Bliźniaki Potter.

By Lilianka_ruda

21.1K 827 193

Nicole Potter. Piękna, młoda i uzdolniona dziewczyna. Nicole mieszka z ciocią Emily odkąd ukończyła roczek. K... More

,,Wspomnienie z 31 lipca 1981r."
,,Wspomnienie z 31 października 1981r."
Informacje do książki.
,,Szokująca prawda.''
,,Ulica Pokątna i Szkolne Zakupy".
,,Peron nr 9 ¾ i podróż do Hogwartu."
,,Ceremonia Przydziału"
,,Ravenclaw"
,,Rozmowa z dyrektorem"
,,Mecze Quidditcha"
,,Noc Duchów"
,,Na oku dyrektora"
"Mój pierwszy mecz!"
,,Kamień Filozoficzny"
,,Przygotowania do Bożego Narodzenia"
Szokujące wieści.
Senne Spotkanie
,,Komnata z Lustrem".
,,Żart? A jednak smutna prawda i radosna niespodzianka."
Podziękowania!
Powrót do domu.
Wakacje
Podziękowania!
Przeprosiny!
Informacja!
Dziękuję!
Konkurs
Dzisiejsza Noc Duchów
Minimalne Q&A
🎃Noc Duchów 🎃

Boże Narodzenie

479 23 2
By Lilianka_ruda

Ellie Goulding - Anything Could Happen

P.O.V. Nicole

Znalazłam się w jakimś jasnym miejscu. Rozejrzałam się. Była to polana, tuż za jakimś domem. Byłam na pagórku. Na dole ujrzałam pięć osób. Trzech dorosłych i dwójkę dzieci. Dwie kobiety, jeden mężczyzna oraz dwójka około 9-miesięcznych dzieci - chłopca i dziewczynkę. Jedna z kobiet miała kasztanowe włosy. Z tego, co było widać, ona była matką tych dzieci. Trzymała ona na rękach dziewczynkę, która lekko ciągnęła za pasemka jej kasztanowych włosów. Druga kobieta miała brązowe włosy i miała bardzo dobre kontakty z pierwszą. Pewnie siostry. Mężczyzna miał czarne włosy i dmuchał bańki mydlane do swojego małego synka, który próbował je złapać. Bardzo się przy tym bawił. Idealna rodzina. Nagle kasztanowowłosa kobieta podała córeczkę siostrze i pod pretekstem pójścia po coś do jedzenia, wycofała się i poszła w stronę domu. Szybko, by mnie nie zauważyła, wycofałam się i uderzyłam o coś plecami. Były to drzwi do domu. Weszłam. Najpierw zbiłam wazon, bo w domu było ciemno. Później znów uderzyłam o ścianę. Tym razem ze strachu, bo kobieta z kasztanowymi włosami spytała:
- Kto tu jest? - odpowiedziało jej milczenie. - Kto tu jest?! Jestem uzbrojona! Jak natychmiast stąd nie wyjdziesz, kimkolwiek jesteś, wezwę aurorów! Liczę do trzech! Raz....! - byłam przerażona.

Muszę wyjść. Nie chcę, by ta kobieta posłała mnie do Azkabanu.

- Dwa...! - ciśnienie mi rośnie! - I trzy...! Wysyłam patronusa do aurorów! Exp...

- Nieeeeeeee!! Już dobrze, wyjdę, tylko proszę, nie wzywaj aurorów i Zakonu Feniksa! Proszę...Nie chcę wylądować w Azkabanie! Jestem jeszcze za młoda! - krzyknęłam.

Z tymi słowami w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Zaczęłam płakać. Nie wiem, gdzie jestem. A ta kobieta chce mnie wysłać do najokropniejszego miejsca na ziemi. Azkabanu. Kobieta była wyraźnie zdziwiona, że usłyszała głos i płacz dziecka. A kogo się spodziewała? Bellatrix Lestrange? Lucjusza Malfoy'a? A może Lorda Voldemorta?

Wyszłam z ukrycia i ujrzałam dobrze znaną mi twarz. Na brodę Merlina! Lily Potter?! Czyli ten mężczyzna to James Potter, druga kobieta to ciocia Emily, a te dzieci to Ja i Harry?!

- Kim jesteś? - zapytała mnie mama. - Po co jesteś w moim domu i jak go znalazłaś? O i ile masz lat?

