Save Myself

By kasieczna16

189K 12.9K 14K

Życie Harry'ego Stylesa było przeciętne. Miał najlepszych przyjaciół z którymi spędzał dużo czasu, chodził do... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
Epilog

11.

3.7K 336 495
By kasieczna16

Louis najwyraźniej faktycznie porozmawiał z Zaynem, bo od dnia poprzedniego wszystko wróciło do normy. Mulat znów spędzał większość swojego czasu u boku Liama. Naprawdę miło patrzyło się na tę dwójkę skradającą sobie czułe pocałunki czy chociażby trzymającą się za rękę. Miał tylko nadzieję, że Zayn nie wyrządzi Liamowi krzywdy. Nie przeżyłby gdyby jego przyjaciel cierpiał. Liam zasługiwał na wszystko co najlepsze.

Spędzili praktycznie cały dzień w wodzie lub opalając się na małej plaży tuż przy niej, a wieczór przebiegał spokojnie. Wszyscy siedzieli w okół ogniska, ale Niall jak to Niall nie mógłby nic nie robić, więc nie zdziwił się kiedy poszedł do samochodu po swoją gitarę. Nie miał nic przeciwko, lubił śpiewać, a wnioskując po wesołym okrzyku, cała reszta również była za pomysłem blondyna. Musiał jedynie znaleźć jakieś wygodniejsze dla siebie miejsce, bo od pnia na którym siedział do tej pory bolał go tyłek, więc nie zastanawiając się zbyt długo usiadł na ziemi między nogami szatyna wygodnie opierając się o jego tors. Miał nadzieje, że jemu również jest wygodnie, choć nie sądził. Chłopak siedział na podobnym pniu co i on wcześniej, ale nie narzekał. Podpierał się ręką na jego udzie i nim zdążył się zorientować opuszkiem palca zaczął wykreślać jakieś wzorki tuż nad kolanem szatyna od czasu do czasu wybijając palcami rytm piosenek, które śpiewali.

Gdzieś przed dziesiątą zobaczyli pierwsze błyskawice przecinające ciemne niebo, ale nie przejęli się tym mając nadzieje, że burza przejdzie bokiem. Najwyraźniej natura miała nieco inne plany bo z każdą sekundą grzmoty stawały się coraz głośniejsze, a błyskawice częstsze. Nie pamiętał nawet kiedy był świadkiem tego zjawiska pogodowego. W Wielkiej Brytanii zdarzało się to raczej rzadko, a nie chcąc by wszystko zamokło z jękiem niezadowolenia, że coś ośmieliło się przerwać im ten wieczór, podnieśli się zbierając wszystkie rzeczy, by uchronić je przed zbliżającym się deszczem.

Akurat gdy kończyli rozpadało się na dobre, więc jak najszybciej wszedł do namiotu, który dzielił razem z Niallem i Louisem, ale żadnego z nich w nim nie było. Zdążył przebrać się w swoją piżamę za którą służyły spodnie od dresu i luźna koszulka za nim usłyszał ciche przekleństwa wchodzącego do namiotu szatyna. Zaśmiał się cicho na jego widok w między czasie zapalając ledową lampkę, którą zabrali ze sobą z Londynu. Chłopak był cały mokry, więc na zewnątrz musiało rozpadać się jeszcze bardziej.

- Gdzieś Ty był?

- W łazience. - skrzywił się ściągając z siebie koszulkę. To samo zrobił ze spodniami od razu zamieniając je na dresowe. - A Niall gdzie?

- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Pewnie siedzi u Barbary i Gigi.

- Ten to nigdy nie ma dość, co? - parsknął kładąc się obok.

- Cały Niall. - skwitował podskakując, gdy do jego uszu dotarł potężny huk. Odruchowo naciągnął na siebie koc nieco się kuląc. - To trochę straszne.

- Mówiłeś, że nie boisz się niczego oprócz ciemności. - przypomniał.

