- Pan Malfoy wyraźnie nie jest zadowolony i musimy coś z tym zrobić. - Głos starszego czarodzieja dobiegł do jej uszu, na co sapnęła z irytacją w odpowiedzi.
- Pan Malfoy jest nienormalny, Panie Jones. Nie wypuszczę go z kliniki w takim stanie. - Powiedziała twardo i posłała rozmówcy mordercze spojrzenie.
Już ona mu pokaże, temu Malfoyowi. Nasłał na nią Szefa Rady Nadzorczej. Zapłaci jej za to.
- Nie ukrywam, że nasz kłopotliwy pacjent jest osobą niesamowicie medialną. Może narobić nam bałaganu w prasie.
Hermiona złapała się za nasadę nosa oddychając głęboko próbując się uspokoić. Nie mogła narażać swojej kariery przez jakiegoś arystokratycznego dupka.
- Porozmawiam z nim. - Odparła lekko zrezygnowana, na co mężczyzna kiwnął głową z zadowoleniem i opuścił jej gabinet uznając rozmowę za zakończoną.
- Pieprzony Malfoy! - Warknęła waląc dłonią o blat biurka.
Były Ślizgon był prawdziwym utrapieniem, a miała go w szpitalu zaledwie od kilku dni. Nie chciał z nikim współpracować, ciągle narzekał i co chwilę wypytywał o termin wypisu. Nie dość, że był obrzydliwie rozpieszczonym, nadętym bubkiem, to jeszcze dochodziła do tego ogromna sława i popularność. Pieprzony celebryta.
Przez lata zrobił niesamowitą karierę sportową, gazety ciągle się o nim rozpisywały. Okazało się, że mimo iż do szkolnej drużyny wkupił go tatuś, naprawdę miał ogromny talent i szybko został jednym z bardziej rozpoznawalnych graczy na świecie. I jednym z bardziej pożądanych facetów.
Trzeba było mu oddać, że był naprawdę przystojny i dobrze zbudowany. Dziewczyny za nim szalały, samym uśmiechem potrafił przyprawiać o drżenie kolan. Był także zaręczony z Astorią Greengrass o czym magazyn Czarownica lubił przypominać co najmniej raz w tygodniu. Nie żeby ona kiedykolwiek go czytała.
Westchnęła cicho próbując się przygotować psychicznie na konfrontację z Malfoyem.
Rozmowy z nim były męczące. To było mniej więcej coś w stylu rzucania grochem o ścianę w akompaniamencie ironii i kpiny.
Gdy przekroczyła próg pokoju, w którym tymczasowo mieszkał, zastała puste łóżko, a na fotelu obok siedział Zabini z nosem w gazecie. Na okładce widniała ogromna ruchoma fotografia mężczyzny lecącego na miotle z wyciągniętą ku górze dłonią zaciśniętą na małej piłeczce ze skrzydełkami a tuż nad nią malował się wielki napis: DRACO MALFOY KOŃCZY KARIERĘ?
- Gdzie on jest? - Zapytała głośno, nie siląc się na grzeczność.
- Dzień dobry, Hermiono. - Czarnoskóry mężczyzna opuścił gazetę i posłał jej miły uśmiech. - Jak się dziś masz?
- NIe wysilaj się, Blaise. - Rzuciła mu karcące spojrzenie. - Gdzie jest, Malfoy?
- Jak mniemam w toalecie. - Odparł lekko i odłożył gazetę na stolik. - Jest w kiepskim humorze, więc jak chcesz z nim porozmawiać, to...
- Pieprzę go. - Warknęła czując jak ogarnia ją wściekłość.
- A to ciekawe... - Drwiący głos dobiegł do niej gdzieś z tyłu, a gdy się odwróciła ujrzała blondwłosego faceta, który opierał się o ścianę i patrzył na nią złośliwie. - Nie przypominam sobie, żebym Cię przeleciał, Granger.
Wciągnęła powietrze z niedowierzaniem i zacisnęła drobne dłonie w pięści.
- Chciałbyś. - Mruknęła, na co uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerzył. - Przyszłam z Tobą pomówić. - Podeszła do niego i stanęła naprawdę blisko.
