiedział, zanim zdał sobie z tego sprawę.

'Nie jestem wcale zaskoczony faktem, że masz ogród. Ty osiemdziesięciosiedmioletni człowieku.'

Wysłał wiadomość i usłyszał cicho otwierające się drzwi windy, po czym uprzejme pozdrowienia gospodyni i niski, męski, leniwy głos. Mniej więcej w tym samym czasie Liam wystawił głowę z łazienki i wskazał kciukiem w kierunku wspomnianych głosów, zaskoczony, zwracając się do Louisa, który szybko schował swój telefon. Louis mógł stąd poczuć zapach wody kolońskiej. 

- Chyba już tu jest - wyszeptał komicznie głośno Liam z szeroko otwartymi oczami. - Kurwa, jest wcześniej! - Gapił się na Louisa, szukając jakiś wskazówek, co robić.

Och, Liam.

Louis zaczął się śmiać z luźnymi ramionami i rękoma w kieszeniach. Śmieszne selfie Harry'ego wciąż było w jego umyśle, co wprawiło go w dobry humor, niezależnie od sytuacji. 

- Tak, słyszę właśnie. 

- Kurwa. Poczekaj chwilę - powiedział Liam, a potem jego głowa znikła. Louis otrzymał kolejną wiadomość.

'Muszę zacząć przed pierwszymi mrozami!!! Moje kwiaty tęsknią za mną!! Prawie tak bardzo, jak ja za nimi :))) x '

Co za głupia, mała wiadomość.

Dosłownie nie było żadnego powodu, aby buźka miała trzy uśmiechy. Żadnego powodu.

Louis nie chciał się uśmiechnąć, sam nie chciał mieć trzech uśmiechów, więc zamiast tego wysłał selfie w odpowiedzi, ponieważ dzisiaj wyglądał cholernie dobrze i Harry musiał to wiedzieć - ogolił się i w ogóle. Założył nowe spodnie. Oczyścił sen z jego oczu - był jak współczesny Apollo. (Próżny skurwysyn, co mógł powiedzieć?)

You're so vain, you probably think this song is about you...

Harry prawdopodobnie by mu to zaśpiewał. Nie, na pewno by to zrobił. Zaśpiewałby to i zrobiłby tę ujmującą rzecz, którą ostatnio robił - chwytał rękę Louisa tuż nad nadgarstkiem i po prostu trzymał ją w luźnym uścisku. Było to dziwnie czułe i swobodne, a Louis często zastanawiał się, czy chłopiec w ogóle zdawał sobie sprawę, że to robi, ponieważ nigdy nie mrugał ani nie wahał się w swoich ruchach, po prostu chwytał jego rękę, trzymał i kontynuował rozmowę, zanim ostatecznie ją puszczał, pozostawiając czerwone ślady na skórze Louisa.

To był prawdopodobnie znak bliskości. Harry się przywiązywał.

Louis natychmiast odepchnął tę myśl, odsuwając ją daleko i poza zasięg wzroku. Nie mógł teraz o tym myśleć.

Ze stalowym oddechem i oczyszczeniem umysłu Louis podniósł wzrok.

I został przywitany kilkoma rzeczami.

1. Sztucznym uśmiechem Liama, który oceniał ich nowo przybyłego gościa (oops, kiedy to się stało?) ze zbyt mocno zaciśniętymi pięściami.

2. Tacą z parującą herbatą na pobliskim stole.

3. Uroczym małym blondynem w kremowych spodniach i pudrowej niebieskiej koszuli zapinanej na samej górze kołnierza, wyglądającej jak z zestawu z Teletubisiów - słoneczna, uśmiechnięta twarz dziecka i tak dalej.

No więc. To był Niall Horan.

Louis pomrugał, trochę zaskoczony. Nie wiedział, czego oczekiwał od tego dzieciaka - może rumianego, irlandzkiego warzywa? Może czegoś bardziej czerwonego i mięsistego? Jego ciotka była Irlandką i pamiętał, że ​​była bardzo czerwona i bardzo mięsista. Zdecydowanie nie...jak ten dzieciak.

- Cóż, cześć. - Liam uśmiechną się słodko. - Niall Horan? Dobrze cię wreszcie poznać. Słyszałem o tobie wspaniałe rzeczy. - Kłamliwy dupek. Wyciągnął rękę, skutecznie powstrzymując się od grymasu, gdy dzieciak Horan uścisnął ją bez wahania.

Ale Louis nie mógł powstrzymać się od chichotu przez próby dobroci Liama, bez względu na to, jak fałszywe były.

- Liam, tak? - zapytał Horan. Jego głos brzmiał jak pieniądze i pochodził gdzieś głęboko z jego brzucha. Był uśmiechnięty, uprzejmy i słodki. - Też dużo o tobie słyszałem. Ładne miejsce! Dzięki za zaproszenie! - Jego postawa była bardzo miła, choć trochę lekkomyślna. I trochę...radosna.

Denerwująca.

- Dziękuję za przybycie - odparł Liam, po czym cofnął się i wskazał na Louisa, który stał bardzo niezręcznie. Uśmiechnął się powoli, nawiązując kontakt wzrokowy z Niallem. - To jest Louis. Mój kolega. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli do nas dołączy?

Pytanie zostało zadane z właściwą nutką sugestii i tak delikatnie, że Louis naprawdę pomyślał, że może Liam powinien zacząć wykorzystywać swoje zdolności manipulacyjne dla większego dobra. To znaczy, jeśli coś takiego istnieje.

I wtedy zauważył błysk w spojrzeniu, które Horan rzucił Louisowi, jakby był więziony na pustyni od kilku dni, a ktoś właśnie postawił przed nim szklankę wody .

Ten dzieciak zdecydowanie był sekretnym gejem. To będzie bułka z masłem.

Louis właśnie miał zamiar uchwycić w głowie prostotę tego podboju, gdy nagle telefon zabrzęczał na jego udzie.

Kurwa. Zignoruj to.

- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnął się, podnosząc ton głosu do satyny i ignorując potrzebę złapania telefonu. Zamiast tego zmienił wyraz swojej twarzy na dostępny - jego znak firmowy. Horan natychmiast zmiękł jak świeżo ubite masło, a jego jasna twarz była równą mieszanką zdenerwowania i zadowolenia. - Przepraszam, jeśli jestem ciężarem - kontynuował Louis, uśmiechając się na tyle, by pokazać szereg swoich zębów. - Prawdopodobnie nie spodziewałeś się, że będziesz musiał być miły dla dwóch idiotów, co? - Uśmiechnął się, mocno, ale delikatnie potrząsając gładką ręką Horana.

Horan wciąż się na niego gapił, z radosnym uśmiechem, a jego niebieskie oczy prawie zaczęły błądzić. Niezbyt eleganckie stworzenie. Ale zdecydowanie reagujące. Zdecydowanie łatwe do odczytania. I zdecydowanie zainteresowane Louisem.

Jednak Louis wciąż chciał sprawdzić swój telefon.

Ale, kurwa, nie. Musiał spróbować z Horanem. Musiał to zrobić. Cała ta gra była dla niego łatwa, zawsze była łatwa.

Więc dlaczego, kurwa, nagle było tak trudno?

Gdy minęło kilka chwil ciszy wypełnionych tylko Horanem chwytającym dłoń Louisa (który uniósł brew, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dzieciak nie miał absolutnie żadnych planów, by go puścić i zamiast tego oszałamiająco się do niego uśmiechał), Liam zaczął błyszczeć. Był bardzo zadowolony z sytuacji. Złożył ręce przed sobą, obserwując wydarzenia odgrywające się przed nim.

Nagle Horan ogarnął się, a rumieniec rozlał się po jego policzkach. Jego kończyny ożywiły się, gdy szybko upuścił rękę Louisa, jakby go paliła.

- Kurwa - przeklął do siebie, patrząc na dwóch chłopaków szerokimi, przepraszającymi oczami, jego uśmiech zasłabł. - Przepraszam! - wybełkotał trzęsącym się głosem z niezręcznym śmiechem. - Cholera...eee, przepraszam! Za przekleństwa. - Zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wyglądając trochę jak jeleń złapany w świetle reflektorów. Patrzył od Louisa do Liama, prawie tak, jakby nie był pewien, czy zostanie zbesztany za swój całkowity brak manier.

Och, w ogóle nie znał swojego obecnego towarzystwa.

- Nie ma problemu, stary. Nie jesteśmy twoją matką - skomentował z westchnieniem Liam, wyraźnie nie mogąc powstrzymać się od przewrócenia oczami. Louis prawie uderzył go w żebra łokciem za jego zachowanie, lecz Horan wydawał się być niezrażony. Można było powiedzieć, że nawet zadowolony. Rysy jego twarzy i ramiona znacznie bardziej się odprężyły.

Mimo to Louis zaoferował mu pół-uśmiech (to najlepsze, co mógł zrobić) i położył rękę na ramieniu Horana, co zaskoczyło chłopca, który lekko drgnął, a jego skóra znów się ociepliła, natomiast jego oczy znowu powędrowały w stronę Louisa. 

- Wiem, że dopiero się poznaliśmy, Horan, ale obiecuję, że umiemy przetrwać nieprzyzwoity komentarz. Lub dziesięć. Lub nawet jeszcze więcej. Obiecuję. - Louis uśmiechnął się, wypowiadając te słowa, obligatoryjnie ściskając ramię chłopca, zanim zabrał rękę. Nie pominął tęsknego spojrzenia Horana po utracie kontaktu, nie pominął sposobu, w jaki jego ciało lekko zakołysało się w jego stronę.

Zamiast jednak złapać jego spojrzenie, Louis odwrócił wzrok z dziwnym uczuciem w żołądku.

Czuł się rozproszony. I nieswojo. Coś było nie tak.

Ale dlaczego? To było to, co Louis robił najlepiej - nigdy nie czuł się silniejszy ani bardziej zadowolony, niż wtedy, gdy mógł panować swoim urokiem nad tępym, bogatym dzieckiem, które normalnie patrzyłoby na niego z góry. Było coś bardzo uzależniającego w posiadaniu kontroli, kiedy jesteś "mniejszy", a absolutnie ulubioną rzeczą na świecie było dla Louisa obniżanie "elity" do żałosnego bałaganu, czołgającego się na kolanach.

Ale cholera. Patrzył na słodką, zuchwałą twarz Nialla (a nawet trochę denerwującą i głupkowatą) i widział, jak ten dzieciak cierpliwie czeka na przedstawienie się w nowym towarzystwie, myśląc, że nawiązuje nowe znajomości i...

I widział też Harry'ego.

Louis widział miejsce, w którym wolałby teraz być. Widział parę rękawiczek ogrodniczych i białe niebo z widokiem na ziemię i pelargonie, a wszystko to w połączeniu ze śmiechem, który usuwał ból z kości Louisa.

Niech to szlag. To tylko gra, to wszystko tylko gra.

A teraz jego grą był Niall Horan.

Kurwa, Tommo. Skup się.

Wyskoczył ze swoich myśli w samą porę, gdy Liam odwrócił się do niego, a każdy centymetr jego twarzy przedstawiał idealnego gospodarza.

- Usiądziemy z naszym nowym gościem, Louis? Opowiemy mu trochę o mieście? Lepiej się poznamy?

Niall szeroko się uśmiechnął, zanim Louis zdążył odpowiedzieć. 

