What's up, Valdez? | Leo x Re...

By calathia

85.6K 5.9K 5.6K

- Teraz przez chwilę możesz stać się półboginią, córką Aresa, na której punkcie oszalał pewien brązowowłosy c... More

I. Rozmowy o miłości w Bunkrze 9
II. Bogowie, potwory i ja
III. Serce nie sługa
IV. Złe sny, eksplozje i pojedynki
V. Córka wojny i zniszczenia
VI. Erosowi chyba odbiło
VII. Plany i komplikacje
VIII. Para idealna
X. Miłość i inne tajemne mechanizmy
XI. Ryzyko zauroczenia
XII. Sekrety serca
XIII. Uwaga na miłość
XIV. Mały wybuch, wielkie kłopoty
XV. Zapisane w gwiazdach
XVI. Definicja uczucia
XVII. Bitwa o jeden pocałunek
XVIII. Piękno pierwszego zakochania
XIX. Odrobina romantyzmu
XX. Nadzieje i niedopowiedzenia
XXI. Noc pełna zapewnień
XXII. W oczekiwaniu na katastrofę
XXIII. Zwiastuny tarapatów

IX. Chłopak pilnie poszukiwany

4.1K 268 333
By calathia

T/I

Był ciepły, czerwcowy wieczór. Kolejny w moim życiu, ale pierwszy jako uznanej córki Aresa. Wszystko byłoby o wiele mniej pokręcone, gdyby nie Leo Valdez, którego obecność zdawała się wpływać na mnie dość dziwnie. Dziwniej niż cała afera z odkryciem, że świat znany tylko ze starożytnych mitów istnieje naprawdę. I że moim ojcem jest bóg wojny. Byłam w stanie zrozumieć, że gdzieś tam są harpie, hydry, jakieś zmutowane kurczaki, nimfy. Ale co siedziało w głowie syna Hefajstosa, nadal pozostawało dla mnie zagadką.

Absolutnie normalny, czerwcowy wieczór, nic a nic się nie zmieniło.

Dzieci Apolla zajęły trzy ławki nieopodal nas. W ciemności rozpraszanej jedynie przez blask ogniska widać było kilkanaście nastolatków z blond włosami. Wśród nich był także Will Solace, którego postawa bezsprzecznie ukazywała to, że nadal jest na mnie obrażony. Jego wzrok złagodniał odrobinę, kiedy popatrzył na Nico. Miłość jest wszechmocna, to trzeba przyznać.

Obozowicze z Domku 7 uznali za konieczne uświetnienie ogniska muzyką, więc niektórzy z nich przynieśli gitary. Chwilę później noc rozbrzmiała mnóstwem dźwięków. Wiele półbogów zaczęło śpiewać w rytm wygrywanej melodii. W tym Piper, która fałszowała najgłośniej ze wszystkich i wykonywała jakiś dziwny rodzaj tańca. Można było tu poczuć się jak w domu, i to na serio. Nikt nie przestawał się uśmiechać.

Annabeth zerknęła na mnie swoimi przenikliwymi, szarymi oczami nad ramieniem Percy'ego. Kąciki jej ust uniosły się do góry, gdy zobaczyła co odstawia córka Afrodyty. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

– Typowe – skomentowała, przewracając oczami. Jason przyznał jej rację.

Piper spojrzała na nich z dezorientacją.

– To, że wy jesteście tacy sztywni i nie potraficie się bawić nie znaczy, że mam się nie drzeć. To moja ulubiona piosenka – oznajmiła, a potem zwróciła na mnie spojrzenie różnokolorowych tęczówek. – Jakie masz plany na jutro, (T/I)?

– Tak do końca to nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Postaram się przeżyć.

– Dobrze, to pójdziemy razem na szermierkę i na ściankę wspinaczkową. Annabeth ma zajęcia z mitologii, Jason łucznictwo, Percy coś tam. Valdez mógłby iść, jakby udało mi się go wyciągnąć z Bunkra 9, w co wątpię. Będziesz mi towarzyszyć – zapowiedziała, uśmiechając się szeroko.

– Szermierka? – dopytałam, unosząc brwi.

