|| Fallin' like the stars ||...

By Alotropicwanderstars

4.7K 333 195

Rogera sporadycznie spotykają różne trudności w życiu, jednak zawsze potrafi się z nimi uporać. Nowością jest... More

Rozdział I | Prolog
Rozdział III | Perverted Winter
Rozdział IV | Let's Kiss
Rozdział V | Strawberry Lips
Rozdział VI | Drumsticks of Destruction
Rozdział VII | Are You Going To Take Your Pants Off?
Rozdział VIII | You Call Me Sweet
Rozdział IX | Look Up To The Stars
Rozdział X | Get out!
Rozdział XI | You love him!

Rozdział II | Mint Apocalypse

480 33 21
By Alotropicwanderstars


Rano obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Z niechęcią podniosłem się do pozycji siedzącej, nawet nie otwierając oczu. Nienawidziłem, kiedy ktoś mnie budził, zwłaszcza, że nie spałem praktycznie całą noc martwiąc się o mój samochód. Pomoc drogowa zabrała go do mechanika, ale jeszcze nie wiadomo kiedy będzie znowu mógł jeździć. Pieprzone kolejki. Leniwie zwlokłem się z łóżka i skierowałem się w kierunku drzwi wejściowych. Gość przed drzwiami nie odpuszczał i nadmiernie molestował mój dzwonek. Właściwie kogo może nieść o tej porze?!

-Idę, do cholery!- krzyknąłem, kiedy byłem już blisko drzwi. Podszedłem i przekręciłem zamek, a moim oczom ukazała się burza bujnych loków. Nie był to kto inny jak Brian May, rzecz jasna. -Co ty tu robisz?- zapytałem zaspanym głosem, nie kryjąc zdziwienia.

-Rog, miałeś być gotowy.- odezwał się brunet i jak gdyby nigdy nic wszedł do środka -Czekam na ciebie na zewnątrz od 15 minut!

-Upsss...- wyszeptałem bardziej do siebie, patrząc na zegar wiszący na ścianie. Faktycznie zaspałem na próbę -Ale to nie powód, żeby się na mnie wydzierać!- postawiłem się.

-Jeszcze się nie wydzieram, ale jak za chwilę nie ruszysz dupy to kto wie.- powiedział spokojnie, z zimnym spojrzeniem, podpierając się na biodrach.

-No dobra, już dobra...- nie miałem siły na kłótnię z samego rana, chociaż pewnie potem jeszcze do tego wrócimy... Idąc w stronę schodów na górę zaburczało mi w brzuchu, na tyle głośno, że pewnie Bri też usłyszał. Cóż, chyba żaden normalny facet nie potrafi funkcjonować bez śniadania. Ale mój gość pewnie nawet nie pozwoli mi zajrzeć do lodówki.

Szybko się ubrałem, umyłem zęby, lekko podtapirowałem włosy i się odlałem. I wiecie co? NADAL BYŁEM GŁODNY, KRUCI. Szybko zbiegłem po schodach i od razu podbiłem do lodówki, udając ninję, mając nadzieję, że loczek mnie nie zauważy.

-Zrobiłem ci kanapki, chodź już!- usłyszałem za sobą błagalny głos Briana. Byliśmy już dawno spóźnieni na próbę.

-Daj mi spokój, jestem samodzielny!- odpowiedziałem, ale zamknąłem lodówkę. Nie lubiłem, kiedy ktoś traktował mnie jak dziecko, jakbym sam miał sobie nie poradzić. W wielu przypadkach byłem indywidualistą (ale gram w zespole, hihi) Jednak nie miałem nic przeciwko, kiedy ktoś dla mnie gotował, dlatego ucieszyłem się kiedy Bri oznajmił, że zrobił dla mnie śniadanie. Aczkolwiek starałem się tego nie pokazywać.

Udaliśmy się do samochodu, a ja zajadałem się pysznymi kanapkami od przyjaciela. Serio były dobre... Mężczyzna odpalił samochód i włączył radio. Dziwnie czułem się siedząc od kilku dni na miejscu pasażera, ale nawet nie pytałem Briana, czy mogę poprowadzić. Prowadzić czyjś samochód to trochę jak całować jego dziewczynę... Nie przejdzie, a ja doskonale to rozumiałem. Nie chciałbym, żeby ktoś inny jeździł moim maleństwem. Plusem tej odmiany było jeszcze to, że mogłem się zajadać kanapkami, nie musząc patrzeć na drogę. Mój posiłek jednak się powoli kończył, a szkoda, bo smaczne.

-Dobry Boże, to mój kawałek.- odezwał się Bri, szeroko się uśmiechając. Wsłuchałem się w radio. Właśnie zaczęło się "Can't help falling in love". Brunet zaczął śpiewać, zupełnie jakby mnie tam nie było. Widać było, że bardzo się w to wczuł. Najwyraźniej lubił Presleya. Uważnie słuchałem jak śpiewał zwrotkę. -Take my hand, take my whole life too...- zaśpiewał niemal perfekcyjnie. Cóż, miał naprawdę niezły głos... Aż sam poczułem klimat tej piosenki. -For I - can't - help...

-FALLING IN LOVE WITH YOU.- włączyłem się, nie mogąc się powstrzymać. Właściwie nie lubiłem tego typu muzyki, ale swoim śpiewem loczek wprawił mnie w dobry nastrój. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, który od razu odwzajemniłem. Słysząc nas w duecie po raz pierwszy na trzeźwo, doszedłem do wniosku, że brzmimy razem naprawdę dobrze. Powiedziałbym nawet, że bardzo dobrze. Zupełnie jakby nasze głosy były stworzone do śpiewania razem. Może nawet... Nie, bez przesady. Na pewno nie brzmimy lepiej od Freddiego.

-Like a river flows surely to the sea...

-Darling so it goes...

I tak dalej i dalej aż w końcu zatrzymaliśmy się pod studiem i z niesamowicie dobrym humorem wparowaliśmy do środka, licząc na to, że Freddie i John jednak nie zepsują nam dnia dając nam opieprz za spore spóźnienie. Rzuciłem kurtkę na kanapę, która stała obok. Mercury zmierzył nas zimnym spojrzeniem.

-To wina Rogera.- rzucił Brian i zaczął rozkładać się z gitarą, jak gdyby nigdy nic. Jednak z miny Freddiego można było odczytać, że doskonale wie, że to przeze mnie się spóźniliśmy.

-Za dużo porno, Roggie?- zapytał wkurzony wokalista, śmiesznie zaciskając usta ze złości.

-Fred, odpuść.- prychnąłem -Mam dziś zbyt dobry nastrój na kłótnię z tobą. Zamiast gadać weźmy się lepiej do pracy. -Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do swojego instrumentu.

Ciemnowłosy rzucił tytuł jakiegoś utworu, a ja natychmiast zacząłem wystukiwać rytm. Potem włączył się Deaky z basem, Bri z Red Special i na końcu Freddie ze swoim wokalem zesłanym z niebios. I tak przez kilkanaście następnych piosenek. Po tylu latach wspólnej pracy praktycznie się myliliśmy, w muzyce rozumieliśmy się bez słów. Byliśmy niesamowicie zgraną grupą. Po jakiejś godzinie z hakiem Mercury zarządził przerwę. Gitarzysta i basista uciekli do kuchni, bo ponoć zgłodnieli, a ja podeszłem do ciemnowłosego, który właśnie pił wodę prosto z butelki.

-Co porabiasz, Freddie?- zagadałem.

-Próbuję dać moim strunom głosowym odpoczocząc, skarbie.- odpowiedział, trochę z wyrzutem i znowu pociągnął łyk wody. Zaśmiałem się cicho. -Ciekawe czy Johny zrobi nam tosty...

-Nie gadaj, że Deaky wziął ze sobą toster.- kiedy to powiedziałem do głowy wpadł mi świetny pomysł. -A gdyby tak...- Mercury spojrzał na mnie i uśmiechnął się tajemniczo.

-...Zrobić im... pranka?- dokończył za mnie, jakby czytał mi w myślach.

Czym prędzej, zabraliśmy się za uzgadnianie planu. Stanęło na tym,że Freddie miał odwrócić uwagę chłopaków, a ja w jakiś sposób zepsuć im posiłek. Miałem, więc mało czasu, żeby wymyślić coś dobrego, a zasoby kuchni w studiu były ograniczone... Wparowaliśmy do pomieszczenia, w którym unosił się zapach topionego sera. Aż zaburczało mi w brzuchu.

-Johny, Bri coś się stało z Red Special, chodźcie rzucić na to okiem.- wypalił ciemnowłosy, na co May od razu się zerwał i bez słowa wybiegł z kuchni z wyrazem przerażenia na twarzy. Deaky cicho wzdychając również wstał i wyszedł, a za nimi Mercury, który na odchodne pokazał mi kciuk uniesiony w górę. Zabawę czas zacząć... Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, ale nie zauważyłem niczego godnego uwagi. Jednym uchem słyszałem coś, że z gitary Briana poszła iskra, czy coś w tym stylu, potem szarpanie za struny, jednak skwierczenie żółtego sera zagłuszało większość dźwięków. Pewnie sprawdzają co jest nie tak. Wiedziałem, że kończy mi się czas, ale niczego nie mogłem wymyślić. Wtedy rzucił mi się w oczy płyn do naczyń. Płyn do naczyń. Miętowy. Wpadło mi do głowy, że to zbyt okrutne tym bardziej , że Johny nie zrobił mi nigdy nic złego, ale szybko odgoniłem te myśli. Wiem, jestem okropny, hehe. Czym prędzej, wziąłem do ręki środek chemiczny i otworzyłem toster. Delikatnie odchyliłem przypieczony chleb i precyzyjnie wlałem gęstą ciecz do jedzenia, uważając, żeby na pierwszy rzut oka nie było jej widać. Miałem na uwadze, że Deaky może obserwować swoje tosty z miłością, bo często tak robił, więc pozostawało mi tylko modlić się, żeby nic takiego się nie stało. Usłyszałem zbliżające się głosy chłopaków.

-Freddie, jesteś po prostu przewrażliwiony.- powiedział Bri wchodząc do kuchni. Tuż za nim weszli Deacon i Mercury.

-No przepraszam!- uniósł się wokalista, siadając na krześle i zakładając nogę na nogę, jak typowa lafirynda. Ja i Bri również się przysiedliśmy. Basista natomiast wyłożył posiłek na talerze i z szerokim uśmiechem położył je na stole.

-Chcesz jednego, Fred?- zapytał Johny, podsuwając mężczyźnie talerz pod nos. A mi nie zaproponował?!

-Nie, dzięki.- ciemnowłosy spojrzał na mnie znacząco i posłał delikatny uśmiech. On też czekał na ten moment.

Nadszedł. I ujrzałem 

Oto tost przyskwarczony 

A imię w nim stopionego Ser

I płyn do naczyń mu towarzyszył

-Czuję miętę...- odezwał się Deacon z zagadkową miną, przeżuwając kęs tosta.

-Do mnie?- Freddie zabawnie poruszył brwiami. Typowo. John wypluł tost na talerz, kaszląc. Zaniosłem się niepohamowanym śmiechem, podobnie jak Mercury. May nie wiedział o co chodzi, ale najwyraźniej domyślił się, że coś jest nie tak, bo mądrze nie tknął jedzenia.

-ROGER, TY BARBARZYŃCO!- wrzasnął basista -NISZCZYSZ DZIEDZICTWO LUDZKOŚCI!- śmiałem, się tak głośno, że aż rozbolał mnie brzuch. Freddie zapowietrzył się, pokazując rząd swoich zębów. I właśnie spadł z krzesła. Skuliłem się na siedzeniu kurczowo trzymając się za brzuch. Nawet Brian zaczął cicho chichotać, mimo iż nadal nie wiedział co się właśnie stało. -Jak mogliście?!- John już prawie się rozpłakał, a wokalista nadal tarzał się po brudnej podłodze, zwijając się z wręcz psychodelicznego rechotu. Basista w końcu delikatnie się uśmiechnął.

-Prze-przepraszamy, Deaky...- wysapał ciemnowłosy spod stołu, ledwo łapiąc oddech. Powoli zaczęliśmy się uspokajać. Mercury podniósł się do pozycji siedzącej, a Brian otworzył tosty, żeby sprawdzić co było w środku.

-Płyn do naczyń? Nie wiecie, że to niebezpieczne?- zaczął. O nie.

-Hej, chodźmy kontynuować próbę!- przerwałem wykład, który defacto się jeszcze nie zaczął. -Chłopaki, wiecie jak ja i Bri dobrze razem śpiewamy? Może powinniśmy napisać jakąś kolejną piosenkę na chórki...- wychodząc puściłem oczko gitarzyście, który nie wyglądał na zadowolonego. Reszta grupy podążyła za mną. Chwyciliśmy za instrumenty i znowu zaczęliśmy grać. Kochałem te nasze dzikie akcje i nawet jeśli coś jest tak oklepane, jak dolanie do jedzenia płynu do naczyń my potrafimy się z tego śmiać. Wszyscy w świetnych nastrojach daliśmy się ponieść muzyce.


~~~~~

1485 słów 

A zatem drugi rozdział :) jeszcze trochę wstępu ale w następnej części będzie się działo trochę więcej ;D

Dzięki za miłe przyjęcie gwiazdeczki ❤️

Mars & Saturn 

Continue Reading

You'll Also Like

315K 12.1K 8
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
503K 25.6K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
457K 37.3K 25
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
53.7K 4K 35
Spin-off dylogii układ ARES HERMAN Trzydziestosześcioletni Ares Herman poszedł w ślady ojca, Victora Hermana i założył własną firmę graficzną. Jego ż...