SUCK IT & SEE

De Darrrow

138K 11.8K 27.5K

O zespole, któremu daleko było do bycia zespołem. O chwale, która kroczy w parze z nędzą. O toksycznych rela... Mais

XX
1
2
3
4
5
6
7
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
The End of XX

8

4.2K 344 550
De Darrrow


I to jest tysięczny raz, kiedy widać to jeszcze wyraźniej.

Teraz już jesteś śmiały, a stajesz się jeszcze śmielszy.

- Pamiętacie jak Lydia pokazywała nam rozpiskę hoteli, w których będziemy nocować? – zapytał Louis, w odpowiedzi otrzymując niemrawe mruknięcia. – A pamiętacie byśmy w jakimkolwiek się zatrzymywali, odkąd zaczęła się ta trasa?

- Najwyraźniej masz cholernie słabą pamięć – zaczął Harry. Leżał rozłożony na jednej z kanap, oglądając jakiś film sensacyjny, który znalazł w zagraconej szafce z grami, które wziął ze sobą Louis. Chłopak nawet ani razu w nie nie grał, więc po jakiego chuja w ogóle je zabierał? Ach tak, żeby zaśmiecały przestrzeń jak wszystkie jego rzeczy. Jaki pan taki kram, racja? – Może powinieneś ją jakoś ćwiczyć? Na przykład liczyć ile razy cię pieprzyłem, albo ile razy wypowiedziałeś moje imię, błagając o więcej.

- Albo ćwiczyć pamięć jak normalny człowiek za pomocą chociażby gier umysłowych – zaproponował Liam, czekając przy blacie aż podgrzeje się jego makaron.

- Zapuszkowała nas w tym autobusie jak seryjnych morderców – jęknął Louis, opadając na kanapę, na której leżał Harry i usadzając się na jego nogach. Nawet się nie koncentrował na tym o czym mówiła ich dwójka. Łeb mu pulsował, a ciało nadmiernie pociło, przez co miał dreszcze i jeszcze na domiar wszystkiego chciało mu się rzygać. – Ile w ogóle jeszcze będziemy jechać?! – krzyknął sfrustrowany, uderzając o ściankę, za którą znajdowała się kabina kierowcy. – Zdycham z braku powietrza! Potrzebuję przerwy!

- Możesz się łaskawie zamknąć – warknął Harry, rozdzielając swoje nagi tak, by tyłek Louisa znajdował się na kanapie, a nie na nim. Czasami był tak bardzo irytujący.

Louis odwrócił do niego głowę i zmarszczył brwi, jakby dopiero teraz go zauważył. Nie wyglądało na to, by Harry miał jakieś ciekawe zajęcie poza tym głupim filmem, a mieli jeszcze kilka godzin jazdy, zanim dotrą do Mediolanu. Louis musiał się czymś zająć, bo jego głowa była o krok od wybuchnięcia, a nie było lepszej zabawy niż droczenie się z ich napuszonym wokalistą.

- Harry – mruknął, pochylając się w jego stronę i wspinając po jego ciele, aż nie dotarł ustami do jego szyi. – Potrzebuję prochów – szepnął mu do ucha.

- Dawałem ci je trzy dni temu – zauważył. Jego dłonie mimowolnie powędrowały na uda szatyna, by mimo wszystko mieć nad nim chociaż minimalną kontrolę. Właściwie to były tylko pozory, bo z jego ciałem tak blisko, potrafił myśleć tylko o tym, jak jego krocze ocierało się o jego brzuch. Kurwa, musiał mu zwalić i to teraz.

- Dokładnie! – Louis uniósł się do pozycji siedzącej, tyłek kładąc bezpośrednio na jego krocze. Wiedział co robi jak za każdym razem, dlatego uśmiechał się jak cholerny idiota. Louis mógł być uzależniony od kokainy, ale Harry był uzależniony od Louisa. Problem był tylko taki, że nigdy nie potrafiłby tego przyznać. – Uda ci się je załatwić? – zapytał.