– Szermierka – potwierdziła. Po czym walnęła się ręką w czoło. – Nie chcę być z tobą w parze, nie dożyję końca pojedynku. Trzeba jednak wyperswadować tamtemu idiocie majstrowanie przy machinach. Jego możesz sobie dźgać mieczem.

– Nie chcę nikogo dźgać mieczem – zaprotestowałam szybko.

– Każdy ma kogoś, kogo chciałby dźgnąć mieczem. Ja najchętniej Jasona.

– Też cię kocham, Pipes – powiedział Grace, słysząc ostatnie zdanie.

– Super się dogadujecie – przyznałam, śmiejąc się cicho.

– Wiem, w końcu dlatego z nim jestem.

Zaczęłyśmy gadać z córką Afrodyty o jakichś nieistotnych pierdołach. Piper lubiła mówić. I to dużo. Jakoś bardzo mnie to nie zdziwiło.

– (T/I), jesteś córką Aresa, nie? – wtrącił się nagle Percy.

– Dopiero teraz to do niego dotarło – wyjaśniła Annabeth, wznosząc oczy ku górze. – Co za glonomóżdżek.

– Mogłabyś powiedzieć swojemu rodzeństwu, żeby nie wysyłało do mnie listów z obelgami, po tym jak przegrałem tą walkę? Nie żebym się tym jakoś bardzo przejmował, ale dostałem już cztery takie, w każdym występuje przynajmniej kilka razy słowo oferma. I jestem pewien, że wszystkie napisała Clarisse.

– Skąd wiesz? – zapytała córka Ateny.

– Były podpisane, więc jakoś się domyśliłem.

– Z nią nie będę rozmawiać. Boję się koło niej stać, a co dopiero się odzywać. Nie wymagaj ode mnie heroicznego poświęcenia – odparłam, wzruszając ramionami.

– Poza tym i tak jesteś ofermą – stwierdziła jego dziewczyna.

Percy westchnął z irytacją.

– Nieważne, (T/I). Jakoś przetrwam.

Skinęłam głową ze zrozumieniem. Zapanowała chwila ciszy.

– Lubisz niebieskie jedzenie? – wypalił nagle syn Posejdona. Piper schowała twarz w dłoniach, Annabeth przewróciła oczami po raz tysięczny, a Jason obejrzał się na niego z niedowierzaniem.

– Przerabialiśmy ten temat. Nie pytasz o to każdej nowo poznanej osoby, Percy. Przez ciebie myślą, że wszyscy jesteśmy nienormalni. Tymczasem to tylko ty masz problemy – przypomniała McLean.

– Niebieskie jedzenie – powtórzyłam. – Niebieskie naleśniki się liczą? Bo jeśli tak, to jestem za.

Jackson patrzył na mnie przez chwilę ze zdumieniem. Miałam wrażenie, że zaraz w jego oczach pojawią się łzy wzruszenia.

– Czemu nie możecie być jak ona? – krzyknął do swoich przyjaciół. – Ona mnie rozumie. Witam w klubie. – Oficjalnie wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją, nie do końca wiedząc, co właśnie się wydarzyło.

– Percy tak zawsze. Czasami jak przebywa pod wodą za długo, to jeszcze gorzej. Nie martw się – wyjaśniła blondwłosa, uśmiechając się przepraszająco. – Poza tym, chyba wypadałoby spytać, jak się czujesz. To znaczy, w nowej sytuacji, w obozie, jako półbogini.

– Nieźle. Właściwie to nadal się przyzwyczajam. Wszystko jest nowe, ale jakoś dam radę.

– Bo nie jesteś ofermą jak Jackson – powiedziała Piper.

– Ktoś tu uratował świat parę razy – przypomniał Percy, wskazując na siebie palcem. – Proszę się nie nabijać z bohatera.

Resztę wieczoru spędziliśmy głównie nabijając się z bohatera. Piper jeszcze trochę pośpiewała, a Annabeth zdążyła zdobyć na mój temat praktycznie wszystkie informacje. Zadawała strasznie dużo pytań. Córka Afrodyty była natomiast w połowie swojego wykładu o tym, jak bardzo nie lubi koloru różowego, kiedy nagle w moim polu widzenia pojawił się Leo.