Na twarzy kobiety powoli pojawił się lekki uśmiech. Robił się coraz szerszy. Moja twarz wyraźnie zbladła, co nie udało uwadze Lily. No tak. Przecież Potterowie kłopoty i tą ciekawość mają po prostu w genach. Spojrzeć np. na takiego Harry'ego albo mnie. Kłopoty, kłopotami, kłopoty poganiają. Z ciekawością to samo.

- J-j-j-jestem...- wyjąkałam.

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy - uspokajała mnie matka.

Wzięłam głęboki wdech. Już chciałam coś powiedzieć, gdy wściekłam się na swoją ciekawość i kłopoty. Westchnęłam.

- Dlaczego Potter'owie te kłopoty mają w genach? Czemu nie Malfoy'owie? - matka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Słucham?

- Kłopoty - mruknęłam niezadowolona. - Kłopoty zawsze znajdują Potterów. Lub na odwrót. Przepraszam. Do pani domu weszłam przez przypadek. Uderzyłam o drzwi, które się otworzyły i przez nie wpadłam. Jestem Nicole...i mam jedenaście lat.

Specjalnie nie podałam nazwiska, myśląc, że zapomni. Jednak ciekawość Potterów zawsze wygra.

- Jaka Nicole? Chodzi mi tu o nazwisko. Nie podałaś nazwiska. I jak dostałaś się do naszego domu? - spytała, a ja wzięłam kolejny wdech.

- Wiem, że trudno będzie pani w to uwierzyć. Tak w ogóle to ciocia za moją zgodą weszła do mojego umysłu i jakoś się tu znalazłam. Dostałam się tu również, bo wstęp mają tylko właściciele i wtajemniczeni. Jestem jedną z właścicielek - kolejne spojrzenie. Oczywiście zdziwione.

- Jestem Nicolette Lily Potter. Mam jedenaście lat i dostałam się tu tak, jak wcześniej mówiłam. Wiem, że to dla pani szok. A tak w sumie to nie pani tylko...mamo. To ja Nicole tylko z roku 1991. Nie zdziwiłabym się jakbyś mi nie uwierzyła. Masz prawo - gestem ręki pokazała mi bym kontynuowała. Nie mogła ze zdziwienia nic powiedzieć.

- Jestem Krukonką. Przyjechałam na święta cioci Emily. Tak, tej Emily. Chciałam z... pewnych powodów odwiedzić Dolinę Godryka, ale...

- Ale co? - w domu rozległ się głos ojca.

- Dużo pan słyszał? - spytałam.

- Nie. Dopiero, co wszedłem. Kim jesteś i co zrobiłaś Lily? - odparł tata.

- Jestem Nicole. Mamie nic nie jest - odpowiedziałam, czym zdziwiłam go. - Dlaczego niby ja muszę wszystko zawsze spieprzyć?? - dodałam ciszej.

- Ale nie wiedziałam, jak to wyjaśnić cioci, bo przygotowywała kolację i nie chciałam jej przeszkadzać. W końcu poprosiłam, by użyła na mnie legimencji i tak, wiem. To było egoistyczne i to bardzo, patrząc, że tego nienawidzi - szepnęłam.

- A czy...? - zaczął James, jednak nie dane mu było dokończyć.

- Tak, mam dowód - odparowałam i spojrzałam na swój strój. - A jednak, nie na marne zakładałam szatę. Tak z przyzwyczajenia - machnęłam lekceważąco ręką.

Wyjęłam z szaty mój list z Hogwartu i zdjęcia rodziców, które zawsze mam ze sobą. Nie na marne.

- Skoro miałabym nie być Nicolette Lily Potter to skąd miałabym to? Tylko proszę nie po niszczyć - pokiwałam palcem i zrobiłam Huncwocki uśmiech.

- Skąd ja znam ten uśmiech? - spytał ojciec.

- A skąd ja wiem, że tak uśmiechali się Huncwoci? - zapytałam retorycznie

- Ej. To mój Huncwocki uśmiech! - fochnął się tata.

- Wiem. Mamo nic ci nie jest? - pytałam, bo ona nadal stała w osłupieniu. Po moim pytaniu otrząsnęła się z transu i rzekła jakby nigdy nic:

- Wszystko ok - odparła. - Przepraszam, ale nie możemy dłużej trzymać konwersacji, by nie stała ci się krzywda.

- A wpadniecie do mnie w snach? W sumie do Harry'ego też - poprosiłam.