- Zachłanna gnido, mówiłem, żebyś oszczędzał!

- Liam, a co z twoimi tabletkami? – Przeniósł wzrok na stojącego za małym blatem szatyna, który cały czas się im przyglądał, ale szybko odwrócił wzrok jak tylko Louis podniósł głowę. Nie wystarczająco szybko. – Udałoby ci się skombinować trochę więcej?

Zdawał sobie sprawę z tego, że palce na jego biodrach zacisnęły się trochę mocniej, a stłumione warkniecie, które usłyszał pochodziło od nikogo innego jak od Harry'ego.

- Louis – sapnął wokalista, unosząc się na łokciach i poruszając biodrami, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie było, kurwa, mowy, że będzie prosił Liama o pomoc w zdobyciu tabletek. Harry przyniósł mu kokainę trzy dni temu, zrobi tak i teraz.

- Co? – Louis uniósł brwi w zdezorientowaniu, jakby wcale nie zdawał sobie sprawy z tego jak zniecierpliwiony i rozgorączkowany jest leżący pod nim Harry.

Ciężko mu było powstrzymać uśmiech, ale jakoś dawał sobie radę. Dla innych Harry był tykającą bombą z tak pojebanymi kablami, że najlepszy saper nie byłby w stanie jej rozbroić, ale to dlatego, że nie znali go z każdej strony. Louis poznał wszystkie jego oblicza, nawet te rzadko spotykane, w których istnienie wszyscy powątpiewali. Harry był skomplikowaną i złożoną osobą, i może nie wszystko miał na swoim miejscu, ale przynajmniej był kompletny. Tak samo cierpiał, tak samo się śmiał, tak samo denerwował i miał swoje potrzeby tak jak każdy inny. A w tej chwili potrzebował Louisa i jeśli szatyn był dla niego nieco okrutny, to tylko dlatego, żeby sobie przypomnieć, że rzeczywiście mógł taki być.

- Obciągnij mi – rozkazał Harry, ale wcale nie brzmiało to tak groźnie, jakby zapewne chciał. Może to dlatego, że Louis zaczął kręcić swoimi biodrami, burząc kilka z jego osłon. Chłopak rozpadał się na jego oczach i szatyn zwyczajnie musiał to jeszcze przedłużyć, by nacieszyć własne oczy.

- Tak przy Liamie? – brzmiał, jakby się wstydził, co tylko bardziej podkręciło Harry'ego. Oboje dobrze wiedzieli, że mają w dupie, czy ktoś na nich patrzy czy nie. Byli bezwstydni i nie przestaliby się pieprzyć, nawet gdyby przez drzwi od autobusu wpadliby ich fani. – Chciałbyś popatrzeć? – spytał Liama, który wciąż stał przy mikrofalówce.

I to nie tak, że był specjalnie zainteresowany tym jak się zabawiają. Nawet już go to nie gorszyło, chociaż czasami wciąż ciężko było mu to znieść, kiedy otwierał drzwi od łazienki, żeby się w spokoju wysikać i spotykał się z widokiem spoconego i zaczerwienionego Louisa przyciśniętego do ściany z Harrym tuż za jego plecami, i zębami wczepionymi w jego ramię. Pieprzone zwierzęta.

Normalnie wyszedłby od razu jak tylko zauważył, że Louis wspina się na Harry'ego, bo nieważne co mówią, albo jak bardzo udają, że są sobą niezainteresowani, to zawsze kończyło się w jeden sposób. A pewnych rzeczy lepiej nie widzieć, nawet jeśli widziało się je setki razy. Liam wolał zmniejszyć ryzyko koszmarów do minimum. Tym razem jednak został tylko dlatego, że wypłynęła sprawa narkotyków i był nawet bardziej niż ciekawy sposobu w jaki zdobył je Harry. Zwłaszcza w tak krótkim czasie i jeśli nie przemycił ich we własnym tyłku, nie było mowy, by udało mu się je kupić. Chyba, że od pracowników klubu co było mało prawdopodobne. Nie pod bacznym okiem Lydii.