– Będę się powoli zbierał. Nyssa jeszcze zostaje, a muszę odprowadzić młodego – powiedział, pokazując ruchem głowy małego chłopca, czekającego parę kroków za nim. – Ma zdolności do wywalania się na prostej drodze, kiedy jest ciemno. Robię za gościa od oświetlenia. – Uśmiechnął się krzywo i pstryknął palcami, na których zatańczył mały płomyk.

– Lepiej nam powiedz, czego chcieli Hoodowie. – Piper popatrzyła na niego podejrzliwie. Też zauważyłam, że wcześniej z nimi rozmawiał. I wcale nie chodziło o to, że parę razy gapiłam się w tamtą stronę.

– Tajne przedsięwzięcie, nie mogę nic zdradzić. – Leo skinął na chłopca, który podszedł bliżej. Dostrzegłam, że ma bardzo podobny typ urody do Valdeza. Chyba był jego bratem. – Dobranoc wszystkim. Dobranoc, (T/I). – Uśmiechnął się jeszcze raz, a w jego oczach odbijało się światło ogniska.

– Chwileczkę – zaoponował mały półbóg, pokonując ekspresowo dzielącą nas odległość. Potrząsnął lekko moją dłonią na powitanie. – Cześć, jestem Harley, brat Leona.

Na twarzy starszego syna Hefajstosa malowało się czyste przerażenie.

– Cześć, Harley. Jestem (T/I).

– To już wiem, Leo mi mówił... – W tym właśnie momencie Valdez uśmiechnął się ironicznie i położył sobie łokieć na głowie Harley'a, co tylko podkreśliło ich różnicę wzrostu.

– Zwykle chodzi spać o dziesiątej. Jest dwadzieścia po dziesiątej. Sen miesza mu się z rzeczywistością – wytłumaczył szybko Leo.

– Tobie się coś miesza, kładę się o jedenastej.

– Co nie zmienia faktu, że bardzo chcesz już wracać do domku.

– Właściwie to chciałem zaprosić (T/I) na herbatkę. Chyba mi wolno – powiedział Harley, marszcząc brwi.

– Jak najbardziej. Bardzo chętnie przyjdę, powiedz tylko gdzie i kiedy – zaproponowałam, uśmiechając się do brata Leona.

– No to w Domku Hefajstosa, jakoś trafisz. Może być po południu, kiedy chcesz – ustalił Harley. Wyszczerzył się nagle niespodziewanie. – Chyba że pójdziesz z nami teraz.

– Młody, wiesz która jest godzina? Jak nie wiesz, to może ci przypomnę. – Leo próbował bezskutecznie zawrócić go w drugą stronę. – Idziemy.

– Próbuję ci załatwić sprzyjające okoliczności, a ty tego nawet nie doceniasz, ty niewdzięczniku! – wykrzyknął z uczuciem. Valdez dziwnie na niego popatrzył. – Przepraszam, telenowele Nyssy. Wkręciłem się. I to nieźle.

Harley obejrzał się na mnie przez ramię.

– Ale jutro będziesz, nie?

– Oczywiście, ale obawiam się, że Leo nie będzie zbytnio zachwycony – uznałam, patrząc na zestresowanego Valdeza.

– Będę. To znaczy, możesz przyjść, ale... Bo wiesz, Harley... – plątał się półbóg.

– Nie jestem głupi, jakby co – wtrącił brat Leona. – Wiem, że chciał to powiedzieć.

Valdez westchnął i wziął Harley'a na barana.

– Serio, teraz idziemy. Jak mnie zdenerwujesz, to cię zrzucę – ostrzegł chłopca. Ostatni raz na mnie popatrzył. – Do jutra.

Pomachałam im na pożegnanie. Zostałam z Piper, Jasonem, Percy'm i Annabeth. Cała czwórka patrzyła zdegustowana na parę półbogów, którzy obściskiwali się na ławce naprzeciwko.

– To już jest przesada – Piper pokręciła ze zdenerwowaniem głową. – Tu są porządni ludzie. I jeszcze Jason.

– Właśnie – potwierdził blondyn.

– Nie mów, że nigdy nie zachowywałaś się tak z Jasonem – zaprotestowała Annabeth. – To już podchodzi pod hipokryzję.

– Wy z Percy'm jesteście czasem jeszcze gorsi. – Piper odrzuciła na plecy swój długi, brązowy warkocz. – Przykro mi, ale to prawda.

