97 (zdajecie sobie sprawę, że ten, poprzedni i kolejne rozdziały dzieją się w przyszłości po liceum?)
Rozmowa urwała się i nastąpiła cisza. Dziewczyny co jakiś czas popijały nadal gorący napój, a ich siorbanie było jedynym dowodem, że ktoś jest w tym mieszkaniu. W pewnej chwili Karolina westchnęła. Położyła policzek na dłoni i spojrzała na przyjaciółkę.
- Niezręczna cisza nie jest w moim stylu – powiedziała z uśmiechem. – Co najwyżej niezręczna rozmowa, ale nie cisza.
- Racja – przyznała Weronika, także się uśmiechając i wpatrując w swoją herbatę. – Pamiętam, jak w gimnazjum byłaś czasami... za bardo otwarta.
- O rany, gimnazjum! Jakie to były piękne czasy. To już prawie sześć lat.
- W czerwcu minie dokładnie sześć.
Weronika uniosła wzrok znad swojego kubka. Ich spojrzenia niebieskich oczu się spotkały. Patrzyły się na siebie przez sekundę, gdy Karola uśmiechnęła się swoim najszczerszym i najmilszym uśmiechem. Zaczesała niesforne kosmyki włosów do góry i westchnęła stęskniona. Ponownie ułożyła się na swojej dłoni, a potem zaczęła balansować kubkiem w dłoni.
- Gimnazjum – wyszeptała Karolina. – To były piękne czasy.
- To prawda – przyznała Weronika. – W tamtym okresie stałam się bardziej otwarta, dzięki wam...
Ponownie nastąpiła cisza. Brunetka dopiła swoją herbatę i wstała, aby odłożyć kubek do zlewu. Umyła naczynie i położyła na suszarkę. Potem oparła się o blat i spojrzała na tył głowy przyjaciółki.
- Chcesz coś zjeść? – zapytała gospodyni.
- Nie, dziękuję – odparła Weronika, nie odwracając się do brunetki. – Jadłam przed wyjściem z uczelni.
- No weź!
Weronika niemal nie podskoczyła. Odwróciła się przerażona i spojrzała na właścicielką, która nadal była oparta o blat.
- No bo mam ciasto, które bym zjadła, ale nie chcę wyjść na żarłoka.
- Ale ty jesteś żarłokiem – odezwała się blondynka.
- No wiem, ale staram się nie być.
- Chyba ci nie wychodzi.
- Nigdy mi to nie wychodziło. No dawaj.
- To bezsensu. I co podasz ciasto, bo masz gościa? Masz wymówkę i co?
- I mam alibi oraz satysfakcję.
Dziewczyny wpatrywały się w siebie przez chwilę. Nie był to surowy wzrok, ale trochę niedowierzający. Nagle Karolina wybuchła śmiechem. Złapała się za brzuch i pokiwała przecząco głową. W gimnazjum także tak robiła, pomyślała Weronika. Blondynka także się uśmiechnęła. Jedynie kiwnęła głową, a potem wykonała zrozumiały gest ręką.
Właścicielka mieszkania niemal nie pisnęła. Podskoczyła, a potem sięgnęła po talerze i położyła na stole. Potem wyjęła z lodówki czekoladowe ciasto i zaczęła kroić na kawałki. Resztę schowała na miejsce, a potem położyła łakocie na stole. Ruchem ręki pokazała, aby się częstować, po czym sama chwyciła za pierwszy kawałek.
Weronika cicho zachichotała. Właśnie pamiętała taką przyjaciółkę: wesołą, żartującą i wiecznie głodną. Blondynka cicho westchnęła jakby z tęsknoty, a potem oparła głowę o dłoń. Przyglądała, jak rówieśniczka brudzi się czekoladowym kremem wokoło ust. Zawsze była otwarta i zachowywała się przy ludziach swobodnie. Najwyraźniej po latach rozłąki nie minęło to.
- Dlaczego cię dzisiaj spotkałam? – zapytała Karolina, przestając na chwilę jeść.
- Nie wiem – powiedziała Weronika, wzruszając ramionami. – Najwyraźniej los chciał, abyśmy się spotkały...
- Nie oto mi chodzi! Z tego co wiem, to wyjechałaś studiować w jakiejś Warszawie, czy Krakowie, a tu nagle spotykam cię w środku tygodnia na ulicach Szczecina. Kiedy wróciłaś? Albo dlaczego nas okłamałaś? Nie chciałaś utrzymywać już kontaktu? Mogłaś powiedzieć.
- To nie tak.
- A jak?
Weronika lekko pokręciła głową, a potem westchnęła. Spojrzała na przyjaciółkę, która wpatrywała się w nią. Oczy Karoliny miały to do siebie, że nigdy nie kłamały. Zawsze ukazywały to, co ich właścicielka chciała powiedzieć. Po tych latach nic się nie zmieniło. Teraz jej niebieskoszare oczy ukazywały rozczarowanie.
Blondynka westchnęła głośno i odwróciła wzrok. Wpatrywała się w podłogę, gdy w pewnej chwili uśmiechnęła się. Wzruszyła ramionami, jakby do siebie i wyszeptała:
- Wyjechałam, ale musiałam wrócić.
- Co się takiego stało? – zapytała Karolina, której głos nagle nabrał troski. – Wszystko dobrze?
- Tak, tak. Chodzi o to, że byłam spalona na tamtych uniwersytetach.
- Co? Dlaczego?
- Warszawa nie jest taka kolorowa. Miałam jednego profesora, który stwierdził, że zaliczy mi sprawdzian, gdy sam zaliczy mnie.
Weronika przygryzła wargę, wstydziła się tego. Spojrzała na przyjaciółkę, czekając na jej reakcję. Jej krzyki lub wyrazy niezadowolenia. Karolina siedziała, jak zahipnotyzowana. Lekko marszczyła brwi, co zawsze jej się zdarzało, gdy intensywnie myślała.
Wszystko zakończyło się cichym westchnięciem. Brunetka uderzyła pięścią w stół i pokręciła niezadowolona głową. Złość malowała się na jej pięknej, choć trochę dziecinnej twarzy. „Naprawdę się nie zmieniła przez te sześć lat" – pomyślała Weronika.
- Dlaczego ludzie są tacy zje... głupi? – Karolina zatrzymała się, aby poprawić słowo, ale mimo wszystko pokręciła wściekła głową. – Zabiłabym.
- Nie jesteś zła? – zdziwiła się blondynka.
- Jestem wściekła, ale na tego idiotę. Pff. Co to za profesor? Ja mu dam... Który to? Idę go opieprzyć! Co na to w ogóle rada uczelni?
- Wszyscy stwierdzili, że to moja wina, bo niby go zachęcałam. Ostatecznie jest zawieszony w sesjach chyba na rok.
- Powinien wylecieć na zbity pysk. W ogóle co to za rada? Zachęcałaś go? Ty? Skomentowałabym to, ale aż smutno by im się zrobiło.
Blondynka siedziała zdziwiona na krześle. Osoby, którym powiedziała, mówiły, że sama jest sobie winna. Rodzinie nie powiedziała. Zrzuciła na opiekę nad młodszą siostrą, która będzie studiować od nowego semestru.
Karolina westchnęła głośno. Ponownie ugryzła czekoladowe ciasto, a potem żuła z wściekłą miną. Często tak robiła. To był jej sposób, aby wyładować emocje. Ku zdziwieniu jej samej zawsze pomagało.
Pomimo, że w mieszkaniu panowała cisza nie była niezręcznie. Wręcz przeciwnie. Jedna mogła w spokoju zjeść, a druga zbierała myśli po nieoczekiwanym braku krytyki. Uśmiechy na ich jeszcze młodych rysach dodawały tylko urokowi temu obrazkowi. Wyglądały jak najlepsze przyjaciółki z jakiś czasopism lub seriali.
- Czyli kontynuujesz medycynę w Szczecinie, czy zaczynasz od nowa, czy co? – zapytała Karola.
- Kontynuuję – odpowiedziała pośpiesznie. – Powiedziałam, że musiałam wrócić przez siostrę. Akurat trafiłam na jakąś fajną babkę, która stwierdziła, że nie ma najmniejszego problemu.
- Lubię takie fajne babki.
- Tak ja też, ale ta była za fajna. Zaczęła się mnie wypytywać o wszystko. Zaczynając od siostry po to jakiego szamponu używam.
Weronika cicho zachichotała, a jej przyjaciółka się do niej przyłączyła. Po chwili spoważniała, choć na jej obliczu nadal widniał delikatny uśmiech. Oparła się na dłoni i zapytała:
- A co z tobą?
- Zapisałam się na kurs kulinarny – odpowiedziała zadowolona Karolina. – Nadal męczę się z pieprzoną rolą przyszłej nauczycielki. I mam zamiar zapisać się na kolejne kierunki, ale związane z innymi językami.
- Widzę, że ambitnie jak zawsze.
- Wiem, jestem super.
Ciąg dalszy nastąpi...