- Obciągnij mi to załatwię ci prochy – powiedział Harry.

Wiedział, że Louis sobie z nim pogrywa, bo jest wredną mendą, która za cel życiowy postawiła sobie doprowadzenie go do szału, ale na szczęście nie było nic, co przebiłoby narkotyki. Zalety posiadania ćpuna? Będzie na każde twoje skinienie, jeśli obiecasz mu nawet najmniejszą działkę. Harry byłby idiotą, gdyby chociaż trochę tego nie wykorzystał. A teraz potrzebował, by Louis się na nim skupił, by synapsy w jego przeżartym mózgu w końcu się uruchomiły i zajął się tym, do czego został stworzony. I już nawet nie chodziło o to, że Harry był cholernie twardy, bo jakby chciał, to sam by sobie obciągnął, spuszczając się na Louisa, który w międzyczasie gawędziłby sobie z kimś innym. Nie, tutaj chodziło o to, że poprosił Liama o pomoc, jakby tamten faktycznie był mu potrzebny, jakby był ważny. A nie był. Dla Louisa miał być tylko Harry i to co może dla niego zrobić. Nikt, kurwa, więcej.

- Teraz mówisz w moim języku.

Uśmiechnął się pod nosem, dociskając się bardziej do jego krocza, by ostatni raz zobaczyć i usłyszeć jak się męczy. Możliwe, że było to też ostrzeżenie, żeby go nie wykiwał. Tylko pozorne, bo Louis zapewne i tak by mu obciągnął, niezależnie czy potem dostanie swoje prochy czy też nie. Przeczuwał jednak, że Harry dotrzyma obietnicy, bo nie będzie ryzykował, że Louis zgłosi się o pomoc do kogoś innego. I może też będzie obciągał komuś innemu. I może nawet da się mu wypieprzyć.

W pewnym sensie było to niezwykłe jak wielką władze posiadał, jednocześnie samemu będąc więźniem. Ale potrzebował tego. Musiał wiedzieć, że nadal może pociągać za niektóre sznurki, że wciąż ma jakąś przewagę i nie oddał się w całości do niewoli. Narkotyki mogły stać wyżej od niego, ale mimo wszystko miał pod sobą jeszcze Harry'ego, więc nie był na samym dnie. Wciąż się dla kogoś liczył, nawet jeśli było to tylko na poziomie seksu.

Harry mógł rzeczywiście gotować się od środka z potrzeby spełnienia, ale tak szybko jak poczuł znajome, mokre ciepło otaczające jego kutasa, jego umysł powędrował w inną stronę. Nawet nie myślał o Louisie, kiedy spuszczał się w jego gardło. Po co miał się nim dłużej martwić, skoro miał go już na własność, z małymi przerwami na jego drańskie humory, kiedy to musiał udawać swoją obojętność. Przynajmniej liczył, że Louis wtedy grał, ale prawda była taka, że nie mógł być tego pewien. Sam karmił go narkotykami, żeby go do siebie przywiązać, ale smycz bardzo szybko mogła zostać przekazana w ręce kogoś innego. Ten kto miał prochy, miał Louisa, więc Harry musiał je zdobyć. A do tego znowu potrzebował Nialla.

Myślał o tym, kiedy leżał na kanapie z Louisem płasko rozłożonym na jego klatce. Zawsze zasypiał jak dziecko po dobrym orgazmie, więc jak na razie Harry miał go z głowy. Autobus wciąż jechał, a warkot silnika i jego utulił do snu. Na chwilę obecną miał wszystko czego mu trzeba. Przed chwilą doszedł, było mu wygodnie i ciepło, nikt mu nie przeszkadzał, bo Liam postanowił zjeść gdzie indziej, ale serio, jebać tego wciskającego się wszędzie chuja, a najważniejsze, że Louis wciąż tutaj był. Na jego klatce, to jego przytulał i to z jego sercem się harmonizował. Jego, jego, jego. I tak właśnie musiało zostać.