- Brzmi niesamowicie, stary! Muszę przyznać, że już czuję się tutaj trochę przytłoczony. - Zaśmiał się i włożył ręce do kieszeni swoich wyprasowanych spodni, ponownie rzucając spojrzenie na Louisa. - Myślę jednak, że mi się tu spodoba. To miła zmiana! To miasto wydaje się fajnie.

Louis próbował uśmiechać się z urokiem, próbował mrugać rzęsami w sposób, który wcześniej zawsze działał. Jednak teraz wydawało mu się to trudniejsze. Pewnie wyglądał jakby dostał drgawek. 

- Tak - to wszystko, co udało mu się powiedzieć, a Liam rzucił mu spojrzenie. Kurwa. Odchrząknął, znów rozluźniając twarz. - Myślę, że będziemy się dobrze bawić - poprawił, pozostawiając zdanie otwarte na dalszą dyskusję.

Liam wyglądał na zadowolonego, kiwając głową. W oczach Horana znowu pojawiła się nerwowość, a na jego twarzy rumieńce.

- Fajnie! - Zaśmiał się nerwowo.

Liam był zadowolony. 

- Fajnie - podsumował Liam nieco ironicznie, po czym zerknął w stronę drugiego pokoju. - A więc - powiedział nagle, sprawdzając swój zegarek i nie marnując ani chwili. Grzeczna rozmowa może się pieprzyć. - Ktoś chce herbaty? - Po tym zabrał ich wszystkich do pobliskiego stołu, siadając na jednym z haftowanych złotem foteli, podczas gdy Louis zajął drugie, zostawiając Horanowi kanapę. Oboje cały czas wpatrywali się w chłopca.

Na szczęście dla nich, Horan był w większości nieświadomy uwagi, nieświadomy sposobu, w jaki Louis poruszał nogą, stukając w kontur telefonu w kieszeni. 

- Tak, jestem spragniony - powiedział wesoło Irlandczyk i podszedł, garbiąc się (jego postawa była okropna). Usiadł grzecznie na wspomnianej kanapie, zajmując więcej miejsca niż było konieczne, już chwytając kubek dla siebie i wsypując niezliczoną ilość kostek cukru do cennego płynu, od czasu do czasu rzucając wspaniały uśmiech dwóm chłopcom siedzącym przed nim.

Louis skrzywił się z powodu świętokradztwa, każda kostka cukru brzękała w porcelanę niczym śmiertelna ofiara, kiedy sam pociągnął łyk swojego rozkosznie gorzkiego napoju. Przyjemna i ciemna. Przyjemna i prosta. Taka jak powinna być herbata. Próbował nie pokazać swojej irytacji. 

- Uwielbiasz cukier jak widzę, rozumiem - sucho skomentował Louis, wywołując uśmieszek na ustach Liama. Niall zaśmiał się wystarczająco głośno, by wstrząsnąć górami. Louis uniósł brew.

To nie brzmiało tak, jak gdy Harry się śmiał - to było po prostu...szorstkie. Harry śmiał się jak ciepłe kąpiele z bąbelkami lub gorące kakao, które wylewa się z kubka. Śmiech Horana był jak wybuchający wulkan. 

Gorące kakao Harry i wybuchający wulkan Horan.

Louis powstrzymał grymas, spoglądając na powierzchnię swojej herbaty.

Ogarnij się, Tommo.

- Po prostu naprawdę nienawidzę herbaty - wyjaśnił Horan, uśmiechając się bez wysiłku, nieświadomy przerażenia Louisa. Wlał do kubka mleko. Jezus. Polizał miejsce, gdzie mleko kapnęło na jego rękę. Pomimo pięknego stroju (zdecydowanie to jego mama go ubrała) był trochę nieokrzesany, jego kończyny ospałe, a oczy trochę nieświadome i rozproszone. 

- Nie mogę tego znieść. Smakuje jak skunks. To nie dla mnie! 

- Herbata nie smakuje jak skunks. Zielsko tak - poprawił Louis, a Horan prawie wypluł herbatę. Louis uśmiechnął się do niego, gdy chłopiec wycierał usta wierzchem dłoni, wpatrzony w Louisa, po raz kolejny lekko się rumieniąc. Powoli odsunął rękę. Powoli pojawił się uśmiech.

Tym razem Louis odwzajemnił uśmiech, opierając się na krześle i skrzyżował nogi, pozwalając swoim kończynom rozluźnić się. Horan obserwował cały proces, trochę rozproszony, tak jakby nie był w pełni świadomy swoich ruchów i swojej szczęki. To było takie proste.

Ale Louis nie czuł, jakby to było łatwe. Co było naprawdę cholernie problematyczne.

- Tak. Ale lepiej. - Liam zaśmiał się, ponownie spoglądając na zegarek. Teraz wydawał się trochę znudzony, gdy wszystko szło dobrze, co zawsze było pozytywnym znakiem. Książę był szczęśliwy.

- Tak? - Horan pomrugał, w końcu odwracając wzrok od Louisa (który nie mógł powstrzymać uśmiechu) i zaintrygowany spojrzał na Liama. - Nigdy wcześniej nie paliłem.

Louis podmuchał powierzchnię swojej herbaty. Oczy Nialla skierowały się na niego, co tylko poszerzyło uśmieszek Louisa. Widział, jak chłopiec przełknął ślinę, jego oczy były nieruchome. 

- Cóż, możemy to naprawić. - Louis uśmiechnął się leniwie. Mógł to zrobić. - Zajmiemy te usta w mgnieniu oka. - Mrugnął do niego, niemal doprowadzając Horana do zakrztuszenia się na śmierć.

Louis zastanawiał się, czy Horan był kiedykolwiek z facetem. Zastanawiał się, czy chce być jego pierwszym.

- Cholera - Horan przeklął pod nosem, kiedy w końcu przestał kaszleć. - Lubisz być zabawny, co? Myślę, że naprawdę mi się tu spodoba! - Śmiał się i nie wyglądał na zawstydzonego, pomimo jego wyraźnie nerwowego stanu.

Liam zaśmiał się z tego.

- Na pewno nie jesteśmy nudni, to ci mogę obiecać - wymamrotał Liam, a jego wyretuszowana osobowość trochę się ukruszyła, pozostawiając miejsce tylko dla naturalnego ciężaru jego oczu.

Wow. Czy nie byłoby śmiesznie, gdyby w dziwnym zrządzeniu wydarzeń Liam nie nienawidził Nialla? Louis mógł mieć tylko nadzieję. Może wtedy nie musiałby przechodzić przez to całe gówno.

- Idziecie na tą imprezę wieczorem? - zapytał Horan, kiedy jego śmiech umarł, biorąc kolejny duży łyk herbaty i powracając wzrokiem do Louisa. - Przyjechałem tu dopiero wczoraj, ale mama nalegała, żebym poszedł poznać się ze wszystkimi. Była bardzo zadowolona z tego, że dzisiaj spędzamy czas. Powinniście ją zobaczyć. - Poruszył palcem po pokoju, rozglądając się po otoczeniu, po czym odstawił kubek z brzękiem. Nadal uśmiechał się podekscytowany. - Nie mogła przestać gadać o tym, jak dobrze się tu wpasuję! - Uśmiechał się, zanim podniósł dłoń, by oprzeć na niej brodę. Jego usta były czerwone od gorącej herbaty. - Ale nie będę miał z kim porozmawiać poza wami. Więc może być trochę nudno, jeśli macie inne gówno...eee, inne rzeczy do zrobienia.

Louis uśmiechnął się, z roztargnieniem kreśląc brzegi kubka palcem wskazującym. 

- Naprawdę mamy wyjebane na to, czy przeklinasz, Horan.

- To bardziej irytujące, gdy tego nie robisz - dodał Liam z wyniosłością. Zdecydowanie się rozluźnił, ujawniając prawdziwego Liama ​​Payne'a. 

- Dzięki bogu - westchnął Niall, prostując się na siedzeniu i opuszczając dłoń. Uśmiechnął się od ucha do ucha z oczami Disneya. - Przeklinam jak pierdolony żeglarz i za kurwę nie mogę tego kontrolować. Mama mówi, że to mój najgorszy nawyk, ale ja myślę, że to jeden z moich lepszych.

Liam uśmiechnął się.

- Cóż, nie martw się, Horan. Jesteś w bezpiecznym miejscu. - Louis mrugnął, wciąż dotykając palcem swój kubek. - I na twoje szczęście, będziemy tam dziś wieczorem. Co jest naprawdę genialne, ponieważ...

Wibracja telefonu przerwała jego wypowiedź.

Prawdopodobnie znowu Harry.

Kurwa.

To prawdopodobnie kolejne selfie. Lub zdjęcie kwiatów lub coś takiego. Prawdopodobnie z absurdalnym dopiskiem jak: 'Poznaj moją rodzinę kwiatową !!!!!' lub jakimś innym gównem. 

Po nagłym zamilknięciu Louisa Liam spojrzał na niego z zaciekawieniem. Ale Louis otrząsnął się, odzyskując uśmiech i wypychając kwiaty i Harry'ego Stylesa ze swojego mózgu. 

- Przepraszam. Ja...eee. Co ja mówiłem?

- Jedziemy na galę moich rodziców...? - Liam podpowiedział, unosząc brew.

Horan wyglądał jak szczeniak czekający na zabawę.

- Ah, tak. Tak. - Boże, chciał spojrzeć na swój telefon. Nie chciał, żeby Harry myślał, że go ignoruje. Ale tak naprawdę nie mógł mu powiedzieć, co robi, więc... Nieważne. - Uch. A ty? - zapytał Louis.

Liam chciał uderzyć się w czoło.

Horan zaśmiał się, kręcąc głową. 

- Tak, muszę. Mama chciała, żebym poznał innych ludzi. Pamiętasz? To ja spytałem ciebie, czy idziesz.

- Ach, tak. - Louis kiwnął głową, zbyt rozkojarzony, aby zrozumieć co mówił Horan. (W końcu nie był nawet pewien, czy zobaczy Harry'ego podczas tej gównianej gali tego wieczoru, więc naprawdę nie chciał, żeby pomyślał, że go ignoruje.) - Mama. Tak. - O czym on w ogóle mówi? Próbował znowu przejąć kontrolę, gdy poczuł, jak oczy Liama wypalają w nim dziury. - Dobrze. Więc... Tak jak powiedziałem. Nie martw się. Przyjdę i będę doskonałym towarzystwem. - Na twarzy Louisa pojawił się w kolejny szeroki uśmiech, który na szczęście wywołał kolejny uśmieszek u Liama i kolejny zaintrygowany rumieniec u Horana. - Nie opuszczę cię, obiecuję.

Co za kłamstwo.

Horan uśmiechnął się, szczerząc zęby, jego oczy przesuwały się od Louisa do Liama.

- Fajnie. Mógłbym skorzystać z towarzystwa - odparł, a jego skóra nadal była czerwona, jego oczy wciąż przyklejone do twarzy Louisa, a jego lewa pięść zbyt mocno zaciśnięta na udzie.

Bardzo łatwo.

- Idealnie - powiedział Louis, pociągając kolejny łyk herbaty, ale jego oczy nie opuszczały oczu Horana, który ciężko przełknął ślinę.

Szyja Harry'ego wyglądała ładniej, gdy przełykał ślinę.

Cholera, Tommo. Zamknij się.

Odsunął myśli i pozostał wpatrzony w Horana.

Nagle zadzwonił telefon, głośny i wstrętny, dzielący nierówną ciszę.

