Gods & Monsters | Larry Styli...

By sweetcheekshazza

43.9K 2.9K 10.3K

Instrukcje były proste: uwiedź i zniszcz Harry'ego Stylesa. Ani razu nie rozmawiali o możliwości zakochania s... More

Rozdział 1: prologue
Rozdział 2: the boy who merely exists
Rozdział 3: baby carrots
Rozdział 4: socially awkward little diamond
Rozdział 5: I know who you are
Rozdział 6: compared to someone over thrice his age
Rozdział 7: just copies of one another
Rozdział 9: more laughter, more smiles, more stars
Rozdział 10: wolf drawn to a butterfly
Rozdział 11: impossible to be mad at people with curly hair
Rozdział 12: someone else
Rozdział 13: can't hear the beating of his heart
Rozdział 14: are you holding my hand?
Rozdział 15: he likes me, too
Rozdział 16: pinkies linked together
Rozdział 17: we're purple
Rozdział 18: I still love you
Rozdział 19: more trouble than it's worth
Rozdział 20: really fucking terrified
Rozdział 21: this wasn't supposed to happen
Rozdział 22: vague misery
Rozdział 23: he feels alive
Rozdział 24: the universe just may be on our side

Rozdział 8: treasure box filled with all kinds of things

1.4K 126 360
By sweetcheekshazza

Gimme Danger - Iggy Pop & The Stooges

____________________

Progress.

Ohydnie nieprzyjemny dźwięk alarmu uderzył w ucho Louisa.

- Spierdalaj - jęknął w drewnianą podłogę. Splunął po chwili - w ciągu nocy trochę brudów dostało mu się do ust. Ew.

Mętnymi, suchymi, bolącymi oczami zlokalizował telefon, wyciszył go i opadł z powrotem na podłogę, chowając twarz w ramionach. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby spojrzeć na godzinę, ale i tak miał wyjebane na to, która obecnie była.

Życie mogło poczekać. Głowa mu pękała. Jak wulkan.

A potem usłyszał głos przy uchu.

- Nie śpisz, Louis? - Ręka delikatnie potrząsnęła jego ramieniem.

Goddammit, Zayn.

- Nie. Idź stąd.

- Chcesz herbaty? Mam Kava'e. Mówią, że jeśli wypijesz jej wystarczająco dużo, doświadczysz halucynogennych efektów.

- Och, porywające.

- Mogę zrobić ci kubek.

- Zayn. Przestań gadać.

- W porządku. Zrobię ci kubek. - A potem Louis usłyszał uderzenia zimnych bosych stóp o drewno, kierujące się do kuchni.

Spokój i cisza. Nareszcie.

Potem dało się słyszeć dźwięk windy i grzmiące powitanie.

- Jestem w domu! - rozległ się charakterystyczny głos Liama ​​Payne'a, a Louis nie mógł powstrzymać się od jęku, żałując, że jego błony bębenkowe nie mogą pęknąć na chwilę. Które, szczerze mówiąc, mogłyby. Przynajmniej tak się czuł.

- Proszę, nie znajdź mnie - wymamrotał Louis do siebie, śliniąc bawęłnę bluzy z kapturem. - Proszę proszę proszę.

- Louis jest w moim pokoju. Na podłodze. Śpi - powiedział pierdolony głos Zayna, łagodny i cichy.

Goddammit.

- Tommo tu jest? - zapytał Liam zachwycony. Potem słychać było dźwięk drogich tenisówek uderzających o podłogę z niepokojącą prędkością i... bum. - Tommo!

- Chcę umrzeć - Louis jęknął cicho.

Pieprzyć wszystko na tym świecie.

- Tommo, co robisz tam na dole? Na pewno nie śpisz - Liam zadrwił z rozbawieniem, napiętą klatką piersiową z dumy i włosami postawionymi na żel. Mała suka.

- A na co to, kurwa, wygląda, Payne?

- Nie opuściłeś mieszkania? W ogóle? - zapytał niedowierzająco. Taki wyniosły.

Louis uniósł głowę. Jakoś. (Prawdopodobnie była w tym boska interwencja) 

- A co ty, kurwa, myślałeś? A teraz zostaw mnie. Czuję się jak gówno, a ty to pogarszasz. Zostaw mnie.

On po prostu potrzebował snu. Ewentualnie wody. I toalety.

- Jest prawie czwarta, pieprzony idioto. - Liam wyraził dezaprobatę...lekko rozbawiony. - Spałeś cały dzień. - Na jego twarzy pojawił się uśmieszek. - Nic dziwnego, że kiedy wychodziłem ze szkoły, Styles wyglądał na tak przygnębionego. Nie zobaczył się ze swoim codziennym gościem. Chyba się trochę do ciebie przywiązał, Louis. Dobry chłopiec. Mogę prawie powiedzieć, że jestem z ciebie dumny.

W tym momencie coś lodowatego przebiegło przez żyły Louisa.

Ponownie podniósł głowę, tym razem z większą siłą.