- Bo się nie boję, ale myśl, że jesteśmy w środku lasu jedynie pod kawałkiem materiału, który swoją drogą może zaraz przesiąknąć, a takiej burzy dawno już nie widziałem to.. - przerwał słysząc kolejny huk - .. jednak się boję. - jęknął przekręcając się na bok.

- Nie musisz się bać, będę Twoim piorunochronem. - zaśmiał się cicho.

Widząc, że nie podziela jego humoru westchnął cicho wyciągając ramię, więc automatycznie przysunął się bliżej wtulając w bok szatyna. Przy nim czuł się odrobinę bezpieczniej, ale wciąż wzdrygał się na każdy grzmot, a te jak na złość zamiast cichnąć były jeszcze głośniejsze. Zakopał się pod warstwą koców przez co było mu duszno, ale w ten sposób czuł się zabezpieczony. W jakiś dziwny sposób.

- Lou. - jęknął wciskając twarz w szyję chłopaka. Teraz przynajmniej nie widział ciągłych błysków. - Nie sądzę, że jesteśmy tutaj bezpieczni. - wymamrotał kuląc się jeszcze bardziej.

- Jesteśmy bezpieczni, nie martw się. - odparł pocierając uspokajająco jego plecy.

- A co jeśli piorun uderzy w drzewo, a ono spadnie na nasz namiot?

- Hej, nie bądź taki dramatyczny. - zaśmiał się cicho. - Jeśli chcesz możemy pójść do samochodu.

- Teraz? - uniósł głowę.

- Teraz.

Nie był przekonany co do tego pomysłu szczególnie, że musiałby wyjść z namiotu, ale tam z pewnością czułby się trochę bezpieczniej, dlatego powoli kiwnął głową.

- Okej.

- W takim razie poczekaj tutaj. - poprosił podnosząc się. - Pójdę tylko do Liama po kluczyki i zaraz po Ciebie wrócę.

- Zrób to szybko.

Szatyn jedynie uśmiechnął się, założył buty i wyszedł z namiotu. Nie chcąc tracić czasu również założył buty, zabrał swoją bluzę i jeden z koców mając nadzieje, że na zewnątrz już tak mocno nie pada. Wychylił się chcąc to sprawdzić i najwyraźniej nie padało. Prawdopodobnie jedynie przez chwilę, więc korzystając z okazji wyszedł na zewnątrz zamykając namiot, a gdy odwrócił się, Louis już stał obok. Uśmiechnął się, ale słysząc kolejny grzmot złapał za dłoń chłopaka szybko ciągnąc go w stronę samochodu, który na szczęście stał jedynie kilkadziesiąt metrów dalej. Mieli szczęście, bo tylko zdążyli wejść do środka, a na zewnątrz znów zaczęło lać, bo inaczej nie mógł tego nazwać.

Szatyn od razu wyciągnął ramię, by mógł się o niego wygodnie oprzeć. Skorzystał z tej niemej propozycji przykrywając ich jeszcze kocem.

- Nie zostawisz mnie tu samego jeśli zasnę?

- Nigdy. - pokręcił głową.

Uśmiechnął się pod nosem wpatrując w boczną szybę. Nie wiele widział oprócz strużek deszczu spływających po szybie, ale miał nadzieje, że burza szybko przejdzie, choć wcale się na to nie zanosiło, dlatego przerzucił ramię przez ciało szatyna, dłoń układając dokładnie tam, gdzie wcześniej zauważył dziwne okrągłe blizny. Chłopak w jednej chwili spiął się biorąc głębszy oddech, ale zignorował to delikatnie pocierając kciukiem to miejsce. Minuta. Tyle wystarczyło, by Louis z powrotem zdołał się rozluźnić. W dodatku złożył mały pocałunek na jego czole to samo robiąc potem na czubku głowy. Uniósł podbródek posyłając mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Błękitne tęczówki wpatrywały się w niego intensywnie, a nieco wilgotne od deszczu włosy opadały na czoło, więc odgarnął je dłonią która wcześniej spoczywała na biodrze chłopaka, po czym zjechał nią na policzek czując pod palcami lekki zarost. Przechylił głowę skanując uważnie całą jego twarz na dłużej zatrzymując się na wąskich zaróżowionych ustach. Był niewątpliwie piękny. Wrócił spojrzeniem do niebieskich tęczówek, które zamiast w oczy wpatrywały się nieco niżej, w usta. Przełknął ślinę orientując się, że chłopak był teraz nieco bliżej niż jeszcze kilka sekund wcześniej. Żołądek znów zawiązał się w ciasny supeł, a serce biło zdecydowanie szybciej i mocniej. Chciał tego. Bardzo tego chciał, dlatego gdy ich nosy delikatnie otarły się o siebie rozchylił usta jednocześnie przymykając powieki, by po dosłownie sekundzie poczuć miękkie wargi na tych swoich. Szatyn poruszał nimi prawie niezauważalnie, a on dostosował się do tych ruchów. Mógł wyczuć piwo, papierosy, ale gdzieś pomiędzy czuł także jabłkową gumę, którą Louis uwielbiał. Zresztą nawet żel pod prysznic i szampon miał o tym zapachu.