Przez jedną krótką milisekundę Louis zastanawiał się, czy to jego telefon, czy Harry dzwoni do niego, ponieważ nie odpowiedział na żadną z jego wiadomości i jest zaniepokojony. Ale potem spojrzał w prawo i zobaczył, jak Liam zmaga się ze swoim iPhonem 6 i nagle plan powrócił do jego umysłu: Liam dostanie telefon i będzie musiał odejść, pozwalając Louisowi spędzić trochę czasu z Horanem. Wszystko zostało zaplanowane.

Duh. Oczywiście. Harry nie zadzwoniłby do niego. Jezu.

Poza tym Louis nawet nie lubił rozmawiać przez telefon. Wiadomości były dla niego wystarczające. Nie trzeba było mówić ani przedłużać nudnej rozmowy. Przy wiadomościach miał kontrolę.

- Cholera. Muszę odebrać - powiedział Liam, sztucznie zaskoczony, patrząc na telefon z niezadowolonym wyrazem twarzy. Był gównianym aktorem. Louis był w tym o wiele lepszy. Popatrzył na Horana z przeprosinami, już szykując się do wstania. 

- Będę musiał na jakiś czas opuścić mieszkanie. Będzie w porządku, jeśli...?

- Nie ma problemu, stary - Horan natychmiast odpowiedział, uśmiechając się, jakby byli starymi kumplami, gdy Louis na chwilę złapał kontakt wzrokowy z Liamem, który już szedł do wyjścia dumny jak paw. Mrugnął, zanim zniknął z pola widzenia z telefonem podniesionym do ucha.

I zostało tylko ich dwoje.

Zapadła chwila ciszy, Horan gapił się na Louisa z niezbyt subtelnym pożądaniem. Jednak dalej walczył o zachowanie spokoju, jego uśmiech był nerwowy. Oblizywał wargi, cały czas spoglądając od Louisa, na podłogę, na Louisa i na zasłony. To było prawie słodkie, jak wyraźnie sfrustrowany seksualnie był ten mały promyk słońca, ale...

Ale szczerze mówiąc, Louis nie przejmował się tym, nawet jeśli naprawdę, naprawdę powinien. Bardziej skoncentrował się na tym, że Liam był wreszcie poza zasięgiem wzroku, a jego telefon zawibrował obecnie już jakieś trzy razy.

Ale Horan...

Ale Harry...

Louis przygryzł wewnętrzną część wargi, posyłając Horanowi bezrozumny uśmiech, który odwzajemnił błyskawicznie.

- Cześć - powiedział niezręcznie.

- Cześć - odpowiedział Horan.

Kolejna chwila ciszy. Horan poruszył kciukami, z zainteresowaniem przyglądając się przeciwległej ścianie.

Ach, pieprzyć to. Nie będzie miał nic przeciwko.

- Przepraszam, muszę tylko sprawdzić coś naprawdę szybko - wytłumaczył Louis, już wyciągając telefon z naprawdę wstydliwą prędkością, nawet nie zadając sobie trudu, by spojrzeć na twarz Horana, by ocenić jego reakcję. Pośpiesznie otworzył wszystkie wiadomości, i tak, wszystkie były od Harry'ego.

'Wyglądasz bardzo elegancko! Co to za okazja?'

A potem druga wiadomość: 'Twoje włosy wyglądają jak ocean :)'

A potem trzecia: 'Chcę nauczyć się surfować x'

Ocean? Surfować? Co? Jak włosy mogą wyglądać jak woda? Dlaczego Harry chce surfować? Czy może chce surfować po włosach Louisa? A może po prostu składał niejasne oświadczenie? To uzasadnione pytanie w przypadku Harry'ego Stylesa.

Louis pokręcił głową, już wystukując odpowiedź.

'Co to w ogóle znaczy? Wystają mi wodorosty z uszu? I jestem ubrany na galę dziś wieczorem. Ty idziesz ??'

- Więc, uhm, Louis, prawda?

Louis pomrugał, zaskoczony trzema kropeczkami, które oznaczały, że Harry już odpisuje. Podniósł wzrok i napotkał uniesione brwi oraz parę dużych niebieskich oczu, które patrzyły na niego z zaciekawieniem.

Horan. O tak. 

- Eee, tak. - Louis kiwnął głową, zamykając telefon i kładąc go na stole ekranem do dołu. Nie dotknie go do końca tego spotkania. Nie. - Stary, dobry Louis.

Horan pokiwał głową, uśmiechając się entuzjastycznie, jakby to był naprawdę interesujący fakt. Pochylił się nieco bardziej, opierając łokcie na kościstych kolanach.

- To...dobre imię!

Okej. Najwyraźniej ten dzieciak miał problemy z kontynuowaniem tej rozmowy. Louis postanowił się nad nim zlitował. Odchrząknął, zmieniając swój wyraz twarzy w coś nieco milszego.

- Z pewnością. - Louis uśmiechnął się, skupiając całą swoją uwagę i kierując ją w stronę chłopca przed sobą. Mógł to zrobić. Był w tym świetny. - Więc. Horan. Opowiedz mi trochę o sobie. Oprócz tego, że jesteś absolutnie uroczy, oczywiście. - Uśmiechnął się ładnie, a Niall zarumienił się od stóp do głów.

- Uch...

- Nie możesz się doczekać życia tutaj? Wokół tego wszystkiego? - Louis omiótł ręką pokój, szczerze rozbawiony tym, że oczy Horana znalazły się z powrotem na jego ustach, a dłonie chłopaka wybijały nieustanny rytm na jego udach. Taki nerwowy.

- Tak. Zdecydowanie. - Uśmiechnął się, ale przełknął ślinę, wyraźnie zdenerwowany, gdy Louis zdecydował się zrobić krok dalej i podstępnie przesiadł się z krzesła na kanapę, tuż obok Horana, przyciskając swoje udo do jego nogi. Byli bardzo blisko. Można powiedzieć, że nieprzyzwoicie blisko.

- Dobrze. - Louis westchnął ochrypłym głosem w niewielkiej przestrzeni między nimi i pozwolił, aby jego ręka lekko ocierała się o nogę chłopca.

Jego zamiary były teraz jasne - przynajmniej sądząc po sposobie, w jaki skóra Horana zmieniła kolor z czerwonego (mógł mieć trądzik różowaty) na całkowicie biały, ten zawsze obecny uśmiech zniknął z jego twarzy i zastąpił go tym oczywistym, nerwowym oraz zaintrygowanym. Teraz chwycił się także za kolana, tak mocno, że jego knykcie stały się blade, a plecy proste jak maszt.

Louis musiał przygryźć wargi, aby powstrzymać wybuch śmiechu.

Gdzieś w głębi umysłu nie mógł powstrzymać się od zastanowienia, czy Harry wciąż pisze. Jego telefon jeszcze nie zawibrował.

To i tak bez znaczenia. Musiał powrócić do bieżącego zadania.

- To pierwszy raz, kiedy spotykasz Liama? - mruknął Louis po tym, gdy zdał sobie sprawę, że Horan nie jest zdolny do mówienia. Ustawił siebie na autopilota i pozwolił instynktowi przejąć kontrolę, gdy przysunął się jeszcze bliżej, uśmiechając się. Oparł rękę na oparciu kanapy, obejmując ramieniem Horana.

- Tak. Jest miły! Moja mama mówi o nim wspaniałe rzeczy! 

To zmniejszyło uśmiech Louisa i zatrzymało jego delikatnie poruszające się palce.

- Twoja mama? Alice Horan? - zapytał, mrugając z zaskoczeniem.

Horan kiwnął głową, gryząc wargę.

- Mówi miłe rzeczy o Liamie?

Horan ponownie kiwnął głową, szczerząc zęby i wciąż nie będąc w stanie całkowicie odwrócić wzroku od ust Louisa. 

- Tak. - Zaśmiał się trochę zdyszany, wciąż wystukując nerwowy rytm na kolanie, teraz także poruszając nim w dół i w górę. - Mówi, że ma dobry wpływ!

Co kurwa? Liam? Kreował ją na postać typu Diaboliny - tej złej, demonicznej, zawsze celowo knującej przeciwko niemu i...

A teraz odkrył, że ​​ona go lubi?

Co do cholery.

Louis miał zamiar naciskać dalej, już otwierał usta, mimo że nie miał pewności, jak do tego podejść, ale potem zawibrował telefon.

Wiadomość. Harry.

Bez namysłu oderwał rękę od tylnej części kanapy, odsuwając się od boku Horana i podniósł telefon.

'Nie wiem' to wszystko, co odpisał.

To było rozczarowujące.

Louis natychmiast zareagował, nieco zirytowany. Jego uderzenia w klawiaturę były nieco ostrzejsze niż było to konieczne.

'Tak, wiesz. Czy mogę oczekiwać, że zobaczę dziś twoją śliczną twarz, czy nie, szczeniaku?'

- Więc eee chodzisz do szkoły z Liamem? - zapytał Horan, zerkając między Louisem a jego telefonem.

- Hm? Och, tak, tak... - odpowiedział Louis powoli, pisząc drugą wiadomość.

'Albo, powinienem powiedzieć, czy mogę oczekiwać, że będę się dzisiaj dobrze bawić.'

Wysłał jeszcze mrugającą buźkę. Dobra robota, Tommo.

- O tak? Jesteście w tej samej klasie? - zapytał Horan, uśmiechając się pełniej, kiedy Louis na niego spojrzał.

O czym... O czym on mówi?

- Słucham? - zapytał Louis ze zmarszczonymi brwiami, wciąż trzymając telefon. Odłożył go szybko.

Uśmiech Horana zmniejszył się odrobinę. 

- Powiedziałeś, że chodzisz z Liamem do szkoły. I zapytałem, czy jesteście w tej samej klasie.

- Och. Och! Nie, nie, stary. Przepraszam, nie chodzę z nim do szkoły. Musiałem źle zrozumieć pytanie.

Buzzzzz, znowu zabrzmiał jego wibrujący telefon. Podniósł go natychmiast, a każde słowo, które Horan mógł teraz powiedzieć, ulatniało się bezgłośnie w powietrzu.

':) HAHA' (oczywiście Harry używał słynnego "haha" - pisał dokładnie tak, jak brzmiał) 'Nie wiem... Właśnie skończyłem pracować w ogrodzie! Jestem cały w ziemi :('

Co za gówno. Wyraźnie unikał udzielenia odpowiedzi.

Louis patrzył na ekran gniewnie, ledwie zdając sobie sprawę, że Horan coś mówił. Był również słabo świadomy odległego otwierania się drzwi windy, ale to wszystko było bardzo niewyraźne, słowa Harry'ego były o wiele bardziej jasne i obecne.

Musiał porozmawiać z Harrym. Wiadomości mu nie wystarczyły. Czy Harry przyjdzie dziś wieczorem? Musiał wiedzieć.

Hm. Może do niego zadzwoni.

- Louis?

Spojrzał znad telefonu i prawie zderzył się z nosem Horana. Chłopiec wyglądał na trochę zaniepokojonego, a jego słodki wyraz twarzy lekko znikł.

- W porządku, stary? Wyglądasz na trochę rozkojarzonego. - Wskazał głową na telefon w rękach Louisa.

- Och! - Louis zaśmiał się, sucho jak papier, nagle czując się trochę zawstydzonym. To tak, jakby złapano go na podjadaniu ciastek ze słoika.  - Moja wina, Horan. Właśnie próbowałem do kogoś dotrzeć i... - Westchnął, każda wymówka wydawała się nagle marna i niewiarygodna. - Po prostu jestem dupkiem - przyznał bez ogródek.

