Boże Narodzenie

470 23 2
                                    

Ellie Goulding - Anything Could Happen

P.O.V. Nicole

Znalazłam się w jakimś jasnym miejscu. Rozejrzałam się. Była to polana, tuż za jakimś domem. Byłam na pagórku. Na dole ujrzałam pięć osób. Trzech dorosłych i dwójkę dzieci. Dwie kobiety, jeden mężczyzna oraz dwójka około 9-miesięcznych dzieci - chłopca i dziewczynkę. Jedna z kobiet miała kasztanowe włosy. Z tego, co było widać, ona była matką tych dzieci. Trzymała ona na rękach dziewczynkę, która lekko ciągnęła za pasemka jej kasztanowych włosów. Druga kobieta miała brązowe włosy i miała bardzo dobre kontakty z pierwszą. Pewnie siostry. Mężczyzna miał czarne włosy i dmuchał bańki mydlane do swojego małego synka, który próbował je złapać. Bardzo się przy tym bawił. Idealna rodzina. Nagle kasztanowowłosa kobieta podała córeczkę siostrze i pod pretekstem pójścia po coś do jedzenia, wycofała się i poszła w stronę domu. Szybko, by mnie nie zauważyła, wycofałam się i uderzyłam o coś plecami. Były to drzwi do domu. Weszłam. Najpierw zbiłam wazon, bo w domu było ciemno. Później znów uderzyłam o ścianę. Tym razem ze strachu, bo kobieta z kasztanowymi włosami spytała:
- Kto tu jest? - odpowiedziało jej milczenie. - Kto tu jest?! Jestem uzbrojona! Jak natychmiast stąd nie wyjdziesz, kimkolwiek jesteś, wezwę aurorów! Liczę do trzech! Raz....! - byłam przerażona.

Muszę wyjść. Nie chcę, by ta kobieta posłała mnie do Azkabanu.

- Dwa...! - ciśnienie mi rośnie! - I trzy...! Wysyłam patronusa do aurorów! Exp...

- Nieeeeeeee!! Już dobrze, wyjdę, tylko proszę, nie wzywaj aurorów i Zakonu Feniksa! Proszę...Nie chcę wylądować w Azkabanie! Jestem jeszcze za młoda! - krzyknęłam.

Z tymi słowami w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Zaczęłam płakać. Nie wiem, gdzie jestem. A ta kobieta chce mnie wysłać do najokropniejszego miejsca na ziemi. Azkabanu. Kobieta była wyraźnie zdziwiona, że usłyszała głos i płacz dziecka. A kogo się spodziewała? Bellatrix Lestrange? Lucjusza Malfoy'a? A może Lorda Voldemorta?

Wyszłam z ukrycia i ujrzałam dobrze znaną mi twarz. Na brodę Merlina! Lily Potter?! Czyli ten mężczyzna to James Potter, druga kobieta to ciocia Emily, a te dzieci to Ja i Harry?!

- Kim jesteś? - zapytała mnie mama. - Po co jesteś w moim domu i jak go znalazłaś? O i ile masz lat?

Na twarzy kobiety powoli pojawił się lekki uśmiech. Robił się coraz szerszy. Moja twarz wyraźnie zbladła, co nie udało uwadze Lily. No tak. Przecież Potterowie kłopoty i tą ciekawość mają po prostu w genach. Spojrzeć np. na takiego Harry'ego albo mnie. Kłopoty, kłopotami, kłopoty poganiają. Z ciekawością to samo.

- J-j-j-jestem...- wyjąkałam.

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy - uspokajała mnie matka.

Wzięłam głęboki wdech. Już chciałam coś powiedzieć, gdy wściekłam się na swoją ciekawość i kłopoty. Westchnęłam.

- Dlaczego Potter'owie te kłopoty mają w genach? Czemu nie Malfoy'owie? - matka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Słucham?

- Kłopoty - mruknęłam niezadowolona. - Kłopoty zawsze znajdują Potterów. Lub na odwrót. Przepraszam. Do pani domu weszłam przez przypadek. Uderzyłam o drzwi, które się otworzyły i przez nie wpadłam. Jestem Nicole...i mam jedenaście lat.

Bliźniaki Potter.Where stories live. Discover now