Uczucie jakie mu towarzyszyło przy tych delikatnych pocałunkach było nie do opisania. Czuł się co najmniej jakby nauczył się latać. Nie spodziewał się, że ktoś mógłby działać na niego w ten sposób, a jednak. Coś łaskotało jego podbrzusze. Przez chwilę zastanawiał się czy to nie przypadkiem te dziwne motylki o których tyle słyszał, a które zawsze uważał za abstrakcję.

To nie trwało długo, zaledwie kilka sekund, potem szatyn odsunął się, a on jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jego rozchylone wargi za którymi od razu zatęsknił. Językiem zwilżył nieco spierzchnięte usta i uniósł wzrok. Z wyrazu twarzy szatyna nie wiele mógł odczytać, ale zaryzykował. Poprawił swoją pozycję, by było mu trochę wygodniej, ale kiedy wyciągnął szyję chcąc jeszcze raz posmakować jego ust, Louis przekręcił głowę w bok. Zatrzymał się marszcząc lekko brwi, ale nie chciał dawać za wygraną, kiedy tak bardzo pragnął go pocałować. Dłonią, którą wciąż trzymał na policzku chłopaka przekręcił jego głowę w swoim kierunku. Widział, że uchyla usta chcąc coś powiedzieć, ale nie pozwolił mu na to.

- Shh.

Kciukiem przejechał po lekko rozchylonych wargach wpatrując się w to miejsce jak zahipnotyzowany. Za nim po raz kolejny pochylił się w jego stronę zerknął jeszcze na krótką chwilę w błękitne tęczówki. Nie widział sprzeciwu choć nie potrafił stwierdzić co się w nich znajdowało, więc przymknął powieki w tej samej sekundzie w której poczuł delikatną fakturę ust chłopaka. Mógłby przysiąc, że idealnie do siebie pasowały. Na początku poruszał nimi delikatnie, podobnie jak szatyn wcześniej, ale kiedy chłopak przeniósł dłoń na jego kark pocałunek automatycznie nieco się pogłębił, choć wciąż był powolny. Louis zassał najpierw jego górną, później dolną wargę, a nie spodziewając się tego wypuścił drżący oddech prosto w jego rozchylone usta. Dłoń chłopaka wciąż podtrzymywała jego kark lekko go drapiąc. Zamruczał cicho ganiąc się za to w myślach. Nie panował nad tym co wydostawało się z jego gardła.

Odskoczył od szatyna w momencie w którym usłyszeli pukanie w szybę. Przy okazji jego głowa spotkała się z dachem samochodu. Skrzywił się będąc pewnym, że ktokolwiek to jest, zamorduje na miejscu. Jego policzki z pewnością były mocno zarumienione, ale przecież musiał sprawdzić kto postanowił przerwać im ten intymny moment.

Niall. Za oknem widział wyszczerzoną twarz blondyna. Jęknął niezadowolony będąc pewnym, że temu odgłosowi również nie dał zezwolenia na wydostanie się z gardła.

- Gołąbeczki - zatrajkotał ucieszony, kiedy Louis uchylił okno - chciałem was tylko poinformować, że możecie już wrócić do namiotu, burza się skończyła. - oznajmił wciąż z tym głupim uśmieszkiem, który miał ochotę brutalnie zmyć z jego twarzy. - No chyba, że wciąż chcecie robić te niemoralne rzeczy. Nie chciałbym być tego świadkiem, więc może lepiej zostańcie tutaj.

Jego policzki w tamtym momencie prawdopodobnie nie mogły by być bardziej czerwone. Odchrząknął czując, że głos utknął mu gdzieś w gardle.

- Idziemy.

Nie patrząc nawet na szatyna wyskoczył z samochodu zabierając koc i bluzę, która i tak mu się nie przydała. Niall posłał mu wymowne spojrzenie, ale zignorował je czekając aż Louis również wyjdzie na zewnątrz, a kiedy to zrobił w ciszy ruszyli w stronę namiotu. Najwyraźniej Niall nie zamierzał na nich czekać i już zdążył wejść do środka. Może to i lepiej bo nie wiedział czy uda mu się powstrzymać przed zamordowaniem go własnymi rękami. Schylił się chcąc wejść do namiotu, ale wtedy poczuł owijające się w okół nadgarstka palce i automatycznie odwrócił w stronę szatyna spoglądając na niego z lekko zmarszczonymi brwiami.

- To nie jest najlepszy pomysł. - usłyszał po kilku sekundach przez co jego brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej.

- O czym mówisz?

- O tym.. - zaczął wypuszczając głośno powietrze - .. o tym co stało się w samochodzie. To.. ja nie jestem dla Ciebie wystarczająco dobry, Harry. W ogóle nie jestem dobry, więc po prostu.. zapomnijmy o tym, okej?

- Nie okej. - pokręcił głową robiąc krok w jego stronę. - Nie chcę zapominać. - oświadczył pewnie. - Louis, bo.. czy Ty.. - przerwał na chwilę przygryzając wargę - .. czujesz coś do mnie?

Przez panującą w okół ciemność nie wiele mógł zobaczyć, ale wpatrzone w niego błyszczące tęczówki z tak bliskiej odległości widział bardzo dokładnie.

- Nie pocałowałbym Cię gdybym nie czuł. - odparł cicho.

- I ja też coś do Ciebie czuję, więc nie rozumiem dlaczego mielibyśmy nie spróbować. - uniósł dłoń zaciskając palce na dekolcie jego koszulki. - To, że uważasz się za 'niewystarczająco dobrego' nie jest przekonującym argumentem.

- Harry..

- Nie. - potrząsnął głową. - Pozwól, że ja zadecyduję o tym czy jesteś wystarczająco dla mnie dobry, dobrze? - przysunął się owijając rękę w okół jego bioder. W drugiej wciąż trzymał bluzę i koc.

Louis przez chwilę nie wykonał żadnego ruchu, ale po dłużących się w nieskończoność sekundach objął go ramionami, nos wciskając w jego loki.

Nie miał pojęcia jak długo stali tak wsłuchując się w swoje oddechy i lekko przyspieszone bicia serc, ale mógłby robić to nawet całą noc, ponieważ ramiona Louisa były jedynymi ramionami w których mógłby tkwić prawdopodobnie do końca życia.

- Nie chcę Cię skrzywdzić. - wyszeptał.

- Więc mnie nie skrzywdź. 

Continue Reading

You'll Also Like

606K 36.9K 101
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
278K 10.5K 46
One word - Just One word could have changed the fate of the whole Mahabharat War! Let's see how Highest Ranking: #1 in Mahabharat #1 in Karna NOTE :...
672K 33.3K 24
↳ ❝ [ ILLUSION ] ❞ ━ yandere hazbin hotel x fem! reader ━ yandere helluva boss x fem! reader ┕ 𝐈𝐧 𝐰𝐡𝐢𝐜𝐡, a powerful d...
74.6K 6.2K 65
Book 2 of PandavaNandini Trilogy " The course of true love never did run smooth. " " My heart is grated with ordeals of time, love shall never exis...