Szczerze mówiąc, w połowie spodziewał się, że odejdzie.

Ku jego zaskoczeniu Horan uśmiechnął się wyrozumiale.

- Nie, w porządku. Nie jestem zły. - Wzruszył ramionami, wciąż uważnie przyglądając się Louisowi i uśmiechając się nieco nerwowo. Dzięki Bogu. - A tak przy okazji, nie musisz nazywać mnie "Horan". Niall też jest okej. Sprawiasz, że czuję się jak dziadek.

W tym momencie prawdziwy uśmiech faktycznie pojawił się na ustach Louisa, spojrzał na Horana - Nialla? 

- W porządku, Niall. - Kiwnął głową. - Słusznie. Dzięki za bycie cierpliwym ze mną. Zwykle nie jestem aż takim chujem. - To kłamstwo. Ale i tak się uśmiechnął, a Niall się zaśmiał.

- W porządku. - Uśmiechnął się, biorąc kolejnego łyka herbaty. - Szkoda, że nie macie tu nic innego do picia. - Odłożył filiżankę z łagodnym niesmakiem, powodując uśmieszek na twarzy Louisa, gdy on podniósł telefon, sprawdzając, czy ma jakieś nowe wiadomości - nie miał.

Potrzebował odpowiedzi. Zadzwoni do niego przy pierwszej szansie. Gdy Liam wróci...

Ale cholera. Kiedy to będzie? Prawdopodobnie godzinę przed galą, przy odrobinie szczęścia Louisa.

Nie, musiał wcześniej porozmawiać z Harrym.

Ale nie mógł do niego teraz zadzwonić. Po prostu nie mógł. Nie zamierzał porzucić Nialla po tym, jak Liam już to zrobił, nawet jeśli oferta była niezwykle kusząca, a Niall zaskakująco wyrozumiały.

Westchnął.

Właśnie wtedy, gdy poddał się wewnętrznie, rzucając smutny uśmiech do Nialla (który wciąż na niego spoglądał, zdezorientowany), dostrzegł wysoką, ciemnowłosą i aspołeczną postać celowo idącą po korytarzu z pochyloną głową.

Zayn!

Dzięki, kurwa.

- Oi! - zawołał Louis, skacząc na swoją szansę, jak hiena na ofiarę, już chwycił telefon i zeskoczył z kanapy.

Niall pomrugał oszołomiony, wyraźnie nie wiedząc, co się dzieje. Zaczął wsuwać kruche bułeczki do swoich ust, a okruchy spadały ma na spodnie.

Zayn zamarł na korytarzu.

- Tak, ty - zaćwierkał Louis, prawie podskakując do niego.

Wyglądał na nieco zmęczonego, gdy trochę przestraszony odwrócił się do Louisa, jego włosy opadły na bok i prawie zakryły jego prawe, ciemne oko. Miał na sobie czarną koszulkę z trzema różnokolorowymi trójkątami na środku, czarne dżinsy podarte na nogawkach, a załamanie postawy wskazywało na to, że zmierzał właśnie na drzemkę. Ponieważ dziś był jego pierwszy dzień w sklepie muzycznym Harry'ego (o którym szczerze nie mógł się doczekać, żeby usłyszeć od Harry'ego, ponieważ Zayn był najmniej wiarygodnym narratorem na tej planecie), było to dość uzasadnione. To pierwsza praca Zayna i pierwsza próba niezależności, której pragnął przez całe życie.

- Cześć, Louis - przywitał się ze znużeniem, nerwowo wędrując oczami do drugiego pokoju, gdzie siedział Niall. Bardzo możliwe, że nie wiedział, co się obecnie dzieje. Liam miał tendencję do ukrywania przed nim tych informacji z powodu poważnej niechęci Zayna do tego, co robili on i Louis.

- Czy mogę cię porwać na sekundę, stary?

- Nie. - Zayn natychmiast stanowczo odmówił i już zaczął iść do swojego pokoju, kiedy Louis chwycił go za ramiona i zaczął maszerować w przeciwnym kierunku. - Co robisz?? - zapytał zaniepokojony, ale Louis go zignorował. Wprowadził go do salonu, mocno przyciskając dłonie do jego ramion i prawie popychając go na krzesło naprzeciwko Nialla. Nic dziwnego, że Zayn szedł łatwo, stawiając niewielki opór ze względu na oszołomienie związane z jego ogólną egzystencją. Mógł być także naćpany, sądząc po sposobie, w jaki wciąż nie mrugnął, wpatrując się w Nialla z szeroko otwartymi oczami i bardzo pustą twarzą.

Niall zatrzymał się w połowie żucia z równie szerokimi oczami.

Louis rozejrzał się między nimi, oceniając ich reakcje. Może nie powinien odchodzić...?

Ale potem Niall przełknął ślinę i wybuchł wulkanicznym uśmiechem, unosząc jedną rękę. 

- Jestem Niall! - odparł, wyglądając na pozytywnie oczarowanego.

Zayn wyglądał na przerażonego.

Wszystko będzie dobrze.

- Cóż, bawcie się dobrze! Wrócę za chwilę - zapewnił Louis, idąc dalej do kuchni, tłumiąc chichot na wzrok Zayna mówiący "ratuj mnie".

Będzie mu coś winien. Kupi mu przyczepę dobrego zielska i pofarbuje mu wszystkie skarpetki czy coś.

Po chwili Louis wszedł do kuchni, oparł się o ladę i wyciągnął telefon, szybko wykręcając numer Harry'ego. Z niecierpliwością przycisnął telefon do ucha, przewracając oczami na zdjęcie rodziców Liama ​​na lodówce. Byli na plaży, pili Pina Colady i wyglądali tak pretensjonalnie jak jeszcze nigdy. Ugh.

Harry odpowiedział zaledwie po jednym sygnale.

- Halooooo? - zaśpiewał swoim głębinowym głosem, przedłużając słowo w zadawanym pytaniu.

Louisowi przyszło na myśl, że nigdy wcześniej nie słyszał głosu Harry'ego przez telefon. Brzmiał ciepło i jak stare trzaskające płyty. Podobnie do winyli, których on i Harry słuchali każdego dnia, nieustannie starając pobić się w zgadywaniu utworów, a jednocześnie nie pilnując wyniku. (Louis wygrywał.)

- Halooooo - zadrwił Louis, tak nisko, jak tylko się dało.

Usłyszał falę śmiechu Harry'ego. Uśmiechnął się.

- Czego chcesz? - zapytał Harry, uśmiechając się. Louis mógł to stwierdzić nawet przez ten cholerny telefon.

- Well, well, well - odparł Louis. - Najwyraźniej ogrodnictwo wyostrza język! Oblizywałeś ciernie z krzaków róż, prawda, szczeniaku? - zapytał, przesuwając dłonią po powierzchni blatu kuchennego, gdy w jego kończynach rozciągnęła się nieokreślona fala miękkości.

Potrafił wyobrazić sobie, jak Harry się uśmiecha, jak kiwa głową.

- Wszyscy wiedzą, że stajesz się ładniejszy, kiedy jesz kwiaty - przyszła ciepła odpowiedź, pełna rozbawienia.

- Hm. Jesteś tym co jesz - zgodził się Louis

- Dokładnie.

Nastąpiła przerwa wypełniona wzajemnym uśmiechem, łagodna i spokojna, a Louis trochę jej nienawidził.

Odchrząknął. 

- Eee. W każdym razie, dzieciaku. Idziesz dziś wieczorem?

- Idę gdzie? - zapytał niewinnie.

Louis przewrócił oczami. 

- Wyjmij te róże z ust. Mówię poważnie. Idziesz? - Nastąpiła krótka cisza, Louis mógł tylko słyszeć, jak oddycha.

- Nie wiem... - powiedział w końcu Harry powoli. - To trochę dużo. - Jego głos był cichy, przygaszony.

Louis zmarszczył brwi i zacisnął usta.

Część niego nie chciała, żeby Harry przyszedł, to prawda. Głównie z powodu pewnego Irlandczyka. To nie to, że Niall nie był dobrym dzieckiem - był. Louis polubił go bardziej, niż się spodziewał. Po prostu... Nie chciał dzielić uwagi, którą dawał Harry'emu. I na pewno, kurwa, nie chciał, żeby Harry zobaczył ich razem. Zrobić błędne wrażenie... A raczej. Właściwe wrażenie.

Ale jeśli Harry nie pójdzie... Cóż. Wtedy nie zobaczy Harry'ego. To tyle, jeśli chodzi o plusy tej strony. Ale Louis po prostu... Nie lubił takiego gówna, tego rodzaju imprez. Nie lubił podpierać ścian, znudzony, pić jak najwięcej, aby się czymś zająć, ponieważ jest w pokoju wypełnionym androidami. Zayn zwykle nie zostawał na długo, bo gardził wydarzeniami społecznymi, szczególnie tymi dotyczącymi starszych, a Liam zawsze był zajęty byciem w centrum uwagi, a jego rodzice patrzeniem na niego z lekkim niesmakiem lub z własną dumą. A potem zawsze kończyło się to kłótnią wspomnianych rodziców z Liamem, który następnie upijał się na śmierć, pozostawiając Louisa, aby opiekował się nim przez całą noc i kładł go do łóżka, podczas gdy on kiwał się, próbował zsunąć rękę na spodnie Louisa, bełkocząc coś na temat swojej mamy i taty oraz ich pozbawionych miłości opinii o nim.

Krótko mówiąc, to zawsze było gówniane show. A Louis tak naprawdę nie obwiniał za to Liama, ponieważ jego rodzice byli naprawdę gówniani. I zdecydowanie nienawidzili Louisa - Martha patrzyła na niego, jakby był zabójcą zwierząt.

To wszystko było po prostu okropne i wyczerpujące. Zdecydowanie niefajnie.

Ale jeśli Harry by poszedł?

Louis pomyślał o tym śmiechu, szerokich ramionach i naprawdę dziwnych komentarzach, zawsze wychodzących z tych dużych czerwonych ust i dużych zębów i... I w jakiś sposób nagle noc nie wydawała mu się tak zniechęcająca.

Tak. Chciał, żeby Harry przyszedł. Louis będzie miał na sobie maskę, na miłość boską, czego na pewno nigdy więcej nie zrobi - więc niech Harry lepiej, kurwa, przyjdzie.

- Racja - powiedział Louis po chwili, zaczynając krążyć po kuchni. - Więc. Nigdy nie proszę ludzi, aby coś robili. Szczerze mówiąc, ogólnie nie przepadam za proszeniem.

Harry prychnął. Louis go zignorował.

- Ale ja, Louis Tomlinson, proszę cię, Harry Stylesie, abyś przyszedł na dzisiejszą imprezę. - Zatrzymał się, grzebiąc w kieszeni marynarki. - Nie tylko dlatego, że będę się nudzić i będę potrzebował rozrywki. - Przełknął ślinę, próbując mówić swobodnie. - Po prostu chcę cię zobaczyć.

Gdy tylko słowa rozbrzmiały w powietrzu, jego klatka piersiowa zaczęła się trząść. Może to było za dużo. Może nie powinien był tego powiedzieć.

Wydawało się, że minęło wiele minut bez dźwięku, Louis nie słyszał nawet oddechu Harry'ego po drugiej stronie. Sprawdził, czy połączenie zostało przerwane - dwukrotnie - ale nie. Harry wciąż tam był.