Kiwałam głową, starałam się udawać, że jak najbardziej mam doświadczenie w tych sprawach i modliłam się, żeby nie włączyli mnie do tej konwersacji.

– A ty, (T/I)? – zainteresowała się córka Afrodyty. – Masz chłopaka?

No cholera, jasne.

– W równoległym wszechświecie na pewno – odparłam.

– Ale kiedyś...

– Nigdy.

– Poważnie?

– Tak.

– Ale przecież jesteś wspaniała!

– I lubisz niebieskie jedzenie. To się ceni – dodał Percy.

– Niestety, aktualnie nie jestem w związku. Ale to nieważne, możemy zmienić temat i pogadać o czymś ciekawszym. – Unikałam ich spojrzenia, wpatrując się w ziemię.

Percy milczał przez parę sekund, a potem podniósł rękę do góry.

– Minutka. Mam pomysł.

– Trzeba uciekać. – Annabeth podnosiła się z miejsca, ale czarnowłosy pociągnął ją w dół.

– Czekaj, Ann. To jest dobry pomysł.

– Już ci wierzę.

Jackson spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

– Jeśli znajdę ci chłopaka do końca miesiąca, zafundujesz mi talerz niebieskich naleśników.

– Oszalał – potwierdziła Chase, przymykając oczy.

– Ty tak na serio, Percy? – spytałam ze śmiechem.

– A czemu nie? Jestem super w swataniu ludzi. Mam certyfikat. Dobra, może nie mam certyfikatu, ale tym na razie się nie zajmujmy.

– Nie będziesz mi wybierał chłopaka. – Pokręciłam głową z dezaprobatą.

– No weź, będzie fajnie.

– Fantastycznie.

– Akceptujesz warunki naszej umowy? – upewnił się Percy.

– Absolutnie nie.

– Super, to mam miesiąc.

– Nie wydaje mi się, żebym się zgodziła – zaoponowałam, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał.

– Zgłupiałeś, poważnie. Chcesz jej szukać drugiej połówki? Chyba poradzi sobie sama, nie musisz ingerować w jej sprawy osobiste – odezwała się Annabeth, na co Percy tylko idiotycznie się uśmiechnął. Jego dziewczyna szturchnęła go w ramię, przywołując go do porządku.

– Nie dramatyzujmy, dobra? Ja tylko chcę pomóc. Znajdę jej takiego odjazdowego kandydata na męża, że się wszyscy jeszcze zdziwicie, a Domek Afrodyty będzie mnie błagał o porady sercowe.

– Jackson, bez urazy, ale wątpię, że jesteś dobry w takich sprawach. To już bardziej ja powinnam się tym zająć – powiedziała Piper. Percy uniósł brwi.

– Czy ty czasem nie szukasz Valdezowi dziewczyny od ponad trzech tygodni? – spytał syn Posejdona, z nutą zgryźliwości w głosie. – Coś ci chyba nie wychodzi, więc bardzo możliwe, że ja poradzę sobie lepiej w przypadku (T/I).

Piper nabrała głęboko powietrza, wypuściła je powoli przez usta i zmrużyła oczy.

– Podważasz mój autorytet? Chcesz się teraz kłócić, Jackson? Jak najbardziej możemy się posprzeczać, ale... – Dziewczyna urwała, kiedy Jason wstał z miejsca i popatrzył na wszystkich z góry.

– Nie wyjeżdżaj znowu z żadnymi mediacjami, Grace – ostrzegł go Percy.

– Nie chodzi mi o was. – Półbóg machnął niedbale ręką. – Ale musimy pogadać we trójkę. Piper, Percy i ja. Nagły wypadek, kod czerwony, coś sobie uświadomiłem.

– A co ze mną i Annabeth? Nie możesz mówić przy wszystkich? – zapytałam, marszcząc czoło.

– Wszyscy mają teraz sekrety. Nawet oni. – Córka Ateny wzruszyła ramionami i wskazała na pozostałą trójkę. – W dodatku Valdez spoufala się z Hoodami, nie podoba mi się to.

– Dzieci Demeter rzucały dzisiaj w nich sadzonkami – oznajmił Percy. – To znaczy w Connora i Travisa. Autentycznie, to chyba zemsta za ten ogródek. Szykuje się wojna gangów.