- Co? Widziałeś Harry'ego?

Liam kiwnął głową, wciąż się uśmiechając, opierając się swobodnie o zagracone biurko Zayna. Czarno-biała czapka z daszkiem spoczywała wysoko na jego głowie, lekko przesunięta na bok. Jego twarz była wyrazista i pewna siebie. Wyglądał na wypoczętego w zapinanych na guziki, ładnych dżinsach. Co za dupek.

- Minąłem go, kiedy wychodziłem. Wyglądał na ponurego.

Kolejne uderzenie lodu przebiegło przez jego żyły. Prawdopodobnie ciało ostrzegało go przed zbliżającymi się wymiotami.

- Był na zewnątrz? Gdzie on był?

- Tak, na zewnątrz. Nie wiem. Coś w rodzaju stawu. Czy to ma znaczenie? - zapytał rozbawiony.

Tak, to ma znaczenie.

Louis wystrzelił bez kolejnej myśli, całe jego ciało wrzeszczało z wysiłku. Tak wygląda piekło. Ale nie pozwolił sobie myśleć, po prostu to robił.

- Kurwa, muszę już iść - wymamrotał, natychmiast wpychając stopy w buty. Gdzie jest jego kurtka? O tak. Nadal miał ją na sobie. Fajnie.

Uśmiech Liama ​​zbladł, a on zmarszczył brwi.

- Czekaj... Idziesz do szkoły? Teraz?

- No tak.

- Tylko ze względu na Stylesa?

- Oczywiście. - Starał się zasznurować buty tak szybko, jak to możliwe, ręce miał zdrętwiałe i drżące. Jebany kac.

Nastąpiła chwila ciszy. Liam obserwował Louisa, zaciskając mocno usta. Potem Louis wstał, a Liam położył silną rękę na jego ramieniu, spoglądając na niego ciemnymi oczami.

- Nie musisz iść. Nie obchodzi mnie, jeśli pominiesz jeden dzień. Oczywiście robisz postępy. Poza tym wątpię, żebyś go złapał. Wyglądał, jakby się już pakował.

Kurwa. W takim razie pewnie mu się nie uda.

- Mam to gdzieś - to wszystko, co powiedział Louis. Wyrwał się z uścisku Liama i pobiegł do windy z prędkością, która groziła wypadnięciem mózgu.

- A co z twoją herbatą? - zawołał za nim Zayn.

- Wrócę za godzinę! - krzyknął Louis. Jego skóra była tłusta i zimna od potu, a coś podobnego do strachu wypełniło jego klatkę piersiową. A może to wina. A może to odwodnienie.

Tak czy inaczej, czuł ukucie przy każdym niepewnym uderzeniu serca, gdy wyobrażał sobie twarz Harry'ego, samotną i wyczekującą na pojawienie się Louisa.

____________________

Pot dosłownie kapał po plecach Louisa, jego stopy bolały z każdym uderzeniem gładkiego cementu, a jego oddech był krótki i nierównomierny. W końcu zobaczył Harry'ego, który szedł wzdłuż chodnika z pochyloną głową, ​​słuchawkami w uszach i torbą przewieszona przez ramię. Dzikie loki opadały z każdym krokiem, a niektóre wpadały mu do oczu. Ręce zaciskał mocno na pasku torby, jego wzrok był skierowany w dół i pozornie daleko. Wyglądał łagodnie i jakby był nieprzytomny, jak chmura wysoko nad atmosferą. Był chłodniejszy dzień. Na bladej koszulce polo miał zapinaną na zamek bluzę z kapturem. Wyglądała ciepło, miękko i świeżo. Louis miał przypadkowe i krótkie pragnienie, by owinąć ją wokół siebie.

Nie zwrócił jednak na to uwagi, usprawiedliwiając to swoim kolosalnym kacem i chaotycznym stanem psychicznym. Przeszedł obok stada roześmianych studentów trzymających pumpkin spice frappuccinos ze Starbucksa i mrożoną herbatę. Zbliżała się jesień. 

Louis biegł przez resztę drogi, aż w końcu znalazł się przy Harrym - który zaskoczony patrzył, jak Louis stanął u jego boku.

- Litości! - krzyknął, głośniej niż Louis kiedykolwiek go słyszał, ściskając klatkę piersiową i prawie potykając się, zanim się uspokoił i wyciągnął słuchawki z czerwonymi policzkami. I tak, naprawdę krzyknął: "Litości".

To było słodkie.

Louis uśmiechnął się, poruszając brwiami w niestandardowy sposób, modląc się, by jego twarz nie lśniła potem. Prawdopodobnie wciąż cuchnął alkoholem z poprzedniej nocy. Ugh. Powinien był to przemyśleć.

- Cześć - przywitał się głośno, pomimo pulsowania w skroniach (czy wypił dzisiaj chociaż jedną szklankę wody?). Dotknął dłonią swoich włosów, aby upewnić się, że nie wystają na wszystkie strony. Ale nie wydawały się być w lepszej formie niż to. - Złapałem cię, jak się wymykałeś, prawda? - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, pomimo bólu głowy, uderzając łokciem w bok Harry'ego. Próbował nie dyszeć, wciąż nie mogąc złapać tchu po biegu, ponieważ był poważnie nie w formie i na skraju cholernej śmierci.

Ale Harry nie wydawał się być zaniepokojony niezbyt korzystnym wyglądem Louisa, uśmiech powoli wypełnił jego twarz, gdy go obserwował. Przypominało to wschodzące słońce nad horyzontem; powolny, złoty połysk tryskający w świat, cal po calu, sekunda po sekundzie. Louis powinien być poetą. Był dobry w pierdoleniu. 

- Nie sądziłem, że cię dziś zobaczę - skomentował cicho Harry, bez wahania chowając słuchawki. Każde słowo było wypowiedziane z uśmiechem. Jakby naprawdę cieszył się, widząc Louisa. 

- Wiem. Przepraszam. - Louis natychmiast przeprosił i cóż. Dlaczego on w ogóle przeprosił? Nigdy nie przepraszał za tak trywialne rzeczy. Ale kontynuował, zanim chłopiec mógł zadać pytania. - Ostatnio miałem problemy ze snem, więc po tym, jak wczoraj poszedłem z kumplami i za dużo wypiłem... Cóż. Wydaje mi się, że dzisiaj to poczułem. Właśnie się obudziłem. - Uśmiechnął się jakby to było nic i wzruszył ramionami. - Jestem najbardziej bezwartościowym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkasz. - Zaśmiał się. - Powinienem był napisać do ciebie. - Harry zwolnił kroku, obserwując Louisa z zawsze obecnym małym uśmiechem. 

- Nie jesteś bezwartościowy. Ani trochę. Zwłaszcza, że ​​nie mogłeś napisać do mnie SMS-a, bo nie masz mojego numeru, głupku. 

Ach tak.

Ale czekaj! 

Okazja!

- Masz rację - powiedział powoli Louis, kawałki jego mózgu opadały jak Tetris. Coś przewróciło się w jego żołądku. - Nie sądzisz, że powinniśmy to zmienić? Chyba że brzmi to jak najbardziej beznadziejny pomysł na świecie. W takim wypadku mogę zacząć wymieniać moje cztery ulubione potrawy, pogrupowane według pór roku, aby dokonać sprytnej zmiany tematu, żebyś nie czuł się niezręcznie. 

Wystawił przynętę. Liam będzie dumny.

Harry zaśmiał się bez wahania, uśmiechając się szerzej, wypełniając niebo. Słońce wstało. Na pewno jest o tym piosenka, ale Louis nie mógł teraz o tym myśleć. Może "Here Comes the Sun". To wystarczy.

- O ile chciałbym dowiedzieć się, jakie są twoje ulubione sezonowe potrawy - zaczął Harry, jego oczy błyszczały w sposób, który Louis uważał za całkowicie nadprzyrodzony. - Wolałbym dać ci mój numer. - Skończył zdanie z uśmiechem na ustach, odwracając się w stronę Louisa, jedną ręką trzymając pasek torby, a drugą chowając w kieszeni dżinsów. Wyglądał na nieco zawstydzonego i może trochę nerwowego, ale przede wszystkim...po prostu...pewnego. Jakby wcześniej to przemyślał czy coś takiego.

Ale może to po prostu urojenie w głowie Louisa.

Wiele rzeczy było w głowie Louisa. Na przykład pulsowanie. I albo był to kac, albo coś innego, czego Louis nie miał zamiaru dalej analizować.

Ale Harry właśnie powiedział, że chce dać Louisowi swój numer i to było absolutnie warte wszystkiego. On chciał. To... To było warte złota. Więcej niż złota. Liam się zesra. (Może nawet złotem.)

- Okej - powiedział Louis nieco zaskoczony, a jego uśmiech zmienił się w coś bardziej oszołomionego, mniej narzuconego. Bo wiesz, cholera. Czy to nie przypadkiem zeszłej nocy przeżywał kryzys egzystencjalny, ponieważ w ciągu zaledwie trzech dni miał zabawić się ciałem Horana, a jednak w ciągu miesiąca, podczas którego znał Harry'ego, nie był w stanie zdobyć jego numeru telefonu? A teraz byli tutaj? Czy bogowie go posłuchali? - Eee, tak. Tak! - jąkał się. Weź się w garść, Tommo. - Byłoby wspaniale, Harry. Zajebiście, stary. Tak! Uhm. - Bełkotał. Jąkał się. Kurwa. Czy on się zarumienił? Czy on w ogóle umiał to zrobić? Czy tym właśnie było to ciepło na jego skórze? Miał ogromnego kaca. 

Musiał jakoś z tego wyjść. To było po prostu zawstydzające. Dodaj coś śmiesznego, Louis, dodaj coś śmiesznego. Kontynuował, odzyskując uśmiech. 

- Kto by pomyślał, że mały chłopiec znikąd, z nic nieznaczącym imieniem i kilkoma starymi szmatami zamiast ubrań, stałby tutaj dzisiaj, z nikim innym jak Harrym Stylesem, który za chwilę ma zamiar dać mu swój numer telefonu. Ledwo mogę w to uwierzyć! Chciałbym podziękować wszystkim, którzy głosowali na mnie, fanom, Bogu...

Na szczęście ta marna, paniczna próba wymuszonego żartu załatwiła sprawę, ponieważ Harry znów się śmiał z policzkami, które były dziesięć razy bardziej rozpalone niż Louisa i nagle nie było niezręcznie. Po prostu normalnie.

- Jesteś taki głupi - mruknął Harry z krótkim, lekkim chichotem, kręcąc głową. Louis nie pominął faktu, że nie powstrzymał ciepła jego spojrzenia i oddechu, tylko pozwolił mu osiąść w sobie - w worach pod oczami, w brudnym piasku jego dżinsowej kurtki, w widocznym kawałkach jego tatuażów. Ciepło emitujące od Harry'ego wygładzało wszystkie szorstkie krawędzie Louisa. Louis nie pominął również tego, jak Harry schował ręce za plecami, może nieświadomie, a może nie, i skrzyżował kostki. Wyglądał tak słodko, jak Kopciuszek, Śpiąca Królewna lub małe dziecko i był bardziej kobiecy niż Louis kiedykolwiek go widział, ale pasowało to do niego i było ujmujące i naturalne. Właściwie to było cudowne. 

Nie chciał tego zepsuć. Ale.

Ale wydawało się, że Louis wpatrywał się w część Harry'ego. Część, która zawsze była oddalona, ​​powstrzymywana i chroniona. Część zarezerwowana tylko dla tych, którzy naprawdę go znali, którzy byli czymś więcej niż tylko zwykłymi znajomymi. Kurwa. Bogowie musieli go naprawdę kochać. Ostatniej nocy musieli się nad nim zlitować.

Hm. To takie głupie. Naprawdę musiał przestać myśleć. Potrzebował jedzenia i wody.

- Zwykle nie jestem nazywany "głupim" - mruknął Louis z rozbawieniem, wyciągając telefon. - Ale dziękuję.

- Zwykle nie jestem nazywany "bezczelnym", a tobie udało się nazwać mnie tak każdego dnia. Myślę, że jesteśmy kwita. - Przechylił głowę i uśmiechnął się spokojnie. 

- Spójrz na nas. - Louis uśmiechnął się. - Wydobywamy z siebie to, co najgorsze, prawda? - Podał Harry'emu swój telefon, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Ich palce lekko się dotknęły, ale spojrzenie Harry'ego nie zmieniło się, tak jakby tego nie zauważył i po prostu wziął telefon w swoją gładką, delikatną dłoń.

- Nie to, co najgorsze - odpowiedział cicho i wpisał swój numer. - Proszę - powiedział, kiedy skończył i oddał telefon z powrotem Louisowi, uśmiechając się. - Teraz możesz wysłać ostrzeżenie, gdy postanowisz mnie porzucić.

Kolejna fala rozbiła się w krwiobiegu Louisa. A może to tylko nudności?

- Porzucić? - zapytał, unosząc jedną brew. Może zaszli dalej, niż się spodziewał. - To zbyt ostre określenie. Musiałem wygrzebać się dla ciebie z podłogi.

- Dla mnie? - Harry śmiał się, zaskoczony.

Louis kiwnął głową. Prawdopodobnie nie powinien być tak otwarty z informacjami na swój temat. Prawdopodobnie nie powinien być tak szczery. Musiał bardziej uważać na słowa. 

- Tak, cóż, nie tylko dla ciebie. Podłoga była niewygodna. I musiałem się wysikać. A potem, oczywiście, Liam mnie obudził, więc...

Harry kiwnął głową, uśmiech zmalał prawie do zera. Po prostu stał z jedną ręką w kieszeni, a drugą wciąż trzymał torbę, obciążoną książkami. 

- Ale bądźmy szczerzy - dodał natychmiast, zanim mógł się powstrzymać, prawie wbrew swojej woli. Słowa praktycznie wytrysły z jego warg, jak powódź. - To było dla ciebie. Nie ważne, jak bardzo staram się to ukryć.

Kurwa.

Co on właśnie powiedział o uważaniu na słowa?

Czując się dziwnie zawstydzony, odwrócił się, nie patrząc na reakcję Harry'ego. 

- W każdym razie - powiedział, starając się zmienić temat. - Nie jesteś porzucony, jeśli masz tak wielu innych przyjaciół.

Harry znów się zaśmiał, ale tym razem jego śmiech był krótki i pozbawiony humoru. 

- Właściwie to nie mam tak wielu przyjaciół.

Hm. To mogła być prawda. Louis tak naprawdę nigdy nie widział, aby Harry rozmawiał z kimś dłużej niż pięć minut i nigdy nie słyszał, jak mówi o kimś innych z wyjątkiem jego rodziny. Kiedy dostrzegał jego interakcje z innymi, to zawsze Harry kończył rozmowę, trochę niezręcznie i bardzo uprzejmie, pozostawiając swojego partnera z tęsknym spojrzeniem skierowanym na wycofującą się postać. Zawsze inni rozpoczynali rozmowy i to Harry zawsze je kończył. Co było dziwne. Wszystko w Harrym było dziwne. 

- Dlaczego? - zapytał Louis prosto z mostu. - Nie spędzasz czasu z wieloma ludźmi. Wydaje się, że wszyscy cię lubią. Chcą być wokół ciebie. Jednak ty nie chcesz być wokół nich. Dlaczego?

Jeśli Harry poczuł się nieswojo z powodu tych słów, nie pokazywał tego. Zamiast tego zaczął znowu iść, nabierać wolnego tempa, od czasu do czasu zderzając się ramieniem z Louisem. Włosy osłaniały jego profil. 

- Nie wiem. Chyba nie mam nic do powiedzenia.

Louis zmarszczył brwi. Co za gówniana odpowiedź.

- Z pewnością masz - zaprotestował i tym razem celowo uderzył Harry'ego w ramię, próbując przykuć jego uwagę. - Mówisz mi różne rzeczy!

- Tak, ale tylko, gdy odpowiadam na rzeczy, które ty mówisz pierwszy - zauważył Harry.

Czy to była prawda? Harry cały czas mówił. Mówił ciekawe rzeczy. Był śmieszny. A Louis nienawidził wielu ludzi, więc jeśli akceptował istnienie Harry'ego Stylesa, to musiał on być człowiekiem na wyższym poziomie.

Jednak nie wiedział, jak to powiedzieć. I nie był pewien, czy powinien. Czy chciał.

- Dobrze. Jakie są twoje zainteresowania? - zapytał Louis. - Łatwiej jest rozmawiać z ludźmi, gdy mówisz o czymś, na czym ci zależy.

- Eee. Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami, krótko gryząc swój paznokieć małego palca. Znowu wzruszył ramionami. - Nie mam wielu zainteresowań.

Louis westchnął.

- W porządku. Co zatem chcesz zrobić ze swoim życiem? Poza zostaniem lekarzem - ostrzegł, gdy Harry otworzył usta. Następnie zamknął je nieco nieśmiało. Louis zmusił się do uśmiechu. - Jakie są twoje osobiste cele? Co chcesz zrobić dla siebie?

- Nie wiem?

- Boże, Harry - Louis śmiał się, unosząc ręce w powietrze. Ten dzieciak był irytujący. - Jeśli starasz się być najbardziej nudną osobą na świecie, to muszę powiedzieć, że ci się udaje.

Harry znów się zarumienił, a jego skóra płonęła na te słowa. Ale to nie był dobry rumieniec. Nie taki, który porusza się po jego ciele w pióropuszach. Bardziej taki błyskawiczny i ostry. I był połączony z grymasem na twarzy Harry'ego, który pochylił głowę, przerywając kontakt wzrokowy z Louisem, zabierając ze sobą uśmiech i wschód słońca, a jego kroki były tak chwiejne, buty szurały po chodniku. Harry najwyraźniej poczuł się zraniony.

Miało to zaskakujący wpływ na Louisa.

To było jak uderzenie w policzek. Chciał natychmiast cofnąć swoje słowa. Czy to był wstyd? Może tak. W każdym razie był jednak dupkiem, prawda?

Jego skóra płonęła. Czuł nieznane, cierpkie uczucie, przez co jego dżinsowa kurtka niekomfortowo ocierała się o jego szyję.

Harry patrzył w dół, zaciskał wargi, marszczył brwi.

To było okropne.

- Przepraszam - odparł natychmiast Louis, zatrzymując się. Harry jednak nie zatrzymał się, więc Louis wyciągnął rękę i delikatnie pociągnął go za łokieć. To wystarczyło, żeby Harry się zatrzymał, chociaż nadal nie uniósł głowy, loki zasłaniały mu twarz. Cierpkie uczucie w Louisie nie ustąpiło. - To było niemiłe. Przepraszam. To było...nie powinienem był tego mówić. Nie...nie miałem tego na myśli. - Jąkał się, bełkotał i robił wszystkie inne rzeczy, których nienawidził, jednak wyglądało na to, że konsekwentnie robił je wszystkie wokół Harry'ego. Czuł ciepło z powodu tego "wstydu" i swędzenie i chciał, żeby Harry znów na niego spojrzał. On był taki słodki. Był taki słodki, a Louis go obraził. Trochę się za to nienawidził, bo Harry na to nie zasługiwał. Ta myśl paliła go w gardło. - Jestem gównem - powiedział cicho i szybko. - Jestem takim dupkiem. Najgorszym rodzajem człowieka. Przepraszam, Harry. Naprawdę. Nie miałem na myśli tego, co powiedziałem.

Ale Harry potrząsnął głową.

- Nie, w porządku, Louis - powiedział cicho. Jednak nadal nie podniósł wzroku.

A to wszystko miało znaczenie dla Louisa. Straszne, cierpkie uczucie utrzymywało się, a Harry dalej na niego nie patrzył.

To takie dziwne; sposób, w jaki teraz się czuł był dziwny.

- Nie, naprawdę. Poważnie. Przepraszam. Na serio. - Nie wiedział, co powiedzieć, nie wiedział, jak wyrazić szczerość. To nie było dla niego normalne. Jednak jego usta wydawały się myśleć inaczej, ponieważ zanim Louis zdążył ułożyć całe zdanie w swoim umyśle, zaczął mówić. Szybko. Bez poczucia kontroli. - Ja...zazwyczaj najbardziej interesujący są ludzie, którzy zatrzymują najwięcej dla ciebie, rozumiesz? To jest coś, w co naprawdę wierzę. Najbardziej wartościowe osoby, nie odsłaniają swoich kart innym. To te irytujące, pieprzone dupki jak ja, które rozkładają wszystkie karty na stół, są nudne. - Nie wiedział, skąd szły jego słowa. Po prostu mówił. Z miejsca, którego nie mógł zlokalizować. - Bo nie mamy wiele, więc po prostu oddajemy to wszystko w nadziei, że ktoś weźmie jedyne rzeczy, jakie mamy, wiesz? Tak jak ja, nie mam nic. W ogóle. Więc jestem cały na pokaz, tylko dlatego, bo to jedyne, co potrafię. Podczas gdy ty - ty masz, tak jakby, pudełko skarbów wypełnione wszelkiego rodzaju rzeczami, które dajesz tylko ludziom, którym udało się je zdobyć. Całe twoje życie ma znaczenie, Harry, więc ujawniasz je jedynie tym, którzy się liczą. I to jest piękne, naprawdę. To tak jak to, o czym czyta się w tych wszystkich klasykach i to o czym ludzie piszą piosenki. Jesteś ciekawszy niż ktoś taki jak ja. - Louis nie wiedział, co on, kurwa, mówił, ale teraz wpatrywał się w oczy Harry'ego. Chłopiec w końcu podniósł wzrok, ręka Louisa wciąż delikatnie ściskała jego zgięty łokieć. - Jestem takim dupkiem. Przepraszam - skończył kulawo, niewygodnie.

Tak wiele powiedział. Ale nawet tego nie żałował. Po prostu było mu gorąco. Po prostu czuł wstyd.

Czuł. I to było dziwne.

Harry skierował oczy na niego, obie dłonie miał teraz głęboko schowane w kieszeniach dżinsów. Kręcił głową, obserwując Louisa zmrużonymi od słońca oczami. Przez chwilę milczał, a za jego zielonym spojrzeniem gromadziły się słowa. Wreszcie się odezwał.

- Cały czas mówisz mi, kim jesteś, Louis - powiedział powoli, a słowa wtapiały się w kolczasty kręgosłup Louisa, łącząc ze sobą złamane kawałki. - Chciałbym, żebyś pozwolił mi zdecydować samemu.

Kolejna chwila ciszy.

Louis znowu nie wiedział, co powiedzieć.

Ale i tak się odezwał.

- W porządku - odparł, a jego postawa rozluźniła się, gdy stanął przed Harrym, pozwalając, by wszelkie pozory zebranej kontroli wypłynęły z jego ciała. Patrzył Harry'emu prosto w oczy, pozwolił dłoniom opaść na boki. - Na podstawie poprzednich wydarzeń, jak myślisz, kim jestem? - Cofnął się o krok w oczekiwaniu na ocenę. - Co widzisz, kiedy na mnie patrzysz?

Przez krótką chwile Harry przesuwał wzrokiem po całej postaci Louisa.

- Dupka - zażartował w końcu.

Ten zupełnie nieoczekiwany uśmiech na różowych ustach Harry'ego wywołał zaskoczony skrzek u Louisa. Co oczywiście doprowadziło Harry'ego do śmiechu, chichotania lub robienia czegoś, co brzmiało jak "trzepotanie stokrotki na wietrze". I właśnie w ten sposób intensywna, niepożądana, ciężkość sytuacji znacznie się rozjaśnia.

Był takim głupiutkim, niezręcznym chłopcem. Zawsze zaskakiwał Louisa.

- Tak naprawdę nie jesteś dupkiem - poprawił Harry, po tym, jak ich wspólne chichoty umarły, a uśmiech Harry'ego uspokoił się w miłej kontemplacji. - Czasami możesz robić różne rzeczy, ale nie jesteś złym człowiekiem, Louis. Ani trochę. Fakt, że przeprosiłeś i zrozumiałeś, że to, co powiedziałeś, mogło być może bolesne? Tak, to nie jest tak powszechne, jak mogłoby się wydawać. Jesteś dobry, Louis. Lubię to, kim jesteś. Doceniam to, że starasz się powiedzieć przepraszam. Nawet jeśli to nie była wielka sprawa.

Louis gapił się na niego. To było...cóż. To było miłe. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie usłyszał czegoś takiego, nigdy tak naprawdę nie postrzegał tego w ten sposób i... Miło było to usłyszeć.

- Nie miałem tego na myśli - powiedział Louis po tym, jak nie znalazł właściwych słów. - Tego, że jesteś nudny. Dla przypomnienia, nie myślę tak. Wręcz przeciwnie, naprawdę. Tak, żebyś wiedział.

Sprawił, że ​​Harry się uśmiechnął, słodko jak kostki cukru i kandyzowany imbir, a to w jakiś sposób załagodziło sytuację.

Potem Harry spojrzał na zegarek, przełamując dziwną, nieziemską kompozycję chwili, a Louis musiał kaszlnąć, aby osiąść z powrotem w rzeczywistości i wrócić do otaczającego go świata. Pewnie tak czuł się Zayn.

- Rany, przepraszam, Louis - powiedział Harry, marszcząc brwi, spoglądając na Louisa ze zmartwieniem. Słońce świeciło na powierzchni jego włosów, sprawiając, że stały się brązowe i jak płonące liście naraz. - Muszę już iść. Spóźnię się do pracy.

- Och. Praca. Zgadza się - odpowiedział tępo Louis. Potrzebował wody i prawdopodobnie więcej snu, więc powinna to być mile widziana okazja. Jednak nie ruszył się, by odejść. - Cóż, baw się dobrze. Pracuj ciężko i tak dalej - odparł z nieszczerym entuzjazmem, a grymas na twarzy Harry'ego zmienił się w lekkie rozbawienie. 

- Dzięki. - Uśmiechnął się, zanim zaczął iść do tyłu. To cud, że się nie potknął. - Eee. Do zobaczenia jutro?

- Tak. Napiszę do ciebie. - Louis uśmiechnął się i puknął palcem w telefon w kieszeni. - Jasno i wcześnie. Mam nadzieję, że spodoba ci się energiczna wiadomość "dzień dobry" i mnóstwo okropnych selfie, które nie mają absolutnie żadnego celu. Aha, i powinieneś również spodziewać się szczegółowych zdjęć każdego posiłku, który jem. Z co najmniej trzech różnych perspektyw, z trzema różnymi filtrami, dzięki uprzejmości Instagrama. - Uniósł policzki w najśmieszniejszym uśmiechu, jaki potrafił zrobić.

Jak można było się spodziewać, Harry się zaśmiał. 

- Tak długo, jak nie masz nic przeciwko filmom z kociętami i niemowlętami na YouTube, myślę, że mamy razem piękną przyszłość. I zdjęcia różnych serów. Lubię robić zdjęcia sera.  

Oświadczenie zwykle wywołałoby u Louisa szereg szyderstw (bo kto do cholery robi zdjęcia sera dla rozrywki?), gdyby nie fakt, że obecnie próbował dowiedzieć się, jak oczy Harry'ego mogą błyszczeć w ten sposób. Powiedział, że lubi brokat - czy wkłada go sobie w gałki oczne? 

- Czekam na wiadomość, Louis - podsumował Harry po tym, jak Louis pozostał niezręcznie cichy (cholera), ale jego ton był wystarczająco ciepły, aby wygładzić resztki ostrości pozostawionej w powietrzu wcześniej. To miłe.

- Ja również. Do zobaczenia, szczeniaku. - Louis pomachał mu, po raz ostatni uśmiechając się, zanim się odwrócił, pogrążając się w innej myśli. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, był machający Harry - bardziej ożywiony niż zwykle.

To było obiecujące.

Ale Louis musiał iść. Prawdopodobnie powinien wrócić do Zayna i Liama... Dziś wieczorem miał dzień wolny w pracy, więc może udałoby mu się tam przespać cały dzień? Przynajmniej dopóki ich rodzice nie wrócą do domu. Potem musiałby zadzwonić do Anthony'ego, zobaczyć, co robi.

Westchnął.

- Hej, Lou? 

Louis zatrzymał się natychmiast, odwrócił się nieco niezdarnie. Nic dziwnego, że jeszcze nie podbił Harry'ego - ostatnio był strasznym bałaganem. Po prostu niechlujnym, zaniedbanym wrakiem człowieka. 

- Tak, szczeniaku? - zapytał i stwierdził, że ​​Harry ledwo się ruszył z miejsca, w którym go ostatnio zostawił.

Wyglądał na nieco niepewnego, z przygryzionymi i opuchniętymi ustami, a w jego oczach dało się odczytać wahanie. Powoli mrugał.

Nazwał go "Lou".

- Jesteś zajęty? Teraz? W porządku, jeśli tak. - Był na tyle daleko, że musiał trochę krzyczeć. Miał zmarszczone brwi i nadal przygryzał wargę. Bluza sięgała mu za jego dłonie, a stopy były ustawione pod dziwnymi kątami, skierowane do środka.

Louis prawie potknął się o własne nogi, spiesząc się, by wypełnić tą lukę między nimi.

To było obiecujące. To wydawało się ważne. Myślał, aby napisać do Liama. Lub nagrać ich rozmowę lub coś takiego. To mogło być to. To mógł być początek końca.

Pomysł stał się nieoczekiwanie pusty w głowie Louisa.

Jest jak jest. Nie było miejsca na sentyment.

- Nie, nie jestem zajęty. Dlaczego pytasz? - Próbował zabrzmieć normalnie, ale jego głos złamał się na końcu, powodując, że jego szyja zarumieniła się. Cholera, Louis.

- Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami, ale uśmiech powoli formował się na jego ustach. Znowu ten wschód słońca. - Chyba po prostu... Nie miałbym nic przeciwko, gdybym dzisiaj spotkał bezpańskiego pieska. W drodze do pracy. - Uśmiechnął się, jakby jego słowa miały sens.

Bezpańskiego pieska? Kurwa.

- O czym ty u licha mówisz? - zapytał bez ogródek Louis, unosząc jedną brew.

Harry przewrócił oczami, podszedł do niego i pociągnął go za rękę, jakby był dzieckiem. Szczęka Louisa prawie opadła z zaskoczenia, gdy jego dłoń była dociskana do dłoni Harry'ego.

Zdecydowanie inna strona Harry'ego. Zwykle nie był taki do przodu.

- Chodź, Ben - mruknął Harry z irytacją, a Louis obserwował wgłębienie jego policzka spowodowane uśmiechem.

A potem to dotarło do Louisa.

- Zaczekaj. Mówisz o tym, o czym myślę, że mówisz? Mogę iść za tobą do pracy? Mogę być twoim bezpańskim pieskiem?

- Nie mów tak. To brzmi przerażająco. - Harry uśmiechnął się, puszczając rękę Louisa (cholera). - Ale tak. Pokażę ci, gdzie pracuję.

Przeszli przez ulicę, Harry popatrzył w obie strony.

Louis gapił się na Harry'ego, podążając za nim bez wahania.

- Twój numer telefonu i miejsce pracy w ciągu jednego dnia? Jesteśmy na dobrej drodze do zostania psiapsiółkami. - Louis uśmiechnął się, drażniąc chłopca, ale jego ekscytacja była oczywista, co nie przeszkadzało mu aż tak bardzo - nie wtedy, gdy Harry schylił głowę i spojrzał na Louisa z nieskrępowaną słodyczą.

To była wielka chwila. Cholera jasna.

- Czy mogę zapytać, co spowodowało to nagłe zaufanie? - kontynuował, ukradkiem rzucając spojrzenie na profil Harry'ego. Miał uśmiech na ustach. Czy jednak nie zawsze się uśmiechał? - Odważę się nawet powiedzieć, że tęskniłeś za mną dzisiaj, kiedy myślałeś, że się nie pokażę. -  Uśmiechał się jeszcze szerzej.

Harry wzruszył ramionami, a jego uśmiech lekko drgnął. 

- Lubię przebywać w twojej obecności - powiedział szczerze, przyciągając wzrok Louisa. Był szczery. Po prostu stwierdził, co czuje. Bez mrugnięcia okiem.

Louis nie wyobrażał sobie takiego bycia. Nigdy nie mógłby sobie na to pozwolić.

- Większość ludzi lubi. - Louis mrugnął z fałszywą brawurą, ale jego uśmiech wydawał się dziwnie delikatny. Przesunął palcem po boku Harry'ego, co spowodowało, że podskoczył i prychnął z uśmiechem.

- W takim razie, Harry Stylesie - powiedział delikatnie Louis, jego uśmiech uspokoił się, gdy obserwował chłopca obok niego, którego kroki były znacznie większe i znacznie bardziej niezdarne niż Louisa. Ich dłonie stukały się co chwilę, a Louis nie pominął tego, jak oczy Harry'ego zwróciły się w dół na poziom Louisa, tylko na chwilę. Niemal niemożliwie szybko. Ale Louis to zauważył. - Wpuść mnie do swojego świata. 

A Harry uśmiechnął się do niego, potrząsając głową, zanim pozwolił sobie na mały śmiech, a jego twarz stała się latarnią pośród resztek miasta.


Continue Reading

You'll Also Like

108K 6.8K 12
Wszystko, co tak naprawdę obchodzi Louisa to jego deskorolka, tatuaże, piłka nożna i jego rodzina. Ma pracę, którą (przeważnie) kocha i (małą) garstk...
2.4K 81 8
Jak potoczy się życie Patryka I Przemka.pro oraz reszty geznie Tego siecie się w tej książce
20.9K 3.6K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
230K 19.8K 28
Harry Styles od zawsze był w jakimś sensie inny. Bandanki? Kokardki? Pomalowane paznokcie? Uwielbiał się wyróżniać. Jego przyjacielowi Louisowi - prz...