Zaczął odczuwać panikę i nagle zaczął mówić, a słowa pieniły się nerwowo z jego ust, ponieważ od jakiegoś czasu był dosyć nieudolny. Boże.

- Głównie jestem ciekawy, jak ubierasz się, gdy nie masz przy sobie tej torby - powiedział w pośpiechu, mając nadzieję, że nieco złagodzi nastrój. Nawet jeśli chciał się teraz zapaść pod ziemię.

Ale dzięki bogu Harry wybuchł nagłym śmiechem. 

- Gdy nie mam swojej torby, noszę tiary - odpowiedział, chichocząc.

Tiary.

Louis zaczął się śmiać, po czym przycisnął pięść do ust, żeby się uciszyć i przyciągnął telefon bliżej ucha. 

- Odpowiednio - skomentował, zdejmując rękę. - Ponieważ jestem twoim księciem.

I jeszcze raz Harry nie reagował przez chwilę.

Kurwa. Najwyraźniej Louis źle to wszystko zinterpretował. Kurwa.

Ale potem Harry w końcu się odezwał.

- Pomyślę o tym, okej? - powiedział łagodnie.

Kula frustracji pojawiła się w gardle Louisa (dlaczego to tak przeżywał??), ale zgodził się i poddał z westchnieniem. 

- W porządku. Rozumiem. Ale, uh, muszę iść. Więc do zobaczenia wieczorem, może?

Kolejna pauza.

- Tak. Może.

Louis zmarszczył brwi. 

- Tak. Cóż. Pa, Harry.

- Pa, Louis - powiedział to trochę nieszczęśliwie, ale Louis nie analizował tego, zbyt sfrustrowany i rozczarowany (Harrym? Samym sobą? Życiem?), aby zastanowić się nad tym, szybko się rozłączył.

Zamiast tego wrócił do salonu z telefonem zaciśniętym w dłoni i głową zwróconą w dół. Czas uratować Zayna.

Miał na języku tysiąc przeprosin i usprawiedliwień i właśnie miał zamiar udzielić każdego z oszałamiającą łatwością, gdy nagle...

Zatrzymał się martwy.

Wszystkie słowa wyparowały z jego otwartych ust.

Ponieważ pierdolony Zayn. Siedział na kanapie. Obok Nialla Horana. Śmiejąc się.

Zgadza się - Zayn się śmiał. Z nieznajomym.

Louis gapił się.

Zayn nigdy nie radził sobie z nieznajomymi. Robił się niespokojny, paranoiczny i zamknięty w sobie, często znajdując jakąkolwiek wymówkę, by odejść. A jednak był tam, wyglądał na jedynie nieznacznie zestresowanego i chichotał cicho z jakiejś opowieści, którą opowiadał Niall - który wyglądał na pewnego siebie i ożywionego przez uśmiech Zayna. Ręce Nialla poruszały się dziko podczas opowieści, jego głowa była całkowicie zwrócona do Zayna.

Zayn uniósł głowę, a włosy opadały mu na oczy. Wyglądał na równie zamglonego jak i zachwyconego.

Cóż. To było niespodziewane.

- Och, cześć. - Louis uśmiechnął się, niezdolny do powstrzymania zadowolonego z siebie tonu głosu. Złożył ręce na piersi i oparł się o ścianę, rozbawiony tym, jak dwaj chłopcy podskoczyli i obrócili się, ostro wyrwani z bańki.

Och, to było zbyt śmieszne. Co za genialny, absolutnie genialny zwrot akcji.

- Wygląda na to, że dobrze się dogadujecie. - Uśmiechnął się, spoglądając znacząco na Zayna, który teraz patrzył spokojnie na profil Nialla, zaciekawiony i zaintrygowany.

Jezu. Gdyby Louis go lepiej nie znał... Powiedziałby, że Zayn jest całkowicie zauroczony.

Zapowiadał się wspaniały dzień. Zayn był zakochany, a Louis oficjalnie miał pretekst, by nie pieprzyć się z Niallem. Ponieważ nie ma mowy, że będzie musiał zająć się tym chłopcem, jeśli Zayn tak na niego patrzył.

Piękny dzień.

- Tak! Bardzo dobrze! - Niall uśmiechnął się, śmiejąc się i rumieniąc. Albo chichocząc? Drogi boże.

Zayn tylko kiwnął głową, wciąż wpatrując się w profil Nialla.

Louis ugryzł się w policzek, bardzo rozbawiony.

- Jak uroczo. Cóż, uh. Nie przejmujcie się mną. Zamierzam wymknąć się do pokoju Liama, żeby się położyć. Głowa trochę boli. Wiecie.

Równie dobrze mógł mówić w innym języku, ponieważ chłopcy byli zbyt zajęci rzucaniem sobie wzajemnych spojrzeń. Jak w podstawówce. Niesamowite.

- Fajnie się rozmawiało - powiedział sucho Louis po przedłużeniu się ciszy.

Nieświadomy Niall odwrócił się do Zayna z uśmiechem pokrywającym trzy czwarte jego twarzy. Zayn odwrócił wzrok, mrugając szybko, zanim spojrzał w dół na swoje stopy.

No więc. Chyba czas na niego, pomyślał Louis.

Kręcąc głową w kompletnym rozbawieniu, odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Ostatnią rzeczą, którą usłyszał przed zamknięciem drzwi było niezręczne chrząknięcie Nialla, a następnie pytanie: - Więc przyjdziesz na to coś dziś wieczorem?

Louis zatrzymał się na tyle długo, by usłyszeć resztę rozmowy.

- Ta - odparł Zayn zadowolonym głosem, co spowodowało, że Louis znów potrząsnął głową.

Wow. Zbyt zabawne.

Nie mógł doczekać się, aż Liam się o tym dowie.

____________________

Louis był obecnie w trakcie gali charytatywnej Payne-Malik (w masce wilka) i nadal nie miał pojęcia, czy Harry Styles się pokaże.

Co było...lekko wkurzające.

Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że kończyła mu się cierpliwość i alkohol, jego flaszka stała się przygnębiająco lekka z jedynie kilkoma kropelkami pozostawionych w jej świętym środku. Smutne. Nawet okropne. Cholernie okropne.

Impreza odbywała się w jakiejś...gigantycznej sali balowej w hotelu, który prawdopodobnie posiadała rodzina Liama - Louis nie był do końca pewien. Tak naprawdę nie do końca wiedział, co w ogóle robią rodzice Liama ​​i Zayna. Wiedział tylko, że zarabiają mnóstwo pieniędzy, mają władzę nad ludźmi i dumnie noszą tytuł najbogatszej rodziny w okolicy. Byli również najlepszymi rodzicami. Robili wszelkiego rodzaju cudowne rzeczy, takie jak ignorowanie Zayna, powierzchowne zaspokajanie Liama (poprzez nie zapewnianie mu żadnego emocjonalnego komfortu) oraz opowiadanie oszałamiającej historii o tym, jak nie przytulają się ani nie uśmiechają do swoich dzieci. W każdym razie nie szczerze. Uwielbiali także długie wakacje za granicą, gale charytatywne i wszystko, co nie miało nic wspólnego z Louisem Tomlinsonem.

Uśmiechnął się na tę myśl, wlewając do gardła ostatnie resztki alkoholu. Jedyną nienawiścią, która jest silniejsza od nienawiści Marty Payne do Louisa Tomlinsona była nienawiść Louisa Tomlinsona do Marty Payne. Co za pieprzona krowa. Pretensjonalna, jebana krowa.

Ale w każdym razie. Nie musiał o niej myśleć. I tak stała w kącie, słodko rozmawiając ze wszystkimi gośćmi w swojej pawiej masce, trzymając kieliszek szampana i rzucając zirytowane spojrzenia w kierunku Zayna, głównie dlatego, że zdecydował się dziś zrobić własną maskę. Był to dosłownie papierowy talerz z wyciętymi dziurami na oczy i czarno-zielonymi dodatkami. Trzeba przyznać, że nie było to najlepsze dzieło...

Ale szczerze mówiąc, kogo to obchodzi.

To wciąż była dobra impreza. Wiele kolorowego ponczu (bez alkoholu z jakiegoś jebanego powodu) i wiele ciał ubranych w piękne sukienki i wyprasowane garnitury. Dużo rozmów, śmiechu i selfie. Dużo ciepłego oświetlenia, mnóstwo cekinów i jeszcze więcej falujących tkanin w kolorze bursztynu, delikatnie pokrywających okna, owiniętych wokół krzeseł i zwisających ze stolików. Wszystko było w jesiennych kolorach. To wyglądało ładnie. Wszystko wyglądało ładnie. Louis musiał to przyznać.

Cóż. To znaczy wszystko oprócz Liama.

- Niech Styles, lepiej, kurwa, przyjdzie - warczał co jakiś czas, a jego zadowolone z siebie oczy błyszczały teraz bardzo zaskakującym odcieniem niecierpliwości.

Rażącym wywróceniem oczu Louis skanował tłum ze swojego miejsca w zacienionym kącie dużego pokoju. Jego usta tworzyły cienką linię, gdy przebijał się wzrokiem przez falę blasku i piór, śmiejących się starszych, chichoczących nastolatków i wszystkich pomiędzy. W powietrzu było dużo wody kolońskiej. Wiele swędzących, niewygodnych kołnierzy. Nie mógł powiedzieć, że kiedykolwiek chętnie ponownie przyszedłby na maskaradę. Nosił maskę tylko przez siedem minut i już przesunął ją na czubek głowy. To było gorące jak cholera. I niewygodne. I pachniało jak spalone syntetyki.

- Ostrzegałem cię, że może nie przyjść - przypomniał, starając się zachować nienaruszony ton głosu i prawdopodobnie zawodząc. Trudno było nie brzmieć na zirytowanego, kiedy właśnie tak się czuł. - Wielokrotnie powiedział mi, że takie rzeczy nie są dla niego.

- No to co jest dla niego? Ja pierdole, Tommo, powodem, dla którego zaproponowałem moim rodzicom te jebane maski, było udzielenie ci cholernej pomocy w tym wszystkim.

Louis uniósł brwi, zwracając się do nieco wściekłego Liama ​​Payne'a. Jego maska ​​(która była po prostu matowym aksamitnym czarnym materiałem, który zakrywał tylko jego oczy i nachylenie nosa) była lekko przekrzywiona, jego postawione na żel włosy trochę opadnięte, a krawat zdawał się go dusić.

- Nie prosiłem o pomoc - skomentował lodowato, poprawiając swoją marynarkę. Była zbyt ciasna, nie tak jak jego dżinsowa kurtka. Nienawidził tego rodzaju ubrań.

Liam błysnął innym, jeszcze bardziej ostrym spojrzeniem. Książę pełnych wkurwienia spojrzeń. 

- Wyraźnie jej potrzebowałeś.

Louis zacisnął zęby.

Wieczór był oczywiście pełen napiętej atmosfery.

Głównie ze względu na fakt, że Liam był w gównianym nastroju spowodowanym oszałamiającym brakiem Harry'ego Stylesa. AKA, oszałamiającym brakiem poczucia własnej wartości przez Liama ​​poprzez obserwowanie, jak ktoś bawi się innymi jak pieprzonymi lalkami, ponieważ był niepewnym gównem z problemami emocjonalnymi.

Jednak.

Nie tylko nieobecność Harry'ego wprawiała go w taki stan. Dzisiejszy wieczór posiadał jeszcze jeden drobny szczegół, o którym Louis wiedział, że doprowadzał Liama ​​do wkurwienia. I był tam, w przeciwległym rogu pokoju.

Stały tam dwie osoby, niezręcznie daleko od siebie, ale zbyt blisko siebie, by wyglądać przypadkowo. Oboje patrzyli gdziekolwiek, byle tylko nie na siebie, chyba że udało im się ukradkiem rzucić okiem, podczas gdy drugie nie patrzyło. Jeden miał nierówną gałkę oczną wykonaną z papieru. Drugi miał na sobie czarną, połyskującą maskę z komicznie wysuniętym nosem. Stali tam Zayn Malik i Niall Horan. Obaj byli zestresowanie i nerwowi, najwyraźniej na początku rytuału godowego.

Nie było tajemnicą, że Louis przerwał swoją misję pieprzenia Nialla i niszczenia w ten sposób serca jego biednej matki. W chwili, gdy Liam wrócił do mieszkania i zastał Nialla radośnie gawędzącego na kanapie z promienną skórą oraz Zayna patrzącego na niego z tym małym, jasnym uśmiechem, który jakoś wydłużał jego rzęsy, zmiękczał zarost i diamentowe kości policzkowe, było oczywiste, że coś było nie tak. 

- Co do cholery? - powiedział Liam, kiedy znalazł Louisa w jego pokoju, a Louis nie mógł powstrzymać się od uśmieszku.

- W porządku, Payno? - zaćwierkał.

Liam skierował swój palący wzrok na Louisa. 

- W porządku - wydusił z siebie zdławiony pomruk, po czym odszedł do łazienki i wyglądał na dziwnie bliskiego emocjonalnemu załamaniu. To tylko chwilowo zaniepokoiło Louisa, choć zamroziło radosny, rozbawiony uśmieszek na jego twarzy.

Ale jakakolwiek emocjonalna kruchość zniknęła w chwili, gdy Liam wrócił, odgarniając włosy szybkimi, szarpiącymi ruchami i natychmiast włączając muzykę na cały głośnik, eliminując wszelkie możliwości rozmowy. Nie wspominał o tym ponownie, nawet gdy Louis próbował to z niego wyciągnąć godziny później.

Zamiast tego zachowywał się jak mała dziwka. A Louis z nim utknął.

Podsumowując wspaniały wieczór.

- Chodzi o Nialla, prawda? - zapytał bez ogródek Louis, poprawiając maskę na czubku głowy. Trochę spieprzyła mu fryzurę, ale nie chiał teraz o tym myśleć.

Twarz Liama s​​twardniała nieskończenie. Napięta chwila przesunęła się między nimi, zanim w końcu odpowiedział.

- Nie mogłeś zrobić jednej pieprzonej rzeczy dobrze, prawda? - warknął pod nosem, wciąż wpatrując się w tłum, nie chcąc patrzeć na Louisa. 

Louis wziął mocny, bezowocny łyk ze swojej flaszki, pragnąc, aby miał wrodzoną zdolność do produkcji wina z powietrza. To byłoby miłe. To uczyniłoby świat milszym.

Westchnął, zakręcając z powrotem flaszkę i podążając za rozdrażnionym spojrzeniem Liama ​​do dwóch małych klaunów w kącie. Niall drapał się po karku i niezbyt subtelnie wyciągał go, by spojrzeć na Zayna, podczas gdy Zayn stał sztywno z bezwładnymi ramionami po bokach z oczami bardzo wyraźnie skierowanymi w bok w stronę Nialla. To było tak niezręczne i słodkie, że aż bolało.

Mimo to Louis powstrzymał się od śmiechu.

- Liam. Spójrz, jak Zayn na niego patrzy. Naprawdę, zobacz - powiedział surowo, wskazując na nich.

Liam natychmiast syknął, odsuwając ramię Louisa z powrotem. 

- Nie pokazuj palcem - upomniał. - Nie zwracaj na nich uwagi!

Louis przewrócił oczami, mając to głęboko w dupie. 

- Jasne, szefie. Ale patrz, okej? Zamknij się i patrz.

Minęła krótka chwila, zanim Liam ​​w końcu powoli spojrzał na dwójkę, obserwując ich uważnie. W szczególności Zayna.

Minęło prawie siedem sekund (wyglądało na to, że Niall powiedział jakiś żart, ponieważ Zayn dosłownie wybuchnął śmiechem), zanim Liam odwrócił wzrok.

- Tak, a co z nim? - odparł, składając ręce na piersi. Nieszczęśliwy książę.

- Liam - powiedział Louis z oskarżycielskim tonem.

Liam dumnie odwrócił wzrok z nosem w powietrzu.

- Li-am - powtórzył Louis mocniej, co spowodowało, że drugi chłopak westchnął, a jego ramiona opadły na boki.

- Tak i co? - zapytał głupio. - Wiesz, to ty miałeś zająć się Horanem. To tobie kazałem to zrobić. Najpierw Styles, teraz Horan. Co się z tobą, kurwa, dzieje?

Niewielka smuga bezradności przesunęła się w dół brzucha Louisa.

- To nie moja wina, Liam. To jest całkiem inna sprawa. Poza moją kontrolą. Spójrz tylko na nich, dobrze? Spójrz na twarz Zayna. Spójrz, jak on patrzy na tego dzieciaka. - Liam wyglądał, jakby polizał cytrynę. - Naprawdę chciałbyś, abym to zniszczył? Wiesz, że Zayn nienawidzi tego, co robimy. Nie zrobię mu tego. Być może jestem sukinsynem i bezwzględnym gównem, ale nie spierdolę tego Zaynowi w ten sposób. Nie, kiedy polubił tego chłopca. - Zatrzymał się. - I ty też byś tego nie zrobił.

Liam zacisnął wargi, tocząc wewnętrzną bitwę. Milczał, od czasu do czasu spoglądając w stronę chłopców.

- Czy Zayn w ogóle wie o Niallu? Co planowaliśmy z nim zrobić? - zapytał Louis, drapiąc się po głowie, gdzie maska go uwierała. Głupia jebana maska.

- Wiesz, że nie lubi słuchać o tym gównie - warknął Liam, przewracając oczami tak przesadnie, że Louis rzucił mu piorunujące spojrzenie.

- Jestem tego świadomy, dziękuję - odparł równie zirytowany. - Ale sposób, w jaki się zachowujesz...

- Stać go na więcej niż ten jebany Horan - wypluł Liam wściekły, a Louis zamrugał. - Mój brat nie będzie chodził z synem pierdolonej Alice Horan! Nie pozwolę mu tak mnie zdradzić! 

- Ten dzieciak nie jest taki zły, jezu - mruknął Louis, przebiegając sfrustrowaną dłonią przez swoje włosy, zanim zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie jego fryzura jest już kompletnie rozczochrana. Prawdopodobnie miał bałagan na głowie. Kurwa. Wsunął ręce do kieszeni. - Nawet zacząłeś się trochę z nim oswajać, przyznaj.

- Wcale nie - mruknął Liam z rozdrażnieniem.

- Tak. Zaczynałeś go trochę lubić, prawda?

- "Lubienie" znaczeni różni się od "tolerowania", Louis. Poza tym. Byłem z nim przez ledwie pięć minut. To niewystarczająco dużo czasu, żebym się nim przejął.

- Najwyraźniej tak - droczył się z nim, a Liam w końcu rzucił mu wkurzone spojrzenie, co wywołało u niego śmiech. - Daj spokój, Payno. Nie rujnuj tej nocy, tylko dlatego ponieważ twój najdroższy brat się zakochał. Myślę, że są dosyć uroczy.

Liam wyglądał na niezadowolonego z tych słów, ani trochę rozbawionego. 

- Tak, ale ty ją zrujnujesz.

Louis westchnął, ustępując i pozwalając, by jego uśmiech znikł. Potrafił dostrzec, kiedy przegrywa bitwę. Nie był głupi. No cóż.

Osiadł z powrotem w cieniu, opierając się o ścianę, podczas gdy Liam nadal gapił się ze złością na Zayna i Nialla, którzy wciąż rozmawiali ze sobą zawstydzeni. Ponieważ była to "noc zapoznawcza" Nialla, jego mama wciąż podchodziła do nich, aby przedstawić go różnym uśmiechniętym osobom i spróbować wciągnąć go w rozmowę, ku smutnemu wykrzywieniu ust Zayna. Jednak Niall nigdy nie ustępował, aby najwyraźniej móc oddychać tym samym powietrzem co Zayn. I wiedząc, że chłopiec wydawał się posiadać wystarczające umiejętności społeczne, aby rozpocząć rozmowę z innymi, Louis uważał to za słodki gest.

Zwłaszcza, gdy barman zawołał Nialla, trzymając butelkę czegoś. Louis spodziewał się, że dzieciak w końcu podda się w próbach nawiązania rozmowy z Zaynem (który wyglądał na załamanego, widząc, jak ta dwójka wchodzi w interakcję i z opuszczonymi oczami nerwowo niszcząc serwetkę); ale potem Niall odwrócił się do Zayna z pewnym siebie i zdeterminowanym uśmiechem na twarzy, podszedł do niego, wymienił kilka luźnych słów, a następnie z dumą prowadził go ręką, ledwo ocierającą nią o jego plecy. Zayn wyglądał na nieśmiałego i nerwowego, ale zadowolonego. Niall wyglądał na dumnego, pewnego siebie i zarumienionego. To naprawdę dwa przeciwieństwa. Louis nie mógł przestać się dziwić, patrząc na nich.

Oto Zayn, ten mroczny i zamknięty w sobie chłopiec szukający swojej duszy, który spędzał czas na dywanach i wpatrując się we wszystkie wymiary, których jeszcze nie odkryto, kwestionując życie i istnienie kosmitów. Nie odzywał się, jeśli nie musiał, nie brał udziału w żadnych spotkaniach towarzyskich nawet wtedy, gdy było to konieczne i bladł na myśl o przedłużonej rozmowie czy nawet kontakcie wzrokowym.

Ale był też Niall Horan, potencjalny upadły promień słońca, który odsłaniał wszystkie zęby, gdy się uśmiechał, który wydawał się być całkowicie spokojny w sytuacjach, które dla normalnej osoby byłyby nieskończenie niezręczne. Był żywiołowy i pozornie niewinny, szczery i szczęśliwy, jego emocje były wypisane na jego twarzy i łatwo wypływały z jego niezachwianych ust. Radosny, łatwy do odczytania, reagujący, ekstrawertyczny i otwarty na świat w sposób, którego Louis nie potrafił nie wyśmiać.

I oto oni, w jakiś sposób razem. Niall przedstawiał barmana Zaynowi, nigdy nie opuszczając strony tego drugiego, kiedy wreszcie uzyskał pozwolenie na bycie tam. Zayn wyglądał na bardziej niż zadowolonego tym pomysłem i trochę zmęczonego całym tym hałaśliwym śmiechem i gadaniem wokół niego. Mimo wszystko. Nie był tak towarzyski od lat. Tak naprawdę, najbardziej towarzyski, odkąd Louis go poznał. I to było...coś wielkiego.

Louis spojrzał na Liama, którego wzrok potwierdzał, że ​​myśli o tym samym. Jednak nigdy by się do tego nie przyznał.

To zabawne, jak przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

Czy Harry był przeciwieństwem Louisa? Nie dlatego, że się przyciągali, czy coś w tym rodzaju - to nie tak - ale nadal. Harry był zdecydowanie Niallem dla Louisa. Harry był jasny, miał ciepłą skórę i szczere oczy oraz duże dłonie, które nie miały nic przeciwko chwyceniu Louisa. Z drugiej strony, był również cichy, był tym, który przygryzał wargę, zanim wyrażał swoje myśli, tym, który trzymał wszystko dla siebie, z dala od Louisa. Był tym głębokim, pełnym duszy i piękna, tym, który pozwalał się kierować dotykiem Louisa.

- Wiesz - powiedział powoli Louis, oszołomiony, nadal obserwując z daleka. Zastanawiał się, czy Harry przyjdzie. - Kolejną dobrą rzeczą w tym nieoczekiwanym rozwoju wydarzeń - Liam się spiął - jest to, że dzięki temu będę miał więcej czasu na skupienie się na Harrym. Naszym głównym projekcie. - Nie podobał mu się sposób, w jaki brzmiały te słowa, ale odepchnął dyskomfort, ponieważ nie był w stanie zrobić czegokolwiek innego.

- Jeśli w ogóle się pokaże - mruknął Liam, wzburzony, ale Louis położył dłoń na jego ramieniu, zaskakując go.

- Nawet jeśli się nie pokaże. Nadal daje mi to możliwość większej koncentracji. To twardy orzech do zgryzienia. - Przełknął ślinę, czując niepokojący dyskomfort, którego nie był w stanie rozpoznać. Po prostu odczuwał potrzebę powiedzenia tego - Liamowi, światu, sobie. - Ale w końcu go dopadnę. Nie zawiodę, Liam. Dopadnę go. I będę cię mieć.

W jakiś sposób, w niewytłumaczalny sposób, to zdanie złagodziło napięcie w ramionach Liama. Patrzyli na siebie przez niezliczone minuty, dłoń Louisa na ramieniu Liama ​​i oczy Liama ​​wpatrzone gdzieś w środek Louisa. Goście poruszali się i rozmawiają wokół nich, nieświadomi szybkiego bicia serca Louisa.

- Obiecaj - powiedział cicho Liam, ale jego oczy były nieczytelne, a jego głos ledwo rozszyfrowalny.

Louis czuł dziwne skręty w swoich wnętrznościach, gdy odpowiedział odległym głosem.

- Obiecuję.

Liam uśmiechnął się, może szczerze, zbliżając się o krok, jasny błysk światła, siły lub nadziei w jego onyksowym spojrzeniu. Ale wtedy.

Zaklęcie, klątwa lub cokolwiek to było prysnęło, ponieważ nagle oczy Liama ​​zaczepiły się gdzieś nad ramieniem Louisa, pozostawiając mu wystarczająco dużo czasu, by przełknąć i odetchnąć przez strużki niepokoju, zanim podążył za jego wzrokiem.

- Co do kurwy? - Liam zaśmiał się, wszelkie napięcie zniknęło zastąpione rozbawieniem. - Zobacz, co ma na sobie ten dzieciak. - Zaśmiał się znowu, głośno i ostro, całkowicie zachwycony.

Zaintrygowany Louis próbował znaleźć źródło, mrużąc oczy w słabym świetle, niepewny, czego się spodziewać.

On tutaj był. Przyszedł. To zdecydowanie był Harry Styles, z maską czy nie, a Liam śmiał się na ten widok, nieświadomy tego, że Louis czuł się, jakby został wciśnięty w ziemię.

Ponieważ oczywiście, dzieciak nie był podobny do nikogo innego, wyróżniał się wśród nich jak pieprzona lampa eteryczna. Kurwa, oczywiście. Pośród morza czerni, szarości i węgla drzewnego, wśród morza zwykłości i tego samego, szedł chłopiec ubrany w tę ostentacyjną maskę skąpaną w pomarańczowo-złotym brokacie, z różowymi skrzydłami na końcach.

Ponieważ tak, miał na sobie maskę motyla. Błyszczącą, majestatyczną maskę ​​motyla w żółte plamki. I choć z pewnością nie była odpowiednia w tym morzu zwierząt, owadów i goblinów, była jedyna w swoim rodzaju. I z pewnością najpiękniejsza.

- Och - taka była odpowiedź Louisa na rechot Liama.

- Co ma na sobie ten dzieciak?

No cóż. Harry miał na sobie różową koszulę. Po prostu zwykłą koszulę, odpowiednią na tę okazję. Wyglądała na nim cudownie, ładnie przylegała do jego ramion i rąk oraz smukłego tułowia. Ale była różowa, a tym samym inna, więc Liam się śmiał. Miał jasne spodnie, jasne buty - wszystko to wyraźnie kontrastowało z czernią i posępnością. Liam się śmiał, a Louis nie.

Harry.

- Dlaczego się śmiejesz? - zapytał ostro, zwracając się do Liama ​​z przypływem skrajnej irytacji, której nie zamierzał uspokoić.

Liam wyglądał na zaskoczonego. 

- Co? - zapytał, a jego śmiech nieco umarł.

- Dlaczego się, kurwa, śmiejesz? - rzucił wyzywająco, a ostrość jego oczu - a może sposób, w jaki zwrócił wzrok z powrotem na Harry'ego, tylko po to, aby na niego spojrzeć, tylko po to, aby zobaczyć chłopca - sprawiła, że ​​oczy Liama ​​stały się jasne, a ciężar zrozumienia spadł w ich głębiny.

- Och - powiedział po chwili, jego uśmiech szybko zmienił się w sprytny uśmieszek. - Och, to ten chłopiec Styles, prawda?

Louis przełknął ślinę.

Liam uśmiechnął się. 

- Z pewnością rozpoznałeś go bardzo szybko. Często bywa taki absurdalny?

Tak, Louis chciał powiedzieć, ale Liam nie był tego warty.

- Odpierdol się, Liam - zamiast tego powiedział zirytowany, a uśmiech Liama ​​słabnął.

- Co? Dlaczego jesteś...

- Muszę się napić - powiedział Louis zirytowany i bardzo świadomy faktu, że Harry był w tym pokoju. Przepchnął się obok oszołomionego Liama, idąc do waz na poncz wielkości fontanny po drugiej stronie pokoju.

Biedny chłopiec. Biedny, słodki, kochany Harry.

Louis zwalczył potrzebę natychmiastowego podejścia do niego, żeby się przywitać. Lubił Harry'ego, lubił z nim rozmawiać. Lubił jego towarzystwo. Zabawna myśl.

Nalał sobie szklankę gównianego, przesłodzonego ponczu, wziął łyka, ponieważ był cholernie niespokojny i nie wiedział, co zrobić z niewielkimi przypływami energii, które praktycznie wypalały mu mózg. 

Patrzył się, biorąc kolejny ostry łyk.

Chłopiec, motyl, szybował przez pokój, unosił się na obrzeżach, spoglądał na ciała, a jego maska ​​całkowicie zasłaniała mu twarz. Ale Louis wiedział, że to on, że to Harry. Widać było jego miękkie, faliste loki. Na plecach był ten garb i niezgrabny ruch stóp. Jego dłonie, które czasami uderzały zbyt mocno o uda, czasami zaciskały się niezręcznie, ponieważ nie wiedział, co z nimi zrobić. Był Harry z jego uroczymi, ślicznymi ubraniami i wypolerowanymi butami i...i przyszedł.

Przyszedł, ponieważ Louis go o to poprosił.

Louis mógł tylko patrzeć, przyciągnięty. Patrzył, jak Harry spoglądał na gości, schylając głowę i machając do wszystkich, którzy z pewnością wylewali mu komplementy lub robili złośliwe uwagi. Co dziwne, wydawało się, że nie obchodziło go to, że ludzie go zauważali. Że ludzie pokazywali go palcami. Wyglądał na zadowolonego z powodu życzliwości i nieświadomego nieżyczliwości, a to po prostu... To było trochę niespodziewane.

Ponieważ Louis miał w swojej głowie ten z góry przyjęty obraz Harry'ego - słodki mały obraz chłopca, który trzyma w zamknięciu i, który przykrywa, głównie dlatego, że nie lubi wiedzieć, że tam jest. Ale w tym schowku był słodki, naiwny, delikatny chłopiec, który potrzebował ochrony przed światem. Chłopiec wrażliwy, niespokojny, przerażony i pełen cennych rzeczy, które mogły być łatwo zniszczone. Louis uważał Harry'ego za łagodne stworzenie, które drży przy ostrym świetle i gwałtownym wietrze i, że trzeba go traktować z ostrożnością, ale...

Ale choć mogła to być prawda pod pewnymi względami... To był po prostu stek bzdur.

Harry, ten Harry, ten, który bez wahania kroczył przez pokój w różowym blasku, bezwstydnie odstając od tego, co przyziemne, żyjąc, podczas gdy inni tylko istnieli, zdecydowanie nie był kruchy, bojaźliwy i cichy. Zdecydowanie nie był małym stworzeniem, które potrzebuje ochrony Louisa, tak jak założył.

Kurwa, Harry prawdopodobnie był tym, który musiał chronić Louisa.

Ta myśl skryła się w jego żołądku, wysyłając ostre sygnały ostrzegawcze przez mózg Louisa.

Kurwa. Nienawidził tego, jak brzmiało to w jego głowie. Nienawidził sposobu, w jaki... Po prostu tego nienawidził. Kurwa.

Był w trakcie łagodnego ataku paniki, gdy nagle za nim pojawiła się solidna, ciepła obecność. Trochę ciężka i apodyktyczna. Liam

- Idź do niego - wyszeptał mu do ucha. Oddech Liama, głos Liama, miękki, gładki i z determinacją. Słowa miały być jedwabne. Ale brzmiały bardziej jak błoto.

Ale Louis znał swoją rolę w tym wszystkim, wiedział, że zgodził się na to, nawet jeśli było to trochę popieprzone, więc przełknął tylko ślinę i kiwnął głową. Kiwnął głową, nawet nie patrząc na Liama.

Okej. Okej, może to zrobić. Może to wszystko załatwić dziś wieczorem, może pozbyć się Harry'ego z siebie i siebie z Harry'ego, zanim cokolwiek stanie się...zbyt ciężkie między nimi. Może po prostu dziś skończyć z tym gównem i przetrwać to. Może mieć Liama ​​i może dostać to, czego chce.

Może to zrobić.

Louis szedł naprzód, wynurzając się z cienia i zsuwając maskę, aby zasłonić swoją twarz. Koniec czasu na przemyślenia. Nigdy więcej myślenia.

Wszedł w ciepłe światło pokoju, dołączając do zgiełku tłumu, a przyciemnione lampy uchwyciły czarny blask maski wilka, którą nosił, tworząc wokół niego pryzmatyczną mgiełkę. Harry prawdopodobnie nawet nie będzie wiedział, że to on. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Louis miał na sobie pieprzony garnitur, jego tatuaże były zakryte, a jego włosy inaczej ułożone; nic charakterystycznego dla niego, nic, co umożliwiłoby identyfikację jego martwego ciała, nie było widoczne. Był po prostu kolejnym ciałem w tłumie.

Więc po prostu szedł, przepychał się naprzód przez tańczące pary, upiory, gobliny, pawie, lisy i potwory z cekinami, wstążkami i koktajlami, i przesuwał się przez nie wszystkie, zaczynając podążać za Harrym.

Z początku był wolny. Stawiał powolne, spokojne kroki. Wlokąc się za nieświadomym chłopcem.

Ale tak naprawdę nie chciał, żeby Harry był nieświadomy. Chciał, żeby Harry go zobaczył. Nie musiał nawet wiedzieć, że to Louis, kurwa, chciał tylko, żeby Harry na niego spojrzał.

Zatrzymał się i zaczął się poruszać w przeciwnym kierunku. Powoli, gdy Harry krążył po pokoju w jedną stronę, Louis szedł w drugą, pozostając naprzeciwko niego. Mimo to Harry nic nie zauważył, wciąż delikatnie przesuwając się naprzód z lokami zaplątanymi we wstążki zawiązane na jego masce, które zasłaniały jego małe uszy.

Muzyka wirowała gdzieś powyżej.

Niejasno, w umyśle Louisa coś mówiło, że tak to się wszystko zaczęło. Prawda? W bibliotece, pierwszego dnia, kiedy się poznali, kiedy Louis był ukryty wśród książek, stron i kurzu, a Harry tylko siedział tam, nieświadomy, cichy i słodki. Louis wtedy też krążył wokół niego. Obserwował go i okrążył, zanim w końcu go uwięził. Cóż. Trochę. Czasami wydawało się, że było odwrotnie.

Ale ta myśl skryła się w jego gardle, wywołując mdłości, sprawiała, że ​​czuł się obrzydliwie, więc zatrzymał się, przestał myśleć i tylko patrzył na delikatnego, lśniącego motyla z lokami i kończynami. Wilk przyciągnięty do motyla. Zabawne.

W takim wypadku Harry'emu nie zajęło długo, aby go zauważyć.

Na początku był subtelny. Tylko drobne ruchy głową, aby raz na jakiś czas spojrzeć w kierunku Louisa, bardziej ciekawy niż cokolwiek innego.

A potem ruchy zaczynały trwać trochę dłużej.

Był teraz wyraźnie świadomy obecności Louisa, obecności wilka, ale to, czy wiedział, kto stoi za maską, było tajemnicą. Być może znał zachowanie Louisa tak dobrze, jak Louis znał jego? W każdym razie nie wydawał się być zmęczony postacią, ponieważ zaczął zwalniać tempo, jego stopy zaczęły celowo wolno szorować po wypolerowanych marmurowych podłogach, a wkrótce oczy Harry'ego w ogóle nie opuszczały Louisa.

Wolniej i wolniej szli, krążąc wokół siebie, zamaskowane oczy zanurzone w zamaskowanych oczach.

Jakoś w cichym sanktuarium przebrania Louis czuł się ożywiony. Jakoś pośród anonimowości, którą w niewytłumaczalny sposób teraz odczuwał, czuł się niesamowicie. To tak, jakby nie był Louisem, nie był Louisem Tomlinsonem, którego ciężkość zatapia każdą literę i przylega do każdej sylaby. To tak, jakby mógł teraz uwierzyć w inną historię siebie. Historię, w której Harry Styles miał znaczenie, jak latarnia w ciemności. Historię, w której mógł odpowiedzieć na nieznane części siebie.

Zatrzymał się, jego skóra była ciepła i czuł mrowienie na całym ciele, jakby drobny trzepot skrzydeł ocierających się o jego ciało. Skrzydeł motyla.

Harry po drugiej stronie pokoju też się zatrzymał.

Serce Louisa biło równomiernie w jego uszach. Kurwa. Zdawał sobie sprawę z obecności Liama gdzieś w oddali pokoju. Ale odepchnął tą myśl.

A potem Harry zaczął do niego podchodzić, każdy krok był powolny i ostrożny. 
Nic nie mówili, gdy Harry dotarł do niego na środku zatłoczonego parkietu, jak w West Side Story. "I Bet That You Look Good on the Dancefloor" Arctic Monkeys przemknęło się w zamglonym umyśle Louisa. Idealnie pasowało do sytuacji. Czubki butów Harry'ego dotknęły czubków butów Louisa.

Wokół nich wszyscy wydawali się być dobrze obeznani z krokiem, tańcem towarzyskim jak z Labiryntu (ulubionego filmu Louisa z dzieciństwa) i, huh. Louis to prawdopodobnie David Bowie. Harry był Sarah. Nie, zdecydowanie Sarah. O wiele piękniejszą Sarah.

Problem w tym, że Louis nie umiał, kurwa, tańczyć. Jezu, zdecydowanie nie umiał tańczyć towarzysko. To powinien być wystarczający powód, dla którego nie powinien podnieść ręki w cichym zaproszeniu Harry'ego do tańca. A może to była prośba? Ale i tak to zrobił, może dlatego, że nie był teraz Louisem Tomlinsonem. Harry zrozumiał i natychmiast zareagował, jego ręka łatwo złapała dłoń Louisa, a druga natychmiast powędrowała do jego ramienia.

Jego ciało idealnie dopasowało się do ciała Louisa.

Louis widział teraz jego oczy. Były mętnie zielone z drobinkami bursztynu i nurtami wody. Ponad nimi widać było delikatne, długie rzęsy Harry'ego, które chciał policzyć i poczuć na swoim policzku. Widział bladą, delikatną skórę pod oczami Harry'ego i  mógł jedynie pomarzyć o wszechświecie, w którym mógłby przycisnąć do niej opuszki palców.

Delikatnie chwycił ciepłą dłoń Harry'ego. Poczuł, jak palce chłopca ścisnęły jego palce i przez chwilę jego puls podskoczył, zanim znowu wrócił do normy. Położył drugą dłoń na talii Harry'ego, poruszając go po pokoju w powolnym walcu, który improwizował na miejscu, ponieważ w tym momencie po prostu nie był zdolny do myślenia.

Ale to działało. Jakoś to działało i Harry podążał za każdym ruchem Louisa, żadne z nich nic nie mówiło, a ich dłonie przyciskały się do siebie.

(A/N możecie sobie puścić "The Night We Met" z trzynastu powodów, bo zajebiście mi tu pasuje)

Tańczyli w milczeniu, a gdybyś rok temu powiedział Louisowi, że właśnie to będzie robił, splunąłby ci w twarz. Ale teraz wszystko wydawało się mieć sens, gdy drobinki brokatu spadały z maski Harry'ego na garnitur Louisa.

I nagle Harry zatrzymał ich, zatrzymał ich taniec łagodnie, a jego oczy wędrowały po masce Louisa, zanim znowu znalazł jego spojrzenie. Uspokoił się, nigdy nie zwalniając uścisku, a Louis prawie się odezwał, prawie zapytał go, co robi, zaczynając zdejmować ręce - ale Harry mu na to nie pozwolił.

Zamiast tego Harry przysunął się bliżej. Słodki, ognisty, różowy chłopiec z długimi nogami i tą niedorzeczną maską, lokami i śmiechem, którym udało się zaszyć w skórze Louisa, przycisnął się bliżej i trzymał zdecydowaną dłoń na boku Louisa, przyciągając go do siebie .

Funkcje komórkowe Louisa wstrzymały się.

Czuł się jakby stał z boku, jakby tylko patrzył, jak Harry przyciąga go jeszcze bardziej, pochylając głowę i przesuwając te oczy w dół na usta Louisa, na środku cholernego pokoju.

Co on robi? Czy Harry poważnie zamierza... Czy Harry zamierza go pocałować?

Gdyby Louis nie był teraz tak zszokowany i całkowicie popieprzony, prawdopodobnie uznałby to za najbardziej bajkową, romantyczną i malowniczą chwilę w jego bardzo nieromantycznym życiu.

W tej chwili jednak nie był w stanie całkowicie odzyskać świadomości, że to naprawdę się dzieje, i że obecnie otaczają ich ludzie, chaos i pewna para oczu.

Wiedział, że Liam patrzył, uśmiechał się, oblizywał usta w oczekiwaniu, ponieważ w zasięgu wzroku miał początek końca. Ponieważ tam coś się zaczynało i tym samym kończyło. Harry coraz bardziej zbliżał swoje usta, zaciskając palce na ubraniu Louisa. To wtedy cała gra zaczęła się niszczyć, a Louis czuł na nich te oczy i nie chciał tego, kurwa, nie chciał zniszczenia. 

Nie chciał, żeby Liam to widział.

Nie chciał tego wszystkiego.

To wszystko miało być żartem. To miała być gra, którą wymyśliło dwóch zepsutych bachorów i pozbawionych emocji skurwysynów i nigdy nie miała być naprawdę poważna. To miało po prostu zapewnić Liamowi pójście na pieprzony uniwersytet. Tylko tyle. To wszystko, czym to miało być, a jednak wydawało się, że wyciągało to z Louisa wnętrzności, gdy patrzył, jak Harry zamyka oczy. To nie była gra, ponieważ to nie było, kurwa, zabawne.

To było przytłaczające. To było za dużo. I nie chciał, żeby Liam to widział.

- Kurwa - Louis odetchnął cicho, tak cicho, że wątpił, by Harry mógł to usłyszeć. Nagle i ostro odepchnął Harry'ego.

Oczywiście spowodowało to spiralę zaskoczonego bólu w otwierających się oczach Harry'ego. Kurwa. To wcale nie było zabawne.

Louis nie mówił, nie chciał, ale nie mógł się po prostu odwrócić i wyjść, podczas gdy oczy Harry'ego tonęły w bólu. Po prostu nie mógł i nie zamierzał tego zrobić. Tak więc ślepo wyciągnął ręce, ściskając dłonie Harry'ego w swoich wilgotnych i drżących, zanim pochylił głowę. Przepraszam, chciał powiedzieć. Chciał powiedzieć, nie mówiąc tego. Przepraszam, że jestem sobą. Zamiast tego bez namysłu przyciągnął knykcie Harry'ego do swoich ohydnych, nieruchomych ust. Nie teraz chciał przesłać przez swój pocałunek i nie był pewien, czy Harry dostał wiadomość, czy nie, ale kiedy znów spojrzał w górę, jego oczy były mniej zranione oraz spokojniejsze i cieplejsze.

Louisowi to wystarczyło.

Uśmiechnął się, mimo że Harry nie mógł tego zobaczyć i jeszcze raz pocałował zewnętrzną stronę dłoni chłopca.

Potem oderwał usta, lekko się cofając i upuszczając ręce Harry'ego w ostatniej chwili, nie pozwalając spojrzeniu chłopca zatrzymać go dłużej, niż chciał.

Dusił się. Potrzebował powietrza. Musiał wyjść.

Właśnie gdy miał zamiar otworzyć drzwi i zaciągnąć się świeżym powietrzem, usłyszał syk w uchu.

- Co ty, kurwa, robisz?

Ale Louis się nie odwrócił, miał w dupie Liama, więc po prostu wyrwał się z uścisku na ramieniu, dalej słyszał jego miękki głos i dalej widział obraz jego miękkich oczu w swojej głowie.

I wyszedł.

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

18.6K 1K 61
Na pierwszy rzut oka dla uczniów jest to zwykła szkoła ze zwykłymi uczniami. Ale czy na pewno? Czy młodzież, kompletnie ze sobą nie związana w żadnym...
4.9K 313 8
STARE TŁUMACZENIE wybaczcie za błędy ☺️ Zgoda autorki: Jest Autorka: niallseyebrowgame Opis: 'Czy to Louis Tomlinson?' 'Tak?' Albo gdzie...
23.3K 955 24
„ink brought us together"
95.4K 4.5K 5
Krótki dodatek do I'm a Mess, kontynuacji Afire Love.