Patrzyliśmy na Percy'ego z uniesionymi brwiami. Chłopak zamyślił się przez chwilę.

– Te sadzonki można wykorzystać przy bitwie o sztandar – zakomunikował, kiwając głową. Annabeth chyba się załamała.

– Okej, idziemy – rozkazał Jason, biorąc za rękę Piper. Skinął na Jacksona, który podniósł się powoli i ruszył za McLean i Grace'em.

– Tak szczerze to nie mam zielonego pojęcia, o co może chodzić – przyznała blondwłosa półbogini. – Ale kiedyś się dowiem. Na sto procent.

Uśmiechnęłam się niepewnie i zerknęłam na postacie trójki półbogów. Stanęli w dużej odległości od nas, Jason mówił coś do Percy'ego i Piper przyciszonym głosem, pochylając głowę. Nawet z tak daleka widać było szeroki uśmiech syna Posejdona. Piper natomiast zakryła dłońmi usta, z których chwilę później wydostał się stłumiony pisk ekscytacji.

– Może jednak nie chcę wiedzieć – oznajmiła Annabeth, unosząc brwi. – Jeżeli widzisz McLean w stanie tak wielkiej ekscytacji, to najlepiej biegnij ile sił w nogach. W przeciwnym kierunku.

– Będę teraz biec, ale do Domku Aresa – powiedziałam, wstając z ławki i patrząc na dziewczynę z góry. – Już chyba najwyższy czas iść, skoro jutro Piper ma mnie gdzieś wyciągać.

– Tu muszę przyznać ci rację. Ona potrafi wstać przed wschodem słońca i dobijać ci się do drzwi z pytaniem, czy pójdziesz się z nią przejść. Lepiej się wyśpij – doradziła.

– Dobranoc, Annabeth.

– Hej, zaczekaj. No co ty, odprowadzę cię przecież – zaoferowała, także wstając i poprawiając żółtą bluzę z kapturem.

– To jakieś dwie minuty drogi, wiesz o tym?

– Oczywiście, ale będziesz przechodzić koło spiskowców. Bardzo możliwe, że usłyszymy, o czym rozmawiają – wyjaśniła.

– Sprytne. Chociaż myślę, że już przestali rozmawiać. Chyba się zorientowali.

Zobaczyłyśmy tylko, jak Percy przybija z Piper żółwika, a potem wszyscy się odwrócili i patrzyli na nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Szczególnie na mnie.

– Coś wam się dzieje? – spytała blondynka, patrząc po kolei w oczy całej trójce. Piper, Percy i Jason jednocześnie pokręcili głowami. – Idę odprowadzić (T/I).

– To za chwilę – powiedziała córka Afrodyty i walnęła Jacksona w rękę. – Gadaj.

– Dobra, więc chciałem zapytać... – zaczął Percy.

– Ja będę mówić – przerwała Piper.

– Cicho, McLean. – Syn Posejdona spojrzał na nią z irytacją. – (T/I), pytam zupełnie z czystej, bezinteresownej ciekawości. Mogłabyś mi podać parę cech twojego wymarzonego chłopaka?

Przez chwilę zapanowała zupełna cisza. Później chyba się zaczerwieniłam. Annabeth otworzyła szeroko oczy.

– Ja też mam jedno pytanie – oznajmiła głośno. – Powaliło was?

–  To wszystko przez Jasona! – krzyknął Percy, pokazując na niego palcem.

– Jeśli wy planujecie to, co myślę, że planujecie, to życzę powodzenia. Przyda się wam. – Annabeth założyła ręce na piersi i westchnęła.

Co tu się dzieje.

– Chodzi o ten zakład, tak? Że znajdziesz mi chłopaka w miesiąc? – spytałam, patrząc na Percy'ego.

– Po części tak. – Półbóg skinął głową.

Annabeth przewróciła oczami.

– Chodź, (T/I) – powiedziała, biorąc mnie pod ramię. – To naprawdę chybiony pomysł. Nie powinniście się wtrącać! – zawołała, odwracając głowę w ich kierunku.

Parę kroków dalej odsunęła się i spojrzała na mnie przepraszająco.

– Wymyślili sobie, że będą cię swatać – wyjaśniła.