- Dobrze. Do zobaczenia, córciu - przytuliłam się do rodziców, którzy oddali uścisk.

- Muszę wracać do rzeczywistości? - zapytałam zrezygnowana.

- Tak, musisz - odpowiedziała mi  matka.

Już czułam, że odpływam, ale jeszcze spytałam:

- A czy te "spotkania" mogę kontrolować?

- Ty nie możesz. My tak. Postaramy się wpadać często.  Do zobaczenia! - zawołała mama.

Obudziłam się. Leżałam na podłodze cała zlana potem ze łzami w oczach i Huncwockim uśmiechem na ustach.

- Wszystko okey? - upewniła się ciocia

- Tak. Po tych wspomnieniach znalazłam się na polanie i poznałam rodziców...- zaczęłam jej opowiadać historię, a ona ze zdziwieniem słuchała. - To co, ciociu? Mogę iść do Doliny Godryka? - zapytałam błagalnie.

Ciocia zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Zawsze tak robi, gdy ma rozterkę wewnętrzną. Po chwili wytarła ręce w ściereczkę, wyjęła różdżkę i mruknęła pod nosem coś, co niesamowicie przypominało "Expekto Patronum". Z jej różdżki wyłoniła się duża, srebrna klacz. Ciocia mruknęła adresata, którym była Profesor McGonagall i dodała cicho: "Minerwo, mógłbyś zaprowadzić młodą na cmentarz do Doliny Godryka? Byłabym Ci wdzięczna, bo zajmuję się kolacją, a Nicole zależy i wiem, że nie odpuści. Rzadko kiedy odpuszcza, ale nigdy nie odpuściła jeszcze, gdy chodziło o Jamesa i Lily. Weźcie jeszcze Harry'ego - należy mu się wiedzieć, gdzie spoczywają jego rodzice. Dziękuję i zrozumiem, jak nie będziesz mieć czasu, to pójdę z nimi sama. Emily".

- Wow - rzekłam z podziwem, gdy klacz zniknęła za oknem. Miałam szeroko otwarte oczy i uchylone usta. - Ciociu, co to było?? To było niesamowite! Czy moi rodzice też umieli to zaklęcie? Nauczysz mnie go? Proszę...- ciocia zaśmiała się jedynie, ale zaczęła mi tłumaczyć.

- To było Zaklęcie Patronusa. 'Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowanej pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa, którego formuła brzmi Expecto Patronum. Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. W przypadku mniej doświadczonych czarodziejów patronus przybiera postać bezkształtnej, srebrno-białej masy. Niektórzy czarodzieje celowo nadają mu taką postać po to, by ukryć jego prawdziwą formę. Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarnomagicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Większość czarownic i czarodziejów w ogóle nie potrafi go wyczarować, dlatego umiejętność ta uważana jest za oznakę potężnej magicznej mocy. Potężny, ale niegodny czarodziej nie wyczaruje Patronusa. Patronus zazwyczaj przybiera postać zwierzęcia żyjącego na terenach zamieszkiwanych przez danego czarodzieja. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre patronusy przybierają bardzo nietypową formę tj. sowy magiczne, testrale, smoki i feniksy. Niemniej jednak każdy patronus jest wyjątkowy, jak jego twórca. Zdarza się, że forma patronusa ulega zmianie w czasie życia czarodzieja. Dzieje się tak pod wpływem silnych emocji takich, jak miłość czy smutek lub głębokich zmian w charakterze. Niektórzy są zdolni do wyczarowania patronusa dopiero po przeżyciu silnego szoku psychicznego. Zdarza się jednak również, że czarodzieje pod wpływem przeżycia owego szoku tracą tę zdolność. Zaklęcie Patronusa jest jednym z najstarszych uroków obronnych, znanych dotychczas czarodziejom. Stanowi ono tarczę pomiędzy dementorem, a czarodziejem. Patronus jest rodzajem pozytywnej siły, projekcją tego czym żywi się demon (nadziei, szczęścia, woli przeżycia). Nie może odczuwać jednak rozpaczy, jak prawdziwy człowiek, więc dementor nie jest w stanie mu nic zrobić.
Patronus jest także jedynym znanym zaklęciem odpędzającym śmierciotule. Patronusy charakteryzują się też tym, że są odporne na czarną magię' - zakończyła ciocia, a ja spojrzałam na nią z podziwem.

- Jak ty się tego wszystkiego nauczyłaś, ciociu? Długo trwa nauka Patronusa? - spytałam ciekawa.

- Bardzo długo i jest bardzo trudna. Czasami zajmuje nawet lata. Co do nauki musiałam się nauczyć do OWTM'ów - stwierdziła opiekunka.

- To te testy magiczne po siódmym roku? - zapytałam dla pewności, a ciocia przytaknęła. - Czekaj, czekaj! Jak miałam osiem lat, przyleciał do ciebie taki od... tego no...jak mu tam?!...Moody?...

- Nie. To był Scott Silverstone, przyjaciel ze szkoły i po fachu - poprawiła mnie siostra mojej mamy.

- No właśnie. Taka ładna sowa to była. I ty odesłałaś mu odpowiedź, tyle, że wtedy to była ta...samica jelenia...sarna...nie... już wiem! Łania! Na sto procent! - zgadłam po chwili.

- Owszem, przez...pewien czas moim patronusem była łania.

- Przed wyjściem za mąż? Chociaż nie,...gdy miałam osiem lat, byłaś już przecież mężatką...- powiedziałam. - Mój Merlinie, Potter, zastanów się czasem dziesięć razy zanim coś powiesz - mruknęłam.

Rozmowę przerwała srebrna kotka z czarnymi obwódkami wokół oczu, która przemówiła głosem opiekunki Domu Lwa.
"Zaprowadzę ich tam, Emily. Ty możesz spokojnie wrócić do gotowania, zajmę się nimi. Możesz być spokojna. Mogłabyś podrzucić pannę Potter do mojego gabinetu za godzinę? Może być Proszkiem Fiuu. Tylko przypomnij siostrzenicy, by się ciepło ubrała! Wiem, że o to zadbasz tylko się upewniam. Pan Potter już wie i idzie z nami. Minerwa".

Pobiegłam na górę, by się ciepło ubrać, a do torebki schowałam kilka funtów na kwiaty lub znicz. Rozczesałam włosy, a na głowę nałożyłam czapkę Ravenclawu, tak samo jak na szyi zawiązałam szalik mojego domu. Przytuliłam ciocię, obiecując, że wrócę cała i zdrowa. Następnie za pomocą kominka dostałam się, do gabinetu opiekunki domu mojego brata. On już tam czekał, ubrany w ciemnozieloną kurtkę, na głowie mając czapkę, na szyi szal, a na dłoniach rękawiczki w barwach Gryffindoru. Profesorka miała na sobie ciemnoszary płaszcz z kapturem.

McGonagall wyjaśniła, że jako wicedyrektorka ma możliwość teleportacji na terenie szkoły*, więc kiedy tylko o to poprosiła, złapaliśmy ją za ramiona i zniknęliśmy z trzaskiem. Pojawiliśmy się na dobrze mi znanej ścieżce w mojej rodzinnej wiosce. Harry rozglądał się z ciekawością wokół, podczas gdy ja szukałam wzrokiem kwiaciarni i sklepu ze zniczami.

- Pani Profesor? - opiekunka spojrzała na mnie z zaciekawieniem. - Możemy wejść po kwiaty i znicze?

- Oczywiście, panno Potter - weszliśmy do sklepu, a ja pociągnęła Harry'ego za kurtkę, by zwrócił na mnie uwagę.

- Co sądzisz o tych? - spytałam, wskazując na dwa bukiety białych lilii.

- Białe lilie? - zapytał braciszek.

- Ciocia mówiła, że mama je uwielbiała - uśmiechnęłam się smutno. - Zresztą ja i tata też je lubimy.

- Ja też. Są takie piękne i ładnie pachną - odparł chłopak.

- I mi się z nią kojarzą - powiedzieliśmy równocześnie, po czym spojrzeliśmy na siebie smutno.

- Imię Lily, chyba pochodzi od lilii - rzekłam, po chwili zastanowienia. - Pora wybrać znicze, nie sądzisz?

Podeszliśmy do lady, kładąc na niej kwiaty w wazonach, a Gryfon obok mnie ładnie poprosił kasjerkę czy może nam sprzedać dwa znicze.

- Które, Kochanieńki? - spytała, a Harry spojrzał na mnie znacząco.

- Te czerwone - wskazałam na półkę za nią.

Na niej znajdowały się dwa znicze ze złotym podpisem "Kochanej Mamie" i "Kochanemu Tacie". Zapłaciliśmy i wyszliśmy że sklepu.

- Daj, potrzymam - zaproponował Harry.

- Nie ma potrzeby - rzekłam, ale on i tak wziął ode mnie torbę ze zniczami, przez co trzymałam tylko kwiaty.

Zatrzymałam się przy wejściu na cmentarz. Moja ręka mimowolnie powędrowała na murek, zaciskając się na nim tak mocno, aż mi knykcie pobielały. Przygryzłam dolną wargę, zaciskając mocno oczy, gdy wspomnienia powróciły do mojej głowy ze zdwojoną siłą. Wciąż w głowie powtarzały mi się słowa mojej matki "Nie Harry i Nicole, błagam, nie Harry i Nicole, zrobię wszystko, błagam, zrobię wszystko!" Przestałam na chwilę zwracać uwagę na bodźce zewnętrzne, takie jak to, że Harry i Profesor McGonagall nadal za mną stoją.

Ocknęłam się dopiero, gdy ktoś musnął swoim palcem moje policzki, ocierając z nich łzy, które dopiero zauważyłam. Tym "kimś" okazał się brat. W końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym szlochem, wtulając się w brata. Ten szybko podał kwiaty i znicze Profesor McGonagall, by ich nie zbić i oddał uścisk. Przytulił mnie mocno, starając się mnie uspokoić, choć słyszałam jego drżący oddech i ledwo słyszalne łkanie. Kiedy się jako-tako uspokoiłam, pociągnęłam go za rękaw, a on wziął od wicedyrektorki znicze i poszliśmy dalej.

W międzyczasie ja położyłam głowę na jego ramieniu, mimo wszystko nie będąc w stanie opanować łez. Harry objął mnie wolnym ramieniem, a ja prowadziłam nas w miejsce spoczynku naszych rodziców. Po kilku minutach stanęliśmy przed czarnym pomnikiem ze złotymi literami.

- To tu? - zapytał bliźniak, a profesorka przytaknęła smutno głową.

Grób był zadbany, często tu z ciocią przychodziłyśmy. Leżały na nim jeszcze kwiaty, które na Noc Duchów kupiła ciocia i coś czego wcześniej nie było. Cztery dodatkowe znicze. "Kochanej Siostrze", "Kochanemu Szwagrowi", "Kochanym Przyjaciołom i "Najlepszej Przyjaciółce". Położyliśmy na nim kwiaty i znicze (te ostatnie, na w razie czego, McGonagall zaczarowała, by miały na podstawie inicjały L.P. oraz J.P. 

Słyszałam, jak Harry wciąga że świstem powietrze, więc otworzyłam oczy, które nie wiem, kiedy zamknęłam. Wpatrywał się w zdjęcia, przy imionach. Jedno przedstawiało dobrze mi znaną piękną, rudowłosą kobietę z czarującymi zielonymi oczami w kształcie migdałów, natomiast drugie przystojnego, czarnowłosego mężczyznę z orzechowymi oczami i figlarnym uśmiechem.

- Pani Profesor? - wydusiłam cicho. - Może nas pani profesor zostawić na chwilkę samych?

- Będę czekać przy furtce od cmentarza - odparła i zostawiła nas samych.

Nawet nie wiem dlaczego, po co i jakim cudem, już po chwili zaczęłam się skarżyć na życie zmarłym rodzicom. Co prawda czułam się ciut lepiej, lżej, ale wewnętrzne uczucie pustki pozostało. Spojrzeliśmy z bratem ostatni raz na twarze zmarłych bliskich i wstaliśmy. Kiedy byliśmy już w Hogwarcie, poprosiłam.

- Przyjedź do nas na święta.

- Słucham? - zapytał z szokiem.

- Przyjedź do nas na święta - powtórzyłam

- Nie wiem czy mogę...Skoro już wybrałem szkołę to wątpię, by Dumbledore się zgodził nagle na dom - powiedział, choć widziałam, że chciał.

Tak, jak Harry zapowiedział, tak się stało. Przytuliłam mocno brata i życząc mu wesołych świąt, weszłam do kominka.

- Zaczekaj! - zawołał jeszcze. - Dzięki za super prezent, Lotte!

- Twój też był świetny! Dzięki - i zniknęłam.

Pojawiłam się w domu i zameldowałam cioci, że jestem. Godzinę przed przyjazdem gości. Skierowałam się do mojego pokoju. Kiedy już w nim byłam, ubrałam niebieską sukienkę do kolan. Dziwnie bym wyglądała w sukni do kostek, bo mam dopiero jedenaście lat. Do tego biżuterię w barwie niebiesko srebrnej. Włosy zostawiłam rozpuszczone, ale jeszcze je przeczesałam. Rozległo się pukanie, więc zeszłam na dół, by otworzyć. Nie ma to, jak szykować się do świąt GODZINĘ! Kiedy otworzyłam weszła babcią Isabella z dziadkiem Zenkiem. Podbiegłam do nich i ich przytuliłam.

- Dziadek Zenek, babcia Isabella! Kto z wami przyszedł? - krzyknęłam radośnie.

Dziadek i babcia to rodzice wuja Toma. Wujek wyjechał do Stanów Zjednoczonych i nie ma z nim kontaktu. Nagle zza drzwi wyszedł nie kto inny, jak właśnie wujek Tom.

- Wujek Tom!

Podbiegłam do wuja i go przytuliłam. Zasiedliśmy do stołu. Głównie jedliśmy i rozmawialiśmy. Trzy czwarte pytań skierowane było do mnie, bo uczęszczam do Hogwartu. Kiedy chciałam iść po herbatę, a tak właściwie to już szłam, poczułam straszne ukłucie na nadgarstku i czułam, że mi się kręci w głowie. Fakt, że odczuwałam to pięć razy mocniej niż Harry mi nie pomagał, a wręcz przeciwnie. Pogarszał. Nagle krzyknęłam i upadłam z hukiem na ziemię.

P.O.V. Emily

- Nicole! Nick proszę. Obudź się. Proszę...- byłam zrozpaczona. Nie wiedziałam, co robić. Głupia blizna. Tylko sprawia problemy!

P.O.V. Narrator

Nie wiedzieli, co się dzieje. Co się dzieje ich Nicole. Ich małej Złotej Dziewczynce.

- Emily? Co się jej stało? - spytał z przerażeniem Tom.

- To wszystko wina Riddle'a! Gdyby nie zabił im rodziców i nie zostawił znaków, byłoby ok! Tyle, że zanim próbował ich zabić ona i Harry pokłócili się w łóżeczku. Jedno chciało bronić drugiego i na odwrót. W końcu Harry był z przodu, a Nicole z tyłu. Harry dostał bliznę na czole, a Nicolette na nadgarstku, ale za to ona dostała większą moc od Harry'ego. Moc do wielu trudnych zaklęć. A to dlatego, bo mały czarodziej całą moc ma w rękach. Teraz wychodzi na to, że jak boli ich blizna, to Nicole boli pięć razy mocniej niż Harry'ego - wytłumaczyła Summer.

P.O.V. Nicole

W śnie była tylko i wyłącznie śmierć rodziców. Powtórzyła się chyba z dwadzieścia razy aż się obudziłam. Tak, więc obudziłam się z krzykiem i łzami w oczach. Leżałam na kanapie w salonie. Lekko się podniosłam do pozycji siedzącej i przytuliłam ciocię. Zaczęłam szlochać w jej ramię. Wiedziałam, że babcia Isabella, dziadek Zenek i wujek Tom byli bardzo zdziwieni obrotem sprawy.

- Co tam widziałaś? - zapytała spokojnie opiekunka.

- To, co zwykle. Śmierć mamy i taty - wyszeptałam cicho.

* Magic Time*

Pożegnałam ciocię i weszłam do pociągu. Zajęłam przedział z dziewczynami. Pod koniec drogi przebrałyśmy się.
Byłam bardzo ciekawa czy chłopacy zrobili zadanie oraz miałam super pomysł. Po kolacji poszłam do dormitorium i położyłam się spać.
____________________________
POPRAWIONE

*dajmy, że wicedyrektorzy też mogli...

Continue Reading

You'll Also Like

12.2K 1.1K 27
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
11.1K 839 25
𝐎𝐊𝐎 𝐙𝐀 𝐎𝐊𝐎, 𝐊𝐑𝐄𝐖 𝐙𝐀 𝐊𝐑𝐄𝐖 "𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐃𝐈𝐃𝐍'𝐓 𝐌𝐀𝐊𝐄 𝐔𝐒 𝐊𝐈𝐍𝐆𝐒, 𝐃𝐑𝐀𝐆𝐎𝐍𝐒 𝐃𝐈𝐃" ➡︎ 𝐎 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐤𝐚𝐜𝐡 𝐩𝐨...
12.8K 771 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...
46.8K 3.4K 146
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?