Kiedy się obudził, stali już na parkingu przed klubem w Mediolanie. Jeszcze jeden koncert i będą mieli dwa dni przerwy. Harry nie mógł się, kurwa doczekać aż w końcu porządnie sobie odpocznie w hotelowym łóżku, a nie na tych pożal się Boże pryczach w otoczeniu czterech innych facetów. Dobrze, że potrafił robić awantury i nikt już nawet się z nim nie kłócił, kiedy zastrzegł sobie, że ich ekipa ma jechać innym autobusem. Wystarczyło mu, że męczył się z własnym zespołem, nie potrzebował do tego techników, a już na pewno nie potrzebował Lydii i Patricka zamkniętych z nim w czterech, metalowych ścianach.

Louis wciąż na nim spał, więc ostrożnie się spod niego wysunął i ruszył w głąb autobusu. Wszystkich gdzieś wywiało i dzięki, kurwa, że go obudzili, żeby zdążył się przed koncertem ogarnąć. Wciąż miał na to cały dzień, ale mimo wszystko...

Przydałby mu się prysznic, ale najpierw rzeczy najważniejsze. Wyszedł z autobusu w poszukiwaniu blond łajzy, która na pewno zaszyła się gdzieś ze swoja gitarą. Przeszedł przez parking mijając jakiś ludzi, zapewne pracowników klubu. Zapytałby się ich, czy widzieli Nialla, ale zapewne gadali tylko po włosku, bo nie wyglądali, jakby byli tutaj kimś ważnym, pewnie sprzątali kible, czy coś i z tego samego powodu zapewne nawet nie wiedzieli kim był Niall. Dlatego oszczędził sobie śliny i wszedł od razu do środka.

Usłyszał, że support właśnie miał próbę, więc jego własny zespół też pewnie gdzieś się tutaj kręcił. Wyhaczył Nialla jak rozkładał sprzęt z jednym z techników. Kretyn, po to mieli ludzi, więc po jaką cholerę się męczył?

- Wyjdź – powiedział Harry, jak tylko wszedł do środka. – Wyglądasz, jakby chciało ci się srać.

Starszy facet, o którego imię nawet nie dbał, wywrócił na niego oczami, ale bez słowa zrobił jak mu kazano. I bardzo dobrze, bo takich jak on było na pęczki. Każdy potrafi nosić instrumenty, nie trzeba mieć do tego żadnego cholernego dyplomu.

Niall odwrócił się w jego stronę i ostrożnie odłożył pokrowiec z gitarą, którą trzymał w dłoniach. Przeczuwał co nadchodzi, bo jeśli Harry nie przyszedł tutaj tylko po to, żeby się z niego pośmiać, a do tego raczej nie potrzebował prywatności, to przyszedł tylko w jednym celu. Harry mógł być draniem, ale zawsze miał do tego powód. Nie był wredny tylko dlatego, że chciał zrobić komuś z życia piekło. Można powiedzieć, że był ponad to. Uprzykrzał się, kiedy czegoś potrzebował i nie potrafił o to normalnie poprosić. Chociaż Niall wątpił, czy zrobiłby to co musiał zrobić, gdyby Harry zwyczajnie o to zapytał. Nie, zrobił to, bo się go bał i nie chciał się bardziej narażać.

- Musisz iść znowu do Footsteps. Louisowi skończyły się narkotyki – powiedział wprost, przechodząc przez pomieszczenie, aż nie stanął w odległości ramienia od basisty. Wystarczająco blisko, by sama jego obecność odwaliła połowę roboty.

- Nie mogę. Nie zrobię tego – odezwał się Niall. Nie zamierzał brać udziału w tym cyrku. Wcześniej nie wiedział w co się pakuje, dopóki facet od ich suportu nie zaczął ściągać spodni. Niall wciąż czuł na języku jego smak, nieważnie jak często od tamtego czasu mył zęby i musiałby być kretynem, by pozwolić by coś takiego stało się ponownie. Nie, nawet Harry go nie zastraszy.

- Dobrze wiemy, że zrobisz – zaczął, robiąc kolejny krok do przodu. Wyciągnął swoją dłoń, by dotknąć palcami jego policzka. Niall tylko cudem się nie wzdrygnął. Miał wrażenie, że każda jego reakcja byłaby porażką i trofeum dla jego napastnika, więc starał się zachować spokój, przynajmniej na zewnątrz. – Louis cię potrzebuje. Przecież nie możesz zawieść swojego kumpla z zespołu, prawda? – mówił łagodnie, ale nie trzeba było być ekspertem, żeby wiedzieć jak fałszywy był jego ton.

- Louis to twój problem, nie mój – oznajmił twardo. To nie tak, że Niall nie miał odwagi. Po prostu krył ją głęboko w sobie, bo było łatwiej kiedy myśleli, że jest słaby. Dawali mu spokój, albo stawali w jego obronie, ale teraz został z tym sam i musiał o siebie zadbać. Już wiedział, że to się nie skończy dobrze, zwłaszcza kiedy twarz Harry'ego przybrała ten okrutnie znajomy, chłodny wyraz, a jego palce zrezygnowały z delikatnego muskania i zacisnęły się na jego szczęce.

- I właśnie dlatego będziesz robił co ci każę – powiedział powoli, ale ostro. – Jeśli ktoś ma obciągać za narkotyki, to maszyna losująca wybiera właśnie ciebie, pieprzony ośle. I jeśli myślisz, że masz tutaj jakiś wybór, to jesteś jeszcze głupszy niż myślałem.

Niall z trudem przełknął ślinę, wpatrując się w parę rozszalałych, zielonych oczu. Co miał powiedzieć, żeby się obronić?

- Już wytresowałeś sobie jedną dziwkę i ja nią nie jestem – wypluł sfrustrowany. Bał się Harry'ego, oczywiście, że tak, ale czasami najlepszą obroną był właśnie atak. Jeśli musiał pokazać, że nie będzie żadnym popychadłem, ryzykując, że oberwie w pysk, to tak właśnie zamierzał zrobić, żeby oszczędzić sobie klękania przed jakimś obleśnym facetem.

Harry wydawał się wystarczająco zaskoczony jego słowami, bo na moment poluźnił swój uścisk. Niall od razu wykorzystał okazję, odpychając go nieco do tyłu, by wrócić do rozpakowywania sprzętu. Sądził, że zrobił wystarczająco i teraz będzie miał spokój, ale oczywiście się mylił. Harry nie odpuszczał, a już na pewno nie puszczał płazem zniewagi wycelowanej w Louisa. O ile nie wychodziła ona z jego własnych ust, rzecz jasna.

Niall nie zrobił nawet dwóch kroków w stronę kolejnego pokrowca, kiedy poczuł jak palce Harry'ego zaciskają się na jego ramieniu. Następne czego był świadomy to zderzenie ze ścianą, kiedy został przodem na nią popchnięty i przyciśnięty całym ciałem do jej powierzchni.

- Nie chciałem tego robić, bo liczyłem, że jakoś się dogadamy, Nialler – wyszeptał ostro prosto do jego ucha.

- Puść mnie – zażądał na bezdechu. Czuł jak jego kości próbują się oprzeć stałemu naciskowi, ale nie miały żadnych szans z betonową ścianą.

- Możesz pójść do tamtego orangutana i załatwić mi proszki, albo... - Niall wiedział, że Harry przyciska go całym ciałem, co utrudniało mu oddech i sprawiało, że jego serce waliło coraz mocniej, ale nijak się to miało do uczucia jego dłoni na swoim pośladku. - ...tak cię wypieprzę, że będziesz błagał, bym cię do niego puścił. Rozumiesz?

Niall zaskomlał z bólu, kiedy Harry po raz kolejny się do niego docisnął, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Czuł jego oddech na własnym policzku i jego oczy zaszły łzami, kiedy jego palce mocniej zacisnęły się na jego tyłku.

- Harry, proszę, puść mnie – spróbował z innej strony. Już go nie obchodziło jak będzie przez to wyglądał. Miał gdzieś to, że odniósł kolejną porażkę, chociaż raz próbując zawalczyć o swoje.

- Zrobisz co ci każę, czy nie? – zapytał ostro, puszczając jego tyłek tylko po to, by szarpnąć za jego włosy i odchylić jego głowę do tyłu. Przynajmniej mógł nabrać trochę powietrza, ale czuł jak jego policzek piecze w miejscu, w którym zdarł sobie skórę o betonową ścianę. – Zadałem ci pytanie, szmato!

- Tak, tak! – prawie wykrzyknął. Chciał tylko, żeby Harry już go puścił, żeby się odsunął i dał mu spokój, a wiedział, że tak się nie stanie, dopóki nie zapewni go, że będzie posłuszny. – Zrobię, przysięgam, tylko mnie puść, proszę.

- Dobrze – powiedział i chociaż Niall go nie widział, wiedział, że na jego ustach pojawił się zwycięski uśmiech. – Odśwież sobie te słowa, kiedy następnym razem zapomnisz gdzie twoje miejsce. Będziesz moją dziwką tak długo, jak będę tego chciał.

- Co wy odwalacie? – głos Zayna rozniósł się po całym pomieszczeniu i Niall nie sądził, by kiedykolwiek tak się cieszył, że go usłyszał.

- Nie twój zasrany interes – warknął Harry, odsuwając się od blondyna i całkowicie go puszczając. – Wracaj do swojego wirtualnego świata, bo jeszcze przegapisz jakiegoś lajka, albo liżący dupę komentarz.

Zayn posłał mu niewzruszone spojrzenie, po czym zerknął na stojącego przy ścianie Nialla.

- Wszystko w porządku? – zapytał dla zasady.

Musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć, że Harry znowu się nad nim pastwił. Chłopak się trząsł, a jego policzki były mokre od łez. Pokiwał jednak głową, garbiąc się, by zakryć zdartą z twarzy skórę. Zayn by zareagował, gdyby go o to poprosił, ale nie zamierzał się wtrącać, jeśli nikt tego nie chciał. Dobrze wiedzieli jaki jest Harry i jak nikłe były szanse, by się zmienił. Każdy z osobna opracował sobie względem niego jakąś strategię obronną i cóż, ta Nialla najwyraźniej była chujowa. Zayn nie zamierzał pytać sobie biedy tylko dlatego, że blondyn nie potrafił o siebie zadbać. Jeszcze mu brakowało na karku apodyktycznego, znerwicowanego i aroganckiego kretyna. Z wypisaną na czole ignorancją przynajmniej miał święty spokój.

- Zdaje się, że support skończył swoją próbę, Niall – odezwał się pogodnie Harry i jakby po przyjacielsku klepnął go w ramię. – Powinieneś sprawdzić, czy niczego im nie brakuje.

Chłopak tylko jeszcze bardziej się skulił i prawie potknął, kiedy został odrobinę popchnięty. Zayn obserwował jak spieszy się do wyjścia i nawet nie próbował się zastanawiać o co poszło tej dwójce. Założył, że Harry się zwyczajnie nudził.

- Jak brakuje ci rozrywki, to zdaje się, że Louis już się obudził – powiedział tylko i ruszył w stronę wyjścia, żeby zapalić.

Nikotyna będzie tym co bezpiecznie przeprowadzi go przez tą trasę i nie pozwoli mu na nerwy. Zapali, zagra koncert, znowu zapali, weźmie prysznic, po raz kolejny sięgnie po papierosa i pójdzie spać. Wytrwa jeden dzień i będzie miał dwie doby odpoczynku. Tak, to brzmiało jak cholernie dobry plan. 

Continue lendo

Você também vai gostar

19.3K 3.3K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
50.5K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
94.3K 5.9K 11
Louis Tomlinson jest sławnym piosenkarzem i autorem tekstów, który wkrótce ma poślubić swą wieloletnią dziewczynę Eleanor Calder. Harry Styles jest s...
27.3K 1K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...