– Z kim? – spytałam, nie patrząc w jej stronę.

– To nieważne. Ważne, że w ogóle postanowili.

Szłyśmy przez obóz. Lampiony porozwieszane przy niektórych budynkach jedynie odrobinę oświetlały drogę. Nie dziwiłam się Harley'owi, że miał tendencję do przewracania się. Sama potknęłam się parę razy.

– Zapanowała niezręczna cisza – odezwałam się. Rzadko kiedy umiałam się od tego powstrzymać. – To chyba z mojego powodu, przepraszam.

– Nie, nie – zaprzeczyła Annabeth, chowając ręce w kieszeniach bluzy. – Po prostu myślałam. A jak już to ich wina, nie twoja.

– Zmieniamy temat – zaproponowałam. – Na przykład porozmawiajmy o... Zaraz, czy Domek Afrodyty świeci się na różowo?

Córka bogini mądrości roześmiała się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Owszem. Uznali, że tak będzie ładniej.

– Nie jest, wali po oczach. Chociaż z drugiej strony w tym miejscu jest jaśniej i nie potykam się o własne nogi. To chyba mój wrodzony talent. Macie jakiegoś boga niezdarności?

– Jesteś córką boga wojny – przypomniała.

–  Faktycznie. Może lepiej nie będę się przyznawać, że prawie wywaliłam się pod domkiem Demeter. Muszę być waleczna i poważna.

– Ares nie jest poważny. Jest bardziej przeciwieństwem słowa poważny.

– Ale przynajmniej umie walczyć. – Wzruszyłam ramionami.

– Jeśli już jesteśmy przy walce. – Annabeth uśmiechnęła się lekko. – Chodzą pogłoski, że nasze domki mają współpracować przy najbliższej bitwie o sztandar.

– Gdybym wiedziała, na czym polega bitwa o sztandar, to byłoby znakomicie.

Blondynka zatrzymała się przed Domkiem 5, należącym do Aresa.

– Ostatnio robimy tak, że walczą dwa domki przeciwko dwóm. Dobiera nas Chejron i ogłasza to dzień przed, ale i tak mamy wtyki, więc wiemy wcześniej. Chodzi o to, że tworzymy dwie drużyny. I każda z nich stara się zdobyć sztandar tej przeciwnej. Trzeba się zwykle ubiegać, pobić, wyrwać tę flagę i uciekać. Takie jest główne założenie. Wszystko odbywa się w lesie. – Annabeth wskazała głową na drzewa otaczające Obóz Herosów. – O ile nie ma dużego prawdopodobieństwa, że coś nas zje. Następna taka gra ma być w sobotę.

– Czyli pojutrze? – zapytałam, patrząc na nią z otwartymi ustami.

– Dokładnie. I nie myśl, że dwa domki to dwa domki. Czasami dorzucają Percy'ego, Jasona albo Nico. U siebie są jedyni. Módlmy się do Zeusa, żeby nie przydzielili nam tego glonomóżdżka.

– Czyli podobno Atena i Ares? Niezła kombinacja. Zabójcza.

– Tak się wydaje, ale jeśli to prawda, to ciężko będzie nam znaleźć wspólny język. Siła fizyczna i umysł to nieczęsto spotykane połączenie.

– Skoro pierwsza drużyna to nasze domki, to kto ma być w tej drugiej?

– To już naprawdę niepotwierdzona informacja, ale z tego, co ktoś powiedział komuś, który usłyszał od kogoś, kto...

– Może do rzeczy – przerwałam, zaczynając się gubić.

Annabeth popatrzyła na mnie przez dłuższą chwilę.

– Apollo i Hefajstos.

– Hefajstos? – powtórzyłam, uśmiechając się krzywo.

– Jak już mówiłam, niepotwierdzone.

– I tak dzięki. I chyba dobranoc. Teraz naprawdę.

Półbogini uśmiechnęła się ostatni raz i pomachała mi na pożegnanie, odchodząc. Obrzuciłam spojrzeniem Domek Aresa. W ciemnościach (a raczej prawie ciemnościach - delikatna różowa poświata Domku Afrodyty) sprawiał jeszcze bardziej przerażające wrażenie. Drut kolczasty wzbijał się wysoko, broń ustawiona rzędami przy ścianach sprawiała, że przechodziły ciarki. Postanowiłam wejść do środka, jak gdyby nigdy nic. Jestem dzieckiem boga wojny, jest ekstra.