Nie mogła robić na nim wrażenia - nawet w butach na obcasie była o pół głowy od niego niższa.
- O czym? - Spojrzał jej głęboko w oczy, co spowodowało, że straciła odrobinę pewności siebie. Merlinie, miał naprawdę niesamowity kolor oczu...
- O tym jak się zachowujesz. Nie jesteś dzieckiem, do cholery. Ogarnij się. - Powiedziała twardo odwzajemniając odważnie jego intensywne spojrzenie. W końcu była Byłą Gryfonką, nigdy nie tchórzyła.
- Nudzę się. - Odparł i wymijając ją pokuśtykał do łóżka, na które opadł z cichym jękiem.
Blaise przyglądał się im z nieodgadnioną miną.
- Inteligentni ludzie się nie nudzą. Zajmij się czymś. - Powiedziała wpatrując się w niego z żądzą mordu.
- W domu mam mnóstwo zajęć. - Odparł i sięgnął po szklankę z wodą. Patrzyła zmrużonymi oczami jak pochłonął naraz całą zawartość naczynia.
- Nie mogę Cię wypisać do domu. Ledwo chodzisz, potrzebujesz opieki wykwalifikowanych magomedyków... - Mówiła znudzonym tonem, ale zamilkła widząc jego minę. Nie wróżyła niczego dobrego.
- Ile czasu potrzebuję, żeby być w miarę sprawny? - Zapytał stukając palcem o usta. Naprawdę nie podobało się jej to, w jaki sposób na nią patrzył.
- Minimum dwóch tygodni. - Odparła zrezygnowana. - Co Ty kombinujesz, Malfoy?
- Weźmiesz sobie urlop na dwa tygodnie i zajmiesz się mną, u mnie w domu. - Powiedział nagle z kpiącym uśmiechem. - Inaczej urządzę Ci medialne piekiełko, a prasa nie zostawi na Mungu suchej nitki.
- Czy Ty mnie szantażujesz?! - Zapytała z niedowierzaniem analizując gorączkowo jego słowa. Kompletnie upadł na głowę!
- Jakżebym śmiał. - Parsknął. - Jesteś najlepsza w tym całym pierdolniku, więc chcę Twojej opieki.
- To nie jest koncert życzeń. - Warknęła i przejechała dłonią po twarzy w geście desperacji. Właśnie w tej chwili ważyły się jej losy. Jeżeli mu odmówi, będzie skończona. Wywalą ją ze stanowiska, na które wiele lat tak ciężko pracowała. Jeżeli się zgodzi, będzie musiała u niego zamieszkać na dwa tygodnie. Czy była na to gotowa?
- No więc? - Ponaglił ją. Świetnie się bawił jej kosztem. Co za nadęty pacan!
Westchnęła zrezygnowana opuszczając ramiona.
- Daj mi jeden dzień, nie mogę wziąć urlopu od tak. Jutro Cię wypiszę... - Powiedziała widząc jak jego twarz rozjaśnia uczucie triumfu.
- To świetnie, Granger. Możesz sobie już iść.
Odwróciła się gwałtownie na pięcie mrucząc pod nosem coś o pieprzonych arystokratach i wyszła pozostawiając po sobie delikatnie słodki zapach perfum.
- Nieźle sobie to wykombinowałeś, stary. - Blaise kiwnął głową z uznaniem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę utrzeć jej nos. - Draco wyglądał niczym kot mający przed sobą pełną miskę śmietany. - Przemądrzała panna Wiem-To-Wszystko...
- Zapomniałeś chyba, że już nie jesteśmy w szkole. I to od dawna. - Zabini spoglądał na przyjaciela z ciekawością. Już dawno nie widział go tak zaaferowanego.
- To w końcu Granger. Nigdy nie przepuściłbym okazji, żeby trochę się nad nią poznęcać.
- Jesteś takim dzieciakiem, Malfoy... - Blaise westchnął ze zrezygnowaniem i wstał z fotela, potrzebował się przewietrzyć.
Na ławce przed Kliniką spostrzegł siedzącą Hermionę z kubkiem kawy w dłoni, więc podszedł do niej i zapytał:
- Można?
Kiwnęła tylko głową i po chwili wybuchła:
- Jak Ty z nim wytrzymujesz, Blaise? To taki kretyn!
Była Gryfonka darzyła ciemnowłosego mężczyznę jakimś nieokreślonym i niczym nie uzasadnionym zaufaniem.
- Ma też swoje zalety. - Odparł wzruszając ramionami i wyciągając papierosa z paczki. - Chcesz? - Wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Palenie jest wysoce szkodliwe. - Powiedziała marszcząc czoło. - Skąd masz mugolskie papierosy?
- Mam znajomych wśród Mugoli. - Odpowiedział zaskakując ją i zaciągnął się z przyjemnością posyłając jej krótkie spojrzenie.
Była na swój sposób ładna. Gdyby tylko trochę się postarała, mogłaby przepoczwarzyć się z mola książkowego w super laskę. Ale ubierając się w brzydkie workowate sukienki i niziutkie obcasiki nie mogła zrobić na nikim żadnego wrażenia. I jeszcze te okulary, które zasłaniały pół twarzy...
- Co robisz? - Zapytała z zaskoczeniem, gdy nachylił się i zsunął oprawki z jej oczu.
- Sprawdzam coś. - Odpowiedział i gwizdnął z uznaniem. Miała piękne orzechowe tęczówki okolone firanką czarnych rzęs. Na nosie i policzkach widniały drobne piegi, które w ogóle nie rzucały się w oczy, gdy miała na nosie okulary.
- Bez nich jestem ślepa. - Mruknęła i wsunęła je z powrotem.
- Powinnaś pomyśleć nad kontaktami. Okulary Cię szpecą. - Powiedział otwarcie rozsiadając się wygodnie na ławce i rozkoszując się toksycznym smakiem mugolskiej używki.
- Mój wygląd nie jest dla mnie najważniejszy... Jestem skupiona na pracy i pisaniu rozprawy o... - Zamilkła widząc jego spojrzenie pełne politowania. - O co Ci chodzi?
- Jesteś naprawdę piękną kobietą, Hermiono. Odrobina wysiłku i...
- Nie zamierzam się stroić. Mam lepsze rzeczy do roboty. - Fuknęła i pociągnęła łyk zimnej już kawy ignorując jego komplement.
- Kiedy ostatni raz z kimś spałaś? - Zapytał i roześmiał się widząc jej minę.
- To raczej nie Twoja sprawa, Zabini. - Odparła cierpko rumieniąc się delikatnie.
To mu podpowiedziało, że raczej od dawna nikt jej nie przeleciał.
- Miałaś w ogóle kogoś od czasu rozwodu? - Padło pytanie, na które nie była przygotowana. Skąd on do licha tak wiele o niej wiedział?
- Skąd wiesz o...
- O Twoim rozwodzie? - Wzruszył ramionami. - Z gazet. Czytam ich naprawdę sporo, taką mam pracę. I dużo też zapamiętuję, to też mi się przydaje w życiu zawodowym.
Patrzyła na niego lekko zmrużonymi oczami. Blaise Zabini był dla niej zagadką - zachowywał się zupełnie inaczej niż pamiętała, ale z drugiej strony od ukończenia przez nich szkoły minęło piętnaście lat. Ludzie potrafią się zmienić. Przynajmniej niektórzy.
- Boję się tych dwóch tygodni, Blaise. Malfoy jest nieobliczalny... - Wyznała szczerze.
Wyciągnęła nogi przed siebie i rozkoszowała się promieniami wrześniowego słońca, które grzały lekko jej twarz. Musiała uważać, żeby się nie opalić.
- Po prostu nie wchodź mu w paradę i powinno być okej. - Odparł doskonale wiedząc, że jego kumpel zrobi z jej życia piekło. Takie miał jakieś przeczucie.
- Duży ma dom? - Zapytała z nadzieją. - Może nie będziemy musieli w ogóle na siebie wpadać...
Zabini roześmiał się wesoło. Naprawdę ją polubił. Przemawiała do jego poczucia humoru.
- Chatę ma niezłą, to fakt. Przy odrobinie szczęścia zgubisz się w bibliotece i Cię tam nie znajdzie.
- Byłoby super. - Odparła rozmarzona i westchnęła cicho nastawiając się mentalnie na najbliższe dni.