W środku nie było za wiele. Paliło się tam słabe światło lampki ustawionej na parapecie jednego z okien. W zasadzie były tu jedynie piętrowe łóżka, żadnych ozdób. Tylko broń. Więcej broni. I jeszcze broń. I jakiś chłopak siedzący na łóżku. Był chyba moim bratem, bo widziałam go przy stoliku Aresa. Mam sporo rodzeństwa. Wniosło to trochę nowości do mojego życia. Nastolatek zwrócił na mnie spojrzenie ciemnych oczu.

– Hejka – przywitałam się, próbując zabrzmieć przyjaźnie i pewnie siebie. – Miło poznać, jestem twoją siostrą. Tak przynajmniej myślę.

Półbóg obrzucił mnie wzrokiem pełnym politowania.

– Śpisz na dolnym. – Wskazał ręką na posłanie pod sobą. – Tylko tu jest wolne.

– Gdzie są wszyscy? To znaczy, potomkowie pana wojny. Udali się na bitwę, żeby lepiej im się później spało?

– Zazwyczaj wracają późno z ogniska. Ja nienawidzę ogniska. To tyle.

Kiwnęłam głową. Syn Aresa nie wydawał się zainteresowany dalszą konwersacją. Szkoda, w pokoju było za cicho. Podeszłam do piętrowego łóżka i usiadłam na dolnym posłaniu. Było średnio wygodne, ale nie spodziewałam się luksusów w domku wojowników. Zrzuciłam tylko buty i oparłam nogi o drewniany zagłówek łóżka. Muszę poprosić dziewczyny o jakieś ciuchy. Kiedy Nico zabierał mnie ze szkoły w podróż ekspresem ciemności jakoś nie pomyślałam o tym, żeby uprzednio spakować walizkę. Skrzyżowałam ręce i oparłam je na poduszce. Położyłam głowę i wgapiałam się w drewniane deski nade mną.

– Śpisz? – spytałam chłopaka na łóżku wyżej.

– Tak.

Fajnie. Porozmawialiśmy sobie.

Parę centymetrów od mojej głowy znajdowało się małe okienko. Na zewnątrz było ciemno, więc absolutnie nie mogłam nic dostrzec. Jednak i tak utkwiłam tam spojrzenie, z braku innych możliwych opcji. Nie lubiłam ciszy w takich momentach. Za dużo się zmieniło i za dużo musiałam przemyśleć. Wolałabym odłożyć to na później.

– Nadal śpisz? – spróbowałam ponownie.

– Tak, na Hadesa.

Westchnęłam z irytacją. Jednak nie można było tego odłożyć. Próbowałam zasnąć. Próbowałam się odciąć od zakręconej rzeczywistości. Jeszcze dwa dni temu wszystko toczyło się inaczej. Normalniej. A teraz byłam w miejscu pełnym dzieci olimpijskich bogów. Sama byłam córką boga. W dodatku zawarłam dość wyjątkowe znajomości, a Percy szukał mi bratniej duszy. Wróciłam pamięcią do jego pytania, tego o cechy wymarzonego chłopaka. Czy umiałam na nie odpowiedzieć? Może tak, może nie.

W dodatku Annabeth przyznała, że jej przyjaciele chcieli mnie swatać. Nie wiadomo nawet z kim. Usiłowałam przejść dalej, ale nie mogłam. Jedno mnie powstrzymywało. Myśl tak szybka, że ledwo byłam w stanie ją zarejestrować.

Może nie miałabym nic przeciwko, gdyby tym chłopakiem był Leo Valdez.

Myśl szybka, ale niedająca o sobie zapomnieć. Rodzaj myśli, które przychodzą do głowy, kiedy jest bardzo późno i nie możesz zasnąć. Kiedy jest tak późno, że nie dostrzegasz różnicy między jawą a snem. Kiedy patrzysz w bezkres za oknem, a koleś z łóżka wyżej nie chce z tobą gadać.

Continue Reading

You'll Also Like

5.4K 285 19
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...
48.9K 5.4K 47
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
6K 726 9
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
136K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz